sanatorium - zwykłe dzieje
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
sanatorium - zwykłe dzieje
podobne
Hi! od niedzieli do wtorku znów byłem w naszym "ośrodku wypoczynkowym" w podmoskiewskim Sokolsku... przyjechałem wieczorem ok. 20.00, połknąłem pigułkę i 60 grzybów - stwierdziłem, że tym razem trzeba działać z umiarem... wiele się nie zmieniło - na parterze trance... jeden z lepszych rosyjskich zespołów transowych - Paranoic Sensations (Parasense), czyli Alex&Zolod zgodzili się dla nas zagrać live... muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba połączenie grzybów z XTC - grzyby tracą wówczas swoje dołujące właściwości (dla mnie dołujące) i cały trip jest cudownie barwny... tańczyłem do ok. 23.00, po czym postanowiliśmy udać się po alkohol do miasteczka (ok. 2,5 km), wsiedliśmy we czwórkę w samochód i ruszyliśmy... kierowca skwaszony krzyczy, żeby mu trzymać kierownicę, bo nie widzi drogi, dwóch na tylnym siedzeniu pali lufkę, ja mam na glowie jaskrawą czerwono-zieloną perukę i się gapię przez okno na gwiazdy... dojeżdżamy do zakrętu na główną drogę, ale widzimy, że na skrzyżowaniu jest posterunek milicji... hamujemy, zawracamy... za późno... dwa radiowozy zajeżdżają nam drogę, wyskakuje sześciu milicjantów z kałaszami, wyciągają nas z samochodu... wszystko co potrafiłem zrobić - zasłonić rękoma oczy i nie patrzeć... no dobra - ani dokumentów, ani prawa jazdy nikt z nas przy sobie nie ma, pozostaje jedno - jeden zostaje z samochodem na posterunku, pozostali jadą z glinami do domu (zgroza - do domu, w którym w tym momencie jest ok. 50 absolutnie niezdrowo wesołych osób i trudno nawet w przybliżeniu powiedzieć ile narkotyków)... na szczęście gliny zadowoliły się znalezionym u nas haszyszem i dwiema pigułkami, co zgodziły się nam oddać i zapomnieć za 500$... do domu z nami nie weszli, powiedziawszy, ze mamy 10 min na zebranie pieniędzy, bo inaczej kolega z samochodu jedzie na komendę i koniec... zebraliśmy... godzina 24.00. siedzę w ogródku zimowym pod palmami i nie chce mi się wierzyć... dalej czas przestaje istnieć... godzina 25.00 - łapię się na tym, ze siedzę w kuchni i gram z kilkoma już nic nie kumającymi osobami w grę planszową "Lila - gra samopoznania" - bardzo zabawna - nigdy się nie kończy, a komentarze do niej to gruba książka :))... godzina 27.00 - upaliwszy się porządnie po raz drugi udaję się do sklepu - tym razem z ludźmi, którzy dopiero przyjechali, więc są trzeźwi... robimy zakupy, mamy wracać... godzina 28.00 - mamy wracać, ale nagle widzę, że jestem sam w sklepie i gadam z sympatyczną ekspedientką, a mi się uważnie przygląda ochroniarz - jak sie okazało - jej mąż... jak sie też okazało, gadałem z nią przez poł godziny i prawdopodobnie powiedziałem dość dużo, by ochroniarz przystąpił do akcji... nie zrobił tego - nie wiem dlaczego... godzina 28.30 - błądzę po okolicy, nie mając pojęcia jak wrócić, bo ludzie, z którymi jechałem do sklepu po prostu o mnie zapomnieli... godzina 29.00 - nadjeżdza samochód - ktoś wreszcie zorientował się, że zostawili mnie w sklepie - są wściekli, kłócimy się, ale zrobione przeze mnie zakupy robią swoje - wybaczono mi wszystko... godzina 32.00 - potwornie pijany zasypiam na parkiecie (a właściwie na dywanie)... budzę się następnego dnia (poniedziałek) w południe... ostatni ciepły dzień roku... palimy i patrzymy na łąke grzybową, która zaczyna sie tuż za ogrodzeniem... grzybów już nie ma... godzina 17.00 (czas powrócił) - zjadam dwie ostatnie piguły i idę odwiedzić koleżankę - byłą żonę mojego kumpla, która mieszka w tym miasteczku... fakt, że jej 4-letnia córeczka mowi na mnie "tato", bardzo mnie podnieca, zachowuję się wyjątkowo głupio - zamiast napić się herbaty z koleżanka, jej mamą i córką, włączam magnetofon - trance po raz kolejny - i zaczynam tańczyć w pokoju, po czym zarzucam kwas i wracam... wieczór - rozpacz - kwas nie działa, a więcej już przy sobie nie mam... palę, piję, pływam w basenie, palę, piję, idę spać... zasypiam... i co się dzieje? - kwas wchodzi mi po ok. pięciu godzinach we śnie... śpię i wiem, że właśnie wchodzi kwas, ale się nie budzę... wreszcie wstaję - jest noc, cisza - wszyscy śpią, a ja sam w wielkim domu... idę na górę do chill-out`u i puszczam płytki, udaje mi się nawet jakoś sensownie miksować, przynajmniej tak mi się wydaje... we wtorek wracam do domu... we środę piszę ten trip report... chyba nie wyszło mi najlepiej, ale wciąż jestem półprzytomny... ciąg dalszy - mam nadzieję - nastąpi...
- 8346 odsłon