Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

grzybki + najlepsi przyjaciele + wiejska dyskoteka = ubaw po pachy

grzybki + najlepsi przyjaciele + wiejska dyskoteka = ubaw po pachy

set: cudowna atmosfera końca wakacji, zostało parę dni, niedługo wszycy mieliśmy się rozjechać do miejsc gdzie studiujemy lub pracujemy, wakacje spędziliśmy bardzo zabawowo i chcieliśmy je mocno i wesoło zakończyć, zjedliśmy małe szatany w dobranym towarzystwie ludzi którzy znają się od lat i zawsze swietnie się rozumieją




setting: najpierw rundka samochodem po miescie w 4 osoby, potem konsumpcja i w drogę do miejsca w którym nigdy nie byliśmy - wiejska zabawa, wybraliśmy taką akurat lokalizacje z dwóch względów: primo, wiedzieliśmy ze bedzie tam wesoło (prostacka muzyka, mnóstwo "chopców" i "dziołch" którzy doprowadzali nas zawsze do śmiechu (tak, tak, wiem...to okrutne:P), secundo: nikt nas tam nie znał, a nie wiedzieliśmy czego się tak naprawdę spodziewać...




ilość: 35 sztuk na osobę, poza grzybkami nie wrzucaliśmy nic (właściwie nigdy nic nie "wrzucamy" TYLKO JOINTY:), nawet piwka...




godzina 20.00 - zaczęliśmy naszą podróż, zasięgnęliśmy wczesniej opinii znanych nam zamiłowanych grzybiarzy którzy polecili nam zjesć po 45 sztuk (tak na pierwszy raz...), a jako że jesteśmy rozsądnymi ludźmi zmniejszyliśmy tą ilość do 35 (nie chodziło nam bowiem o żadne halucynajce, chcieliśmy się po prostu pośmiać...), ok.20.30 postanowiliśmy zjeść "kolacje", smak - OBRZYDLIWY!, naprawdę cieżko było to zjeść (jedliśmy świeże, nie suszone, smak był więc dosć intensywny: połączenie mdlacego, ziemistego smaku i gumiastej konsytencji - to było ponad nasze siły: posłużylismy się zatem małym wybiegiem - kupiliśmy bułki i "lepiliśmy" małe kulki z ciasta dodając do nich grzyby...jakoś poszło, ale odruch wymiotny musiałem powstrzymywać parokrotnie). Po około 15 minutach zaczął boleć mnie brzuch, moich kolegów również, ale nie było to nic wielkiego-po prostu lekkie nudności.


Pierwsze objawy działania psylocybiny odczuliśmy po ok 35-40 minutach (przypominam że dobraliśmy liczbę grzybów do efektu jaki chcieliśmy osiągnąć - tzn. euforii, ciągłego śmiechu i ogólnego poplątania:), jeśli chodzi o mnie to byłem na początku lekko zamotany, nie za bardzo wiedziałem czy "to" juz działa czy może po prostu mam taki humorek - ale w miarę upływu czasu (którego rachubę zatraciłem zupełnie - bywało tak że pytałem kumpla o godzinę co 5 minut myśląc że upłyneło ich conajmniej 60:)) zaczęło się pandemonium!!! jeśli ktos kiedyś zapyta mnie o znaczenie słowa euforia to opowiem mu tą historię! zaczęliśmy wczyscy mówić naraz, nikt nikogo nie słuchał, wybuchy śmiechu ( o którym jeszcze będzie mowa) były powodowane wyrwanymi z kontekstu słowami, śmialiśmy się non-stop, praktycznie wszyscy naraz...kiedy następowała chwila przerwy wystarczyło słowo i znów zaczynaliśmy (po całej tej imprezie gdy wracałem do domu strasznie bolały mnie policzki, od ciągłego napinania mięsni śmiechem), w tym stanie dotarliśmy na dyskotekę...


To co wtedy przeżyliśmy przeszło nasze najsmielsze oczekiwania. PO PIERWSZE: nie weszliśmy nawet do środka, staliśmy 3 godziny w alejce która prowadziła do wejscia. Nie weszliśmy, bo...bo się baliśmy:) baliśmy się tego jak zareagują ludzie na stado wrzeszczących i śmiejących sie do rozpuku kolesi, ponadto parę razy zauważyliśmy skupiony na sobie wzrok ochroniarzy i paru wiejskich byczków, którym najwyraźniej nie spodobało się że drzemy łacha ze wszystkich i ze wszystkiego. PO DRUGIE: byliśmy kompletnie rozkojarzeni, nikt z nas tak naprawdę nie wiedział co się dzieje, rozmowa toczyła się gładko mimo że nikt z nas tak właściwie nie wiedział o czym rozmawiamy, krzyczeliśmy do siebie stojąc w odległości 0,5 metra, gestykulowaliśmy niemiłosiernie, mogę porównać ten stan trochę do upojenia alkoholowego - wszystkie bariery i hamulce które mieliśmy w sobie (mówie o barierach w komunikacji międzyludzkiej) zniknęły, rozumieliśmy się w pół słowa, wszystkie żarty były ULTRAŚMIESZNE!, słowem: bawiliśmy się cudownie! uwielbiam śmiech, jestem uzależniony od niego, nie lubię jazdy po cieżkim upiciu, nigdy nie brałem amfetaminy, LSD i innej chemii, nie interesują mnie halucynacje i "odmienne stany świadomosci"...i z mojego punktu widzenia ten wieczór był mistrzostwem świata...


Po kilku godzinach tego szaleństwa, wyśmianiu wszyskich (włącznie z sobą:) i wszystkigo ruszyliśmy w drogę powrotną - kierowca miał opory ale jak się okazało radził sobie za kierownicą bardzo przyzwoicie (choć muszę wspomnieć że jechaliśmy nie przekraczajac 60km/h - tak na wszelki wypadek), wracajac dalej prowadziliśmy zażarty dyskusje o niczym i stan się nie zmieniał - ciagle darcie mordy, ciagle śmiech (jak się okazało miało to potrwać jeszcze 2 godziny- czyli w sumie na całe 5 godzin przenieśliśmy się w czasie do epoki szyderców-barbarzyńców:), usiedliśmy w parku czekajac aż sprawa trochę "przycichnie", spotkaliśmy trochę znajomych - jednak nie potrafiliśmy się z nimi dogadać, ciężko było uspokoić naszą "radość", mimo że chcieliśmy raz to stłumić kiedy musieliśmy rozmawiać z wujkiem jednego z nas, szacownym panem pod 60-tkę...nie udało się:) jegomość skwitował to zdaniem: aleście chłopaki popili! co oczywiście powaliło nas znów na kolana a odchodzącego pana odprowadził nasz szaleńczy śmiech...

ok. godziny 2.00 w miarę "normalni" rozeszliśmy się do domów...




skutki uboczne: pobudzenie (euforia straszna...), rozszerzone zrenice, jadłowsręt...niemożność dogadania się z nikim kto nie jadł...

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media