Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

"oskarżam cię o łez strumienie , moje cierpienie..."

"oskarżam cię o łez strumienie , moje cierpienie..."

hehehehe, przepraszam ale sam sie obśmiałem jak sobie wyobraziłem, że napiszę o o testosteronie. Jakby na to nie patrzec nie stałem sie jeszcze, pomimo wielu prób, wa(r)lczącą feministką a inne dzieci na podwórku nie wołają do mnie "sister". Takoż nasza dyzurna szansonistka (tym razem na solidnym koturnie i z zapleczem obuwniczej industrii) śpiewa o:


subst: LSD-25 (albo niewiadomo co),


dawka: jeden papież,


s&s: friday night fever,


exp: wieloletnia sporadyczna zarzyłość




Cóż , niedługo minie 10 rocznica pierwszej podróży pancamora do acid landu . Podobnie jak z wycieczkami w kosmos , jest to zawsze pewne przecięwzięcie . Należy się zastanowić , przejrzeć rakietę , podokręcać śrubki , otworzyć okno , odsunąc latwopalne przedmioty , podpalić lont , 3,2,1...sruuuuuu...gra muzyka łup-łup-łup cyk-cyk-cyk, ja w kiblu zjadam papirek mniam popijam wodą z kranu głup. Potem rozmowy . Koleżeńskie obrzędy za didżejką palimy jointa , potem heimę. Znajomi znajomych są zblazowani . Czas mija , dym heimowy snuje się gęstym strumieniem, chaotyczne zawiłości stają się bardziej oczywiste, a rzeczywistość oddzielona , no cóż ładuje się ...tak sądzę , najpierw to czego właściwie nie lubię czyli "zimny indyk", to podskórne znieczulenie , jakby nerw nie działał a końcówka miała sie dobrze i nie za bardzo wiedziała co z sobą zrobic ( a to zaswedzi, a to będzie zimno), zaczyna bolec głowa ...ba zwykle trochę boli . Poboli , wejdę w podprzestrzeń przestanie , a właściwie zapomnę . Zamykam oczy . Pustka . Idę na dużą salę .Panowie z Londynu napadaja metalicznym brzmieniem , ale dżwiekowiec jest chyba zagubiony. Cóz przebrzmiała wielkość masywnych bitów, ale lekka pomariowa euforia unosi w pare podskoków. Wizualizację ładne tylko drażnią haczącym sie dyskiem . Coż , za dużo widzieć ...to może doskwierać. Hmmm... głowa boli, oddzielenie i dalej nic . Ładuje się w towarzyską pogawendke , a to tu , a to tam . Tematy, konkluzje , nawiązania dziwnieją , ale jak to u mnie w niebezpieczne rejony transgresji ...no nie jestem jeszcze w tym stanie , żeby tracic znajomych , chocby byli tylko zjadaczami czasu w pigułce. Dlatego konwersacje drewnieją , tęzeją i w końcu przysiadam w pariasowym nastroju na brzezku jakiejs kanapki i stwierdzam ,ze to też krepujące miejsce bo naprzeciw kolezanki , która mi sie podoba , choc teraz nie ma to znaczenia, dlatego skromnie patrze w inne strony , a wygląda to sztucznie. Zdarzają się jeszcze inne przygody , a to podobno (jak sie okazuje naprawdę) , ktos dał komus koło mnie w ryło. Zdarzenia nie dostrzegam, choc wydaje mi sie potem ,że powinienem był. W powietrzu krążą tylko nieprzyjemne wibracje(agresja) , na która jestem gotów odpowiedzieć (ciekawe tylko z jakim skutkiem analizując spostrzegawczośc i refleks). Sprawa ulega jakiemuś tam wyjasnieniu , tylko znowu nie biorę w tym udziału , bo po co ( a może powinien). No do cholery jasnej ...ta głowa boli i boli . W końcu decyduje sie na powrót bardziej w stronę domu. Pakujem sie do samochodu . Nie ,w tym stanie nie mógłym prowadzić . Zauważam ,że bardziej pochłania mnie struktura przedmiotu , niz konotacje czaso-przestrzenne. Stacja benzynowa z natury swojej kolorowe zjawisko , teraz epatuje wręcz doniosłościa marketingowego kusiciela.


Trafiamy w miejsce przeznaczenia , do zapyziałej , brudnej dziury , zaprzyjażnionego klubiku. Do bolesności mózgu dołącza ziewanie . Biore kawę . Dużo cukru . Dostaję zimna (?) ale smakuje i poprawia nastrój , jakies tam gadania , bzdury, samochody, trawa. Postanawiam wracać do domu , pomimo swiadomości, ze mineły dopiero cztery godziny... ta cholerna głowa i co raz wyraźniejsza potrzeba tabletki i ciepła mojej Pani . Wracam. Zjadam Ibupron , kładę się w ciemności , przytulam , opowiadam... czuje jak mi serce wali . O chłopie to nie pora na zawał. Uspokaja się , a głowa nie boli !Ufff, nareszczie . Co za ulga. Przestaje i automatycznie w ciemność wchodzi przepiękna neonowa siatka rozjarzonych synapsów. O jakże kocham te wewnetrzne barwy. Zaczyna się , no dobra tylko kiedy... po 4 godzinach!!! Jestem zbulwersowany. No coż krótka "karuzela z madonnami", barwny przegląd opcji ostatecznych w pomieszaniu złego i dobrego... i bęc śpię ...i coś mi się nawet sni ...ale nie kwasowego tylko sennego. Rano się budzę wcześnie. To jeszcze oczywiście trwa , ale już w zużytym wydaniu . Blury i flupy lataja przed oczami, szklanne ekrany wzroku jak radzieckie telewizory marki "Rubin" , a zimny indyk czeka chyba do nastepnego świeta dziękczynienia. I tak przez dzień cały. Potem długi sen . Trochę lepiej. Ale mineło 4 dni i powoli dochodze do jako takiej chemicznej równowagi.


I jakie z tego wnioski. Dyskomfortu co nie miara ,a efekt mizerny. Oto jak działa słaby papier. Nie dziwię sie młodemu pokoleniu , że nagabuje apteki i to bez refundacji i zamiast do pochwy wsuwa do oralu ;P Po pierwsze kwasa nie ma a jak jest to robi jak powyżej . Ten był przyznam nieco sfatygowany , ale dwukrotnie bardziej przetrzymany panoramix wywalał po połowie w kosmos, a nie na smietnik.
A "wyobrazic sobie łódkę na rzece...bez ciągu dalszego" potrafię jeszcze po trzeźwemu.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media