Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

po dwóch korkach

po dwóch korkach


Razem z kumplem chodzimy po ciemnym

osiedlu szukając ławki żeby spokojnie usiąść i zapalić zielone

gówno. Wybór padł na plac zabaw otoczony metalowym ogrodzeniem

(zabezpieczenie przed psami).



Mam 19 lat i pale dopiero od roku. Do wakacji paliłem bardzo

rzadko, ale teraz to się trochę zmieniło. W lipcu tylko przez

kilka dni nie miałem lufki w ustach. Wakacyjne szaleństwo

skończyło się wraz z wyczerpaniem funduszy. Pierwsze dni

sierpnia były swojego rodzaju (sui generis hehe) abstynencją.



No ale w końcu mamy troche zioła, niewiele bo trochę więcej niż

ćwiartkę a trzeba jeszcze dodać, że mój kolega ma długi i

bardzo barwny marihuanowy staż. Towar był jednak dobry, o czym

już wkrótce mieliśmy się przekonać.



Usiedliśmy na ławce naprzeciw ślizgawki i drewnianego domku dla

dzieci. Zaczęliśmy ochocza zabierać się za nasze dorodne trzy

bobki. Po dwóch korkach (niezliczona ilość machów) zaatakował

nas śmiech. Niestety nie pamiętam z czego się śmialiśmy. Po

kilku chwilach nastała cisza. Mój kolega coś gadał, ale ja go

nie słuchałem bo sytuacja w jakiej się znaleźliśmy mnie

przerażała. Siedzieliśmy na środku osiedla w ciemną noc.



Dookoła 10-piętrowe wieżowce, które nagle wydłużyły się jeszcze

bardziej. Było cicho, ale wszędzie paliły się światła i

wiedziałem, że w każdym oknie stoi konfident gotowy zadzwonić

po policję. Siedzieliśmy tam tacy malutcy po środku miejskiej

dżungli a cały plac zabaw zmniejszał się z nami i po chwili

stał się szklaną kulą. Szklaną kulą, w której stoi drewniany

domek i siedzi dwóch zjaranych gości. Czekałem tylko aż ktoś

potrząśnie tą kulą i wokół siebie zobaczę fruwające płatki

śniegu! Nagle mój kolega zaczął się śmiać. Okazało się, że o

motywie ze śnieżną kulą cały czas gadam na głos i mojego

kompana rozbawiło to do łez. Znowu faza. Śmiech. I znowu chwila

spokoju. Rozpoczęły się rozmowy o wszystkim. Od meczu Tbilisi �

Legia po film �Ptaki� Hitchcocka. Ale nie było już wesoło.



Wszystko było straszne a jednocześnie niezwykłe. Po prostu

zajebiste. Po niewyobrażalnie długiej rozmowie stwierdziliśmy,

że trzeba podnieść tyłki i zmienić miejsce by nabić ostatni

korek a może jeszcze dupę?:) Chodziliśmy po osiedlu szukając

odpowiedniego miejsca. Osiedle było dziwnie obce i niezwykłe,

po prostu fascynujące:) W końcu zatrzymaliśmy się pod jakimiś

drzewami (których nigdy wcześniej nie widziałem). Gałęzie

tworzyły nad nami sklepienie na wzór murzyńskiej chatki.

Brakowało tylko ogniska. Ogniska nie było, ale był dym. Takich

chmur, jakie wyciągnęliśmy z tego ostatniego bobka jeszcze nie

widziałem. Jestem pewien, że jeśli ktoś widział to z daleka

pomyślał, że te drzewa się palą. Wtedy rozpoczęła się histeria

mojego kolegi. Zaczął pokazywać mi na swoje usta tak jakby nie

mógł ich otworzyć. Stał w miejscu i niemalże płakał. Już

widziałem u niego niesamowite fazy. W jego żołądku rosła kiedyś

kula, potrafił śmiać się kilka minut z papieża machającego do

pielgrzymów w Castel Gandolfo a za chwile płakał bo rak zjada

mu płuca. Takie jego reakcje już mnie nie dziwiły, ale po

chwili i ja nie wiedziałem co się dzieje. Wszystko zaczęło

wirować. Nie wiem ile tam staliśmy ani nie pamiętam momentu

kiedy wreszcie ruszyliśmy dalej. Po prostu za chwile staliśmy

już w innym miejscu, pod śmietnikiem i tu nabiliśmy resztki

boby, które poniewierały się jeszcze po pakieciku. Nawet nie

czułem już dymu w ustach bo byłem totalnie zjarany. Chodziliśmy

jeszcze po osiedlu zupełnie bezsensu. Wszystko wirowało i w

ogóle się nie odzywaliśmy. Myślałem o przeróżnych rzeczach,

setki myśli atakowały moją głowę. W końcu rozeszliśmy się do

domów.



Było kilka minut po północy. Wydawało mi się, że na dworze

spędziliśmy kilka godzin. Pomyślałem, że włączę kompa, ale

najpierw położę się na chwilkę na łóżku. I tak mi się fajnie

leżało, że już nie wstałem. Czułem, że zasypiam. To jeszcze

jednak nie był koniec przygód. Zacząłem machać nogami, ale po

chwili zorientowałem się, że już nie mam stóp tylko płetwy!

Fakt byłem jeszcze nieźle zbakany. Nawet się z tego nie

śmiałem. Wydawało mi się to takie naturalne. Po prostu leżałem

i machałem płetwami! Nie wiem ile to trwało bo nie pamiętam

kiedy zasnąłem. Nie wiem co stało się z moim kumplem bo policja

go do dzisiaj szuka. Hehe żartuje. Już dwa dni później znowu

bakaliśmy, ale tak fajnie jak tamtej nocy już nie było.

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media