Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wczesna faza parkinsona

wczesna faza parkinsona

I znów się spotykam z Toba drogi czytelniku. Dzis mam dla Ciebie taka sobie opowieść o przeżyciach wywołanych po zapodaniu gałki. Pisze tak na poczatku bo sam nie wiem jak to opisać. Ale do dzieła. Moje zaawansowanie, czy staż w braniu narkotyków jest niezbyt wielki - mam tu na mysli coś głebszego niż feta i zioło. Ok piszemy. Skąd wziął się sam pomysł ? [...] Poczytawszy to i owo nagromadziwszy niezbyt wiele informacji wiedziałem pobierznie co mam kupic i ile wziąść (jednak chyba się przeliczyłem z dawką ?, ale o tym w dalszej części mojej lektury. Ja i mój najleprzy przyjaciel wsiedlismy do autka i jadąc w kierunku miasta zachaczaliśmy napotkane po drodze sklepy w poszukiwaniu gałki muszkatałowej (WAŻNE : CAŁEJ a nie w proszku) Jednak po tych wiochach całej nigdzie nie było. Za to w mieście w małym sklepiku się znalazła. Jedno opakowanie zawierało takie dwa "orzeszki" długoścą i wielkością odpowiadające, no nieco wieksze chyba od niecałego kciuka osoby o średnim wzroście. Kupiliśmy 4 paczki, czyli 8 gałek ;) Koszt to niecałe 5 zł. W sklepie pomyslałem sobie, że to nie wystarczy bo gdzies tam wyczytałem w innym tripie ze powinno być ok.1/3 do 1/2 - zwykłej szklanki. I byłem troche zmartwiony, jak się potem okazało niepotrzebnie. Zajechalismy sobie do mnie do domu i zbunkrowalismy się w moim pokoju. Dzionek był nawet fajny, ciepły ale troszke wietrzny. Do rozkruszenia uzylismy młotka, którym to delikatnie rozbiliśmy wszystkie gałki na dość małe kawałki, dalej bujnąłem się do kuchni po taki stary młynek do kawy w kolorze białym. Dodam tylko, że po rozbiciu młoteczkiem pojawił się bardzo ostry zapach a mieląc wszystko w młynku widzieliśmy jak się ten cały smród unosi do góry. Następnie wszystko na kupke i na dwie części, dalej do 2 szklanek i było ledwie jakaś 1/4 szklanki takiej jakich miliony w domowych kuchniach. Mieliśmy przyszykowany każdy po 1,5 litra jakiegos napoju lub wody mineralnej do zapijania bo wyczytałem, że bardzo ćiężko wchodzi. szklanki z gałką zalaliśmy wodą, troche pomieszalismy, nic się nie rozpuszcza, niech nikt nie myśli, ze to bedzie jak kakao - powiedziałbym raczej ziemia i trociny pływające w szklance. Oczywiście wypilismy to cholerstwo a było tak niedobre, że momentami walczyłem żeby nie zahaftować dywanu. Pierwszy łyk i pierwsza myśl - eeee nie jest tak żle , dam rade, drugi łyk i już gorzej bo woda spływa do gardła a reszta pozostaje w jamie ustnej i ma się wrażenie jakbyś miał ziemie w ustach. Ciul popijałem zapijałem i płukałem aż wszystko weszło. Dobrze jest sobie przygotować jakieś jedzonko, zeby sobie po wypiciu tego niedobrego w smaku świństwa pozagryzać smaczne kanapeczki i herbatka, aby poczuć jakiś fajny smak i czymś zniwelować ten zapach odbijający się z żoładka - no i obowiązkowo trzeba mieć taką ilość marihuany żeby się zaj...ć i zapomnieć o lekkim bólu brzucha i tym smrodzie. Kiedy zapodaliśmy to była gdzieś godzina ok 16:00. Po całej ceremoni, ok 17:00 poszliśmy sobie na dwór i już wtedy a nawet wczesniej zacząłem odczuwać, że coś się ze mną dzieje. Idac po schodach może mi się wydawało a może nie ale miałem wrażenie jakbym widział gęste falujące powietrze przez chwilkę (ok.2-3 sek.), coś podobnego do tego jak w lecie patrząc troszkę wyżej ponad rozgrzany asfalt(przy duzych upałach oczywiście) jednak szybko to znikło. Tak czy siak gałka działała juz po ok. 1 godzinie. Tylko może wyrażnie tego nie uchwyciłem nie wiedząc za bardzo na co mam czekać. 17:30 faza trwa a my sobie chodzimy po wiosce i jest tak dziwnie, po głowie chodza myśli działa juz tak jak powinna czy jeszcze trzeba poczekać. Cały czas jest tak dziwnie, patrzysz na wszystko, oglądasz i nagle pomysł jedziemy na stopa do innej wioch no bo tam akurat gdzie wybuchł pożar pod lasem to pojedziemy zobaczyć może będzie fajna bania, hm taki pomysł. Pożar był mały ale za to zauważyłem, że kumpel jest taki podatny na sugestkie mota się rozmawijąć z ludzmi, których zna kupe lat, dobrze że nie wiedzą Ci ludzie jaka my mamy jazde bo by nas chyba napietnowali. Była jakaś 18:00 dalej jest dziwnie chdzimy, patrzymy na widoki ale nie wkrecaja się jak po MJ, są inne niż na "trzeźwo" trudno mi porównać do czegos innego - pewnie moja wiedza jest jeszcze zbyt nikła. Tutaj ciekawostka podobno gałka ma ok. 40 alkaloidów a to całkiem sporo. W tym całym łażeniu lądujemy u kumpla w mieszkaniu a tam nikogo nie ma więc muza na maxa a ja sobie oglądam telewizje i o dziwo fajnie mi sie ogląda MTV i te teledyski. Kumpel przychodzi i wyrywa mi piloty z rak. W jednej ręce zostaje mi plastikowa cześć zasłaniająca baterie, chce żebym mu ją dał ale mu jej nie oddaje odrazu tylko po dłuzszej chwili 2-3 min klade na podłokietniku u jego fotela mówiąc do kumpla że tutaj mu kłade a on mówi dobra ale nic nie robi a plastik sobie lezy. Oglądamy sobie dalej lub raczej powiedziałbym patrzymy w ten telewizor a tu nagle kumpel do mnie z pretensjami gdzie ja to dałem, mówie tutaj patrze a tego nie ma, myśle sobie może spadło pod fotel i nic sobie z tego nie robie a kumpel przewraca poduszki i sie denerwuje, myśli że mu ją schowałem. Tutaj pojawia się taka zagrywka miedzy ziomomi którzy razem zapodaja sobie rózne specyfki, czyli wkret: ja myslę, że on ściemnia i udaje nerwy a on myśli, że ta ja sobie robie z niego jaja nie dając mu tego plastika. Ja tez cięzko już teraz włączam się w poszukiwania zguby, fotele mamy odsuwać a tu nagle koleś patrzy a w ręce trzyma pilota z już założonum plastikiem, i w tym momencie dochodzi do nas świadomość, o cholera jest dobrze, towar już działa a ja wybucham śmiechem. Wogóle żaden z nas nie zwrócił uwagi na to , że to jest na swoim miejscu , koles wogóle nie pamieta żeby ją zakładał a całość trudno mi powiedzieć ile trwała bo już dawno zatraciłem poczucie czasu. Rzeczywiście jest tak jak przeczytałem w jednym z tripów gałkowych - "czas wydaje się byc zmienny, tzn. raz płynie wolniej a raz szybciej " Potem wychodzimy z mieszkania kumpla i w sumie jednak lądujemy na przystanku autobusowym a potem z powrotem u mnie w domu. Fakt: źrenice poszerzone. Na chacie 19:00 leżymy i jest przyjemnie, powiedziałbym odpoczywamy sobie, ogólnie to nie chce nam sie nic robic tylko leżec, bo się tak fajnie leży. Ogónie to jest bardzo duże rozleniwienie, barrrrrrrdddzzzzzo ddddduuzee. Nic się nie chce robić ale jakis film ogladamy w TVP2 leci bo leci nic specjalnego ale gdy pojawia się smieszna scena to oboje ryjemy takim smiechem przez dłuższą chwile, że zaczyna być wesoło po chwili jednak wszytko wraca do normy czyli lezymy jak kłody. Pojawia się głód, trzeba by coś do żarcia zrobić bo sie jeść chce. Z wielkim bólem i trudem ruszam się z materaca i wędruje po schodkach do kuchni, jest juz wtedy noc ok.23:00 - 24:00. Ląduje w kuchni i niczego nie podejrzewając nastawiam wodę na gazie żeby zrobić herbatke. Nagle coś mnie zabolało w brzuchu i pomyslałem sobie, cholera co to? może się zatrułem tą gałką ale takie myślenie spowodowało coś w rodzaju takiej fali, czyli pomyślałem sobie coś a to wróciło jak wala tylko, że z o wiele wieksza mocą powodują iż zacząłem sie czuć strasznie, żeby nie powiedzieć fatalnie, znowu ból w brzuchu i jeszcze wieksze pulsowanie w czaszcze, myślę sobie już nie chce tej fazy mam dość, nie moge nic poradzić te uczucie wygląda jakby samo sie sobą rządziło w pewnym momencie myśle zaraz mi odwali, mózg nie wytrzyma i bedzie ze mna naprawdę żle, zalicze glebe w kuchni a obok starzy spią, jakoś słaniając się na nogach wyszedłem na dwór myśląc iż świeze powietrze mi pomoże, i pomogło na szczęscie. Czułem jednak, że nie mogę dłużej być sam w pomieszczeniu bo popadne w jakąś paranoje. Wracając do góry po drodze zachaczyłem o kuchnie żeby zobaczyć czy na pewno wyłączyłem gaz, żeby się w nocy chata czasem nie zajarała. Wpadam do pokoju czuje się fatalnie ale w momencie kiedy kłade się i juz leże cały ból przechodzi i znów czuje jakbym odpoczywał. Po kilku dniach powiedziałem o tym kumplowi , który w tym samym czasie kiedy ja byłem w kuchni to on sam siedział u mnie w pokoju. Nasze doznania były niezwykle podobna. Mówił, ze patrzy tu po meblach i po pokoju i też coś zaczyna go brać, jakieś straszne myśli przychodza do głowy. Ale wróciłem w pore, niestety bez jedzenia a le za to cały i żywy ;P. Wniosek może byc taki, iż nie powinno się zostawać samemu, może musi byc cos żywego chociaż, tak czy siak nieżle się wtedy wystraszyłem i juz nieco nawet bardziej umiarkowanie podchodze do zażywania nieznanych substancji po raz pierwszy. Jak wczesniej myslałem, ze dam rade nawet takiej wiekszej dawce czegokolwiek to teraz już nie jestem tego taki pewien. Wracając do tripu usnęliśmy dzieś ok.01:00 w nocy i spaliśmy dobre 20 do 25 godzin, a co lepsze kiedy sie bydzimy to faza jest dalej, dalej trwa i nie wyglada żeby zeszła choć troszeczkę. Kiedy podczas leżenia prze snam sie człowiek podniósł i pochodził troszke to zaraz mu sie kreciło w głowie i kładł się z powrotem. Po przebudzenie mam wszytko gdzieś leże sobie i nie chce mi się wogóle ruszać. Po paru godzinkach na fazie wciąż, ale dało się juz odczuwać, że coraz słabsza odprowadzam kumpla na autobus, czy stopa i on wraca do siebie a ja do siebie. Czuje lekki stan, lekka faze patrze w lusterkach na oczy i czekam kiedy beda już normalne bo wtedy będe pewien, że juz się skończyło. Wieczorkiem zasypiam a na nastepny dzien jest juz po wszystkim. Faza jest długa, w moim przypadku ok.40 godzin z czego 20 do 25 sie śpi, człowiek po 8-10 godziny jest już zmęczony ma niezgrabne ruchy, wszytko ładnie się kryje pod sformułowaniem, które wyczytałem w innym tripie jako "wczesna faza parkinsona" ;)). Na poczatek proponuje ludziom nie 4 jak u mnie a raczej po 2 gałki całe (oczywiscie wczesniej przyrzadzone) na osobę. Jesli chodzi kto ile waży tutaj raczej nie robiło róznicy bo kumpel o 25 kg cięzszy a mi sie wydawało, że go bardziej kopło. Najlepiej zapodać sobie z samego rana żeby zdążyć pochodzic po dworze a wieczorkiem kiedy przyjdzie zmeczenie usnąć, jedzenie naszykowac wczęśniej, a kontakty z ludzmi, ruchem ulicznym czy rodzicami lub kolegami ograniczyć do minimum lub wogóle - tak moim zdaniem bedzie bezpieczniej, i z dobrym przyjacielem w którego obecnosci czujemy sie swobodnie i na luzie. Może ktoś znajdzie coś w tym dla siebie, może kogoś uchronie a może i nakłonie, sam jestem zdania że lepiej jest zacząć od małej dawki aby uniknąć takiej sytuacji jaką miałem w kuchni, ludzie mówię wam to co przeżyłem w kuchni bardzo mnie dotknęło jako tripera - oblatywacza akurat teraz gałki muszkatałowej.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media