Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

historia pewnego tripu.

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Podane w raporcie.
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Spokojny letni wieczór i kwasobranie z bratem.
Wiek:
27 lat
Doświadczenie:
Ganja, feta, MDMA, LSD, Szałwia Wieszcza, alkohol

historia pewnego tripu.

Witam. Przypominam, iż treść raportu jest moim wymysłem, jakby co;-)

Wieczór, późny sierpień. Za dwie/trzy godzinki zrobi się ciemno. Zarzucamy z O. po "barcie", jak nazywamy kartonik, na którym widnieje rodzinka Simpsonów na kanapie. Będzie to zatem nocny trip. Kupiliśmy sobie po piwku i siedzimy na ławce nieopodal gralni (taka miejscówka, gdzie muzykuję sobie z przyjaciółmi). Wszystko się uspokaja. (W ogóle to pierwszym symptomem wchodzenia kwasa jest wyciszenie). Otworzyliśmy piwka i rozmawiamy sobie praktycznie szeptem. Już papierki dobrze weszły, gdy nagle orientujemy się, że jacyś rowerzyści zatrzymali się przed nami (kto wie ile czasu już tu stoją). Podnosimy wbite w delikatnie falującą, niebieską trawę spojrzenia, a tu... "Wiecie, że tu nie wolno pić?" - pyta retorycznie chłopak siedzący na rowerze, ubrany w biało-niebieski strój z napisem POLICJA. Yyyyyy no... wiemy... - odpowiadamy całkowicie zaskoczeni. Generalnie siedzieliśmy tam z godzinę, a nie wiem, czy upiliśmy szyjkę butelki. Skąd jesteście? - pyta wcale przyjemnym i spokojnym głosem policjant. No... stąd...- odpowiadamy wskazując ręką na kilka bloków (hehe). Chwila ciszy... W mojej głowie pojawia się myśl, że jak nam każą pokazać dokumenty, to już po mnie. Wsadzą mnie w kaftan, bo choć dowód mam w portfelu, a portfel przy dupie, to nie dałbym rady w żaden sposób po niego sięgnąć. No i siedzimy zakwaszeni, jak jasna cholera, przed Policją. Rowerzyści jednak ruszają w drogę, żegnając nas: "no to... dowidzenia". Dowidzenia - odpowiadamy zaskoczeni... (jak to kwas działa cuda? Ha:-) ). Ale fart! Ucieszyliśmy się, nie mogąc uwierzyć w całe zajście. Później zinterpretowałem całe zajście tak, że fajnie im się jeździło na tych rowerach, tu mieliby problem, bo trzeba byłoby wypisać mandat, a przynajmniej nas spisać, a widzieli, że przecież muchy byśmy nie skrzywdzili, no i nie wiadomo ile by im z nami zeszło (a pewnie niekrótko), więc postanowili wykorzystać resztki słonecznego światła na dalszą przejażdżkę.

Po tej sytuacji zebraliśmy się na gralnie (chłopaki akurat mieli tam jam session). Na gralni trochę tłoczno, wszyscy upalają się, by zwiększyć wenę. Proponują nam, ale odmawiamy, czym przynajmniej ja wzbudzam zdziwienie. O. rzadko pali, natomiast ja nałogowo. Chcą, żebym podpinał mike'a, ale nie dałbym wtedy rady śpiewać. (Wiele razy później grałem na kwasie, ale wtedy wolałem tylko posłuchać). Chłopaki zaczęli grać. Było bajecznie. Widziałem dźwięki, jak zaginają powietrze. Czułem, jak basy mnie trzymają. Zamknąłem oczy i zobaczyłem cudowne, takie fluorescencyjne fraktale. Ich kolory miały takie nasycenie, że neon to przy tym wyblakła, marna imitacja prawdziwej barwy. Pięknie bujali całą łajbą. Po pewnym czasie zrobili sobie przerwę. Zrobiło się gwarno i każdy gadał o czymś innym. Miałem wrażenie, że całkowicie nieważne jaką głupotę powiem (np. że Hitler dzisiaj przyleciał motorówką zabić Michaela Jacksona), to i tak dyskusja będzie trwała, a ludzie znajdą jeszcze argumenty na udowodnienie mojej tezy. Harmider robił się coraz większy. Widzieliśmy prawdziwe oblicza ludzi. Podjęliśmy z O. decyzję, że wychodzimy. Na dworze panowała już noc. Zabrał się z nami jeszcze M. na rowerze. Wypytywał co widzimy i w ogóle. Szliśmy do sklepu (obraliśmy taki, gdzie z reguły przesiadują żule), minęliśmy jednego ze stałych "żabkowiczów". Wydał mi się strasznie malutki, co mnie rozbawiło. Tuż przed sklepem dotarło do mnie dlaczego tak wyglądał...

Jest u nas na osiedlu taki typ, którego się wszyscy boją. Koleś waży ponad sto kilo ma ponad 190 cm wzrostu, walczył w klatkach i generalnie rzecz ujmując jest psycholem... Własnym ziomkom w biały dzień, w samym centrum miasta potrafi(ł) zrobić przekopkę. Naprawdę lepiej gościa omijać. Każdy na osi to wie. No i pech chciał, że zakwaszeni go spotkaliśmy, a on polował ze swoim przydupasem na ofiary. M. od razu uciekł... My nie mieliśmy rowerów. Zawołał nas, a ucieczka nie miała sensu... I teraz tak: sam jestem niezłą gadziną (nawywijało się w życiu), O. też aniołkiem nie jest hehe, ale takiego skurwola to w życiu nie widziałem. O. szykował już odruchowo zapalniczkę na wypadek kłopotów ( żeby w razie "wu" nie połamać palcy), ale z tym typem nie mielibyśmy szans. Przestraszyłem się nie na żarty. Chciałem zniknąć, kiedy się z nim witaliśmy. O dziwo nie żądał pieniędzy, fajki, ani niczego i nawet nas piwem poczęstował, ale wewnątrz trząsłem się ze strachu, jak galareta. Ten gad żywił się moim strachem... No to dostał swoje papu... Parę minut gadki i poszlismy po piwa (oczywiście już tam nie wróciliśmy). Już w sklepie O. pytał mnie czy wszystko w porządku. Nie. - odparłem krótko.

Parę razy na kwasie miałem przysłowiowy mindfuck, ale po wyjściu ze sklepu idąc chodnikiem (była wtedy 2:00 w nocy) myślałem, że oszaleję. Co ja gadam. Myślałem, że już oszalałem. Mój umysł przeżywał obłęd... Zapętlałem się w psychicznych katuszach... aż wykrzywiało mi głowę. Na szczęście rozmowa z bratem pomogła. Usiedliśmy sobie na ławce pod drzewem o stu twarzach i wśród nocnych motyli, gaworząc popijaliśmy piwko...

Był to jeden z pierwszych tripów, po którym zraziłem się trochę do nocnych. Wszystko jednak dobrze się skończyło i po czasie doszedłem do wniosku, że takie przykre doświadczenia uczą nas dużo więcej o nas samych, niż tysiąc pięknych chwil. Zakorzeniony strach wyszedł na zewnątrz, a ja zostałem z niego obmyty. Tak to widzę. Pozdro!

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
27 lat
Set and setting: 
Spokojny letni wieczór i kwasobranie z bratem.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Ganja, feta, MDMA, LSD, Szałwia Wieszcza, alkohol
Dawkowanie: 
Podane w raporcie.

Odpowiedzi

Szkoda, że nie chciało Ci się rozwinąć, bo czytało się nawet przyjemnie, pomimo przesadnego szacunku dla "Policji".

Może rzeczywiście tak to zabrzmiało. Bardziej jednak chciałem podkreślić osobowość tych ludzi, bo zachowali się ok. Pieski są potrzebne ludziom, którzy muszą bieć bata nad sobą, ale zdarzają się wśród nich ludzie. Stąd moje podkreślenie. Zresztą naprawdę nie wszystkie moje spotkania z takowymi były tak przyjemne...hehe

To tylko sen samoświadomości.

A co do wielkiej literu to rzeczywiście przegiąłem;-)

To tylko sen samoświadomości.

Coraz bardziej podobają mi się takie zwiewne i lekkie historie. Pięknie to ubrałeś wszystko w słowa, aż sprawia wrażenie porannej, nietrwałej rosy. I pomimo tej długości i tak ma wiele pouczenia w sobie. I tak wciąga. 5 gwiazdek dla pana ;)

No nie powiem, połechtałeś mi ego tym zacnym porównaniem;-)

To tylko sen samoświadomości.

Raport przyjemny, ja miałem w swym życiu dwie przygody na kwasie, które były pozytywne. Nie wiem, jak to bybyło z badtripem. 

Marek Edelman

Eksperymentując z kwasem prędzej, czy później jakiś badtrip się napatoczy, ale z reguły to tylko krótka część całego doświadczenia. Warto wtedy pamiętać, że to co się dzieje nie będzie trwało wiecznie i nie robić żadnych głupot (nie skakać z okna, nie wybiegać na ulice itd.), a przeczekać. Jeśli tripujesz z kimś, to rozmowa może bardzo pomóc. Oczywiście wspomnienia zostaną i najlepiej się wyleczyć z takiej traumy kolejną podróżą (czym się strułeś, tym się lecz). Po parunastu tripach badtripy nawet, jeśli się w ogóle pojawią (zagubienie, rozpierdol umysłowy, czy bliżej nieokreślony strach), to już nie robią takiego wrażenia i wszystko da się ogarnąć. 

To tylko sen samoświadomości.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media