Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

night city mushroom riders

night city mushroom riders

Parę dni temu miałem grzybowy debiut tego sezonu.

25 suszonych, przegryzione z jablkiem. metoda ujdzie - czuc jablko, a nie

smak grzybów. Choc to dziwne, bo za pierwszym razem nawet mi smakowaly same

w sobie, a teraz jak jem to aż się trzęsę.

Ale jazda byla srednia. Nie to ze jakis bad trip. Po prostu srednia. Tak

więc troche ku przestrodze:





Jedlismy razem z kolegą.


Najpierw wybralismy sie na Kamienna Gore w Sopocie. Jak tam doszlismy, bylo

juz sporo po 23. Tam posiedzielismy troche, zjedlismy grzyby i czekalismy na

pierwsze efekty. W pewnym momencie, po ok. pół godziny poczulismy, ze chyba

zaczyna sie cos dziac i trzeba zejsc na dol. Zchodzac przez ciemną, leśną

polane, zaczelismy sie czuc dziwnie. Kolega, jako że nie pogryzl grzybów,

miał mocne nudności. Siedzac na lesnej laweczce, mielismy wrazenie, ze las

jednak nam nie sprzyja. Byl jakis taki mroczny bardzo i tchnący niechęcią.

Poszliśmy więc na dół, wyszliśmy poza las i tu przywitała nas Pani Ziemia.

Brukowana droga, lekko oświetlona, dużo piasku, spokojne, pojedyncze drzewa.

Natura, ale taka nie grozna, jakby sielska bardziej. To juz bylo wporzadku.

Pozniej schodzilismy w dół Sopotu, prze starą willową dzielnicę. Tu zaczęło

się Miasto. Ale nie takie szybkie i dynamiczne, ale bardzo spokojne

(poniedzialek, ok 0.30 w nocy). W tej ciszy, domy zaczęły wyglądać posępnie,

mruczeć nam swoje historie i przyglądać się nam swoimi ciemnymi oknami.

Zapraszać uchylonymi furtkami wśród żywopłotów. Było to trochę posępne i

niepokojące. Szlismy jednak dalej, w kierunku "monte cassino". Byl jednak

problem, bo kolega jest dziwny i troche boi sie ludzi, a w nocy to się

nasila. Btw. cos w tym jest: w nocy nawet na szerokiej, pustej ulicy kazdy

czuje sie bardziej odkryty i jest taka lekka psychozka zawsze, gdy sie widzi

jakis ludzi, szczegolnie gdy sa to osobnicy plci meskiej, troche wieksi i w

liczbie wiekszej niz dwa. No i zaczął się etap "gra". Kolega nie bardzo mogl

poradzic sobie z mocą grzybów i powiedział, że to wszsytko to jest jakaś

dziwna gra koputerowa, a ja powiedziałem że celem jest omijanie dziwnych

osobników.



I tu UWAGA (dla początkujących): Postrzeganie jazdy jako gry komputerowej

nie jest ogolnie fajne, ale w momencie gdy zaczyna byc nieco strasznie i

niepewnie, pozwala zlapac dystans i potraktowac sprawe jako zabawe. W ten

sposob jakby nie chowalismy sie przed ewentualnymi agresorami ze STRACHU

tylko DLA ZABAWY.


Inna UWAGA: Kiedy jazda robila sie dziwaczna, a miasto mocno niezrozumiałe,

stwierdzilismy, ze teraz jestesmy goscmi z innego swiata, turystami z innej

planety. Tez pomaga nie zlapac psychozy - "bo to przecież normalne, że w

innym wymiarze wszystko jest inne". A poza tym czyż nie jest tak, że

halucynogeny zabierają nas w inny wymiar?



Ogólnie trip układał się później różnie i w pewnym momencie omało nam jacyś

dziwni goście nie wklepali. Co mocno spieprzyło klimat na reszte nocy



Z ładnych momentów, to poszliśmy na molo w Sopocie. A wiał mocny wiatr i

pogoda była prawie sztormowa. fale długości 20m i wysokie na 2-3m

przewalające się jak wielkie stwory... Cos wspanialego. Poszedlem sam na

koniecu mola... Wiatr wiejący prosto w twarz, rozwiany czarny plaszcz, fale

niknące w mroku... Tylko morze, wiatr i ja.



Ale po wcześniejszym niemiłym incydencie z jakimis pojebami, nie bylo juz

tak fajnie. I jak kogos widzielismy, to od razu niepokój. W pewnym momencie

bylo jednak tak, że na głównej ulicy, którą

wracaliśmy patrzymy, a tu trzech dużych gości jakoś się dziwnie czai.

Zobaczylismy ich z daleka, stanelismy , przeszlismy na druga strone ulicy.

Oni też nas zobaczyli i albo coś kradli, albo co, bo też z daleka widać było

u nich oznaki zdenerwowania. Jeden nagle zaczął iść w przeciwnym do naszygo

kierunku. My stoimy i patrzymy. Cofnelismy sie troche, az w koncu

stwierdzilismy, ze obejdziemy to naokolo :(



I tu się zaczął fajny film - skradalismy sie gdzies bokiem. Na maksa

wzomcnione zmysly - przekradanie się od cienia do cienia. Nasluchiwanie. Jak

wiedźmini po zażyciu eliksirów.

Paranoja, ale też i niezła zabawa.



Jest parę rzeczy, o których teraz myślałem -



Zauważyłem, że większość moich jazd grzybowych to jazdy nocne.

Wiadomo -jesienią robi się ciemno, a mieszkam z rodzicami więc w odmu

grzybiłem tylko raz. Reszta to różne imprezy, wyjścia do kina (marnowanie

grzybów? - być może, ale Matrix i Piąty Element to do dzis pamiętam jako

niesamowite przeżycia). Ale prawie za każdym podczas nocnej jazdy pojawiają

się elementy, które ocierają się o bad trip. Za to dzienny trip (tylko raz

niestety) byl lekki i przyjemny jak wiaterek (to było rok temu - po głowie

chodziło mi "scar tissue" i pod wpływem teledysku jazda zrobiła się mocno

chillout`owa). Tak więc nocą grzyby pokazują swoją ciemniejszą stronę -

jakby ciążyły w strone Freudowskiego ID. Wychodzą różne lęki i obawy - co

czułem szczególnie mocno tym razem.



taki Dark Side Of the Shroom :)

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media