Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

dyszka hexa w czy dni - psychodeliczne rozpasanie.

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
10g w 3 dni.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Sam w pokoju na łóżku
Doświadczenie:
Ponad 60 substancji psychoaktywnych wszelkiej maści od tytoniu po metadon.

dyszka hexa w czy dni - psychodeliczne rozpasanie.

Heksik przyszedł pocztą jako jedna 10cio gramowa bryła, teraz w dilerkach, poprzedzielany u znajomego dilera na wadze po 1g, co teoretycznie miało mi ułatwić kontrolę nad przyjmowaniem oraz w razie wtopy zminimalizować straty (przy okazji ostatniego zamówienia okolo 7-8g poszło się jebać do kosza przez wkurwionego na moje schizy Ojca :d). Wyglądało to tak, że przy sobie miałem jedną saszetę a reszta siedziała w lodówie zakopana w pakerskim pudrze. Generalnie w domu wiedzą, że biorę różne rzeczy ale często w zależności od nastroju ewentualnie mojego zachowania się zdarzało właśnie tak jak opisuję - że część potrafiła przepaść bez wieści. Mój protekcjonizm w tym przypadku jednak okazał się zbędny.. Samemu nie wiedząc kiedy przekroczyłem granicę jawy i snu. To tak, jakbyście szli a nagle nie wiedząc skąd zdali sobie sprawę z tego, że jedziecie na deskorolce w całym oprzyrządowaniu.

 

Ja zaś najpierw siedziałem na łóżku a potem byłem dowódcą armady wysłanej by podbijać kosmos ;D Co najważniejsze - bardzo dobrze mi szło a jako misję obrałem sobie oświecenie spotykanych galaktyk. Owo oświecenie związane było z tym, że podczas podróży udało mi się nawiązać "fizyczny"° kontakt z Bogiem. W wyniku tego spotkania, ludzkość oraz zaprzyjaźnione rasy uzyskiwały, dzięki mnie możliwość kontrolowania natężenia światła dookoła siebie za pomocą takiego jakby wbudowanego w mózg wywoływanego i kontrolowanego za pomocą myśli oraz gestów ręki suwaka po prawej stronie. Sprowadzało się to do tego, że jak przeciągałem suwak w górę to było coraz jaśniej i coraz więcej widać a jak chciało się iść spać to się go ściągało na dół i było ciemno. U nas mial tak każdy indywidualnie :) Jak możecie przypuszczać byłem kochany i honorowany przez wszystkie istoty (odwiedzonego) świata. Miałem jako admirał, jedną, dodatkową zdolność. Mianowicie, mogłem przebywając w swego rodzaju elektromagnetycznej sferze odwiedzać niedostępne normalnie miejsca. W ten sposób mogłem zwiedzać wnętrze naszej planety. Widziałem wiele różnych przedziwnych rzeczy, w które nie chce się za bardzo wgłębiać bo są osobiste ale na fazie widziałem żyj jak prawdziwe działające urządzenia, których u nas nie ma a ja sądzę, że mogą powstać. Niestety, w tamtym przypadku zaczęło brakować hexa (jego branie jakoś wkomponowało mi się w tło bo latałem powracając do bazy i wtedy tankowałem. Na fazie uroiło mi się, że bez problemu mogę syntetyzować co chcę i w jakich chcę ilościach. Miałem więc cały pokój usiany w torbach z towarem. Wtedy zaczął się chaos. Jako, że  Bóg był ciągle nademną - nie martwiłem się o kwestie bezpieczeństwa.  Stał się jednak pech. Gdzieś, miliardy lat świetlnych stąd zderzyły się dwie supernowe powodując w przestrzeni jakieś nietypowe  zaburzenie mające wpływ na wszystko co żywe i nie żywe. "Pech" chciał że właśnie w tym momencie ktoś mnie zastrzelil na imprezie w klubie w  moim mieście. Jak sie okazało była a raczej zleciła to morderstwo moja własna matka. Przejebane bo Bóg zrobił tak, że w razie uszkodzenia, mój mózg odbuduje się sam z najmniejszego elementu. Tymczasem znaleziono moje zwłoki z kompletnie wygotowanym w jakimś kwasie mózgiem. Zostałem uwięziony w swoim ciele. Widziałem swój pogrzeb, byłem duszą uwięzioną w ciele (z racji eksplozji supernowych wystąpił problem adresowy). Mieszkałem ze swym ciałem  kiedy w końcu osunęła  się ziemia i trumna wypadła na zewnątrz  - było mi zimno, nawet po śmierci nie ma spokoju, jeśli jest coś nie tak z Twoim ciałem

 

 

Próbowałem się modlić ale w wyniku wybuchu znalazłem się w naszej rzeczywistości, więc rządzily tam inne zasady. Na całe szczęście po dogadaniu szczegółow Bóg tamtego świata zorientował się gdzie powinien mnie odesłać. Urodziłem się jako klon samego siebie dla niepoznaki dla otoczenia. Budzę się na dobre, sterta talerzy,  kubków sztućców itp. Przekonany  o  tym, że  jestem klonem przykrywką dla morderstwa mnie samego  opuszczam dom celem nabycia wina :d

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Set and setting: 
Sam w pokoju na łóżku
Ocena: 
Doświadczenie: 
Ponad 60 substancji psychoaktywnych wszelkiej maści od tytoniu po metadon.
Dawkowanie: 
10g w 3 dni.

Odpowiedzi

Nie wiem dlaczego w tytule jest słowo "psychodeliczne", skoro w ogóle nie było tu żadnych psychodelików. I dlaczego "tripreport", skoro to nie trip, a jeno ćpanie heksenu. 

Jak przeczytasz to powinieneś zrozumieć. 

Jeśli już, to powinnaś, wszak piszesz do kobiety;-)

Co do znaczenia słowa "trip", to na tej stronie są ludzie, którzy jazdę amfetaminową nazywają tripem, mimo iż ta jazda jest w zasadzie przeciwieństwem prawidłowego znaczenia tego słowa... Podobnie z tą psychedelicznością - nazywają szkiełka klejnotem.

To tylko sen samoświadomości.

Ja nie zuwazyl ja nie widzial ja. Wybacz discordio, poranek przed rbota trudna sprawa :(

Ten "trip" to czasami przesada konkretna jest haha.

A wszak pisza uzywaja starcy albo tacy co sie na nich stylizuja. No co ty Szaman, ponad 30 na karku a wszakami rzucasz, no daj spokoj xDDD

Gdybym był nie był stary, to czas płynąłby dla mnie wolniej, a nie przyspieszał z każdym rokiem trwającym miesiąc. Toż to późne lato mego życia, zaraz owoce na jesień zbierać mi przyjdzie. Przeto ponad połowa życia uleciała, a wszak "wszak" używają i młodsi;-) 

Nie na tyle stary, by staropolskim władać, aczkolwiek czas zaprzeszły mi nie jest obcy, jak widać na załączonym obrazku;-) Wolę polskie, chędogie słowa od wkomponowywania anglojęzycznych zwrotów w nasz piękny i trudny język. Taki to konserwatywny charakter mój;-)

To tylko sen samoświadomości.

Wiessz, jak dla mnie jezyk ciagle ewoluuje jak wszystko dookola wiec uzywanie wymarlych slow to dla mnie robienie z siebie yntelygenta. A te polskie, chedogie slowa to nie jest czysty polski, bo taki nie istnieje. Od zawsze jezyki sie mieszaly i z polskim glownie niemiecki, rosyjski, jidysz i pozniej francuski. Pewnie za 50-100 lat ktos bedzie rzucal fejspalmami, czisburgeraim i lykendami tak jak ty teraz wszakami i chedogami :P

To nie są wymarłe słowa, tylko synonimy pospolitych z innym wydźwiękiem. Wymarłe słowo to chludzić, ale nie chędogo, czy wszak. Natomiast fejspalmy nigdy nie osiągną takiego statusu, jak chociażby trawa, a co najwyżej bigos, czy inny szajs. Chodzi o etymologię, o korzenie słowa. O budowę słowotwórczą. Chędogo jest na wskroś polskim słowem i wiele jest pięknych polskich słów, które są rzadko spotykane (pochodzących od prasłowa). Ale jak urzekają kiedy ktoś podczas rozmowy zaskoczy Cię takim słowem:-)

Język ewoluuje naturalnie (stąd drzewo, a nie drwo), ale te zapożyczenia, które są zbędne (czyli nie wszystkie), tylko go zabrudzają; nagminna ignorancja (ortografia, gramatyka) tylko go uwstecznia; a łamanie interpunkcji i brak znajomości semantyki sprawiają, że i komunikatywność spada... Oczywiście dużo zależy od środowiska, jednak sposób rozmowy (w tym i zasób słownictwa) wiele mówi o człowieku i tak np. kiedy ktoś mi mówi "przyszłem", to ja już wiem skąd. Czasami serce się kraje, że tak mało osób umie pisać po polsku...

To tylko sen samoświadomości.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media