Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

spadam!...w otchłań innych wymiarów...

spadam!...w otchłań innych wymiarów...


Dawka: ~100mg Ketaminy HCl, Sposób zażycia: donosowo.



Wreszcie dane mi było skosztować tej oto magicznej substancji. Set&setting - dom, w samotności. Miałem 4h

całkowitego spokoju, tak więc czas mnie zbytnio nie gonił. Byłem pozytywnie nastawiony.

Zacząłem przygotowania do podróży, towarzyszyło temu lekkie zdenerwowanie. Rozłożyłem w pokoju pościel abym mógł

się wygodnie położyć, przygotowałem wodę mineralną i torbę na negatywną odpowiedź żołądka. :)

Podzieliłem ketaminę i wciągnałem w dwóch ścieżkach. Arghh, trochę piekło w nosie... naszczęście niedługo, gdyż

szybko odczułem znieczulające działanie tej substancji.

W ciągu 2-3 minut efekty były juz konkretne, porządnie zakręciło mi się w głowie, więc położyłem się w

przygotowanym miejscu.



Muzyka wydawała się głośniejsza, z zamkniętymi oczami zacząłem tracić kontakt ze swoim ciałem. Czułem jak się

kurczę coraz bardziej. Kończyn wogóle nie czułem, poruszałem się całkowicie za pomocą impulsów mózgowych,

rozkazywałem co ma robić moje ciało, ale nie robiłem tego... jakbym kierował robotem :)



Działanie ketaminy bardzo dynamicznie się wzmagało, nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego jak mocno mnie

wykopało, dopóki nie spróbowałem się podnieść. O wstaniu nie było już mowy, w dodatku podniesieniu się z podłogi i

otwarciu oczu towarzyszyły bardzo nieprzyjemne efekty znieczulenia. Położyłem się i zamknąłem oczy, to co się

wtedy zaczęło dziać jest bardzo trudne po opisania, podróże jakie odbyłem są tak magiczne, a stan umysłu taki

odmienny od codziennego, że trudno to wszystko nawet objąć rozumem i zapamiętać.



Czułem się, jakbym zaczął rozumieć wszystkie zagadki tego świata. Jakbym zrozumiał cel istnienia, chociaz nie

wiedziałem jaki on jest... to było bardziej intuicyjne niż rozumowe. Wydawało mi się, że liczy się tylko tu i

teraz, tylko ta chwila... - nie potrafię jednak opisać obrazów/wizji jakie temu towarzyszyły, gdyż były to zbyt

osobiste rzeczy.



Zacząłem wędrować po równoległych światach(!), patrzałem na siebie z 3-osoby i widziałem jak cały ten widok zaczął

się mnożyć w pionie... tych równoległych światów przybywało, było ich tyle, że aż nie mogłem ich objąc wzrokiem,

każdy był identyczny.



Nie byłem już w stanie podnieść nawet głowy. Nagle złapałem paranoję, że ktoś wejdzie do domu i znajdzie mnie

zaćpanego, sztywnego i pewnie bladego jak trup... Paranoja ta, choć momentami mocna jak na kwasie, była jednak

tylko chwilowa i w ciągu paru sekund po tej myśli, naszły mnie kolejne, które zlewały to wszystko... Cóż złego

jest w wędrowaniu do innych wymiarów? Wydawało mi się nie na miejscu martwienie się o swój status społeczny :)

Wystraszyłem się jednak ponownie tym razem, że się uduszę, gdyż nie czułem oddechu(!), nie czułem wogóle ciała,

moje poczucie istnienia kończyło się na głowie... Wziąłem parę szybkich oddechow i zimno takiego oddechy

spowodowało, że poczułem przepływające powietrze przez gardło. Uspokoiłem się... ale nie na długo. Teraz

przestałem czuć wogóle podłoże, ani nawet grawitacji! nic nie czułem, straciłem zupełnie orientację grawitacyjną,

nie wiedziałem czy spadam, czy sie unoszę, na jakiej wysokości jestem, itp... a mieszkam na x piętrze w bloku,

więc bałem się, że spadnę - choć to może się wydawać teraz głupie :) - przez wszystkie piętra w bloku. Był to

prawdziwy strach.



Otworzyłem oczy i przechylając głowę w lewo i zobaczyłem otwarty balkon, znów się wystraszyłem, że wstanę, pojdę

na balkon i z niego wypadnę w tym stanie. Bałem się, że nie będę w stanie się kontrolować na tym środku, gdyż

momentami wydawało mi się, że moje myśli są gdzieś poza ciałem, jakbym istniał w kilku postaciach i nie koniecznie

ta świadoma musi kierować w danej chwili moim ciałem. Muzyka jednak kierowała podróż w bardziej pozytywnym

kierunku i doszedłem do wniosku, że i tak bym teraz nie wstał. Zaczęło do mnie docierać, że jestem w stanie

ogólnego znieczulenia i dopóki nie będę chciał na siłę wstać, to nic mi sie nie może stać.



Czas mijał znacznie wolniej, niż mi się wydawało. Uniosłem głowę i napiłem się wody, była bez smaku. Była jakimś

tworem, który przepływał... no właśnie, tak naprawdę nie wiedziałem, czy już przełknąłem wodę, czy jeszcze trzymam

ją w ustach... A mój ruch ręki sięgający po wodę, był ruchem robota. Wydałem impuls z głowy w kierunku ręki, a

wtedy ona automatycznie się podniosła i podała mi butelkę. Nie czułem w tym żadnego wysiłku fizycznego, a jednak

było to bardzo trudne!



Czułem, że wracam... nabierałem powoli czucia swego ciala, zaczałem odbierać muzykę ciałem, kiwałem głową w jej

rytm i machałem stopami. Stan wizyjny możnaby powiedzieć, że juz się kończył. Nie było żadnych wizuali, raczej

pustka przed oczami, jedynie te obrazy, prawdziwe halucynacje.

Wstałem na nogi, oj cięzko nadal z grawitacją. Chciałem zobaczyć, która jest godzina, ale obraz był bardzo

rozmazany. Ciekawa sytuacja z tego wynikła, zupełnie jakby dzięki ketaminie można sięgać do nadświadomości, gdyż

nagle w umyśle pojawiła mi się myśl, że jest 13:37(?) bodajże jeżeli dobrze pamiętam, zbliżam głowę do zegarka i

co widzę...? że jest 13:37! :))



Zacząłem tańczyć w takim stanie, ciekawie się tańczy będąc w połowie znieczulonym :))

Lądowanie było dosyć szybkie... proporcjonalne do startu. Po chwili nie czułem już praktycznie żadnych

psychicznych objawów, tylko straszne kręcenie się w głowie i bardzo nieprzyjemne znieczulenie. Wyobraźcie sobie,

że budzicie się ze znieczulenia w połowie jego trwania... brr.



W około godzinę po Starcie poczułem potrzebę żołądkową i zwymiotowałem. Tak dobrze jeszcze mi sie nie wymiotowało!

:) Przełyk był tak znieczulony, że nie czułem wymiotów, jedynie je widziałem :))

Moje zdolności manualne w pisaniu na komputerze znacznie się obniżyły :) Zjazd był okropny, trwał ponad 3 godziny

i IMHO efekty nie są warte tego okropnego zejścia... Efekty też nie są takie rewelacyjne, wolę ekstazki i kwasiki.

Ekstazki są o wiele lepsze i całkiem pozytywne, a kwasiki potrafią dać chyba więcej niż ketamina, tylko że

trzymają znacznie dłuzej i trzeba się do nich odpowiednio przygotować...



Nie chciałbym, żeby ta substancja stała się nastepną używką kultury muzycznej... Brak w Ketaminie empatii, tej

przyjażni i otwartości jaką daje ekstazy. Nie czuć w niej jedności tylko samotność i odcięcie się od świata.

Jeżeli juz ktoś powinien używać ketaminy, to chyba tylko psychonauci wędrujący na skraju szaleństwa i w

mistycznych okolicznościach, w lesie, przy bębnach - takie mam odczucia po jej spróbowaniu.

Być może są ludzie, którym ta substancja spodobałaby się bardziej, mój organizm jednak negatywnie znosi

dysocjanty. DXM próbowałem wcześniej też z nieprzyjemnymi rezultatami (znacznie gorszymi niż ketamina). Są jednak

osoby, którym DXM się podoba więc sądzę, że Ketamina tym bardziej.



Mimo wszystko ten report jest w większej części pozytywny, bo piszę go po 4u dniach od zażycia. Gdybym pisał go w

ten sam dzień, byłby znacznie bardziej depczący tą substancję... Z każdym dniem jednak mam coraz większą ochotę na

powtórzenie tego doświadczenia - nie jest to jednak coś nad czym nie mógłbym zapanować (narazie... :) ).



Być może zażycie ketaminy wieczorem, przed snem mogłoby zlikwidować ten okropny zjazd, jako że po godzinie jest

się dosyć sennym, nie wiem jednak czy można zasnąć zaraz po przeżyciu. Chciałbym dalej spotykać się z ketaminą,

ale raczej nie częściej niż raz na pół roku... i następnym razem będę myślał o domięśniowym lub dożylnym podaniu.

Ogolnie na sesje trzeba poswiecić 4h (1h działania, 3h zjazdu).

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media