Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

tussal po raz drugi

tussal po raz drugi



Zwiększyłem co nieco dawkę zmieszałem z ziółkiem-efekt: od 11 lat moja przygoda z dragami, ale teraz dopiero wiem co chcę robić przez resztę mojego życia. Krok po kroku? ok. Godz 17.20 przychodzi wodzu ze słowami"stary ale mnie męczy suchy kaszel", "Mnie też od tygodnia, idziemy się leczyć" Tussalki zapodane popite soczkiem wiśniowym i czekamy. Minęło trochę czasu posiedzieliśmy na przystanku tramwajowym, przyszła znajoma odprowadziliśmy ją do domu, po dwa maszki i się zaczeło trochę cienko ale w miarę ubytku czasu było coraz lepiej, hasło idziemy do parku ale żeby nie było łatwo to tak dziwną drogą że aż tragedia wyszliśmy tak że było dużo torowisk pociągowych jak tu przejść na drugą stronę jakoś się udało no i doszliśmydo parku i tu się zaczęło przemykający ludzie między drzewami, szepty, głośniejsze głosy i inne halunki średnio straszne, choć Strach chcał dopaść podstępnie, m in. przez te cienie ludzi wszędzie ale to faza a jak nie to zobaczymy. Na chwilę Strach odgoniony to chce się wkręcić w umieranie ale tylko przez minutkę-po dwóch ciężkich zapaściach jestem nieśmiertelny. Po wielu przygodach doszliśmy do pięknie usytuowanej ławeczki nad wodospadem tu się zaczęło total faza(wspomagana ziółkiem) przy zamkniętych oczach faza goni fazę śmiech maksymalny np. "co widzisz?- Droga... No jaki ma kolor? -Ty ona jest dziurawa.- No, przecież widzę ale jaki ma kolor?" i łach niesamowity. Przy otwartych też zajebiście, halunki nieziemskie troszkę podchodzące pod paranoię albo schizofrenię nie wiem dokładnie ale to było pozytywne-bardzo pozytywne. Po następnej dawce ziólka momentami miałem wrażenie zespolenia się z przyrodą a także wypadnięcie z ciała przez ławkę takie uczucie zapadania się pod ziemię z jednoczesnym siedzeniem na ławce trochę skomplikowane w wytłumaczeniu. Acha przy okazji dowiedziałem się że naprawdę są rzeczy nie do opisania i wytłumaczalne rzeczy nie do wytłumaczenia. Po jakiś pięciu godzinach skończyły się szlugi, soczki, przy zamkniętych oczach haluny to tylko "rzeczy z neonki". Ale jak tu iść przecież zostawimy tu fazę(wcześniej fajne fazy przez przypadek wypluwaliśmy, wysikaliśmy, wybekaliśmy, wodzu jeszcze wyczkawkował). Po zebraniu jako tako sił idziemy. Po ok. 10 krokach(podczas których tak wiele się zdarzyło, że aż nie chce mi się opisywać, w ogóle strasznie dużo omijach) stoimy jak wryci droga się rozdziela na trzy dróżki, po pól godzini gdzieś tak na oko idziemy na prawo, ale ta drózka się kończy, przebijamy się przez krzaki, idziemy dróżkami którymi kiedyś tysiące razy przeszliśmy no może wodzu nie, no fakt zawsze jak bywam w tym parku to na fazie i za każdym razem ten park inaczej wygląda. Doszliśmy do wyjścia potem na stację szlugi, picie chwilę posiedzieliśmy i cześć-cześć i do domu już bez fazy, zgubiła się biedaczka samotna, na zimnie ech.... Zajebista przygoda dawno wręcz bardzo dawno tak dobrze się nie bawiłem. Piątek mamy pierwszego to muszę czekać do czwartku na zabawę tussalki wodzu i ja. Mam ćwiarę na karku, własną firmę jednoosobową to chyba nie można od dragów się stoczyć (mając na myśli dragi nie chodzi mi o herę itp.) Pozdrowienia-spiwor.





Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media