Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

ucz się ucz...

ucz się ucz...

Substancja: Amfetamina (ok.1g)


Godziny zażycia: Pierwsza ścieżka godz 8.20-16.IX i co kilka godzin kolejne kreseczki dla podtrzymania mocy :D - ostatnia: godz 12.45 - 17.IX


Substancja: Marihuana (ok.0.5g)


Godzina zażycia: ok. godz 18.00 - 17.IX - na złazie po fe.


Sprzęt: Fajka do tytoniu (zakupiona kiedyś tam na ceremonię spróbowania SD) z drzewa wiśniowego :D + zwykła zapalniczka.


Doświadczenie: Marihuana i # - to tylko chyba sam Pana Bóg wie. Amfetamina - kilka razy w sumie 6. Extasy - raz :(. Salvia - raz (to ma dopiero potencjał) ;-)


Trip dotyczy moich przeżyć po fe oraz najlepszego w życiu zejścia.

Zaczynamy!!! Już od jakiegoś czasu wiedziałem, że będę miał egzamin z konstytucyjnego, ale jakoś nie mogłem się do nauki zmobilizować. Egzamin miał mieć dla mnie miejsce 17.IX ale niestety będzie później. 16.IX tj. w piątek miałem zaliczenie też z konstytucyjnego z ćwiczeń. Uzyskanie pozytywnej oceny miało mi otworzyć drogę do egzaminu ;-).


W poniedziałek postanowiłem, że dwa dni przed egzaminem zapodam sobie fe. We środę udałem się z kumplem jako ekspertem od spraw amfetaminy ;-) do kolesia. A w rezultacie do kilku, ponieważ chcieliśmy wybrać najlepsze, żeby złe białko nie wpłynęło negatywnie na moje zdolności pochłaniania wiedzy :D Pierwszy Kolo miał białko do d... i do tego mało. Drugiego nie było. Do trzech razy sztuka... To było to. Ja się tam nie znam zbytnio na jakości, ale już sam rozmiar mnie zaskoczył. Było masakrycznie duże - koleś mówił, że ważony gram, kumpel, że dobre (ekspert poznał po kolorze). Powiedziałm, że miał racje, i że na naukę bedzie dobre. Było zupełnie inaczej, ale o tym później. Nie zastanawiałem się długo. Zapłaciłem, dostałem fe i do widzenia. Kumpla poczęstowałem taką średnią "ścieżynką zdrowia", w końcu pomógł mi załatwić dobry towar. On poszedł do domku, a ja podbiłem, bo miałem kilka spraw na mieście do załatwienia. Kupiłem od kolesia sprawdzonego połówkę palenia - na złaza :D. Z fe miałem skorzystać dopiero na drugi dzionek.


Obudziłem się w czwartek o 8.00 i już miałem wziąść się za naukę od rana. Zjadłem olbrzymie śniadanie, bo wiedziałem, że bywa ciężko z szamaniem po białku, a miałem ciągnąć, aż do soboty (egzamin w sobotę o 10.30 w auli 120 :D). Po śniadaniu, poszedłem do łazienki, posypałem dwie duże kreski i jazda. Myślałem, że się przekręcę. Wiem, że nie można tyle sypać, zwłaszcza, że po rocznej przerwie, ale no cóż... Stało się... Piekło lekko w gardło i nos, ale nie było najgorzej. Wyszedłem po fajki, bo naszła mnie olbrzymia ochota palenia (na co dzień nie palę). W drodze po jakiś 10 min od zapodania... Jeb... Energia wprost ze mnie emanuje. Idę szybko jakbym biegł. Próbuje zwolnić, ale to nie możliwe. Nogi mnie same niosą. Dochodzę do sklepu, kupuje fajki i zaczynam, już nie palić tylko jarać. Trzy fajki w trzy minuty - nawet mnie zamurowało. A paliłem kiedyś kupę tego ścierwa. Wypaliłem, jeszcze fajka na drogę i idę. Miałem się iść uczyć, ale nie mogę. Czuję, że dostałbym zajoba przy książce. Postanowiłem się przejść - ok 1h, jeszcze zahaczyłem o kumpla i spotkałem koleżankę. Pogadaliśmy, mnie energia rozpierała, miałem humor, jak nigdy z 30 minut. Pożegnaliśmy się i postanowiłem wrócić do domku... Otwieram drzwi... Jeb!!! Moc jeszcze większa niż wcześniej, trochę się przestraszyłem, ale postanowiłem się czymś zająć. Miałem syf w pokoju jak zawsze przed egzaminem, więc dobrym pomysłem było sobie posprzątać. Zwłaszcza, że rodzice mieli olbrzymie oto pretensje. Zapuściłem muzykę i jazda. Posprzatałem cały mój pokój, wszystkie szafki, wszystko... Zero zmęczenia, godzina 11.25 postanowiłem zadzwonić do kumpeli. Pogadaliśmy jakieś pół godziny, a potem zadzwoniłem do znajomych z byłej pracy... Też jakieś pół godzinki minęło. Około 12.30 babcia zawołała mnie na obiad. Zjadłem tylko zupę... I do książek. Siadłem od 13.00 i KUŁEM do 16. Jak mi się dobrze uczyło... Wszystko było proste, wszystko rozumiałem. I to w zadziwiającym tempie. Książkę do konstytucyjnego (ponad 400 stron) przeczytałem w 3 godziny. Ok 16.10 musiałem lekko odsapnąć, i postanowiłem, że czas najwyższy, żeby wkroczyć raz kolejny na ścieżkę zdrowia :D Małą krecha i znów do nauki. Pouczyłem się jeszcze do 17 i nie mogłem przegapić meczu Wisły na TVNie. Po skończonym baaaardzo emocjonującym spotkaniu poszedłem do kumpla, żeby mi pożyczył jakiś notatek. Kumpla nie było, czekałem z 1h, z nudów pogadałem z jego ojcem. Fajnie mi się gadało i przyjechał kumpel. Nie dał mi notatek, bo nie miał. Znów powrót do domku najdłuższą możliwą trasą :D i tym razem konstytucja. Uczyłem się do 23, fajnie wszystko wchodziło (kreska koło 22.30 też :D). Potem poszedłem się wykąpać i znów do nauki. Uczyłem się w sumie z krótkimi przerwami na fajkę do 5 rano. O 5.05 postanowiłem iść na śniadanie zwłaszcza, że nic nie jadłem od wczoraj od obiadu. Zjadłem olbrzymie śniadanie i czułem się leciuteńko znużony więc... Duża krecha, w końcu zaliczenie dziś o 12. Po uczyłem się jeszcze do 9.00 i to co zwykle. Marynarka bez krawata i lizuski i na uczelnie bo miałem jeszcze ochotę z kimś przed pogadać. Na uczelnie dotarłem o 10.15 czekałem na zaliczenie, tylko dziwna rzecz czułem lekkie znużenie. Myślałem, że mi się wydaje, ale po chwili ziewnąłem. Lekko się przestraszyłem, więc do kibelka i kreseczka i było dobrze... Tak mi się tylko niestety wydawało. Musiałem się przed kumplem kryć z pociągania nosem (odruch warunkowy :D). Wszyscy gadają i powtarzają zasady... Baba co kilkanaście minut prosi kogoś do gabinetu. A ja czuję, że nie wiele pamiętam... Godz 15.00 - wychodzi baba... Prosi mnie i R. do gabinetu. Ja wkurzony bo gdzie jest ta moja wiedza, którą "posiadłem" od wczoraj??? Pierwsze pytanko... Umiem na szczęście. Dobre złego początki... Drugie, zaczynam się gubić. Trzecie - niestety. Czwarte... No cóż... Niestety, ale do widzenia... Posprzątane i jutro nie mam egzaminu. Nie zaliczyłem ćwiczeń to do egzaminu mnie Ł. nie dopuści. Wkurzony...:/ Dzwonię do mamy i mówię, że chała. I postanawiam jechać do domu, ale najpierw do księdza po wpis z etyki, bo zapomniałem indeksu w sekretariacie zostawić. Ksiądz wpisuje bez problemu 5.0 :D Lekkie znużenie i wściekłość na siebie... drodze mnie dopadło zejście. Ledwo dojeżdżam. Postanawiam położyć się spać. Ale patrzę nie ma nikogo w domku oprócz babci. Pomysł genialny nasunął mi się do głowy. Kumpel kiedyś wspominał, że jest cudownie jak na zejściu się przypali. Czemu nie spróbować. Zresztą z takim zamiarem kupiłem MJ. Tylko, że między czasie wracają rodzice. Chała... Ale postanawiam iść sobie pobiegać. często biegam więc zero podejrzeń rodziców. Pobiegłem do lasku... Siadam wyjmuję samarę i fajkę. Nabijam i jazda. Pali się wściekle długo. Po kilku buchach mam dość. Na siłę ciągnę dalej. Kurde kiedy to się skończy? Czuję, że nie dam rady tego wypalić. Ale nagle lekki zastrzyk energii... Dokańczam, wysypuje z cybucha popiół. Próbuje wstać. Co jest...? Wstaje i padam jak długi... Podnoszę się i powtórka z rozrywki. Nagle zdaję sobie sprawę, że ciągle siedzę na ziemi... Dziwne! Zwidy po trawie i to zaraz na wstępie??? Patrzę przed siebie i dopiero teraz dostrzegam, że świat się skurczył i spłaszczył. Tak jak po salvi. Wszystko koloru ciemno pomarańczowego. Co jest??? Co ten facet mi sprzedał? To była na pewno trawa? Próbuje iść, ale mam hmm... lekkie zaburzenia równowagi. Przyglądam się liściom, korze drzew. Postanawiam włączyć walkmana, zapuszczam muzykę (zawsze biegam w tle z muzyką) i postanawiam pochodzić jeszcze po lesie. Jest super... Drzewa, krzaki, paprocie... Bardziej kolorowe, bardziej klarowne. Niesamowite uczucie... Zamykam oczy na chwile i... O kurde... Znów siedzę w tym miejscu gdzie paliłem! Przestraszyłem się nie na żarty. A jak mi tak zostanie? O rany. Świat ciemno-pomarańczowy zrobił się nagle ciemno purpurowy i zaczyna się rozjaśniać do wściekłego różu. Rany.... Niesamowite, to mało powiedziane. Nagle za laskiem dostrzegam zamek (taki ze średniowiecza). O rany... Skąd on się tam wziął? Postanawiam wracać do domu, bo boję się coraz bardziej. Co chwilę mam halucynacje jakiś ludzi, zwierząt czających się w krzakach. Mówię sobie, że to wszystko placebo, ale im bardziej staram się o tym nie myśleć tym zwidy są wyrazistsze i częstsze. Nagle smok... To już mnie centralnie rozbawiło. wiem, że zabrzmi to trochę nonszalancko, ale się roześmiałem. Wiedziałem, że to oman. Smok popatrzył na mnie ogłupiony oczami i znikł. Na szczęście halo było coraz rzadsze, a ja pobiegłem przerażony do domu. Mama coś wyczuła, ale poszedłem szybko do siebie i powiedziałem, ze mnie głowa boli. Rozebrałem się i lulu. O rany... Zasnąłem chyba po jakiś 20 min. Ciągle schizowałem się tym czy nie siedzę tam ciągle w lasku, gdzie paliłem. Sny miałem kolorowe jak nigdy i tak realne, że nie wiedziałem nawet kiedy się budziłem rano.


To tyle odnośnie tripu... Niesamowity, lepszy niż po Salvi... Prawdziwe halucynacje, albo wkrętka tak realna, że brak mi słów... Kiedy zapali się na zejściu po fe, to jest genialnie. Doszedłem po tym doświadczeniu do dwóch rzeczy.




1. Nigdy już nie będę jadł amfy. To, że można się później dobrze nauczyć to istna bzdura. Owszem pomaga się skupić, skoncentrować, ale tylko w danej chwili. Jeśli chodzi o zapamiętywanie to lipa. To co się "nauczyłem": uleciało gdzieś w ch..


2. Niekiedy po MJ jest naprawdę cudownie, ale to było lepsze nawet od tego, jak dziewczyna mojego kumpla wkręciła nam, że widzimy UFO.


3. I jeszcze jedna rzecz, która przychodzi mi do głowy. Kumpel miał racje! Zapalić na zejściu jest zaj...



To koniec. Sorki za swój pierwszy, ale lekko przydługi trip. I tak nie opisałem wszystkiego co zobaczyłem po jaraniu. Bo 60% rzeczy dotyczy moich spraw osobistych i nic nie wniosłyby one do tego opowiadania. Do następnego tripu...


Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media