Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

rozmowa z kwiatami

rozmowa z kwiatami

DXM, pierwszy raz, 450 mg w tabletkach

Wcześniej – mj, haszysz, Psycolibe, LSD, extasy, amfetamina, kokaina


Zdobyłem to bez większych problemów – poszedłem do najbliższej apteki i

poprosiłem o Accodin dla chorej mamy. Kompletnie nie wiedziałem, czego dokładnie się

spodziewać, gdyż wszystkie raporty są sprzeczne – jedni piszą, że to ogranicza

myślenie do minimum, inni, że można popuścić wodze wyobraźni (jak się okazało, to

wcale nie jest sprzeczne:P) Czytałem, że na pierwszy raz nie brać więcej niż – mg,

gdyż nie wiadomo, jaka jest odporność użytkownika na DXM. W dodatku mam bardzo bujną

wyobraźnie, co sprawia, że po jednym buchu Marii już mam niesamowite pomysły, więc

uznałem że – mg powinno wystarczyć.



Na miejsce spożycia wybrałem własny pokój, o 22, co jak się okazało było świetnym

pomysłem – w kazdym innym wypadku mogłoby się to źle skończyć. Zjadłem je w

ciągu 20 minut i spokojnie czekałem, co przyniesie los. Po godzinie nie działo się

niemal nic. Jedynie muzyka była odbierana jakoś dziwnie, ale nawet nie umiałem

wytłumaczyć na czym ta dziwność polega. Była ta sama, słyszałem ją tak samo, ale była

jakaś inna. To jednak troszkę za mało jak na psychodelik, więc po paru minutach

zastanowienia postanowiłem zjeść wszystko do końca – 450 mg. Ważę 57 kg, więc

wychodzi ponad 7,5 mg na kg ciała. Nie sądziłem, żeby cokolwiek mogło wymknąć mi się

spod kontroli.

Było już późno, kumple powychodzili z gg, więc wyłączyłem komputer, nastawiłem muzykę

i położyłem się do łóżka. Już zaczynało być inaczej, ale nadal nie wiedziałem, na

czym ta inność polega. Włączyłem przypadkowo Tv i serial „Kasia i Tomek”.



Nie jestem jakimś jego wielkim zwolennikiem, ale na tym odcinku rechotałem się bez

przerwy. Nie był to jednak tępy śmiech ze wszystkiego. Wydawało mi się, że rozumiem

wszystkie psychologiczne niuanse, aluzje i przejawy odmienności płciowej. Każde słowo

miało jakieś dodatkowe znaczenie.

Po jakimś czasie wyłaczyłem to, gdyż byłem strasznie zmęczony. Zamknąłem oczy,

włączyłem muzykę i czułem, że zaraz zasnę. Chciałem tylko, żeby DXM się nie

zmarnowało, i żeby choć na chwilkę przed snem poczuć ten inny stan. Jak się okazało,

moje obawy były bezpodstawne, wręcz przeciwnie.

Nie pamiętam jak zorientowałem się że już się zaczęło. Nie było takiej pigułowej

bomby, nie było tego kwasowego wkręcania się. Było za to strasznie upośledzenie

pamięci krótkotrwałej (do czego wrócę później), co w efekcie sprawiło że pamiętam

tylko jak zorientowałem się, że już od jakiegoś czasu jestem w zupełnie innym stanie

świadomości.



Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, był fakt, że kiedy miałem otwarte oczy i

nie miałem muzyki, prawie nic nie czułem. Kiedy jednak zamknąłem oczy i puściłem Dead

Can Dance, zacząłem lecieć nad Wielkim Kanionem. Zrozumiałem wtedy (bo do tego

momentu uważałem że jestem trzeźwy i na mnie to nie zadziała), że co jak co, ale

takie rzeczy to się nie dzieją normalnie. Od tego momentu pamietam wszystko jak jakiś

najbardziej chory sen.

Pamiętam, jak puszczałem sobie grecką muzykę i myślałem, że będą mógł przenieść się w

świat starożytnej Grecji. A tu dupa – zupełny brak panowania nad myślami. Nie

wiedzieć czemu myślałem o Indianach oblegających Rzym(!). Grecką armię i Achillesa na

rydwanie widziałem dużo, dużo później...



Jakiś czas później (nie wiem kiedy, zaniki pamięci są potworne) zacząłem intuicyjnie

czuć, że ludzie dzielą się na 2 grupy. Pomyślałem, że jeśli tylko zobaczę, jakie to 2

grupy, to odkryję sens wszystkiego. 2 grupy, 2 grupy... Myślałem i myślałem. Nagle

„olśniło mnie”. Te 2 grupy to... kobiety i mężczyźni.

Od razu wkurwiłem się strasznie, że dochodzę do takich bzdur pod pozorem jakichś

metafizycznych objawień. Po kwasie zachowuję się czasem (z zewnętrz patrząc) jak 4-5

letnie dziecko: dotykam wszystkiego, czasem próbuję polizać, uśmiecham się bez

powodu. Natomiast po DXM zachowywałem się jak 2latek i to niedorozwinięty. Z powodu

oddziaływania na ciało nie chce się w ogóle ruszać, wiec po prostu kilka godzin

przewalałem się z boku na bok w dziwnych pozycjach, czasem siadałem, a raz na jakiś

czas mówiłem odpowiedź do swoich myśli na głos. Myślę, że w porównaniu ze mną

nakwasowany koleś wyszedłby na mędrca.



A propos kwasa, to myśłałem sobie o nim, że jest zupełnie leciutką substacją. Jak ja

mogę tracić czasem nad nią kontrolę??? To DXM jest naprawdę mocny.

Jakby opisać komuś, kto nie brał, ten stan? Ciężko jest opisać ten stan. Czasem

miałem wrażenie, że nie myślę, że jestem w stanie świadomości jakiegoś dresa,

sformułowanie prostych myśli zajmowało mi wiele czasu i wysiłku, a jakiekolwiek

abstrakcyjne myślenie było ograniczone do minimum. Innym razem, gdy „płynąłem z

prądem”, znajdowałem się zupełnie gdzie indziej, widziałem jakieś wycinki

ludzkiego życia, jak w filmie, a dyskusje filozoficzne prowadziły się same.



Przy zamkniętych oczach pojawiały się halucynacje, na które zupełnie nie miałem

wpływu. Pamiętam taką wizję-film o dresie, który podszedł do małej dziewczynki, dał

jej w gębę, zabrał radio i odszedł, po czym zaczął strasznie długo iść. Szedł ze 2

minuty, a ja go widziałem cały czas. Chciałem, żeby ten film już się skończył, bo był

zwyczajnie nudny, ale nie mogłem nic a nic zrobić. On szedł i szedł, dopiero po

jakimś czasie się zmienił w jakiegoś blondyna śmiejącego się do kamery.

Wszystko było realne – tzn wiedziałem niby, że jestem pod wpływem DXM we

własnym pokoju, ale ta rzeczywistość w moim pokoju była dla mnie sprawą drugorzędną,

znacznie ważniejsza była ta rzeczywistość z filmami, których nie traktowałem jako

wytworu swojej wyobraźni, ale jakiś 5ty wymiar do którego wskoczyłem.

Jeśłi chodzi o ciało – strasznie swędzi (ale to jest we wszystkich raportach),

trochę bolała mnie głowa, i chciało mi się czasem rzygać. Poza tym strasznie się

pociłem. Zupełnie nic się nie chce – marihuana przy DXM to jak amfetamina.



Zupełnie zaburzony był zmysł równowagi. Po prostu nie wiedziałem jak mam stanąć, żeby

utrzymywać się w pozycji pionowej, więc na czuja balansowałem ciałem z lewej na prawą

i z prawej na lewą, próbujac jeszcze robić kroki do przodu, co wyglądało zapewne jak

u paralityka.

Dość ciekawy był obraz – wszystko chybotało mi się z góry na dół w bardzo

szybkim tempie, więc postanowiłem że trzeba albo oglądać świat z głową na łóżku, albo

z zamkniętymi oczami.

Wracając do podziału na kobiety i mężczyzn – uznałem, że coś w tym jest.

Kobieta. Jej dusza piękna. Kobieta to coś dla czego warto żyć. Jej piękne ciało,

słodka twarzyczka. Jej łagodny głos i delikatna natura. Zastanawiałem się, jak mogłem

nigdy nie zwrócić na to uwagi. Przecież one są takie wspaniałe!!! (przyp. trzeźwego

– minęły 2 dni, a ja nadal patrzę z zachwytem na kobiety mijając je na ulicy)

Zastanowiłem się, jak to jest – być kobietą. Jakie to dziwne, że malutki

przypadek, jakiś jeden chromosom i całe życie mówiłbym „poszłam” zamiast

poszedłem. Miałbym piersi i cipkę zamiast fiuta, rodziłbym dzieci, sikałbym na

siedząco i miał cienki głos. Faceci starali by się o mnie. Zastanawiałem się nawet,

czy nie byłoby to lepsze od aktualnej, męskiej egzystecji.



Kiedy już przyzwyczaiłem się do tego stanu, zacząłem myśleć o tym, co mnie

najbardziej interesuje ostatnimi czasy – o egzystencjonaliźmie. Zacząłem od

rozważań na mój standardowy problem – czy jest jakiś Bóg czy go nie ma? Brzmi

nawet całkiem wiarygodnie, ale brzmiało mi w uszach czyjeś zdanie, że gdyby nie było

Boga, to człowiek i tak by go wymyślił.

Nagle pomyślałem, że religia chrześcijańska nie ma żadnego sensu. Jak Bóg może być

istotą nieskończenie doskonałą i jednocześnie być... płci męskiej!!! To znak, że

musiał go wymyślić mężczyzna!!! (przyp. trzeźwego – nie wiem czy istotnie jest

napisane w Biblii wprost, że Bóg jest mężczyzną, ale sami przyznacie, że

stwierdzenie, że Bóg ma w sobie coś z kobiety, jest śmieszne. Poza tym zawsze mówi

się On, a nie Ona lub Ono)

Dokonanie tego spostrzeżenia zmieniło charakter mojego tripa z odkrywającego na

egzystencjonalny. Nagle zrozumiałem, jacy jesteśmy samotni i dlaczego wymyśliliśmy

sobie Boga.

Pewnego dnia, nie wiadomo skąd, przychodzimy na świat. Nikt nas nie pyta o zdanie, po

prostu istniejemy od pewnego dnia i musimy przyjąć to do wiadomości. Nowy świat nas

przeraża. Noworodki bez przerwy płaczą przerażone. Jako małe dzieci boimy się ciągle

nocy, zostawania samemu w domu. 1/3 życia spędzamy w dziwnej, niezrozumiałej krainie

snów. Po pewnym czasie przyzwyczajamy się do tego stanu – istnienia. Zaczyna

nam się nawet podobać. Wyznaczamy sobie cele, dążymy do czegoś i sądzimy, że życie ma

jakiś sens. Jednak pewnego dnia znów znikniemy ze świata raz na zawsze i nas nie

będzie. A największym paradoksem jest to, że nie będziemy zdawać sobie sprawy, że nas

nie ma, tak samo jak nie zdawaliśmy sobie sprawy przed urodzeniem, że jeszcze się nie

urodziliśmy. Po prostu znikniemy, nie będzie żadnego nieba, żadnych Pól Elizejskich,

po prostu zero – koniec.



I to, czy umrzemy jako pięciolatki, jako 18latki, jako królowie, czy jako pijaki pod

sklepem nie ma najmniejszego znaczenia. Bo i tak nas potem nie będzie.

To jest coś tak strasznego, że nikt z nas sobie z tym nie poradzi. Dlatego ktoś mądry

wymyślił Boga – żeby nadać naszemu istnieniu sens, żeby nie bać się, że śmierć

to koniec. Zostało to wymyślone w tak dobry sposób, tak wiarygodnie, że wystarczy

wmawiać to komuś od urodzenia, a będzie w to wierzył.

Los człowieka jest straszny. Pomyślałem, że nigdy nie wolno mi nikomu mówić o tym, co

teraz zrozumiałem, bo to doprowadzi do zagłady świata. Ludzie zaczną się masowo

zabijać, gwałcić, lub dojdą do tego że nawet to nie ma sensu i wszyscy popełnią

samobójstwo. Świat zginie.

Ale po chwili przestało mnie to obchodzić. Dlaczego przez prymitywne uczucie empatii

powinna obchodzić mnie zagłada świata? Przecież mnie już wtedy nie będzie. Zresztą i

tak za parę milionów (miliardów) lat zgaśnie Słońca i ziemia przestanie być zdatna do

życia. Więc choćbym nawet podbił świat jak Aleksander Wielki, choćby uznano mnie za

Boga, jak Jezusa, to i tak ostatecznie nic ze mnie nie zostanie.



Poczułem wielką wdzięczność dla księży. To nic, że niektórzy z nich są skurwysynami.

Ważne jest to co robią dla ludzi. Ułatwiają im życie, pomagają oswoić się ze

śmiercią. Dzięki nim wielu umiera szczęśliwych. To nic, że zostaną oszukani, bo i tak

nawet nie będą zdawać sobie z tego sprawy.

Człowiek powinien wierzyć w Boga. Inaczej wszystko będzie dla niego pozbawione sensu.

Pamiętam, jak ostatnio rozmawiałem na ten temat z kumplem. Przypadkowo naszą rozmowę

słyszał kolega z klasy. Przerwał nam rozmowę, mówiąc: Przestańcie!!! Ja chcę wierzyć

w Boga! Ja wierzę, że Jezus był Synem Bożym! Przestańcie tak mówić, bo nie

wytrzymam!!!

Teraz dokładnie zrozumiałem jego strach, że po drugiej stronie nic nie ma. Całe życie

wspinamy się po schodach, a na górze nic nie ma. Pomyślałem, że dziś stałem się

dorosły, bo zrozumiałem bezsens świata. Od tej pory już nic nie będzie takie samo.

Wydawało mi się, że moje rozważania prowadzę przed publicznością, która czeka w

napięciu na jakieś podsumowanie. Jednak strasznie chciało mi się spać, więc mówiłem

do chodzących po mnie ludzików, żeby dali mi spokój, bo jestem zmęczony.

Następną rzeczą, jaką pamiętam, było ocknięcie się w kiblu. Nie pamiętam, jak tam

trafiłem, ale pamiętam że jestem. Obraz leciał w dół i w górę. Stwierdziłem że DXM

chyba działa, ale nie jestem jeszcze pewien. Trakotowałem swój stan jako normalny,

nie mogłem pojąć trzeźwości.



Pamiętam jak póżniej znalazłem się na swoim łóżku i spojrzałem na kwiaty na półce,

które dostałem tego samego dnia (cudowny zbieg okoliczności!) od babci. I tu zaczyna

się najbardziej niesamowita część tripu.

Pomyślałem, że głupio tak siedzieć z nimi w pokoju i nawet się nie odezwać. Wstałem

i powiedziałem do nich szeptem „Witajcie kwiaty”. Nagle usłyszałem głos

kobiecy „No co się tak drzesz? Nie umiesz posługiwać się falami mózgowymi czy

co?”

Zrozumiałem, że chyba jeden z kwiatów do mnie mówi. Ale jak się posługiwać falami

mózgowymi???

„A co własnie robisz, ciołku? Czy wy,.ludzie musicie zawsze być takimi

idiotami”? Zapytałem za pomocą fal mózgowych, czy one rozumieją co do nich

mówię w myślach. „No pewnie, zawsze wiemy o co wam chodzi”.



Zapytałem

skąd pochodzą. „Z działki twojej babci. Tam było wspaniale, ale w widzę, że w

tym pokoju też się dzieją ciekawe rzeczy”.

Zainteresowałem się, czy umieją komunikować się miedzy sobą. „Pewnie, ale

reszta z nas śpi, nie budź ich teraz”. A z innymi gatunkami? „Jasne, czy

ty nie komunikujesz się z Murzynem?” A znasz marihuanę? „Ona jest

porządnie pojebana. Cały czas się śmieje i gada głupoty”. A koka? „Koka

to by się ciągle chciała ruchać. Nic tylko seks i seks.” Powiedziałem, że

ludziom po kokainie też się chce. „Wiem. Ona wami wtedy rządzi i robi co chce.

Nawet nie wiecie, jak często wami rządzimy”. Jesteście od nas silniejsze?

„Nie do końca. Wystarczy, że jakiś palant zerwie nas bez powodu. Po co wy to

robicie? Widzieliście kiedyś żeby drzewo dla zabawy zrzuciło gałąż komuś na głowę?

Tylko wy jesteście zdolni zniszczyć coś bez powodu” Przecież zwierzęta też was

zjadają. „Nie, zjadają tylko najgłupsze rośliny. Te, które nie potrafia

wytworzyć odpowiedniego smaku, który je zniechęci”.



Pełen zachwytu dla inteligencji rośliny postanowiłem wtajemniczyć ją w moje

egzystencjalne rozważania. Od razu zasmuciła się. „My od urodzenia próbujemy to

wyjaśnić i nic nie rozumiemy. To chyba pozostanie niezrozumiałe do końca”.

Poczułem, że muszę iść spać i pożegnać się z rośliną. Jeszcze kiedyś pogadamy, piękny

kwiatku. „Nie. Zaraz będziesz ograniczony tak jak inni. Zapomnisz jak używa się

fal mózgowych. Żegnaj”. Już więcej nie usłyszałem tego pięknego głosu.

Położyłem się na łóżku i dotarło do mnie, że własnie gadałem do własnego kwiatka. Co

to DXM robi z moim mózgiem? Przecież to niewiarygodne!!! Dotknąłem serca i poczułem

przyspieszony puls. Serce waliło jak opętane.



Kochane serce, pomyślałem. Nigdy mnie nie opuściło. Jest ze mną od urodzenia.

Pracuję, kiedy śpię. A kiedy się zjaram i leżę na łóżku, to ono haruje wtedy 2 razy

szybciej. Poczułem wielką miłość do swojego serca, jakby było kimś innym. Pomyślałem,

że moja ewentualna przyszła żona po mojej śmierci powinna trzymać sobie nad łóżkiem

moje serce.

Dotknąłem swojej lewej piersi i wydawało mi się, że serce wypadło właśnie przez

otwartą szczelinę w mojej klatce piersiowej.Pomyślałem, że zaraz umrę. W ogóle

jednak, w najmniejszym nawet stopniu się tym nie przejąłem. Uznałem, że to logiczne,

że skoro na początku poznałem taka tajemnicę, to teraz muszę umrzeć, żebym nie mógł

jej nikomu przekazać. Zresztą, co za różnica, kiedy umrę, skoro i tak to się musi

stać. Zacząłem wspominać swoje piękne, pełne przygód życie. Swoje byłe, najlepsze

imprezy i wszystkie najpiękniejsze chwile. Zastanawiałem się, jak zareagują rodzice,

jak znajdą mnie za parę godzin martwego w łóżku. Czekałem tak i czekałem, a śmierć

nie przychodziła. To zaczynało już być irytujące, cały czas czekam i żyję.

Zrozumiałem, że sam z siebie nie umrę, że musze wyskoczyć przez okno, bo inaczej będę

tak czekał w nieskończoność. Przypomniałem sobie jednak, że życie może mieć jakieś

ciekawe aspekty i że może przełożę decyzję na póżniej.

Spojrzałem na zegarek i zobaczyłem, że jest dopiero 2:39. Jak te psychodeliki

zwalniają czas! Przypomniałem sobie, że dziś zjadłem DXM. I że świat nigdy nie będzie

już taki sam.



Od tego czasu miałem cały czas świadomość wszystkiego co się dzieje, choć do

trzeżwość nadal było bardzo daleko. Obraz rozjeżdzał mi się na 2 strony, ale szybko

odkryłem, że mogę to zniwelować zamykając jedno oko. Widziałem różne dziwne rzeczy,

np. z mojej ściany wyrastała sierść, wpomniane filmy o dresach, różne katedry.

W takich różnych (niestety niewiele zapamiętałem) historyjkach upłynęły mi dalsze

godziny. Zoreintowałem się, że niedługo powinienem iść do szkoły. Zupełnie jednak się

tym nie przejmowałem. Zdążę wytrzeźwieć. A jeśli nawet nie, to i tak żadna

nauczycielka się nie zorientuje, że coś brałem. A jeśli nawet zobaczy rozszerzone

źrenice i bredzenie nie na temat, to najwyżej zrobią mi testy na narkotyki i nic nie

wyjdzie. A jeśli nawet wyda się, że brałem DXM to nic mi nie zrobią, bo to legalne. A

jeśli nawet wyrzucą mnie ze szkoły, to będę przecież żył. A jeśli nawet umrę, to nie

będę zdawał sobie sprawy z tego, że jestem martwy.

W ten sposób przeszedłem do absurdalnej, optymistycznej filozofii,która głosi, że nie

ma co się przyjmować czymkolwiek.



Zacząłem trzeźwieć coraz szybciej. O 7 byłem już w stanie chodzić (z dużym wysiłkiem

i skupieniem) normalnie, wymienić kilka zdań z rodzicami. O 8 byłem w szkole i nie

poznałem z 10 metrów kolegi z klasy, o 9 prowadziłem rozmowę z nauczycielką od

polskiego, mimo, że jej twarz wyginała się w przeróżne strony.



Oczy miałem wielkie jeszcze długi czas i do końca dnia byłem niewyspany.



Podsumowując:DXM jest fascynującą substancją, nieporównywalną z żadną inną jaką

poznałem. Nie sądzę, abym mógł się od niej uzaleznić, bo jej wartość rozrywkowa jest

dla mnie zerowa. Niemniej jednak, doświadczenie było niezwykle interesujące i polecam

je kazdemu poszukiwaczowi mocnych wrażeń.



Nie wiem na ile mnie ono zmieniło. Nie wiem na ile tamte przemyślenia to sztuczne,

narkotykowe paranoje, a na ile wartościowe wnioski. Tak czy siak, warto było

spróbować.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media