Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

piąta pora roku

piąta pora roku

Substancja: DXM (Acodin) drugi raz (zajrzyj do TR z pierwszego razu)

Dotychczasowe doświadczenia: to było dawno i nieprawda ;)

Efekty: podobały mi się aż za bardzo, a potem odwrotnie ;)

Czy to doświadczenie zmieniło cię, i w jaki sposób: Mnie chyba niespecjalnie, ale za to już nie mam ochoty na DXM

Set&Setting: wieczór, we własnym domu, ostani posiłek 13 godzin temu. Mam za sobą dość ciężką przeprawę - w sumie jest okazja, żeby świętować. Potem jeszcze spacer po lesie (zaskrońce wygrzewające się na suchych liściach metr od ścieżki). Od paru tygodni taka susza, że nawet psie grzybki zniknęły. Trzeba sobie jakoś radzić, zatem nabywam dwa Acodiny. Spróbujemy wstrzelić się w mocne 2 plateau, a potem... kto wie.

Nie planowałem robić TR, ale z rozpędu zacząłem robić notatki - i tak poleciało. Ponieważ notatki okazały się czytelne i komunikatywne, wrzucam je po niewielkich redakcyjnych poprawkach. Dla niektórych osób fragmenty mogą się wydać żenująco emocjonalne, proszę wziąć wtedy poprawkę na ich "dokumentalny" charakter ;P



T=0:00


150 mg z wodą



T+0:02


ach, ten "efekt placebo"... ;)



T+0:07


coś jest inaczej... Rozglądam się po pokoju, faktycznie wchodzi, choć trudno byłoby mi konkretnie powiedzieć, co i jak. Może zmiana nastroju i dróg myślenia, znika napięcie i już nie zastanawiam się "czym by tu się przytruć".



T+0:10


150 mg (w sumie 300) i mały spacerek po domu, żeby się dobrze w żołądku ułożyło ;)



T+0:15


no nic, spróbuję kontynuować moje zwykłe zajęcia. Włączam jakiś trance, zwykle tego nie słucham, chodzi mi o coś dla mnie nowego, nie obciążonego emocjonalnie/wspomnieniowo. Niestety albo mi przeszkadza "łup-łup", albo wydaje mi się, że to jakaś konfekcja muzyczna dla debili... W końcu zakotwiczam na dłużej przy Dave Clarku.



T+0:32


oho, wyraźniejsze działanie typowo DXMowe, w tym jakby zaczątki świszczenia? Piesek-niedźwiadek-termometr pokojowy jest jako termometr do niczego, ale jako wskaźnik poziomu DXM poprzednim razem sprawdził się nieźle... E tam, jest obrzydliwy jak zwykle.



T+0:40


DXM powoli rozkręca śrubki w mózgu: "jak się nazywa karmnik dla konia?" Żłób... Hmm, być może znowu panikuję z niecierpliwości, albo ta hydroxyzina w zeszłym tygodniu wpływa na słaby efekt? Bo nawet fizycznej "bani" prawie nie czuję. Znaczy czuję, ale nie aż tak. ;)

No i oczywiście zaraz jak to napisałem, zauważyłem że jednak słabiutko, ale zaczyna się kręcić w głowie.



T+0:55


robię codzienne rzeczy, póki co. Chyba trzeba dorzucić DXM, chociaż... Nadal wchodzi, hm. Poczekam.



T+1:03


oho, kręcioł i bania. I niestety lekkie sensacje żołądkowe... Idę po miskę i szykuję się do przyjęcia pozycji horyzontalnej na materacu. Dorzucić do 450 mg? Może jeszcze poczekam, zamknę oczy.



T+1:15


nie ma CEVów, tylko bania. Nudności można w pewnym stopniu opanować. Na oczy widzę jeszcze. Zrobię herbatę bez cukru. Może pomoże. A może dorzucę resztę opakowania. Wkurzające jest to, że jednak trudno skupić wzrok, pojawiają się też zaburzenia pamięci krótkotrwałej (do opanowania) i odczucia jak przy zatruciu alkoholowym, ale ze znacznie zredukowanymi nieprzyjemnymi objawami - chwiejne poruszanie się, wirowanie otoczenia, trudności w kontynuowaniu nawet prostych wątków. Zmieniłem muzykę, teraz próbuję Paula van Dyka. Przygotowałem się też do awaryjnego położenia się (koc, miska). Hmm, kupiłem wodę mineralną, ale gdzie ją wsadziłem? Poza tym muszę świadomie rozluźniać brzuch, żeby redukować coś w rodzaju mdłości.

OK, znalazłem wodę.



T+1:30


hm, jeśli chciałbym mieć samą banię (ścięcie nieprzyjemnych wrażeń, poprawienie nastroju) to mogłem poprzestać na o połowę mniejszej dawce. Teraz mam jakoś tak maksimum nieprzyjemnch wrażeń (kręci sie w głowie, nudności, trudność/niechęć do robienia czegokolwiek), a nie mam halucynacji z 3 plateau... Ciężko patrzeć i WIDZIEĆ na monitorze, trudniej się ruszać. Jednak włączę jakąś muzykę starą i "zesłuchaną", mocno osadzoną we wspomnieniach - może to da kopa do zmiany wrażeń na ciekawsze. Pink Floyd lub Black Sabbath?.. Raczej to pierwsze, jakąś długą suitę... Albo Tangerine Dream? Tak. Tangerine Dream!



T+1:35

herbata, mimo że bez cukru, wydaje się słodka. Rozpiździuch (przytrucie) takie, że popijanie nie pomaga, raczej drażni żołądek prowokując nudności.



T+1:40


zauważam leciutki neuronowy poświst, gdyby nie te nudności doładowałbym jeszcze ze 150 mg. Z zamkniętymi oczami jest bardziej komfortowo. Działanie nadal nasila się ("bania", tylko że czystsza; CEVów nadal nie ma). Pełna świadomość otoczenia, czasu itp., chociaż trudno utrzymać spojrzenie w jednym punkcie, trudno się ruszać, mówić, no i te nudności, na które w sumie nie wiem czy herbata pomaga... Mam pokusę, żeby w końcu rzygnąć i mieć to z żołą... z głowy. Z drugiej strony może wystarczy się spokojnie położyć i nie zajmować notowaniem? (najlepiej po doładowaniu reszty pierwszego opakowania Acodinu)



T+2:00

hmm, ircuję. Pozwala to zapomnieć o nudnościach, jeśli wystarczająco mocno przyciąga uwagę.



T+3:05


dalej gadam na #hyperrreal, jakoś dziwnie, momentami albo niesamowity odjazd i intelektualno-intuicjonalne wglądy/porozumienie/postrzeganie typów ludzkich na podstawie ich wypowiedzi, albo normalna bylejakość nastolatków obsadzających IRC.



T+3:18


nadal ircowanie. Nie doszło do halucynacji, ale też nie doszlo do wymiotow. Chyba jednak sprobuje wziąć resztę pierwszego opakowania albo nawet ciut wiecej i położę się "pohalucynować" ;) Albo nie, bo ircuje się też nieźle i jest to jakiś kontakt, coś innego niż poprzednim razem. Drażnię zmysły: leci cały czas Tangerine Dream i TV, do tego ircowanie... Eh. Zwałabania.



T+4:45

dołożyłem nie wiem kiedy kolejny listek (150 mg), teraz wchodzi coraz mocniej (znowu pojawiły się nudności). Cały czas ircuję, dziwna sprawa: daje się rozmawiać, inni chyba też załapują sie na jazdę, podczas gdy ja z wysiłkiem tropię i werbalizuję swoje miernej jakości myśli i koncepcje...



T+5:00


zaskakująco przyjemna i wspierająca rozmowa na query z ***, no po prostu jakby mnie ^&$! przytulił kiedy właśnie tego potrzebowałem (bez niesmacznych konotacji, taki brat jakby;). Wróciła pamięć o sprawach problematycznych, z którymi zmagałem się ostatnio. Spróbuję dorzucić jeszcze trochę DXM (jak dotąd obyło sie bez torsji!). Marynia Thun, Róża Thum, znowu pytanie kto finansuje wybieram.pl... Dyskusje polityczno-socjologiczne na #pewnymKanaleIRC, ale przede wszystkim ta rozmowa na query z ***, która była dla mnie jak głaskanie konia po chrapach... Eh. Dorzucę jeszcze listek i pójdę spać/halucynować. Nie wiem czy z muzyką, pewnie tak.

Najpierw w centrum pola "widzenia" geometryczne CEVy prowadzone muzyką, potem robi się taki łagodny pstryk! i już (przy zamkniętych oczach) całość wypełnia obraz, stoję na rogu ulicy przy dużym, starym domu, potem jestem w średniowiecznym namiocie polowym w zielono-żółtych barwach, wiatr kołysze zasłonami; kafejka (znowu wiem, że to jakaś "Francja", ki diabeł?;), widzę siedzącą przy stoliku na przeciw siebie parę, ściana za nimi pomalowana w estetyce lat 60-tych - jakieś takie brązowe półkole z dwiema ciemnymi kropkami; poza tym oczywiście kosmiczne szlaki i podpatrywanie życia spiralnych galaktyk ;) A przy otwartych oczach w czasie ircowania tuż za monitorem i wzdłuż ścian rozpościera się "piąta pora roku".



T+5:10


zamknięte oczy. Otwarte oczy. Inny świat. Tym razem DXM przyszedł tutaj... Wejście na 3 plateau jest niesamowite!

Nie wiem co, ale klawiatura i peruki francuskich szlachciców mają coś wspólnego. (łupież?;) Muzyka zabiera mnie razem z klawiaturą i moniotrem w realne podróże - mogę notować! (taak, tylko szkoda że tego nie robiłem;) To, co poza zasięgiem moich ramion zmienia się, należy już do DXM. Moja własna bajka obejmuje mnie miękko ze wszystkich stron. I...



T+5:23


...właśnie podniosłem się z rzygania. Ale nastrój nadal podniosły, że sobie pozwolę na grę słów. ;) Zielona łąka, nad nią unosi się baletnica w białej sukni, to tak naprawdę urodzony w obłokach motyl, pasterski pies wiatru. Ach, ach, "godzina pąsowej róży" kiedy zdarzają się cuda :) Jestem i tu, i tam, i w rzeczywitym świecie, i w wyobraźni. Err... Szkoda tyko, ze porozlewałem wodę niemal na klawiaturę, i rozpuściły się przygotowane do połknięcia kolejne tabletki... ;) Spokojnie. Sprzątnę miskę i zostanę w tym (tamtym?;) świecie. Położę się, Tangerine Dream to niezła petarda, mnie dziś trafia. Żaden dźwięk nie jest nadmiarowy lub przypadkowy, każdy numer jest przemyślany od początku do końca, ma swoją dramaturgię i konsekwentną narrację.



T+6:00


kompletny rozpad, tripowanie na IRCu! Nie mam pojęcia czy ci ludzie wiedzieli, że coś brałem, czy po prostu uznali mnie za wariata? ;) (obejrzałem potem logi i jednak wychodzi na to, że nie pisałem niczego czego bym nie pisał na trzeźwo, aż się zaskoczyłem;)


Nastrój się robi dziwny, jakby w zawieszeniu, w oczekiwaniu na coś. Klawiatura wydaje się być oświetlona porannym słońcem, chociaż jest ciemno.

Dobra, idę na łączkę(?) tripić na leżąco, na zielono chociaż sam jestem halucynacją ilustracji w książce.



T+6:20

ehh, no w zasadzie obserwuję świat jako jeden wielki psychodelik, jestem w bajce i idę się położyć - stacje kosmiczne, muzyka snuje opowieści, zwiedzam kolejne lokacje w ciszy i skupieniu niczym jakieś muzea czy inne galerie sztuki...



T+6:30


przelewanie wody z większej butelki do mniejszej tak zgrane z muzyką, że było jak msza, no po prostu kulminacyjny moment, chwila o kluczowym dla dziejów ludzkości znaczeniu ;) Nie wiem czy jest noc czy dzień - zależy to od tego, co aktualnie sobie wyhalucynuję. Ostatnie 5 tabletek też powinnno swoje dołożyć, klawiatura jak pola i łąki za siódmym lasem, wszystko jest zdalnie sterowaną kartką papieru ;) Czas się położyć.



Następny dzień

Czuję się jak obejrzana kreskówka.

Zejście jest łagodne, jednak fizycznie rodzaj kaca. Lody na śniadanie, ale nie mam apetytu. Prześladuje mnie kwaśno-metaliczny zapach, to było kilkaset mg czystej chemii...

Parę dni później bierze mnie przeziębienie, prawdopodobnie skutek wychłodzenia. (I lodów. Nie zapominajmy o lodach;) Temperatura podwyższona, w zasadzie materiał na kolejny krótki trip-raporcik ;) Otoczenie jasne i wymyte, przyjemny dystans, domy takie trochę z klocków Lego.



Kilka uwag na koniec

Na klawiaturze pisałem kilka razy wolniej niż normalnie. Kontakt z otoczeniem nie przeszkadzał w odbiorze nie narzucających się halucynacji (no, ale byłem w znanym otoczeniu, i nie zdarzyło się nic wymagającego niesztampowego reagowania).

W jednym z TR autor wspomina o DXM jako o "proto-narkotyku", zawierającym w sobie w pewnym stopniu charakterystyczne działania innych dragów. Bzdura! Złudzenie! Po prostu działa tak, że pokazuje to czego się spodziewasz (o czym marzysz - również nie do końca świadomie). Ale nie daje pełnego spektrum barw i odczuć, bo najpierw ogranicza szeroko rozumianą percepcję, a dopiero potem w tych zawężonych granicach pokazuje na co go stać. Żałosne już przy drugim-trzecim razie! I nawet przy pierwszym niczego naprawdę nowego czy ciekawego nie pokazuje. Ale z drugiej strony, jeszcze dwa dni po tej "sesji" miałem ochotę na DXM, i w ogóle och i ach ;) Aż wreszcie wziął i trafił mnie szlag, że na takie badziewie daję się nabierać.

I przy tym - niechętnym DXM - punkcie widzenia pozostaję.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media