Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

faza kwasowo-trawowa

faza kwasowo-trawowa

Nie wiadomo jak długo jeszcze byśmy tam stali gdyby nie pan Kowalski. Przejeżdżał obok i zainteresował się nami. W końcu nic dziwnego , grupka młodych ludzi stojących obok zamkniętej centrali nasiennej. Hmm, pewnie nieźle był zdziwiony gdy do nas podjechał. Było nas pięcioro. Ja, trzech moich kumpli (dwóch Michałów i Paweł) i Agniecha. Agniecha nie jest dziewczyną żadnego z nas. Jest naszą najlepszą przyjacółką, jaką ktokolwiek mógł sobie tylko wyobrazić. W każdym bądź razie stoimy tam zajarani , a ja z Michem (tym młodszym) wzięliśmy jeszcze po całej kracie "shake your body". I czekamy co się stanie. Nie szliśmy do miasta, bo Paweł z Agniechą się bali. Paweł był zbyt przejarany (śmiał się z byle gówna i prawie na czworaka łaził) a Agniecha (nic nie brała ) bała się, że się sypniemy (ostatnio glin więcej, a my tak zapruci , że szkoda mówić). Jakoś nie za bardzo zainteresował mnie Kowalski, kiwnąłem tylko głową i stwierdziłem, że lepiej będzie z tąd iść. Tym sposobem Kowalski "wygnał" nas do miasta. Była godzina 21`15 czy jakoś tak. Dokładnie 10 po wzięliśmy z Michem tego kwasa. He, wszyscy mieli bezy, więc stwierdziliśmy, że trzeba cosik do picia kupić. Więc zeszliśmy na dół i stanęliśmy pod SAM`em. Robimy zrzutę. Oczywiście Mich (tak-ten młodszy) miał wejść do sklepu i kupić pepsi (nie lubię koki :) . Gdy wyszedł, łzy miał w oczach i ie krył swego zadowolenia. Rozdał nam picie i jakieś batony. Zbliżało się "wpół do" więc starszego Micha trzeba było odprowadzić do domu. Zajęło nam to z pięć minut, przy czym mi wydawało się, że trwało to godzinę. Szliśmy (a było już dość ciemno) chodnikiem przy dosyć ruchliwej i dobrze oświetlonej ulicy (ul. Łużycka w Gryfinie). Wydawało mi się, że lecę jakimś statkiem kosmicznym , a mijane przeze mnie lampy tworzyły długie pasy światła. Fazowałem tak sobie całą drogę. U Michała byliśmy 30 minut po 21 godzinie. Zdziwiłem się podwójnie - raz: dłuuuga podróż, dwa: faza ze światłami dawała mi do zrozumienia, że kwach już działa ( a gdzie te pół godziny ???). Do dziś nie wiem, czy już wtedy miałem fazę kwachową , czy nie. OK, Mich w domu ,zostaliśmy tylko my. Co teraz ? Idziemy na rampę, stwierdził Paweł, któremu nie podobało się przebywanie w zbyt dużych skupiskach ludzi, a na rampie prawie nikogo o tej godzinie nie ma. Gdy szliśmy taką cichą i mało ruchliwą drogą, od razu Paweł wyluzował się i zaczął śpiewać. Był niesamowity. Melodię znajdował podobnie jak tekst "na poczekaniu". Śpiewał o wszystkim i o niczym za razem. Z resztą, pewnie wiecie o co chodzi. W końcu chłopak zaczął się bawić - pomyślałem. I w tym momencie poczułem kwasa w całej okazałości. Yeah, wydusiłem z siebie i stanąłem w miejscu. Wydawało mi się , że idę dalej patrząc się na Pawła, ale tak naprawdę , to stałem w miejscu. Więc stałem tam i widziałem jak Paweł jest świętym mikołajem z ogromnym worem prezentów na plecach . Widziałem jak macha do mnie ręką. Widziałem jak zjeżdża na saniach z góry. Potem odwróciłem się na chwilę (nie pamiętam dokładnie) i Pawła już nie było. Tego właśnie nie pamiętam, ale właśnie siedzieliśmy na ławkach 50m. od rampy. Agnieszki już nie było. Widziałem z daleka, jak Michał (jego już nic nie weźmie - ćpa dzień w dzień) "walczy" z Pawłem na rampie. To było coś. Za plecami miałem stadion, i z głośników cicho leciała muza. Może głośno - nie wiem. W każdym bądź razie teraz miałem fazę. Dwóch gości walczy ze sobą na jakiejś arenie (rampa tworzyła arenę, a wzniesienia - publikę), słychać potężny chałas publiczności i jakieś głosy spikera (to chyba ta muza ze stadionu) . Godzina 22`10 - zmywamy się do Pawła do chaty. Dobrze , że wypożyczył jakieś filmy. Więc idziemy do niego, ale na placu ( Pl. Barnima w Gryfinie - miejsce licznych spotkań towarzyskich) spotkało się paru ludzi (niestety pamiętam tylko kilku, a wiem, że było ich więcej). Na placu zawsze podjeżdżają goście i otwierają drzwi, żeby było słychać muzę. No i zaczęło się . Zacząłem jak pojebany tańczyć - prowadząc jednocześnie rzmowę z moim kumplem. W tym momencie było najzajebiściej ( dziwny frazeologizm , nie?). Oczywiście nie skakałem jak pojebany, tylko przechylałem się rytmicznie z boku na bok. Było naprawdę super. Wszystko wydawało się takie proste, rozmowa z kumplem toczyła się na różne tematy, praktycznie bez przerwy. Ciągle każdy z nas znajdował coś ciekawego do omówienia. Każdy (każdy na placu) wydawał się mi uśmiechnięty, zadowolony etc. Ni z tąd, ni z owąd ,włączyła mi się "panorama" - zjawisko określane przez tutejszych, polegające na tym, że nie widzimy swoich nóg, oraz dodatkowo, nie obracając głową widzimy wszystko co się dzieje dookoła. Ale jadziem dalej. Szukam Micha i ztwierdzam, że przypaliłbym coś jeszcze. No to oki. Poszliśmy za blok, nabiliśmy lufę czystej (bez tytoniu, tak najlepiej) i zapaliliśmy : ja, Mich, Pawel i mój kumpel , z którym gadałem przed chwila (Buła - to jego ksywa).Jedna lufa okazała się zbyt małą ilością, więc nabiliśmy jeszcze drugą (też czystej) i spaliwszy ją , wróciliśmy na plac). Przy samym placu jest przystanek autobusowy. Usiadłem tak, żeby widzieć przystanek i ulicę (ale nie siedziałem na samym przystanku). Wtedy wydawało mi się, że czas zwolnił, że ludzie jeżdżący samochodami machają do mnie. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Niesamowite. Oczywiście cały czas prowadziliśmy dysputy naróżne tematy. Głównie mówiliśmy o swoich "fazach". Wygląda to tak :

"E, weź popatrz na tamten zegar. Wyobraź sobie , że wskazówki tak szybko się cofają, a ty widzisz jak cofa się czas. Jak szybko ludzie pijawiają się gdziniegdzie idąc do tyłu. Masz to ???"

To jest dokładny (chyba) cytat mojego buły, który właśnie "zrobił mi " tą fazę. Siedzieliśmy tak do 23`15 , czy coś w tym stylu i poszliśmy do Pawła do domu oglądać filmy. Tu załapałem zchizę, że jego starzy nas nakryją i będzie lipa. Mimo zapewnień Pawła, że uprzedził rodziców o naszym poźnym przyjściu, i że będą już pewnie spać, ciągle się bałem. I to strasznie. Gdy otworzył drzwi od swojego mieszkania, powitała nas jego mama. Chyba umarłem na moment (ciągle miałem zajebistą fazą kwachowo/trawową) bo nie pamiętam tej rozmowy z jego matką. Powiedział mi potem, że wcisnął jej kit o jakiej ś imprezie , i że wypiliśmy po browarze. W każdym bądź razie "obudziłem" się gdy siedzieliśmy w jego pokoju oglądając "Bad Boys". No i tak to trwało (mieliśmy jeszcze "B&B due America") gdzieś do czwartej. Gadaliśmy ciągle oglądając filmy. Gdy skończyliśmy "Bad Boys`ów" , wróciła mi faza "dodatnia". Włączyliśmy B&B i dość głośno się śmialiśmy, nie zwracając uwagi na śpiących rodziców. Wtedy Michał i Paweł (Buły z nami nie było) wydawali mi się , jak gdyby zrobieni byli z galarety. Trzęśli się cali i telepali. Zacząłem się tak brechtać, że uspokajali mnie siłą. Nic z tego, zaraz wpadła jego stara i uspokaja nas, a ja ciągle z nich furczę. A gdzy ujrzałem jego matkę , zacząłem się śmiać jeszcze bardziej, choć jakoś to w sobie przy niej tłumiłem. Powiedzieliśmy jej, że śmiejemy się z filmu i przeprosiliśmy ją ( chyba) . O czwartej z minutami wszyscy zasnęli. To był koniec. Najgorzej było spojrzeć na drugi dzień w oczy pani D.



Trawa jaką jaraliśmy to : dwie lufy K2 a wcześniej dwa razy więcej samosieji.

Kwas : to "shake your body". Wypadło krata na głowę - ja i Mich.

Skróty literowe nazwisk zostały wymyślone, by uniknąć kłopotów.

Ksywa kumpla została wymyślona (prawdziwej, wiadomo - nie podam).

Imiona kupli : prawdziwe, nie ma potrzeby maskowania.




Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media