grzyby - co to jest u licha?
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
grzyby - co to jest u licha?
podobne
Witam.
Rozpędziłem się i tak sobie pomyślałem , że podzielę się z wami również wrażeniami po przyjęciu psylocybinowych grzybków.
Nie było to pierwsze doświadczenie z tego typu specyfikiem, niemniej wydarzenie było na tyle dla mnie ważne , że zawsze będę pamiętał ową wrześniową noc ...
A było to tak. Za pierwszym razem zjadłem 30 szt. i miałem bardzo lekką i przyjemną jazdę, a jako że interesuje mnie wszystko co nieznane, dziwne i straszne - postanowiłem "lekko" zwiększyć dawkę.
Wywar z ok 230 szt i jakieś 70 już wygotowanych grzybów...
Najpierw zjadłem grzyby a po 30 minutach pokonując wstręt wypiłem wywarek.
Pomijając dużą dawkę - pare dni temu ważna dla mnie osoba zasugerowała mi, że jestem na tyle "zrównoważony", że mógłbym zażyć to będąc sam. Dodam jeszcze, że w wyniku pewnych okoliczności to miało być moje ostatnie spotkanie z używkami tego typu i zrobiłem to trochę wbrew sobie - bałem się...
Kiedy zaczęła się jazda (okrutne ziewanie) było w miarę spox. Drzewka oddychały, księżyc się uśmiechał - tylko że było strasznie zimno. Poszedłem więc do domu. Niestety jazda cały czas się nasilała. Ściany już nie oddychały lecz chciały mnie zgnieść, słyszałem "obce"(w pełni znaczenia tego słowa) dźwięki ,a po zamknięciu powiek widziałem "twarze" których nikt nie chciałby nigdy widzieć. Najpierw były to twarze znajome i mówiły znajomym głosem lecz w ułamku sekundy przechodziły niewyobrażalne metamorfozy (głos też) ,co w efekcie dawało okrutną arię istot rodem z najbardziej chorych koszmarów. Well, doszedłem do wniosku, że sam jednak zwariuję i złapałem za tel.(była 3 w nocy).Pojechałem do kumpla na rowerze.
I tu się zaczyna.
Wskoczyłem na rower, chyba poziom zatrucia cały czas się zwiększał bo jak wsiadłem na siodełko to miałem wrażenie, że cały rower jest z gumy - (dodaj do tego to, że asfalt też był gumowy a bedziesz wiedział jak się czułem jadąc do kolegi 7 km.) Droga wiła się (dosłownie) jak ogon gigantycznego węża. Auta z naprzeciwka wyglądały jak gigantyczne żaby i uśmiechały się do mnie, księżyc miał kształt banana i coś tam sobie mruczał, światła latarni tworzyły lądowisko dla księżyca lub obcych (nawiasem mówiąc odgłosy z fabryki i kilku sklepów, które mijałem rzeczywiście sugerowały działanie istot nie z tej ziemi...)Pociąg na przejeździe kolejowym zdawał się nie mieć końca a przy tym był żywy...
Kiedy dotarłem do kumpla dostałem początkowo ataku śmiechu, bo ten łajdak stał skosem do ziemi (jakieś 50 stopni) miał niebieską twarz i w ogóle przypominał ufoludka. Mówił też jak ufoludek.(heh)
Było już strasznie zimno a poza tym czułem , że nie mogę "utrzymać" świadomości. Poprosiłem kumpla ,żebyśmy poszli do domu. Tam już było apogeum zatrucia. Pokój raz stawał się ogromny, raz skurczał się do rozmiarów pudełka zapałek. Kumplowi ustawicznie spadała twarz i wyglądał jak Shrek - zielonkawy, paskudny, z wielkim brzuchem... Ja po pewnym czasie nie stwierdziłem już obecności swego ciała - tylko raz po raz przed oczami przemykała mi groteskowo wykrzywiona ręka bądź noga. Mózg się smażył, a w żyłach krążyła gorąca lawa. Nie miałem już prawie żadnej świadomości - czułem, że ulatuję w jakiś strasznie zimny i obcy bezmiar samotności, pustki i nicości. Traciłem kontakt ze światem i gdzieś, w jakiejś bardzo małej cząstce siebie zorientowałem się, że jak nie bede walczył to ... odlecę na zawsze. Czułem się jak wariat.
Nie wiem jak długo to trwało, jednak udało mi się przywołać niezmącony obraz osoby, na której mi bardzo zależy i chyba tylko dzięki temu przetrwałem to piekło.
Po jakimś czasie walki jazda zaczynała słąbnąć (piłem w międzyczasie litry wody ...) i jak już wyszłem z tego, poczułem - tego nie da się opisać - tak wielką jasność i wiedzę (przywołując w myślach jakąś osobę "czułem" ją całą - bez żadnych ograniczeń - wizja która bardzo konkretnie opisywała daną osobę - to tak jakbym "widział" uczucia ,myśli ,pragnienia ...wszystko.). Kiedy wracałem do domu miałem w sobie wiedzę nieogarnioną - to tak jakbym był częścią wszystkiego i wszystko było częścią mnie.
To doświadczenie strasznie mnie zmieniło wewnętrznie. Wiem, że dotknąłem (zaledwie) czegoś niepojętego, ale dało mi to pewną ogólną a jednocześnie konkretną wiedzę na temat istoty wszystkiego - czuję się jakbym wiedział więcej, ale przez to straciłem pewną beztroskę, teraz wiem jak mało wiem (a i być może na ten temat za mało wiem aby tak mówić...)
Grzyby na pewno coś mi dały ,ale także dużo zabrały - straciłem poczucie bezpieczeństwa wynikające z niewiedzy i z ignorancji przeczuć. Wyczuliłem się bardzo na pewne nieokreślone "sygnały", lecz jakby mnie ktoś zapytał co to za sygnały, co czuję i co wiem - nie potrafię odpowiedzieć - to wszystko teraz jest tak bardzo we mnie...
Nie polecam ani nie odradzam.
- 7863 odsłony