Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

łachopapracz

łachopapracz

substancja: LSD-25 pod postacią małej szarej tekturki z truskawką.





Tak, w końcu warto napisać raport z jakiegoś kwasika a to dlatego, że

w końcu trafił mi się taki który nie spowodował w moim mózgu jednej

wielkiej zamuły i tylko zamuły. Ale po kolei. Do kwasika podejście

miałem dość sceptyczne a to z powodu moich wcześniejszych przygód a

raczej nie-przygód po zażyciu LSD, w zasadzie ostatniego dobrego kwasa

jadłem jakieś 4 lata temu a wszystko co było później to jakieś

kiepskie podróby tudzież mało świerze albo zbyt słabe kwasiki które co

najwyżej wywoływały we mnie niezłe wnerwienie i nic pozatym, z tego

też powodu byłem już przekonany o jedynie słusznej drodze do

psychodelicznej wolności czyli grzybach i je wchłaniam od czasu do

czasu dostając w zamian od małych diabełków pełne tripy...akurat

grzyby mnie pod tym względem nie zawiodły nigdy. Wracając jednak do

LSD, kwasa przyniósł mi uradowany i rozpromieniony kumpel i szybko

oznajmił że są zajebiste, świezutkie prosto z Holandii i moge mieć

tyle ile chce i kiedy tylko sobie zażycze. Ekhm...zaskoczyło mnie to

trochę a prawdę mówiąc nie bardzo miałem ochotę na kolejną próbę

testowania czegoś co chyba tylko z przyzwyczajenia nazywają LSD.


Zdecydowałem się jednak...zakupiłem dla mnie i dla kumpla z którym

często tripuję na grzybach (btw. kwasa wrzucał raz i nie był

zadowolony) po jednym kwadracie na każdego z nas. Plan był taki, że

nie nastawiamy się na nic specjalnego bo nie warto sobie szarpać

nerwów, po prostu wrzucimy i co najwyżej zmarnujemy wieczór :) Dzień

sądu nadszedł...był to piątek, udałem się do mojej ukochanej pani

która tradycyjnie nie była zachwycona tym że znowu będę się czymś

podtruwał ;) ale jakoś przynajmniej udało mi się ją uspokoić, zaraz

później udałem się do kumpla...przygotowaliśmy trochę muzy w mp3 i mp3

playera tak w razie jakby jednak w trakcie jazdy warto było czegoś

posłuchać. Wyskoczyliśmy z domu i ruszyliśmy na miasto, w trakcie

drogi memłaliśmy w mordach po tekturze...akurat po dojściu do centrum

była już połknięta. Tradycyjny problem przy takich akcjach to

oczekiwanie na moment w którym coś ruszy, nienawidze tego czekania tym

bardziej przy kwasach kiedy nigdy nie wiadomo jak zadziała o ile

wogóle zadziała. Posiedzieliśmy troche na przystanku ale było to zbyt

nużące, poszliśmy więc do knajpy zagrać w bilarda...było to już jakieś

45 minut po wrzucie i nadal nie działo się nic, no cóż, zaczeliśmy

więc grać i niestety jedynie połowa gry przebiegła jakoś normalnie bo

mniej więcej właśnie po połowie parti zaczęło nas brać. W knajpie było

dość ciepło i chyba to ruszyło w nas jazde. Nagle poczułem się

leciutki tak jak gdybym uniósł się lekko nad ziemię, efekt ten zaczął

narastać i nasrastać. Poczułem się lekko zmęczony a jednocześnie

miałem wielką ochotę do zrobienia czegokolwiek. Graliśmy jednak dalej,

ekhm...staraliśmy się przynajmniej :) Przy każdym udeżeniu zaczynał

mi sie niezły film nie mówiąc już o pilnowaniu podstawowych zasad

gry...ale jak tu grać kiedy albo rozjejżdzały mi się bile albo

skupiałem się na tym co nie trzeba (zwłaszcza srodek białej bili

przyciągał moją uwagę...tym bardziej w momencie gdy zaczely pojawiac

sie na niej jakies dziwne niebieskie plamki), po czasie przestałem

trybic cokolwiek i w zasadzie to chciałem już przestać grać i porobić

coś kompletnie innego...skończyliśmy jednak tą partie, mimo tego że

przy końcu stół stał sie strasznie waski do tego wypukły i miałem

wrażenie jakby w knajpie znajdowało sie mnóstwo osób i wszyscy, nie

wiem dlaczego, patrzeli się na mnie :) Po skończonej partii szybka

decyzja...wynosimy sie i idziemy w jakieś bardziej spokojne miejsce,

spojrzenie na kumpla i niespodzianka - kumpel był już całkiem wybity -

czerwona twarz i potężne źrenice. Po wyjsciu poszlismy w kierunku

rynku i to był chyba jednak bląd, dostaliśmy strasznej

śmiechawy... strasznej to chyba nawet mało powiedziane, zaczęliśmy ryć

i to tak konkretnie że czułem jak ciśnienie zaczyna mi rozwalać

czaszke od tego śmiechu - powodem było cokolwiek, w zasadzie powodem do

smiechu było wszystko co nas otaczało, nie mówiąc już o mijanych

ludziach którzy byli najbardziej śmieszni, najgorsze było to że nie

byliśmy w stanie tego powstrzymać za cholerę, papraliśmy łacha do tego

stopnia że nastapiła szybka ewakuacja z miasta, nie za wiele to nam

pomogło ale przynajmniej mniej ludzi widziało nas w takim stanie a

mieliśmy świadomość że raczej mało normalnie wyglądamy :) Wróciliśmy

na przystanek, miejsce trochę na boku więc można było tam bezpiecznie

paprać łacha z czego tylko mieliśmy ochotę (zdaje się i tak paru

osobom się to nie spodobało). Na szczęście stan ten minął i wszystko

się trochę uspokoiło...takie nagłe zwolnienie akcji bardzo sie nam

przydało bo bylismy rozpedzeni juz chyba do granic mozliwosci. Spokój

w koncu opanował mnie całego, poczułem bardzo błogi stan...stan

pełnego relaksu i rozluźnienia, czułem jak zaczyna we mnie pływać

szczeście i pełna radość...niesamowite uczucie...przyznaje że mimo

podobnego stanu czegoś takiego nigdy na grzybach nie czułem, właśnie

takiej radości - szło to raczej w kierunku jedności i połączenia z

naturą...większego 'ogarniania' jej niż tak jak teraz, czyli pełni

wewnętrznego szczęścia i spokoju, czułem jak substancja coraz bardziej

zaczyna we mnie krążyć i spaja sie z moim organizmem, jak pulsacyjnie

napełnia całe moje ciało i mózg...w trakcie każdego takiego udeżenia

czułem jak przechodzą mnie ciary po plecach, tak jak gdyby wywoływalo

to we mnie iskrę która później przechodzi aż po koniuszki palców.


Wtedy to poczułem że już jestem ukwaszony całkowicie, kumpel za to

powtarzał że czuje się jakby wrzucił grzyby ale zadziałaly w jakiś

całkiem inny sposób, no i mial racje. Zaczęły opanowywać mnie nawet

delikatne haluny, czego jak czego ale tego akurat się wogóle nie

spodziewałem po jednym kwasie. Efekty zbliżone mniej więcej do jazdy

na 80ciu grzybach...najpierw zaczął mi pływać budynek naprzeciwko

mnie, stał się lekko zielony a okna delikatnie zaczęły falować, ulica

stała sie pułkoliście wypukła i cała lekko powyginana a momentami

jakby mocno powgłębiana, wszędzie krążyły dziwne cienie regularnie

porozkładane i bardzo szybko poruszające sie, krążące raz w jedną, raz

w drugą stronę, efekt rozjaśniania i sciemniania się światła. Zrobiło

się już ciemno i całe miasto oświetlone już tylko latarniami przybrało

pomarańczowo zielonego koloru - hmm, bardzo przyjemny widok. Po

spojżeniu na zegarek okazało się że siedzimy już tak od półtorej

godziny :) ...nawet nie wiem kiedy ten czas minął. W międzyczasie na

przystanku z autobusu wyłonił się kumpel ale nie byliśmy już w stanie

się z nim dogadać, wywołal u nas za to kolejną porcję śmiechu,

wiedział że jestesmy ukwaszeni więc dał sobie spokój i poszedł bo

troche ciężko było chyba znami wytrzymać ;) Zachciało nam sie

potestować trochę muzy ale pojawiły się klasyczne problemy ze

sprzętem, obsługa mp3playera była delikatnie mówiąc mocno

skomplikowana w tym stanie, słuchawek nie szło założyc na głowę bo

głowa jakoś dziwnie zaplątywała się w kabel od słuchawek a kabel był

jakiś dziwnie długi i wogóle strasznie pszeszkadzał no a tak pozatym

to słuchawki wogóle nie pasowały do uszu i tak dalej, daliśmy więc

sobie z tym spokój, zresztą jak już się nam w końcu udało odpalić

jakieś dźwięki okazało się że wcale nie trzeba zakładać słuchawek bo

muze i tak słychać wybitnie dobrze i głośno (i kwaśno ;). Zadziwiające

jest co można usłyszeć z pozornie znanych na maxa kawałków a raczej w

jak dziwny sposób można je odkryć na nowo. W końcu nam się znudziło,

zresztą opanowaliśmy nasz stan na tyle dobrze że można było wrócić

spokojnie do ludzi...eee, błąd...zdawało nam się :) ruszyliśmy nasze

ukwaszone dupy i znowu zaczęła się papranina, na nasze szczęście dało

już sie to jakoś powstrzymać lub chociaż trochę ukryć. Kręciliśmy się

bez celu po mieście, wyglądało tak fantastycznie cukierkowo, zielone

światła w oknach, światło z lamp zielone a z innych pomarańczowe w

różnych odcieniach i cieniach, pełny luzik...to właśnie najbardziej

odróżnia kwasa od grzybów, kwas jest w pełni zurbanizowany i nie ma

problemu z przeżywaniem jazdy na mieście, na grzybach za to

najchętniej ma się zamiar ucieć gdzieś w naturę i ogólonie miasto

wywołuje zazwyczaj niepozytywne uzczucie. W końcu wylądowaliśmy w

knajpie, pierwsza rzecz jaką chcieliśmy zrobić to puścić jakiś kawałek

z szafy grającej...to BYŁ problem, ja nie dałem rady zresztą obok

szafy stał automat do gry który strasznie sie wyginał i rozpływał i

przez to nie mogłem się wogóle skupić na wybieraniu kawałka. Kumplowi

się za to udało :) Ogólnie knajpa zmieniła swój wymiar, czułem się

jakbym był w jakieś kuchni, ludzie siedzieli blisko siebie, inni stali

a my uradowani siedzieliśmy wśród nich i nic nas nie obchodziło. Sufit

był wygięty, ściany nieproporcjonalne i bez kątów prostych a w środku

widzenia wszystko mi dragało i falowało w różnych kierunkach, co jakiś

czas odwracałem się w którąś stronę bo coś zwróciło moją uwagę i

okazywało się że nic tam nie ma, typowe ale jak to kumpel powiedział -

jeśli idzie o wizuale to bywało już lepiej. Anwyway, siedziało się

fajnie, przytulnie...błogostan ogarniał mnie cały czas i dalej co

jakiś czas czułem jak co chwile coś we mnie iskrzy i rozpływa się po

całym ciele. Wtedy niespodzianka - przyszła moja pani z koleżanką,

koleżanka od razu poznała że coś braliśmy i się zmyła. Moja dziewczyna

została, hmm...nawet nie będę się starał opisać uczucia jakie mnie

ogarniało gdy moje słonko siedziało obok mnie a do tego była taka

wystraszona bo nie wiedziała co się ze mną dzieje i co sobie myslę

itd. Ekhm...bardzo miło było, zwłaszcza całuski nabierały nowego

wymiaru na bani :) W knajpie siedzieliśmy już do końca, trochę

odechciało nam się łazić a pozatym byliśmy już trochę zmęczęni tą

jazdą chociaż raczej nie czułem żeby przynajmniej lekko mnie puściło,

raczej obyłem się już z tym stanem. Siedzieliśmy i gadalismy o

kompletnych bzdurach i głupotach wymyslając przy tym kilka mniej lub

bardziej debilnych teorii na temat paprania łacha ;). Gdy wracałem do

domu dalej wszystko było zielono pomarańczowe, odrowadziłem dziewczyne

a w domu jeszcze sluchalem troche muzy...eh te dzwieki, winamp troche

mi sie rozjejzdzal i mial bardzo napompowane cyferki. Przed lustrem

jeszcze troche bawilem się własną twarzą bo byla taka fajna, gibka i

tak fajnie się ruszała a zwłaszcza uszy się tak fajnie poruszały,

włosy były takie dziwne a oczy taaakie duże...poźniej poszedlem

spac...przynajmniej taki miałem zamiar ale nie było tak lekko,

zamknąłem oczy i jeszcze długo leżałem i oglądałem małe C.E.V.

przedstawienie - dziwne bardzo kolorowe struktury rozetkowo fraktalowe

wypływające zazwyczaj z jakiegoś punktu, różne lśniące okręgi, koła i

takie tam...nie były zbyt intensywne ale i tak nie mogłem powstrzymać

ciągłych ataków tych cósio-cósi na mnie ;), niewątpliwie różniło się

to od struktur prawie zawsze łukowych fioletowo-niebieskich lub

zielonych znanych z grzybowych tripów. W końcu zasnąłem. Rano czułem

się lekko zmęczony i niewyspany ale za to strasznie odprężony

psychicznie. Podsumowując, tripu jako takiego znanego z jazd

grzybowych nie było, nie było tego przejścia na drugą stronę, nie było

też kontemplacji i przemysleń znanych ze zjazdów grzybowych, było za

to duzo radości i ogólnie pozytywu w całej jeździe, po prostu czysto

rozrywkowa bańka...podejżewam jednak że już dwa takie kwadraty mogły

by wysłać kogoś w niezłą podróż, po tym kwasie się po prostu czuje że

mógłby odsłonić jeszcze więcej. Ogólnie więc bardzo dobre i

rzeczywiście świerzutkie LSD, no i odzyskałem trochę wiarę w tą

substancję a raczej w ludzi którzy ją syntezują gdzieś tam...oby

więcej takich kwasów.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media