Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

a wy nie macie plaży na suficie!!!

a wy nie macie plaży na suficie!!!



Substancja: DXM, 450 mg, przed i w trakcie MJ




Przedmowa: Wszyscy ktorzy brali DXM wiedzą, że zaniki pamięci krótkotrwałej praktycznie uniemożliwiają szczegółowe opisanie tripu. Opisałem więc to, co z niego pamiętam izawęziłem to tak, by wyglądało jak spójna historia.






Zaczęło swędzieć. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że wjazd jest tuż tuż. DXM, ten niezwykły narkotyk, o jakim większość ludzi nie ma pojęcia, a który jest legalnie dostępny w naszym kochanym kraju, powoli zaczął pokazywać pazurki. To dziwne uczucie w głowie zaczęło coraz bardziej wibrować. Nogi stawały się coraz bardziej nie moje. Nieznane się zbliżało. Wyłączyłem więc komputer, wskoczyłem do łóżka i włączyłem TV w oczekiwaniu na to, co miało nadejść, a co przeszło moje najśmielsze, i tak duże, oczekiwania.



Oglądałem film i czułem, że akcja coraz mniej mnie interesuje. Coraz więcej uwagi poświęcałem na to, co się dzieje z moim ciałem. Nagle, około północy, czyli tak jak planowałem, poczułem zbliżające się trzęsienie ziemi. Następnie wielki huk... i łóżko na którym leżałem, odleciało gdzieś daleko, a ja zacząłem frunąć po pokoju.



Od tego momentu nic nie działo się naprawdę.



W tle leciała muzyka Enyi. Lepszej nie mogłem sobie wymarzyć. Jej łagodny głos, jej skoczna muzyka sprawiła, że począłem płynąć przez ocean wszechświata. W rytm jej muzyki podrygiwać zaczęła Ona – dziewczyna ze snów. Poprowadziła mnie za sobą. Trzymała się zwisającej z chmur drabiny. Niczym Małgorzata z powieści Bułhakowa, fruwała sobie nad ziemią i skakała po balkonach. Wiedziałem, że jest doskonałą złodziejką i planuje jakiś skok. Zacząłem gonić ją po chmurach i razem frunęliśmy po zielonych szkockich równinach.



Wkrótce potem ochłonąłem i doszedłem do wniosku, że DXM już działa. Otuliłem się mocniej kołdrą i przymknąłem oczy. Po chwili wyciągnąłem szklaną rurkę na której były pozostałości po pewnej roślinie i postanowiłem poprawić. Gdy zapaliłem zapalniczkę w ciemnym pokoju, rurka ta zapaliła się na fioletowo i rozciągnęła na długość trzech kilometrów. Cały pokój rozświetlił się błyskami i gwiazdkami. Nie wypuszczając jeszcze dymu z płuc wrzuciłem rurkę do swojej szafki i rzuciłem się na łóżko. Wypuściłem dym, a na efekty nie trzeba było długo czekać.



W jednym momencie znalazłem się w prehistorycznej dżungli. Byłem człowiekiem pierwotnym, potwornie głodnym, uzbrojonym tylko w dzidę. Przede mną stał żubr – ogromny, dziki, gotów walczyć o życie. Mam w głowie prymitywny tok myślowy: jesć – żubr – zabić. Z dzikim wrzaskiem skaczę na niego i wbijam mu dzidę w brzuch. Żubr z rykiem odwraca się i z przerażeniem stwierdzam, że złamał tą dzidę. Już po mnie. Klękam przed nim i modlę się do swojego bożka by mnie uratował. Nic to nie daje. Żubr naciera na mnie i ...

W momencie śmierci moja dusza odlatuje i znów podziwiam cudowne widoki naszej planety. Wielki Kanion, ośnieżone szczyty Himalajów, wydmy Sahary – to wszystko widzę przewracając się z boku na bok na łóżku. Uśmiecham się do siebie i swojej załogi – plastikowej butelki wody, latarki, walkmana i zeszytu, w którym zapisuję co ciekawsze rzeczy, które widzę.



Nagle znajduję się w Afryce. Jakiś prymitywne plemię. Jeden z czarnoskórych wojowników zabił swojego sąsiada. Zadał mu śmierć. Unicestwił go. Pozbawił go istnienia, tamtego już nie ma. Wszyscy stoją w kole i obgadują los mordercy. „Śmierć za śmierć” – mówi wódz i wbija mu nóż w brzuch. To sprawiedliwe – myślę.



Zaczynam się zastanawiać skąd się bierze zło i nieszczęście na świecie. Dlaczego seryjny morderca zabijając dziewczynę jest szczęśliwy, ale ją unieszczęśliwia? Dlaczego chłopak który przeliże zakochaną w nim dziewczynę jest szczęśliwy, ale unieszczęśliwia ją, która miała nadzieję na coś więcej? Dlaczego pijak napadający dziecko, by zdobyć pieniądze na jabola jest szczęśliwy, gdy go dostanie, ale dziecko nie? Wynika to ze sprzeczności interesów i tego, że ludzie przykładają inną wagę do tej samej rzeczy. Dla mordercy to tylko cel nr 37, a dla dziewczyny to sprawa życia i śmierci. To oczywiste. Ale co zrobić, by to zniwelować? Dać potrzebującym, to czego pragną!!! Dla morderców polubić sztuczne ofiary, dla pijaków darmowe jabole. Teraz jest to niemożliwe, gdyż za wiele by to kosztowało, ale kiedyś w przyszłości... Przyszłość po raz pierwszy jest dla mnie pełna nadziei.



Postanawiam wymyslić sobie jakiegoś boga. Hatomon – brzmi ładnie. Zaraz wyrzeźbię mu posąg z drewna i będę mordował zwierzęta by oddawać mu cześć. Ale to głupie – dociera do mnie po chwili. Czemu sobie nie ustalić, ze to Ja jestem bogiem? Tak będzie najprościej. Tak, jestem bogiem i mogę wszystko. Macham ręką, bełkocząc coś pod nosem i odlatuję dalej.

Przed oczami stają mi pradawne sceny, kiedy szamani i prorocy, odurzeni psychoaktywnymi roślinami, widzieli bogów i opowiadali swoim braciom, którzy brali je za prawdziwych.



Jacy ludzie są głupi!!!! Dociera to do mnie w ułamku sekundy. Jeden naćpany wymyślił sobie Jahwe na izraelskiej łące, drugi naćpany wymyślił sobie Allaha na arabskiej pustyni, a ludzie mordują się o to przez 2000 lat!!!

Po chwili dociera do mnie drugi absurd. Jeden narkotyk (alkohol) uważany jest za symbol dobrej zabawy, a wszystkie inne za symbol zła i śmierci. Skąd to się bierze? Wydaje mi się, że z odmienności geograficznej w różnych kulturach. My na przykład nieufni jesteśmy nastawieni do kokainy, podczas gdy w Ameryce Południowej ludzie jedzą liście koki na drugie śniadanie.



Wszystkie problemy są chyba związane właśnie z odmienności kulturowej. Droga do ogólnego szczęścia prowadzi chyba przez zupełne zjednoczenie. Ale jak daleką mamy tą drogę, skoro dopiero założyliśmy Unię Europejską. Europa to tak mały skrawek naszego świata. A powinniśmy być zjednoczeni wszyscy. Cała planeta.

Dlaczego tylko planeta? Cały wszechświat powinien być jednością! Wzbijam się w powietrze. Drzewa zmieniają się w lasy, lasy w puszcze, puszcze w niziny, niziny w kontynenty, aż wreszcie cała planeta staje się malutkim punktem. Przelatuję koło Słońca, tej wspaniałej kuli ognia, która daje nam życie. Słońce uśmiecha się do mnie. Macham do niego ręką i daję znak, że muszę lecieć dalej. Tam, gdzie kończą się granice ludzkiego poznania.



Czy aby nie przesadzam? Wylatywanie poza Układ Słoneczny jest już nierozsądne. Otwieram oczy i widzę, że DXM jest w szczytowej fazie. Jestem spocony jak mysz, a serce wali tak szybko, że aż całe łóżko podskakuje. Jeszcze jeden buch – myślę sobie. Jeszcze jeden buch, a zobaczę coś, czego nikt nie zobaczył. Nadludzkim wysiłkiem wstaję z łóżka i stwierdzam, że praktycznie nie mogę się poruszać. Moje ręce bezwiednie pływają w muzyce, a nogi wykonują mechaniczne ruchy, jak roboty z lat 50tych. W dodatku zupełnie nie mam poczucia równowagi. Na kolanach czołgam się do szafki. Otwieram ją, ale mojej szklanej rurki w niej nie ma. Święcę latarką przez kilka minut, ale jej naprawdę nie ma!

To wprowadza chaos w moje myśli. Już mniejsza o tego bucha, ale muszę ją znaleźć, bo jak ktoś rano wejdzie do mojego pokoju i zastanie ją leżącą na podłodze?! Powoli, centymetr po centymetrze przeszkuję podłogę, trzymajac latarkę w ręce. Ku mojej frustracji stwierdzam że jej nie ma! Spokojnie, rzeczy nie giną bez śladu. Gdzieś to musi być. Dochodzę do wniosku, że skoro nie ma jej w pokoju, to chyba musi być na dole. A co jak rodzice się obudzą? Lepiej żeby się teraz obudzili, niżby mieli ją znaleźć rano. Schodzę na czworakach po schodach, prześwietlając każdy centymetr. Kiedy jestem już na dole, myślę jednak, że skoro nie schodziłem wcześniej na dół, to nie ma siły, żeby ona tam była. (nie wiem jakim cudem nikt się nie obudził)



Wchodzę więc z powrotem na górę, doczołguję się do szafki i co widzę? Leży sobie tam, gdzie ją zostawiłem. Spokojnie, to tylko DXM. Czasem robi takie głupie figle. Obiecuję sobie, że już się tak głupio nie wkręce, po czym siadam na łóżku i łapię bucha. Tym razem iskra zapalniczki wywołuje prawidziwy taniec chochlików w moim pokoju. Łuny świetlne, zorza polarna i pełno bożków i krasnoludków. Nie widzę już nawet, co podpalam, sugeruję się tylko dymem stopniowo przedostającym się do mojego gardła.



Przynajmniej co do jednego miałem rację. Ten jeden buch przeważył szalę. W jednej sekundzie zorientowałem się, że jestem młodziutką Indianką z plemienia Azteków, która leżała na stosie ofiarnym. Nie miałem w ogóle swojej osobowości, byłem nią od zawsze. Czułem się kobietą i było to tak naturalne, jak naturalnie czuję się mężczyzną. Gdzieś w tłumie stała moja indiańska matka, opłakująca mnie. Ja byłem (am???) zrozpaczony. W sercu miałem strach i żal wobec tej niesprawiedliwości świata. Dlaczego spośród tylu kobiet musiano wylosować na coroczne obrzędy akurat mnie? Na widok kapłana z nożem ogarnął mnie paniczny strach. Niech on mnie nie zabija!!! Blagam! Zacząłem kobiecym głosem krzyczeć coś do niego, ale on był nieubłagany. Pamiętam tą ostatnią chwilę i to smutne uczucie, że to już koniec. Więcej nic nie będzie. Kapłan przyłożył mi nóż do szyi.

Znów nie widziałem momentu swojej śmierci. Znów frunąłem gdzieś nad lasami, a rytm muzyki z morza zaczęły wyłaniać się katedry i głowy biskupów rzeżbione w kamieniu.



Otworzyłem oczy. Spojrzałem na zegarek, kolejnego członka mojej załogi, i spojrzałem że od momentu, kiedy paliłem upłynęło... 40 sekund. Wszystkie wizje były błyskawiczne, trwały kilka sekund, jednak były niesamowicie intensywne.

Położyłem się wygodnie i otworzyłem oczy. Ku mojemu zdumieniu, na suficie zobaczyłem plażę Była to największa plaża na świecie, gdzieś nad oceanem. Wszyscy ludzie byli na niej zgromadzeni. Tańczące dziewczyny w bikini, grupy przyjaciół pijące piwo, matki z wózkami, ojcowie uczący dzieci pływać. Wszyscy tam byli.



Ku mojemu zdumieniu zauważyłem, że w przeciwieństwie do innych wizji, plaża nie znika. Patrzyłem na nią cały czas, a ona miała się w najlepsze. Nagle dziewczyny zaczęły do mnie machac. „Cześć Tomek!” – słyszałem ich piękne głosy. Pomachałem im z uśmiechem. Pomyślałem sobie, że nikt na świecie nie ma plaży na suficie.



Znów zamknąłem oczy. I znów zacząłem frunąć gdzieś po polach, mijając po drodze jarmarki, wesołe miasteczka i huśtawki z pięknymi dziewczętami. Ale kiedy otworzyłem oczy, plaża wciąż tam była, a dziewczyny wciąż machały. Znów im pomachałem, po czym wzbiłem się wysoko w powietrze.

Tym razem Układ Słoneczny mignął mi jak błyskawica. Ja leciałem dalej i dalej z niewyobrażalną szybkością. Naraz wyhamowałem, widząc jakieś drzwi utkane z gwiazd. „No wchodzisz czy nie?” – usłyszałem i poczułem, że obok mnie są 2 istoty. Nie miały ciał, ale wyczuwalem ich obecność. „Czy mogę ze sobą zabrać jednego ziemianina?” – „Nie. Wchodzisz sam, albo zostajesz. Nikt inny nie zasługuje na to, żeby tu wejść”.



Spokojnie – powiedziałem sobie. Jesteś w pokoju i wziąłeś DXM. Jeśli tu wejdziesz, to możesz nie wrócić na ziemię. Co wtedy zrobią twoi przyjaciele? Po chwili jednak wrodzona ciekawość zwyciężyła. Zwinąłem się w pozycję prenatalną i wleciałem przez gwiezdne drzwi.

Nagle poczułem, że jestem w jakiejś lepkiej mazi i zrozumiałem, że się rodzę. Przypomniałem sobie to potworne uczucie, ten straszny świat, w którym się własnie pojawiałem, te wstrętne istoty obok mnie.

Poderwałem się z łóżka, bo wcale nie miałem ochoty na ponowne przeżycie tego. Oparłem się na łóźku, włączyłem TV, ale po chwili wyłączyłem, gdyż nie było tam nic ciekawego. Sprobowałem wstać i zorientowałem się, że chodzę jak ptak. Ręcę miałem zwinięte w skrzydła, a za każdym krokiem napinałem mięśnie brzucha i ruszałem tułowiem do przodu. Robiłem to zupełnie intynktownie, nie myśląc o tym. Zrozumiałem, że w jakimś tam procencie mózgu, który DXM uaktywniło, a który normalnie jest nieczynny (bo przecież używamy małej części mózgu) jestem ptakiem. Zastanowiłem się, czy i inne zwierzęta mam w sobie. Stanąłem na czworakach i zobaczyłem jak sierść rośnie mi na nogach, a w zębach poczułem ostre kły. Zapragnąłem mięsa, ale nie po to, żeby zaspokoić głód. Chciałem zabić.

Dosyć tego. A jak ci tak zostanie? Położyłem się znowu w łóżku i popatrzyłem na swoją kochaną plażę. Wsród radosnych krzyków usłyszałem nie pasujące do innych głosy. „Wsadzamy go do autobusu?” – „Dobra, bierz go za ręce”. Zaraz, zaraz, to po polsku!!! To się dzieje naprawdę!



Rozejrzałem się, ale w pokoju nikogo nie było podszedłem do okna, ale tam również nie mogłem nikogo zobaczyć. Wziąłem kamerę, nastawilem na maksymalne zbliżenie i zobaczyłem, że na przystanku, jakieś 500-600 metrów ode mnie dwóch kolesi wsadza trzeciego do nocnego. Słyszałem wyraźnie na 500 metrów!!!



No nie, tego już za wiele – pomyślałem. Naprawdę jestem bogiem. Mogę wszystko. Wróciłem z powrotem do swojej plaży. Zamknąłem oczy i znów afrykańskie równiny stanęły przede mną otworem. Właśnie lądowałem gdzieś w RPA. Przypomniałem sobie autentyczną historię sprzed 3-4 lat, kiedy młode polskie małżeństwo pojechało na miesiąc miodowy do RPA i tam miejscowi zastrzelil faceta, a dziewczynę zgwałcili i zarazili AIDSem.



Nagle zobaczyłem zaprzyjaźnioną ze mną parę, która pojechała na wycieczke do RPA. Widziałem, jak ich samochód zostaje zatrzymany przez bandę uzbrojonych bandytów. Widziałem, jak jego zastrzelili, a ją wyciągnęli z samochodu i zaciągnęli do drewnianej chatki. Nie widziałem co było w chatce, ale słyszałem jej krzyki. Wkrótce potem usłyszałem strzał. Nie mogłem nic zrobić.



Byłem zrozpaczony. Dwójka moich przyjaciół nie żyje. Świat jest już uboższy. Jak oni mogli ich zabić? Jak człowiek może zabić człowieka? Przecież tego nie da się cofnąć!



Debilu!!! Dotarło do mnie po chwili. To tylko DXM, oni żyją!! Tak się ucieszyłem ze swego odkrycia, że zacząłem znów pływać w rytm piosenki Enyi. Skakałem po dachach razem z szaloną złodziejką, trzymaliśmy się chmur i zjeżdżaliśmy po tęczy.

Otworzyłem oczy, żeby ocenić czas. Wszystko szło świetnie, czas płynął powolutku, każda sekunda była nieskończona. Otworzyłem oczy i zaczałem bawić się swoim ciałem, które odczuwałem teraz zupełnie inaczej. Pełno w nim było śrubek, zawiasów i silników. Poczułem wyraśnie że prostuję nogę, mimo iż widziałem, że noga cały czas była zgięta. Zrozumiałem, że DXM bawi się patiami mózgu odpowiedzialnymi za poruszanie kończynami. Czułem, jak łóżko się rozciąga wraz z nogą, a jednocześnie wzrokiem kontrolowałem sytuację.

Każdą część swojego ciała mogłem odczuwać gdy się na niej skupiłem. Kontrolowałem pracę nerek, bawiłem się wydzielaniem soków żołądkowych. Czułem krew przepływającą mi po całym ciele. Nagle moja uwaga skupiła się na sercu i to był błąd.



Poczułem jak wali z prędkością 2-3 razy szybszą niż normalnie. Zważywszy na to, że mój oddech był dużo wolniejszy niż zwykle, kontrast był ogromny. Cała moja uwaga skupiona była na sercu i pomyślałem że chyba mam atak. Przypomniały mi się słowa kolegi, który powiedział, że podczas zawału boli lewa ręka i w tej samej chwili poczułem straszny ból lewej ręki. Zrozumiałem, że umieram. W głowie odezwał się alarmujący dzwonek. Ja nie chcę!!! W sekudnę cały oblałem się potem. To tylko DXM, powiedziałem sobie po raz kolejny i szybko przewróciłem się na drugi bok.



Serce mnie już nie obchodziło, bardziej interesowała mnie bujna sierść wyrastająca ze ściany. Podążyłem za nią wzrokiem i zobaczyłem powietrze, z którego uciekła pewna bańka. Wraz z tą bańką poczułem, jak trzeźwieję o jakieś 20%.

Od razu ogarnął mnie spokój, znów popłynąłem w głosie Enyi i przy cudownej piosence „Carribean Blue” widziałem rzeczy, o jakich się wam, ludziom nie śniło. Widziałem herbatnik w kształcie liści zwisające z drzew. Widziałem lustra obejmujące się wystającymi z nich rękami i przeglądające się w sobie w idealnie różowym pokoju. Widziałem gromady pająków w magicznym kręgu, który stanowił Matkę Ziemię. Widziałem tkaniny, których frędzle tworzyły wielopiętrowe bloki.



Nie wspomnę już o tak banalnych rzeczach, jak moje rajdy z przyjaciółmi po amerykańskich preriach, jak setki pięknych kobiet w czerwonych sukniach, kłaniających się mi z wachlarzami, papież uśmiechający się do wszystkich ludzi i posyłający im znak pokoju, jak Woland z Małgorzatą lecący ponad Moskwą i machający do mnie z uśmiechem.



I tak czując powoli słabnącą moc boskiego nektaru DXM pływałem w muzyce lecąc nad światem, pełen radości, widząc rzeczy, jakich nikt nie zobaczy.

Możecie o mnie myśleć co chcecie. Ale i tak... wy nie macie plaży na suficie!!!

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media