Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wyprawa w nieznane

wyprawa w nieznane


Nazwa substancji: DXM (Dekstrometorfan)

Poziom doświadczenia użytkownika: DXM po raz drugi, poza tym zero innych dragów i fajek, bardzo często alko.

Dawka, metoda zażycia: Ok. 480mg w tabletkach i syropie.

"Set & setting": Noc, własny pokój, muza na słuchawkach.

Efekty: Generalnie mocno zadawalające :)

Czy dane doświadczenie zmieniło Cię w jakiś sposob?: Może to zabrzmi niebezpiecznie, ale nabrałem chęci na 3 raz :)

Jeżeli to nie był Twój pierwszy raz z danym środkiem, czym różnił się od poprzednich?: Bowiem pierwsze moje podejście to ledwie 150mg, więc różnił się znacząco na plus oczywiście :)



===



Moja przygoda z DMX (początkowo tylko teoretycznie) zaczęła się - nie inaczej - jak właśnie tu na hyperze, jakieś pół roku temu :) W listopadzie przebrnąłem przez "jazde próbną" w dawce 150mg Acodinu. Drugie podejście nastąpiło na początku stycznia nowego 2006 roku :) Tym razem zdecydowałem sie na jakąś bardziej "ludzką" dawkę. Własny pokój, godz. 23, komp, mocna rockowa muza na słuchawkach. Zarzucam najpierw całe opakowanie tussalu, czyli 10 tabletek. Następnie 3 ostatnie tabsy ze starego opakowania Acodinu, czyli już w sumie 13 drażetek (195mg). Tabletki biorę jedną po drugiej bez żadnych przerw, mniej więcej co trzecią zapijając herbatką. Nic nie jem. Odczekałem z 5 minut i zacząłem pić syropik Acodin 300. Powiem jedno, picie jego było istną katorgą. Smak obrzydliwy, zwłaszcza powyżej 2 łyknięcia :/ Jakoś przebrnąłem przez tą męke i ujrzałem puste dno buteleczki. Ponieważ syropik był lekko napoczęty, więc nie było w nim całego 300mg, ale na oko 280mg napewno. Czyli łącznie w zaokrągleniu miałem na koncie 480mg DMX (80kg wagi). Pozostało tylko czekać na efekty :)



===



Pierwsze 20 minut bez żadnych objawów. Spokojnie siedzę przed kompem słuchając muzy. Nagle zrobiło mi się "pełno" w brzuchu. Takie dziwne uczucie jakbym zjadł ze 3 obiady :) Chyba to przez te szybkie zarzucanie, aczkolwiek uczucie nie związane z żadnym muleniem. "Pełność w brzuchu" przeszkadza jednak przy siedzeniu przed kompem, więc decyduje się walnąc na wyrko. Słuchawki na uszach i czuje, że powoli wchodzi :) W między czasie ide sie odlać do kibelka, gdzie efekty zaczynają potęgować. Pierwsza mocniejsza faza weszła kolo 1 w nocy. Leżąc na wyrku z muzą na uszach czuje się jak mocno narąbany wódą, taka alkoholowa bania, ale myślenie normalne :) Póki co nie mam żadnych wizji, ale jakoś mnie nieźle wykręca (uczucie jakby mi się ciało wyginało :)). Po pewnym czasie widzę jak firanki na oknie falują, chociaż okno zamknięte. Najlepsze efekty odczuwam podczas zamknięcia oczu i wczuwaniu się w muzykę. Wizje momentami przerażające, ale kto zarzuca ten wie ;) Diabły te rzeczy hehe ;) O dziwio, gdy zdejmuje słuchawki wizji nie mam, nawet przy zamkniętych oczach. Widocznie jakoś muzyka wywołuje dodatkowe doznania. Poza tym w zależności od gatunku muzyki mam inne wizje, ale to chyba normalna sprawa. Przy mocnej muzie widze rzeczy straszne :) Przy lżejszej - szczegółów wizji nie pamiętam, ale bardzo spokojne, przyjemne, poza tym uczucie lekkości, euforia, ogromną chęć przytulenia się do jakieś fajnej kobitki :)(to ostatnie przy spokojnych balladach rockowych). Po godzinie postanowiłem wejść trochę na kompa. Staje na nogi i SZOK! Muszę podtrzymywać się ręką o meble, bo wyrżnąłbym sobie na glebke :) Chodzić się praktycznie nie da, jakbym był po litrze dobrej wódy :) W końcu jakoś udało mi się usiąśc na krześle, włączam monitor i nagle kolejny SZOK. Nie widze ekranu :) Tzn. widze, ale wiruje i skacze mi przed oczami jak zwiarowiony. Nie daje rady nawet trafić w jakąkolwiek ikonkę. Odpuszczam sobie i wracam do wyrka. Na oko mija kolejna godzina fazy z wizjami przy muzie na słuchawkach. Koło godz. 3 pęchęrz nie wytrzymuje i zmuszony jestem doczłapać się do kibelka. Dobrze, że na chacie wszyscy mocno spali, bo wyglądałbym nieźle obijając sie o ściany w drodze do klopa :) Po powrocie, który sprawił również niemałe problemy, postanawiam sprawdzić jak świat na DXM wygląda za oknem :) Jako, że jest środek zimy, mocno minusowa temperatura, uderzył we mnie mocny podmuch mroźnego wiatru. Normalnie pewnie skręciłoby mnie z zimna, a tymczasem doznałem takiego fajnego uczucia jakby mnie ktoś piaskiem obsypał :) Zero czucia zimna, mógłbym chyba ganiać w środku zimowej nocy goły po osiedlu ;) Po tym ponownie odleciałem na fazie z muzą na słuchawkach. Po godz. 5 postanowiłem wreszcie iść spać i odłożyłem słuchawki, wyłączyłem kompa. Gdy przebudziłem się koło 6 wyraźnie faza już zjeżdżała, aczkolwiek sprawnie poruszać się ciągle nie mogłem. Nie przewracałem sie już jednak, więc trochę pochodziłem sobie robocim chodem po pokoju i po chwili zasnąłem. Wstałem ok. 13-14 i po fazie nie było już śladu. W ogóle czułem się jakbym wrócił z dalekiej podróży, z innego świata :) Zjazd nie odczuwalny, pełny luz i gitarka :)



===



Na koniec musze przyznać, że DXM mnie zafascynował. Oprócz ciekawych wizji, ciągłe uczucie obecności jakby w innym wymiarze, innym świecie :) Kompletne oderwanie się od rzeczywistości i tylko, gdy mocno się postarasz przypominasz sobie, że przecież jesteś we własnym pokoju. W dodatku faza utrzymująca się całą noc. Niemożność chodzenia powoduje, że czujesz się naćpany w pełnym tego słowa znaczeniu :) Nie odczuwałem żadnego swędzenia, nie zbierało mnie również na wymioty. Szczęsliwy dxm\'owiec ze mnie :) Osobiście nie wyborażam sobie jak można wziąć DXM (powyżej 450mg) gdzieś w terenie. Strach pomyśleć, co by ze mną było, gdybym zarzucił np. podczas jakieś imprezy :) Nie ma to jak w ciemnym pokoju ze słuchawkami na uszach oddać się DXM :) Wracając do tripa, to denerwowała mnie właściwie tylko jedna rzecz, mianowicie różne schizy, które co jakiś czas mnie ogarniały. Raz, że muszę za wszelkę cenę zamknąc okno, bo jak nie to podczas mocniejszej fazy wyskocze przez nie :) Lub koło godz. 6, gdy jeszcze faza mnie trzymała, świadomość jakby mi nigdy miała nie minąć :) No i ostatnia, ale za to najlepsza, choć to może była jeszcze część fazy ;D Gdy próbowałem zasnąć (przy końcu tripa) musiałem wyciągnąć baterie z zegarków w moim pokoju, bo "pikanie" wskazówek stało się tak przerażająco głośne (w pokoju mam 3 zegarki), że nie mogłem zasnąć :) Nie wspominam już o śmiertelnym przerażeniu, na dźwięk kiedy w rynnie obok okna zsunął się śnieg :) Ale plusy znacznie przewyższają te minusy, bądź co bądź, bardzo lajtowe minusy :)



Za miesiąc, może półtora znowu wybiorę się w wyprawe w nieznane :) Pozdrawiam i życzę udanych tripów :)

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media