trzy po trzy, czyli gałka muszkatołowa
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
trzy po trzy, czyli gałka muszkatołowa
podobne
Stan, warunki etc.: Generalnie nastrój ani specjalnie zły, ani dobry. Siedzę w domu, sierpień. Lekki ból głowy. Zaciekawienie ralacjami o gałce, na które przypadkiem wpadłem na hyperreal.
Doświadczenie: to było dawno i nieprawda ;) A co do gałki, lata temu zjadłem półtorej i nic, uznałem wtedy pogłoski o jej tajemniczej mocy za jakąś miejską legendę ;)
Przygotowanie: w trzecim z kolei sklepie znajduję ostatnie trzy torebki gałki muszkatołowej "całej" firmy Kamis, po trzy gałki w torebce. Data przydatności do spożycia mocno niejasna - 04/03/08... Sprawdzam jeszcze kilka sklepów, nic lepszego nie ma. Wracam, ścieram na tarce gałki, wybierając te bardziej wewnątrz wilgotne. Trudno jest zetrzeć gałki do końca; pozostałości wrzucę do piersiówki whisky, niech się przegryzie, będzie nalewka - zobaczymy. Po starciu każdej gałki zsypuję proszek do niewielkiej filiżanki; pierwszą partię zalałem ciepłą wodą, mierząc mniej-więcej tak, żeby ilość wody odpowiadała końcowej ilości gałki. W końcu otrzymuję ok. połowy filiżanki do kawy gęstej zawiesiny, jasnobrązowego "błocka". Zapach wcale nie wydaje się zbyt intensywny. Starta ilość odpowiada 5-6 całym gałkom. W sumie było dziewięć (3 torebki po 3 gałki), ale dwie gałki były do odrzucenia - jedna całkiem sucha i pusta, druga miejscami wewnątrz czarna, jakby wypalona na węgiel.
12:50
Zaczynam pochłaniać. Czytane wcześniej opisy były na tym etapie mocno zniechęcające - tymczasem z sokiem pomarańczowym wchodzi bez najmniejszych problemów (choć oczywiście nie są to lody ani krem;) Biorę to tak: łyżeczka zawiesiny (jest bez smaku) na język i zapijam sokiem pomarańczowym, przełykając całość.
12:55
Gałki pochłonięte (razem z 0,5l soku pomarańczowego). Przegryzam jeszcze sokiem ze świeżutką kajzerką. Zastanawiam się nad drzemką - w nocy spałem tylko ok. 4 godzin, a z opisów wynika, że mam teraz 3-7 godzin do rozwinięcia się działania... Zobaczymy. Robię notatki, czyli to, co powyżej. Hm, hm... Dobra, koniec pisania i kajzerki, mam do wykonania telefon, do tego sprawdzenie poczty i takie-tam szybkie drobiazgi. Lekko odczuwam smak/zapach gałki. Hm... W takim razie spróbuję się zdrzemnąć (może przejdzie ból głowy). W żołądku trochę ciężko, ale bardziej ze względu na zapodanie dużej ilości zimnego soku niż "błotka".
15:00
Budzę się; trochę wypocząłem, ale prawa zatoka dalej boli; zarzucę jakieś małe kanapki i może pracetamol. Trochę czuję wewnątrz "błotko", smakozapachowo odrobinę gałki, poza tym normalnie, czyli nic. Zastanawiam się, czy odpalać TV, czy wrzucić na luz, spokój i "bycie z samym sobą". Hm... Pomyślę nad tym robiąc kanapki. ;) Coś jakby teges?.. E, nie. raczej skutek rozespania i ogólnej lenizny połączonej z oczekiwaniem na rezultat. Barwniejsze rzeczy zdarzają mi się na trzeźwo. No to jeszcze rzut oka na internet (ktoś coś wołał, ale chyba już poszedł), może coś zjem? (i już jest 15:16, ale ja się zawsze ciężko uruchamiam po obudzeniu)
15:21
Nadal się krzątam NIE w kuchni. Dopisuję tytuł tego tekstu, przyszedł mi do głowy gdy drzemałem (odnosi się oczywiści do trzech torebek po trzy gałki, które udało mi się zdobyć;) Wyprawa do łazienki. Na wszystko zwracam uwagę w tym oczekiwaniu; w WC mruczy uruchomiona przez współlokatorkę pralka - w takim razie dobrze mi się wydawało w czasie drzemki, że słyszę jak ją uruchamia. Koordynacja ruchów w normie (musiałem przeciskać się obok odpływowego przewodu pralki). Samopoczucie w normie. Mocz w kolorze słomkowym. ;) Ale oczekiwanie przyjemne. Czy gałka to pretekst do tego, by po prostu docenić cichy, spokojny wolny dzień? Eh, sugestia. Może po prostu zamiast się zastanawiać, to jak już zdecydowanie i z całą pewnością ODCZUJĘ jakiś chemiczny wpływ, wprost o tym napiszę.
15:40
Odbyłem ten telefon związany z pracą. Czyli z grubsza jestem czysty i gotowy. Przybywaj, Gałko! A póki co - kanapeczki...
15:45
"Coś mnie dusi, trochu ściska", w kuchni chwila trawowego odjazdu, gdy stawiając na szafce talerz mam/przypomina mi się mikronapad niezdecydowania. Lekkie rozkojarzenie, i fizycznie troszkę jak na wstępie tego akapitu. Hm, mam trudności z pisaniem (robię literówki, gubię wyrazy). Nic dziwnego, że się tak czuję - nażarłszy się ciężkawego (pod względem trawiennym) "błota". Klimat miodowy, przypominam sobie jak to jest po dobrym haszu, eh. Dolce far niente... "Miodowooleiście." Ten wyraz przyszedł mi do głowy dziś rano podczas poszukiwania gałki.
15:56
COŚ JEST. Najpierw gwałtowne "bicie serca", tylko przez moment, potem nieco inne percepcja otoczenia - połysk, światło (ale na granicy sugestii). Czuję coś podobnego do takiego "wymęczenia" na schodzącej, nie za dobrej MJ. Także chyba taka ilość przypraw mi nie służy ;/ Odczucia nie za mocne (oprócz tych kilku "uderzeń serca") i wyłącznie fizyczne. Powinienem się wybrać do kardiologa ;) Zbyt gwałtowna zmiana położenia ciała powoduje różne sensacje, np. odczucie wzmożonoego bicia albo takie "zimne mroczki" za uszami jak przy hyperwentylacji. Lekka gonitwa myśli. Tak, coś się dzieje, ale co? Bo jak na razie to olejki aromatyczne z gałki czy olejek rycynowy - w zasadzie różnicy nie widzę...;) Robię kanapki (uważnie i powoli), są gotowe, herbata też, przystępuję do konsumpcji. Pierwszy kęs smakuje gałką... nie, są bez smaku! Herbata już prawie zimna. Ale daję im (kanapkom i herbacie) radę. Tak, stanowczo albo zaczyna działać... Albo sam siebie autosugestywnie wpędziłem w taki klimat... Co za niezdecydowana roślina! ;) No ale czego się spodziewać po domowej przyprawie. ;) Nic nowego się nie dzieje, może poza odczuciem jakbym dostał starym, zakurzonym kapciem po głowie;) Ale już za chwilę zaczęło się wyraźniejsze działanie psychotyczne, "coś" mi usiłuje prostować kręgosłup gdy ślęczę przy komputerze notując niniejsze, "ostrzega białym światłem w głowie" - ale może to po prostu ta boląca prawa zatoka, halucynacyjnie przetwarzana na inne odczucia? Zaczyna się lekkie rozchwianie świadomości. Błony śluzowe suche, ale zupełnie znośnie (pomagam sobie zwilżając co jakiś czas gardło mineralną). Męczy mnie miejsce przy komputerze, gdzie na co dzień spędzam większość czasu, mam ochotę coś zrobić, "się ruszyć" a spisywanie notatek na razie nie jest wystarczająco absorbujące, bo jednak nie ma o czym pisać... Na początek przemieszczam się do okna. Pojawia się efekt "podkontrastowywanych" na ułamki sekund wrażeń zmysłowych: kontur okna obrysowany jaskrawym światłem, łyk wody eksplodujący na języku fontanną mineralnych smaków. Pojawiają się "odloty" - ciągi skojarzeniowe (powiedzmy;) o sennym zabarwieniu, w które momentami zapadam tracąc z oczu otoczenie. Pojawia się chęć do zabawy słowami, ale raczej bez interesujących efektów (mówię to na podstawie notatek - nic wartego przytoczenia;)
16:37
Testowo włączam muzykę. Bez specjalnego wrażenia. W sumie czuję przytłoczony jak po jakimś ciężkim uspokajająco-zmulającym czymś, a nie podkręcony. Iść spać? Tak bym zrobił, gdybym się czuł jak się czuję bez wzięcia gałki. A może coś wymyślić, wprawić wyobraźnię w ruch? Momentami ciężko jest pisać ze względu na umykający wątek oraz poszukiwanie umykających (zapominanych) słów. W sumie zamiast działać mógłbym się poddać skojarzeniom-obserwacjom autoanalitycznym. W międzyczasie zapomniałem, że mnie zatoka boli. No w sumie fizycznie czuję się jakbym cały był tą zatoką. Ale jazda ;) (dopisek: podobne do trawy. Swiadomości zostaje tylko tyle, co uwagi - i jeśli uwagę kierujemy na tę nieszczęsną bolącą zatokę, nagle jest tylko ta boląca zatoka. O ile jasno tłumaczę...;) Aaaa! Wiem: szkoda, że robię to sam! Tak, lepiej by było wziąć tę gałkę w towarzystwie. No trudno. Trip "po-trawowy". Autoanaliza, skojarzenia - i to wszystko szarpnięciami krótkich "odjazdów", kiedy znika otoczenie. Wniosek(dopisek: chyba ciut przedwczesny;): można się uwalić gałką. Można też płynem na pryszcze. Wszystko jedno. (sens: że gałka to niestety nie jest jakiś wysublimowany środek - tak przynajmniej wtedy uważałem;)
16:40
CZUJĘ i WIDZĘ EMOCJE. Fizycznie w klatce piersiowej i brzuchu, "wizyjnie" jako ażurową klatkę z różnobarwnych elementów promieniującą dookoła mnie. Emocje są też związane z pewnymi słowami. A wszystko podlane wspomnieniami z upalenia MJ: zmęczenie, autoobserwacja (tu odpłynąłem - co za zmulacz...) Np. słowo "dobrze" było obarczone takim fizycznie odczuwanym znaczeniem.
16:55
Czyli jestem uwalony od godziny. (w sensie: miejmy nadzieję, że to dopiero początek, bo nudno.)
16:56
No tak, jeśli to wszystko, to wracajmy do rzeczywistości, skończmy pisć ten tekst i weźmy za konkretną robotę. Tylko że z tym kapciem zamiast mózgu... Taak, odurzacz rozstraja ciało i psyche, tylko że psyche jeszcze się z tego cieszy... Wrażenia najbardziej przypominają te po trawie - myśli podążają za muzyką, ciągi skojarzeń wpadają w swoje własne emocjonalne koleiny, są "wciągane przez wektory między słowami". Język oprócz "twardych" logicznych znaczeń ma delikatne, skrzące się ciało emocji. Stanowczo odjechałem ;)
17:04
Dobra, idę na spacer. Przynajmniej będzie to coś, czego nie doświadczam na co dzień. Idę, idę - ale po drodze trochę jeszcze w sieci pogmerałem. W końcu zbieram się, powoli i uważnie, bo i skupić się ciężko, i ruszać się trzeba ostrożnie ;) Nadal próbuję jakoś ocenić gałkę, na razie nie podoba mi się specjalnie. Zanotowana myśl: "zasada nieoznaczoności: nie można jednocześnie siebie obserwować i w pełni przeżywać trip." Po kwadransie w końcu wychodze na spacer, w tę i wewtę, do osiedlowego sklepiku. Już zamknięty. Dochodzę do wniosku, że wszystko fajnie, ale lepiej w tym stanie się nie włóczyć. Trip cały czas zbliżony do MJ. Wracam do domu i włączam TV. Na nic lepszego ten "narkotyk" nie zasługuje. Trochę komputera, trochę sieci: rozmowa o polityce (!), wychodzi na to, że moja polityka to raczej jakaś multi-psychologia niż obiektywna ocena rzeczywistości. Ale daje się w miarę rozmawiać, chociaż utrzymanie się w wątku i nie strywializowanie go wymaga ode mnie ofiar (uff...;)
18:25
Kładę się, z włączonym TV.
Noc spędzona równie interesująco, co koszmarnie ze względu na fizyczne obciążenie organizmu (przysypiając wręcz bałem się, czy "nie zapomnę oddychać";) W sumie i przyjemnie, i męcząco. Dopiero z perspektywy widzę, że właśnie ten nocny etap dostarczył najciekawszych i najmocniejszych wrażeń. Kilka razy śmiechawki w rodzaju "z trzech stron: z góry, z dołu i... od tyłu", "nie wyżej sięga naród, niż jego bogów czoło". "Kanał tematyczny TV z wiadomościami to \'film z rzeczywistości\'". Hasło reklamowe kanału pogodowego: "mówimy o pogodzie" (jakie to brytyjskie;). Czasem pojawiały się przyjemne, barwne złudzenia i halucynacje, w tym wpływające na percepcję dźwięku i przestrzeni otoczenia (np. leżąc z zamkniętymi oczami nagle zauważam (słyszę i "czuję"), że znalazłem się na otwartej przestrzeni, pod gołym niebem, noc amarantowa, z daleka dochodzi szum drzew; albo sprzęty w pokoju widzę jako ich jarzące się, kolorowe krawędzie; lub wrażenie kołysania kiedy materac zmienia się w latający dywan, a sprzęty wyglądają jak z ilustracji w książce ze wschodnimi baśniami). Ciało momentami "wyobraża mi się" jako plątanina rozedrganych, świetlistych rurek. Zimne dłonie i stopy wydzielały fosforycznie białe światło. Lekkie otwarcie oczu pozwala na przekształcanie majaczących w półmroku kształtów: rozpięty na ścianie kwiat zmienia się w falujący arras lub kolorowy, czerwono-zielony stroik. Wszystko to oczywiście kontemplowałem spokojniutko leżąc. ;) Mam wrażenie, że psyche mi się trochę "przegryzła" sama ze sobą przez tę noc. Dobrze, że zostawiłem włączony TV na kanale wiadomości, w razie czego mogłem się o niego zakotwiczyć, żeby za bardzo nie odlecieć. ;) Ale to działa w obie strony, na przykład słuchając setu wiadomości sportowych doszedłem do wniosku, że są podawane niemal wyłącznie przy użyciu słów o pozytywnym zabarwieniu (speaker raczej powie "ta drużyna wygrała z tamtą" niż "tamta drużyna przegrała z tą"). (ciąg dalszy dosłownej notatki: "język upiększa rzeczywistość, nie dać się uwieść językowi! A w TV na zmianę gwiazdy sportu i gwiazdy polityki." ;)
Następny dzień
Cały czas "faza", ale fizycznie już lżej. Zmęczenie, ciężkawe odjazdy o niczym. Mimo zmęczenia nie bardzo mogę zasnąć. Równocześnie czuję się w pewien sposób wypoczęty, zrelaksowany przegryzaniem się ze sobą różnych rzeczy w nocnym, pół-sennym, pół-halucynacyjnym tripie. "Odkurzyły" mi się trochę zastałe emocje i wyobraźnia, jakbym wpuścił między nie trochę światła i świeżego powietrza. (Chociaż, czym tu się podniecać... Po "halucynogenach" po prostu zaczyna się postrzegać niektóre swoje nieuświadamiane projekcje jako "obiektywnie istniejące", czasem nawet spersonifikowane, brr...;)
Posumowanie
Gałka najbardziej przypomina mi MJ z tym, że jest "cięższa" (fizycznie) i znacznie bardziej "wizyjna". Klimat raczej szamański niż cukierkowy. Pojawia się też trochę dziecięcej energii, która pozostaje po wygaśnięciu najintensywniejszego działania. Generalnie: ciekawostka. Jak ktoś ma dużo czasu, komfortowe warunki, butlę wody mineralnej i nic lepszego do roboty, może spróbować.
- 27730 odsłon