mistrz cevów
detale
raporty t.rydzyk
mistrz cevów
podobne
Tytułem wstępu - kolejne "najprawdziwsze LSD", które okazało się być bromoważką. Nie wiem już co o tym myśleć - wiele osób na forum zarzekało się, że Śiwa to LSD. Możliwe, że ktoś faktycznie miał LSD na tym kartoniku, ale to co ja miałem na pewno nim nie było.
Dodam, że jeżeli Śiwa jest uznawana przez niektórych za mocny karton, to niestety jej moc jest znikoma w porównaniu z kwasem.
Krótko czas działania:
T+20 min – nienaturalne polepszenie humoru, gadatliwość
T+1 h – mrowienie ciała, dreszcze
T+3 h – po dopaleniu mj apogeum efektów, wspaniałe CEVy
T+4 h – narastające uczucie przyjemności
T+5 h – zanikanie CEVów
T+6 h – faza przemyśleń, apogeum przyjemnych odczuć
T+10 h – daje się usnąć
T+36 h – koniec nieprzyjemnych efektów zejścia
Aby nie popadać w rozwlekłość, krótko o efektach fizycznych: natychmiast po wejściu, rzuca się w oczy amfetaminowe działanie bromoważki – fizyczne pobudzenie, euforia, jasność myśli, gadatliwość. Poza wyłączaniem głodu, pragnienia i potrzeby snu, zanika libido i totalnie rozregulowuje się mechanizm termoregulacji (zmienne uczucia ciepła i zimna – niezależnie od faktycznej temperatury oraz związane z tym objawy fizyczne – dreszcze lub pocenie się).
Efekt miksu
Przez krótki czas byłem w stanie określić, która część psychicznych efektów pochodziła od której substancji – umożliwiła to „jasność” myśli fazy amfetaminowej (bromoważa) i „analityczność” rozumowania wywołana kanaboidami (marihuana). I choć może się zdawać, że to mj jest katalizatorem, w rzeczywistości obie substancje wzajemnie się wzmacniają i uzupełniają.
CEVy
To właściwie powinna być główna część TR, jednak jakkolwiek wielu słów bym użył, nic nie odda tego, co widziałem. Wzory były kwintesencją porządku, niekończącym się, rozbrykanym hołdem złożonym symetrii. CEVy wyświetlane są chyba bezpośrednio na korze wzrokowej mózgu, możliwe że są „przebiciami” lub „zalewem” impulsów elektrycznych, pochodzących bezpośrednio z kory słuchowej. Jedyną stałą wspólną cechą wizuali była symetria i samopowtarzalność. Najlepszym przybliżeniem, które mógłbym wymyślić na opisanie CEVów, to „kalejdoskop z fraktalami”. Zależnie od muzyki widziałem proste, kolorowe wzory (pop, muzyka z MTV), skomplikowane, misterne fraktale, kraszanki, koronki, płatki śniegu, mozajki, rozety, rzutowane na płaszczyznę bądź inną przestrzeń o zmieniającej się liczbie wymiarów (przy czym liczba wymiarów zmieniała się płynnie, między dwoma a trzema były wszystkie pośrednie, ułamkowe, fraktalne) – to przy płytach Stańki, jazzie, Yes i innej wysmakowanej muzyce. Prodigy („Greatest Hits”) zadziałało jak dodatkowy katalizator, totalnie zmieniając kolor wizji (czernie, brązy) oraz wagę wzorów (fraktale i kraszanki zamieniły się w ciężkie, tłuste, granitowe płyty o prostych symetriach). Przez pewien czas miałem wrażenie, że psychodeliczna muzyka była tworzona celowo tak, aby wywołać określone wizje i kształty w mojej głowie. Każda harmoniczna dźwięku a także postrzeganie nastroju budowanego przez dźwięki wpływała na szybkość zmian, kształty figur, ilość osi symetrii, zróżnicowanie i przepływ kolorów, iteracje fraktali a także zmiany geometrii oraz metryk postrzeganej przestrzeni. Wszystko odbywało się w porażająco precyzyjnej synchronizacji z dźwiękiem – pełna synestezja. Krótko mówiąc, obserwując to wszystko, powiedziałem żonie: „Gotów byłbym do końca życia nie oglądać cipy, gdybym tylko mógł widzieć za zamkniętymi oczami to, co teraz widzę”.
Euforia/Przyjemność/Metafizyka
Odchodzeniu CEVów towarzyszyła faza wzmożonej przyjemności. W pewnym momencie, byłem przekonany, że nastąpiło maksymalne pobudzenie mojego ośrodka nagrody. Mając głowę żony na piersiach, czułem jakbym był z nią zamknięty w małym, przytulnym wymiarze, zawieszonym gdzieś między czasem. Jakbyśmy byli tylko energią, jakby świat fizyczny istniał na zewnątrz, jakby jedynym naszym zajęciem było trwanie, wymienianie się ciepłem, stapianie ze sobą. Zaznaczam, że absolutnie nie wierzę w świat niematerialny, jestem absolutnym ateistą, jednak tego wieczora rozważania na tematy metafizyczne stały się wyjątkowo atrakcyjne. Zakładając istnienie „dusz”, wykoncypowałem sobie natychmiast, odpowiadającą nastrojowi chwili teorię: dusze, byty istniejące poza czasem i przestrzenią, próbują wzbogacać się nawzajem, przekazując sobie zdobyte do tej pory doświadczenia. Gdy spotykają się dusze, które chciałyby się „poznać”, wcielają się w istoty żywe zamieszkujące tę samą planetę i zbierają doświadczenia, poznają się przez zmysły danej istoty. Dla nas jest to całe nasze życie, a dla dusz – przepraszam za porównanie – odpowiednik obwąchiwania sobie tyłków przez psy. Kiedy kogoś spotykamy, kiedy sprawia że dzięki niemu coś czujemy, kiedy czegoś się od niego dowiadujemy, to właśnie efekt spotkania i przepływu informacji między duszami. Kolejną koncepcją był bóg, jako efekt stałego dążenia mózgu do racjonalizowania zdobytej wiedzy. I choć wielokrotnie słyszałem, że bóg musi być, bo musi być jakaś przyczyna, zupełnie ten argument do mnie nie przemawiał, tym razem potrafiłem zrozumieć (raczej: wytłumaczyć sobie) skąd w mózgach niektórych osób powstaje potrzeba, czy też pewność istnienia bytu sprawczego. Mózg osób wierzących zdaje się po prostu mocniej szukać uzasadnienia otaczającej nas rzeczywistości, nie zadowalając się konstantacją, że życie, wszechświat i cała reszta, może być dziełem przypadku i istnieć bez celu.
Zejście:
Jak poprzednio – nieprzyjemne. Rozbicie emocjonalne, rozdrażnienie, przygnębienie przez praktycznie całą dobę po zażyciu substancji. Ten stan emocjonalny powoduje, że blakną wszystkie cudowne wspomnienia z poprzedniego dnia. Choć w trakcie działania przyjemność, euforia i stan wewnętrznego spokoju jest cudowny i wszechogarniający, dobowa zwałka i towarzyszące jej rozregulowanie emocjonalne zupełnie przysłania radość poprzedniej nocy. Nad ranem zmęczenie i brak serotoniny wywołuje bardzo nieprzyjemne widoki za zamkniętymi oczami, niezwykle podobne do silnych stanów hipnagogicznych. Powracająca natrętnie wizja pokoju pełnego organicznych bądź genetycznie tworzonych mebli i przedmiotów. Lampa na żywym biurku wyraźnie cierpiała, miała zmęczone oko, składała się z kawałków mięsa, płatów skóry, wystających kości. Pisząc te słowa czuję wciąż obrzydzenie, a wszystkie miejsca, w których pisałem o przyjemności, zdają się być nieszczere i kłamliwe. Szkoda.
- 23142 odsłony
Odpowiedzi
co do blotterów - naprawdę,
co do blotterów - naprawdę, nadruk na blotterze mało znaczy, to, że miałeś shivę z brdf, nei znaczy, że nie spotyka się takowych z lsd. blotter może kupić sobie każdy, a czym go potem nasączy to już inna bajka.
ja jadłem dfy na kartonie z blottera z hofmannem na rowerze, widziałem też jakieś fene na blotterze rolling stones - więc zaprawdę, nie ma co się sugerować kolorkami i wzorkami na naszych kartonikach.
"Gotów byłbym do końca życia
"Gotów byłbym do końca życia nie oglądać cipy, gdybym tylko mógł widzieć za zamkniętymi oczami to, co teraz widzę”.
Haha, mocne słowa :) Niezależnie od wrażeń estetycznych, CEVa jednak nie poliżesz ni nie wyruchasz ;)
poruchac i polizac mozna nie
poruchac i polizac mozna nie patrzac;]