Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

kolorowy śnieg

kolorowy śnieg

Nazwa substancji - LSD


poziom doświadczenia użytkownika – kilkakrotnie wczesniej


dawka – miało być x2 wyszło x1,5


"set & setting" – hehe troszke podjarany bo dawno nie miałem okazji ale ogólnie sam pozitiv





Kwasowa przerwa w moim życiu trwała już wiele miesięcy (z powodu braku odpowiednich kontaktów) do póki czystym przypadkiem nagle wrota z kwasami się uchyliły i udało się załatwić 4 czarodzieje :). Na kwaszenie byłem umówiony z moim zajebistym tripowym kompanem panem K. Plan był taki........ ze wieczorem zrywam się wcześniej z pracy tak koło 22 i rozpoczynamy podróż. Przypadkiem jednak plan się troszkę pozmieniał bo pojawił się znajomy M. z samochodem i zaoferował się nas powozić w środku nocy po lesie hehe on się tylko spali a my będziemy jak małe quarki jeździć z nim i podróżować (przynajmniej na początku tripu). Pogoda była taka sobie a to pewnie z uwagi na końcówkę zimy wiec troszkę pizgało, co samo przez się zmusiło mnie do ubrania tylu ciuchów ile dało rade :P co troszkę mi podczas tripu przeszkadzało ale przynajmniej było ciepło:). A wiec panowie K i M. przyjeżdżają po mnie do pracy, ładujemy się do auta (taka ciężarówka :) i jedziemy załatwić palenie dla M. (no i dla nas także), po drodze zarzucamy po jednym kwasiku (plan był takie by zjeść po dwa ale jako ze przerwa była spora postanowiłem zarzucić jednego sprawdzić jak się przyjmie i dożreć – wrazie potrzeby oczywiście :). Palenie załatwiliśmy w iście expresowym tempie i po parunastu minutach siedzieliśmy już w lesie skręcając blancika :). Blancik fajnie zrobil na banie, więc zapaliliśmy wszystkie możliwe światła a ciężaróweczka ta miała czym oświetlać drogę i dawaj w rajd po lesie, po pewnym czasie postanowiliśmy stanąć i zapalić fajkę, patrząc na niebo zauważyłem jak gwiazdy powolutku wędrują po niebie tworząc różnorodne konstelacje i dziwne figury (kwasik zaczyna się ładować). Narzekania kierowcy na brak palenia i ogólne braki w baku zmusiły nas do powrotu do miasta. Do dila dotarliśmy już na ładnie rozpływającym się chodniku :). W jego chacie wzorki na tapecie przybierały najróżniejsze kształty, pulsowały, mieniły się różnymi kolorami (śliczna to była tapeta). Długo u niego nie zabawiliśmy bo M. na nas już czekał, więc raz dwa w drogę do auta zaparkowanego nieopodal, wszystko wokół ślicznie falowało pulsowało i błyszczało (ale to był dopiero początek) po drodze do auta Ja i K. mieliśmy parę głębszych filozoficznych przemyśleń na temat mocy poznawczej papierów................


Teraz nadszedł czas odwiedzić Stacje Paliw :). Hehe w aucie muzyczka koleś tankuje, a my już latamy wokół auta i robimy zwykłą szopkę ;P Kiedy M. Poszedł zapłacić i kupić bletki (poprzednie gdzieś zgubiłem ale u mnie to norma :) to my z całych sił trzymaliśmy auto bo sprawiało wrażenie, że samo odjeżdza. M. Po wyjściu ze stacji trochę się z nas pobrechtał po czym załadowani do środka ruszyliśmy znowu do lasu. Jechało się niezwykle przyjemnie, droga strasznie płynęła niczym rzeka mająca swoje ujście gdzieś za horyzontem. Kiedy dotarliśmy do lasu kwasik się już zamontował na dobre, postanowiliśmy stanąć i skręcić bata :). Wziął się za to K. Ja natomiast postanowiłem wyjść na zewnątrz........... światy był bardzo dziwny cały pulsował zmieniał się pozostając w ciągłym ruchu, odszedłem kawałek od auta odwróciłem się i spojrzałem na Nich siedzących w środku (teoretycznie nie miałem prawa ich widzieć nawalało na mnei z 6 lamp i halogeny) ale ja widziałem ich dokładnie co robią. Widziałem jak K. Próbuje nieudolnie zwinąć PATYKA a M. Objada się naszymi kanapkami. Nagle poczułem nieodpartą chęć opowiedzenia o tym dziwnym zjawisku podbiegłem do nich coś zagadałem i znowu wróciłem (dookoła mnie wciąż wiły się smugi kolorowej poświaty jak na filmach z lat 70 – 80 hehe hipisi kolorki itd. :). Bieganie w te i z powrotem powtarzało się cyklicznie niczym dzień świra, zapętliłem się i nie mogłem tego przerwać. Uwolnił mnie w końcu K. Który kazał usiąść i skręcić bata bo on sam nie dawał rady, bo bletka zmieniała kształty itd....... wtedy jeszcze myślałem że on przesadza. Ale kiedy to ja zabrałem się za skręcanie to o zgrozo ale ja nic nie widzę....... a raczej widzę i to dużo za dużo ;P. Szybko więc zrezygnowałem i za skręcanie zabrał się ponownie K. Ja natomiast usiadłem za kierownicą. I wirtualnie jechałem autem, droga przede mną się wiła kręciła a ja jechałem taka dziwna podróż po lesie tylko, że tak naprawdę auto stało a jechałem tylko ja :). W końcu K. ogłosił, że udało mu się skręcić :) hehe tylko jak blant prześwietliła lampka okazało się ze ma przerwę w środku hehe, nie mam pojęcia jak on go skręcił ale jakoś dało rade palić, choć mi to nie wychodziło za bardzo, więc paliłem mało. Padł pomysł by dojeść kolejny karton, jednak BUM okazało się że woreczek pęknął i został w nim tylko jeden kwadracik, a znalezienie kolejnego graniczyło z cudem bo takich kwadracików to ja mogłem widzieć miliony, wiec ciach kwasik na pól i pod języczek, przeszukałem jeszcze tylko kieszeń ale w pewnym momencie miałem uczucie, że wkładam tam całe dłonie i za chwile cały wyląduje w mojej “ogromnej” kieszeni :) Postanowiliśmy jechać do miasta, a tam było cudownie ulica ciągła się jak wielki pas tkaniny, żadnych zakrętów szeregi świateł , przypominało to niesamowicie spłaszczony pas startowy a my poruszaliśmy się jakimś bolidem po idealnie równej powierzchni. Kolega M. Postanowił zawieźć nas do parku, tam już dojedzona połówka instalowała się powodując falowanie całego obrazu, drganie, wszystkie cienie tańczyły, śnieg lśnił wszystkimi kolorami, jeden krok wydawał mi się wejściem w inny świat, pełna dezorganizacja w odczuwaniu bodźców...... a był to dopiero początek. Kolega M. Już troszkę nie mogący opanować naszej bani spytał się gdzie ma nas zawieźć, więc za punkt startowy naszego tripu wybraliśmy rynek, jak dojeżdżaliśmy ja już ledwo widziałem na oczy obraz wyglądał jak odbity od tafli wody bombardowanej przez setki kropel deszczu. Po wyjściu z auta szybko ubrałem wszystko co miałem do ubrania (w końcu ciepło nie było)i ruszamy w tripa, najpierw poruszając się bez celu trafiliśmy pod mały kościółek blisko centrum miasta. Stojący na placu przed kościołem posąg Jezusa zdawał się zmieniać i poruszać, podszedłem bliżej i spojrzałem w górę, cały posąg pokrywała światłość, emanował wielką energią a oblicze twarzy zmieniało się co sprawiło wrażenie jak by on przemiawiał do mnie ale nic nie słyszałem tylko widziałem ten cudny boski obrazek, jestem ateistą i na usta cisło mi się słowo...... UWIERZYŁEM....... ale jednak to mnie nie przekonało choć było piękne i troszkę zbliżyło mnie do nawrócenia. Postanowiłem wybrać cel tripu.... Szpital.. położony w ładnym parku (jak się okazało był to jedyny punkt zaczepienia, wiążący mój umysł z rzeczywistością). Resztę tripu cechowała ciągła niepewność, nie mogłem polegać na własnej pamięci (zapomniałem w pewnym momencie że pije i się niemal zakrztusiłem) na zmysłach (zwłaszcza wzroku) i na orientacji w terenie (wszystko było inne i gdzie indziej hehe co krok niespodzianka w stylu: A skąd to się tu wzięło?). Po drodze do szpitala przechodziliśmy przez coś w rodzaju parku a raczej wielkiej łąki. W tym momencie 1,5 kwasa okazało całą swoją moc. Jeżeli miał bym ufać wzrokowi to nie mógł bym się poruszać, chodziłem w czymś na kształt kolorowej mazi nie wiedząc czy idę z górki, do góry czy może dogórynogami, mogłem się czołgać skakać a i tak nie mogłem tego stwierdzić. Gdy uniosłem głowe do góry widziałem na niebie fajerwerki cale masy fajerwerków, odgłosy wystrzałów dosłownie mega sylwester i tylko dla mnie i dla K. Takie przedstawienie wyłącznie dla wybranych. Czułem w sobie wręcz boską moc, widziałem wszechświaty, podróżowałem po bezgranicznym kosmosie :). Kiedy bania troszke ustąpiła (ale tylko troszke bo nadal przypominala sinusoide z kilkunasto-sekundowymi przeblyskami swiadomosci w rodzaju: Ooooo wiem co robie, gdzie jestem i co się dzieje) ruszylismy do szpitala. Podczas drogi dostrzegałem jedynie nieliczne zawieszone w dziwnej przestrzeni znane mi przedmioty jak np.: Drzewo przy drodze, które mijałem wieokrotnie idąc tędy. Jednak tym razem nie było dorgi niczego wokół tylko to drzewo i twarz K. Rozmazana przez wiatr, potrafiąca zajmować całe pole widzenia. Do szpitala po pewnym czasie udalo nam się dotrzec jednakze aby wejsc do srodka..... nie starczylo nam odwagi. Co popatrzylem w w strone drzwi to widzialem dziwne korytarze i pomieszczenia wewnatrz. Ciekawy okazal się także termos z kawa który tworzył jakis ślniący labirynt, pamietam że zastanawiałem się skad ta cherbata wie jak plynąć przez tą plontaninę dróg znajdującą się wewnątrz termosu :). Postanowiliśmy się przejść po kompleksie szpitalnym (a jest tam wiele zakamarków i budynków). W jednym budynku widziałem wesele i bawiacych się ludzi, inny budynek zdawał się mieścić liczne małe salki prosektoryjne gdzie robi się sekcje zwłok, droga się wiła w nieskączoność nie mogłem sobie poradzić z lokalizowaniem znanych miejsc wszystko było inne i dziwne taka inna bajkowa kraina niepewność i pytanie na ustach: CO POJAWI SIĘ ZA ZAKRENTEM. Efekty kwasika powoli słabły i coraz cześciej wracaliśmy do rzeczywistości, w rezultacie wróciliśmy do centrum miasta aby schować się przed mrozem na strychu jakiegoś wierzowca. Tam siedzieliśmy plac szlugi i bawiąc się włąsnymi twarzami. Patrzac na “morde” K mogłem w dowolny sposób ją rozciągać i deformować hehe fajna zabawa. W autobusie jadąc do domu, czułem że przeżyłem coś czego te osoby wokół mnie jadące do pracy nawet nie mogą sobie wyobrazić.
Byłem tam gdzie niewielu się udało i wróciłem silniejszy :)

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media