Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

burzowy kwas

burzowy kwas

Pamiętam mojego pierwszego kwasa - czarny kryształ, na którego

namówił mnie J. Bardziej się bałam, niż chciałam rzeczywiście

spróbować. Pamiętałam niektóre bad tripy grzybowe, poza tym mam

paranoiczno-histeryczną osobowość i bardzo często sama sobie coś

wkręcam ;-)





Pojechałam do J. Zjadłam ową magiczną czarną kropeczkę [J.też

wziął] i czekam. Niebieskie światełko, muzyczka,

dom, `strażnik`J. obok [na wypadek Panicznej Paranoi] - niby

komfort, ale czułam się spięta. Nie znałam J. zbyt dobrze, byłam

trochę zasznurowana.





Przez dłuższy czas nie działo się nic, słuchałam muzyki i

odburkiwałam coś J., pytającemu mnie co 5 minut "No i jak?

Weszło coś? Co czujesz?" Czułam się jak u psychoanalityka ;-)

Powoli zaczęłam zapadać się w siebie i alienować.





Nagle poczułam zryw, rozsadzające mnie kawałki energii. Musiałam

wyjść, J. otworzył drzwi, a ja wybiegłam na klatkę. Na schodach

opętała mnie gorączka pościgu, jak w grze komputerowej, jakiejś

platformówce :-) Biegałam tam i z powrotem, w górę i w dół,

zaglądając do wnęk i zakamarków. Czułam narastający niepokój,

gdzieś na dole słyszałam szczekanie żelaznych psów. J. próbował

mnie jakoś uspokoić, a ja patrzyłam na niego, taka rozpalona i

uciekająca, a w głowie miałam kawałek Pidżamy Porno `Nie możesz

mnie zatrzymać, nie możesz mnie dogonić`.





W końcu J. jakoś mnie okiełznał :) i wróciliśmy na moment do

domu. Wiedziałam, że kwas już działa. Znów pojawiła się

propozycja wyjścia na dwór. Kiedy zakładałam buty, mój wzrok

padł na takie drewniane kołki na ubrania w ścianie. Padał na nie

cień w taki sposób, że wyglądały jak ostre, metalowe kolce,

wystające z kłębowiska pająków. Skojarzenie z pająkami spodowało

atak paniki "O boże, to bad trip, już się nie wydostanę"

pomyślałam. Uciekłam do pokoju, żeby nie patrzeć na ten ohydny

widok. Tam trochę się uspokoiłam. Cały czas miałam bardzo słaby

kontakt z J., on starał się mi pomóc, przeprowadzić przez to

doświadczenie, ale ja byłam zablokowana.





Wyszliśmy. Była ciepła, letnia noc, gdzieś w oddali zbierało się

na burzę. Poszliśmy na wzgórze, z którego widać było całe miasto.





Burza narastała w powietrzu -było to idealnie zsynchronizowane z

moją wewnętrzną gorączką, z podbijanym niepokojącym oczekiwaniem

Czegoś. Pomyślałam, że to ja sprowadziłam burzę, że makrokosmos

dostosował się do mojego mikrokosmosu, w którym już tańczył

ognik LSD.

Wtedy odczułam wielość istnień i wszechświata, taka szkatułka w

szkatułce w szkatułce [nie wiem,jak to inaczej wytłumaczyć,ale

chyba wiecie o co chodzi].





Dotarliśmy na sam szczyt.

Trawy były wysokie i miały niesamowitą strukturę, machały do

mnie i patrzyły jednym wielkim okiem. Ale nie były przyjazne,

czułam to. Płynęły w nich różne kolory, mieniły się.





Popatrzyłam na odległe miasto, na te wszystkie światełka,

połączoną, migocząca siatkę i poczułam się jak w wesołym

miasteczku. Gdzieś u góry zbierała się duża, szara chmura, która

wyglądała jak mgła albo dym z lokomotywy - i usłyszałam jadącą

po niebie kolorową lokomotywę *czufczufczufczuf uuu!! uuu!* :-)





J. stał niedaleko i przeżywał swojego tripa. Chciałam coś

powiedzieć, ale byłam obca i daleka, zapomniałam mówić.





Położyliśmy się na ziemi. Widziałam nas, leżących na samym

czubku planety, jedynych żywych ludzi. Patrzyłam w niebo, i

widziałam chmury zbierające się spiralnie nad nami. Wyglądały

jak dżinny, które kłębią się w wirze, patrzą na nas i chcą nas

wessać. Dałam się wessać w ten wir.


Powiedziałam do J., że jeżeli tak wygląda śmierć, takie

zasysanie, to bardzo mi się to podoba. On przytaknął, i na ten

jeden moment znikło gdzieś uczucie obcości - po prostu leżeliśmy

sobie i dawaliśmy się wsysać.





No i najniesamowitsza rzecz - gdy tak leżałam, poczułam

uderzenie na twarzy. Mocne, kłujące. Deszcz!

Krople deszczu dosłownie biczowały mnie, wpadały do oczu, były

wściekłe i bezlitosne. Nie chciałam i nie umiałam się bronić

przed tym bólem, nie mogłam wstać ani zamknąć oczu. Pozwoliłam

się bić, pozwoliłam się karać.

Straszne, intensywne odczucie.





Nie wiem, ile to trwało. Powietrze było aż gęste od burzy i

nasycone elektrycznością, moja własna elektryczność uwolniła

się, skręciła w sznur i podłączyła do nieba.





Potem wszystko ucichło. Leżeliśmy w ciszy, ja byłam przerażona,

a jednocześnie oczarowana. Przewróciłam się na brzuch, twarzą do

ziemi. Trawa była kłująca, grudki ziemi na moich rękach

wyglądały jak zakrzepła krew, gryzły mnie owady, chodziły po

mnie mrówki, byłam obolała i rozjątrzona.

I wtedy pojęłam całe cierpienie Ziemi, jej cykl rodzenia w bólu

każdej najmniejszej trawki. Przytuliłam policzek do chłodnej

ziemi i dzieliłam jej ból.

Czułam jej wieczną, pękatą ciężąrność, zjadaną i kłutą,

zjadającą i kłującą, czułam swój własny,pulsujący czerwono

najgłębszy rdzeń cierpienia. Bolesne i piękne.





Po jakimś czasie odczuwanie ustało. Podniosłam się z ziemi,

zmęczona i jakby postarzała, odezwałam się do J. Chciałam mu

opowiedzieć o tym, co przeżyłam, ale byliśmy dwoma odrębnymi

światami. Wracaliśmy do domu w milczeniu, szeroką ścieżką,

odgarniając trawy. Miałam jakieś symboliczne skojarzenia z

Tarotem, w tej chwili już tego nie pamiętam. Czułam, że ta droga

jest po to, żeby nią szły dwie właśnie takie istoty, i że nigdy

już się nie skończy, że będziemy tak szli i szli.





W końcu doszliśmy :-)


Położyliśmy się na podłodze i próbowaliśmy opowiedzieć wrażenia.

Nie dało się.





Chyba przeleżeliśmy tak do rana. Rano przyjechał do nas w

odwiedziny E., i trochę się zdziwił, widząc nas takich

zroślinniałych i nieprzytomnych :-)





Nie lubię wracać pamięcią do tamtego `pierwszego razu` -kojarzy

mi się z bólem, z samsarą, niekończącym się łańcuchem

cierpienia. Nie mogę też powiedzieć, żeby mnie zmienił - jedynie

uwrażliwił i wyciągnął na krótką chwilę coś, co we mnie

siedziało. (ale szybko schowałam to z powrotem ;-))





Nie żałuję jednak, że nie był to czysto pozytywny trip, a

wszystkim kwasującym (po raz pierwszy i nie tylko) życzę równie

mocnych kwasów :-)



Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media