Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wickedstory

wickedstory

jest godzina ósma dwadzieścia cztery

pierwszego dnia przerwy świątecznej;

przebudził mnie dzwięk telefonu

jednak nie miałem problemów by wstać i odebrać, pomimo że

zeszłego dnia moje podekscytowanie oraz zniecierpliwienie nie pozwoliło mi zasnąć

do godziny drugiej,

wręcz przeciwnie

zerwałem się z łóżka i podbiegłem do aparatu zrywając z niego słuchawkę;


-"siemanko, zaczynamy?"- tak właśnie rozpoczęłem rozmowę gdyż dobrze

wiedziałem kto dzwoni

zenon poinformował mnie że u niego w domu nikogo już nie ma;

zorientowawszy się że mój dom również jest pusty

umówiliśmy się u mnie

w międzyczasie zjadłem śniadanie oraz przygotowałem się

spakowałem plecak w którym znajdowały się krótkie hawajskie spodnie, koszula z krótkimi

rękawami o bardzo oryginalnym kolorze należąca do mojego ojca, z czasów gdy chodził jeszcze do

szkoły średniej, słomiany kapelusz mojej mamy, tytoń o smaku cherry oraz wyposażenie niezbędne

do kręcenia blantów, diskmen oraz płyty z muzyką lat 60, pomarańczowe okulary i kanapki..

upewniłem się jeszcze że zabrałem wszystko co może być potrzebne, niezbędne lub też może

urozmaicić dzisiejszą podróż, po czym poszedłem otworzyć drzwi gdyż zenon

dzwonił już od dwóch minut;

jego niecodzienny uśmiech oraz humor zdradzał niemniejsze podekscytowanie od mojego oraz

przeczucie niezwykłego wydarzenia, a raczej

przygody

zasiedliśmy w kuchni przy stole na którym leżały przygotowane już przeze mnie nożyczki;

przedzieliliśmy nimi dwa drobne skrawki tektury o wymiarach pół na pół centymetra zapakowane w

woreczku hermetycznym który zenon wyjął z kieszeni swoich spodni;

na jednym z nich wydrukowana była "rączka" natomiast na drugim

"ananas"

każdy z nas włożył dwie połówki tekturki- po jednej z każdego rodzaju- pod język;

teraz już wiedzieliśmy że nie ma odwrotu

w dwadzieścia minut dotarliśmy na umówione miejsce by spotkać się z resztą naszej

sześcioosobowej ekipy

po przybyciu zastaliśmy henryka oraz stefana w których ustach topił się już podobny specyfik

niedługo po nas przybył ryszard z telesforem po czym wszyscy udaliśmy się na przystanek busa

który miał nas wywieźć do najbardziej kolorowej oraz wygiętej krainy, mianowicie do henryka na

działkę

już w busie niemożliwe było dla nas by

nie zwracać na siebie uwagi gdyż śmialiśmy się ze wszystkiego począwszy od rozkładu jazdy,

kształtu oraz koloru pojazdu, na firankach busa kończąc

zakupienie biletu stanowiło niemały problem i to nie tylko dla mnie

kierowca był oschły oraz opryskliwy mimo to moja zmieniona percepcja kazała mi uznać go za

jednego z najbardziej wesołych oraz wyluzowanych kierowców z jakimi miałem przyjemność jeździć

po zamieszaniu oraz drobnym opóźnieniu jakie wywołaliśmy nie mogliśmy opędzić się od

podejrzliwych spojrzeń innym pasażerów

podczas podróży zachowywaliśmy się nadzwyczaj głośno; wykorzystując okazję każdy z nas przebrał

się w przyszykowane stroje

na moim zegarku minęło pięć minut a za oknem widzę już nasz docelowy przystanek,

jednak dopiero później zdałem sobie sprawę z tego że niemożliwe jest byśmy w tak krótkim czasie

przejechali dwadzieścia pięć kilometrów..



Wyszedłem pierwszy, a raczej wyskoczyłem gdyż napięcie było już zbyt wielkie bym mógł dłużej

wysiedzieć w tym teleportującym urządzeniu, w którym nawet faktura podłogi była powodem do

ataków śmiechu i co się z tym wiąże trudności w złapaniu oddechu

stojąc na przystanku przed busem widzę wyłaniające się z niego postaci

henryk wyszedł powoli o kulach, w kolorowych getrach w kwiaty należących do jego mamy

oraz bluzie z napisem "mazury '86"

zaraz za nim wyszedł zenon przebrany za pastucha w moim kapeluszu oraz w koszulce z podobizną

kurta

stefan miał trudności ze znalezieniem wyjścia i wcale mu się nie dziwię gdyż maszyna ta była

złowrogim labiryntem w którym przyczajone ludziki pożerały wzrokiem

chwilę to trwało gdy nagle ujrzeliśmy go w fioletowych dresach z nogawkami włożonymi w skarpey,

pomarańczowym wytartym polarze oraz goglach

na samym końcu wyszła trzeźwa(jak narazie), asekurująca nas część ekipy

czyli ryszard z którym chodzę do klasy oraz telesfor z odsłoniętym tatuażem można powiedzieć że

jeszcze świeżym więc ciągle pokrytym warstwą specjalnego kremu

po drodze zatrzymaliśmy się w sklepie spożywczym i to był nasz błąd

okazało się że kiełbaski, ketchup oraz browary można w naszym przypadku

kupować przez godzinę stawiając na nogi cały personel w sklepie oraz doprowadzając ekspedientki

do skrajnego wycieńczenia psychicznego

ja jednak nie ufam swojemu zegarkowi podobnie jak wszystkiemu co widzę i czuję

nasza lista zakupów była zdecydowanie dłuższa jednak poprzestaliśmy na tym

co udało nam się już zakupić oraz szybko się ewakuowaliśmy

maszerując przez wioskę nie odczuwaliśmy swojej odmienności gdyż tam wszyscy byli podobnie

ubrani witając nas szerokim uśmiechem oraz pełnym akceptacji spojrzeniem;

ludzie jeździli tam na drewnianych, wystruganych przez siebie rowerach,

w pomalowanych, napędzanych nożnie samochodach o kwadratowych kołach;

domy były szklane a przed nimi rosły drzewa o olbrzymich koronach których pomarańczowe liście

przysłaniały niebo, dając naturalne światło pogrążały całą okolicę w tymże kolorze;

zdjąłem okulary i założyłem kapelusz by uchronić się przed bezlitosnym słońcem;

zostawiliśmy już tę niezwykłą krainę za sobą podążając teraz polną dróżką;

każdy z nas po kolei opowiadał jakąś niezwykłą historię która mu się przytrafiła natomiast

reszta słuchaczy słaniała się ze śmiechu, gdyż prawdopodobnie historie te podobnie jak moja

którą opowiedziałem były wyimaginowane oraz mocno przesadzone;

idąc polną dróżką napotkaliśmy bramę czasoprzestrzenną do której nie omieszkaliśmy wejść...


siedzimy teraz w ruchomych ustawianych fotelach na trawniku przed działką śmiejąc się oraz

rozprawiając o swoich strojach, był tam grungeopastuch, turysta z lihtenstein, polski turysta,

narciarz oraz jezus

ten ostatni zabrał ze sobą kamerę video o czym wcześniej nas nie poinformował a teraz zaczaił

się za krzakiem nagrywając taniec polskiego turysty o kulach

od tej pory kamera przechodziła z ręki do ręki gdyż każdy miał inną koncepcję na film

nie zważając nawet na to że znajduje się ona w pozycji do góry nogami

dwukrotnie zawitał do nas jakiś śmiesznie ubrany pan wydawałoby się że "swój" mimo to nikt z

nas nie potrafił się z nim porozumieć

po tym jak przyciszyliśmy muzykę nikt już do nas nie przychodził

"tak naprawdę jesteśmy grupą podróżników a naszą potrzebą jest przygoda"

wszyscy się z tym zgodzili więc uzbrojeni w jeszcze bardziej ekscentryczne stroje oraz dziwne

akcesoria których przeznaczenia nikt nie znał wyruszyliśmy... na polanę litwina;

drogę podobno ktoś znał

prowadziła ona głównie przez wysuszony las gdyż pod nogami ciągle trzaskały nam gałęzie

spotkaliśmy drwali pracujących przy wycinaniu lasu używając złowrogich, krzyczących maszyn

o dziwo nie wzbudziliśmy w nich żadnego zdziwienia swoją obecnością, wyglądem ani nawet tym że

rozmawialiśmy ze ściętymi przez nich drzewami

polana znajdowała się na podmokłym terenie gdyż niedaleko był zalew

grunt był miękki i bardzo nierówny dlatego też chodzenie po nim sprawiało nam niezwykłą radość

oraz niemałe trudności

gdy podnieśliśmy głowy naszym oczom ukazał się wielki dom pomalowany na żółto z odpadającym

tynkiem usytuowany na wzgórzu, przysłonięty przez olbrzymie drzewa w odległości dwustu metrów

przed nami

wykorzystując naszą chwilę zamyślenia henryk począł snuć opowieści o litwinie który rzekomo

strzela z okna swojego domu do ludzi pływających na łódkach oraz obcych znajdujących się na

polanie przed jego domem

jednak uciekliśmy dopiero po tym jak znaleźliśmy samotny, pozostawiony przez jego ofiarę but

gdy wróciliśmy by rozpalić ognisko oraz usmażyć kiełbaski napięcie już opadło

jednyne co pozostało to zajebiste poczucie siebie

wróciliśmy do domu wyluzowani oraz w dobrych humorach

zapomnieliśmy się jednak przebrać..


wróciliśmy do obcego świata gdzie wszyscy uważnie się nam przyglądali podśmiewując się

szara okolica, ludzie bez fantazji, betonowa natura..


gdzie są szklane domy?

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media