Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

moja barwna wycieczka

moja barwna wycieczka

Nazwa substancji: ipomea violacea, czyli powój po prostu.




poziom mojego doświadczenia: dwa lata w częstym towarzystwie mj xD




dawka: sześć nasion wciśniętych do wafelka, bo nie chciało mi się robić ekstraktu.




set&setting: nastawiona na dobrą zabawę, na filozoficzne przemyślenia, nadzieją na haluny. Miejscem spożycia był pokój mój i moich koleżanek na obozie w Czechach.




Obrałam nasionka ze skórki, bo słyszałam, ze zawiera ona najwięcej cyjanogennych. zmielone z wafelkiem nasionka trzymałam długo w ustach. Nie wiem, czy to autosugestia, ale od razu po ich zjedzeniu zapaliłam trochę przeciwwymiotnej gandzi i czułam, że efekty jej działania są inne. Dziewczyny piły piwo. Kiedy zobaczyłam, jak je połykają i zagryzają chipsami, poczułam obrzydzenie. Nie rozumiałam, dlaczego wpychają to sobie do ust. Zachciało mi się wymiotować, więc poszłam do łazienki.


Bolał mnie brzuch, ale nie chciałam zwymiotować. Siedziałam w kabinie chyba z 15 minut i oglądałam papier toaletowy. Kolory stały się intensywniejsze. Patrzyłam na ściany łazienki i czułam się, jakbym widziała je pierwszy raz, widziałam drobne szczegóły. Popatrzyłam w lustro. Wyglądałam jak nie ja. Miałam niesamowicie szeroko otwarte, wręcz zdziwione oczy i całkiem czarne od powiększonych źrenic. Zaczynałam czuć działanie powoju, ale nadal źle się czułam.


Dziewczyny mnie zawołały, żebym napiła się piwa z kucharzem i wychowawcami, byli bardzo lajtowi. Zeszłam więc na dół. Nie chciałam piwa, ale zapaliłam sobie papierosa. Wtedy się zaczęło. Kolor bluzki jednej z dziewczyn wręcz mnie fascynował. Był wściekle, jaskrawo zielony. Zaczęło mi się lekko dwoić przed oczami. Kontury były jakby przesunięte o parę centymetrów w lewo. Co chwilę szłam na górę do łazienki, bo tylko tam dobrze się czułam. Było tam tak cicho, nie było dymu tytoniowego i tylko, kiedy zamykałam się już w kabinie, nie chciało mi się wymiotować. Poza tym, na dole miałam nieprzyjemne uczucie, że lekko się duszę. Jakby mój przełyk robił się za ciasny.




Należy dodać, ze przed oczami cały czas miałam piękne, geometryczne wzorki, lekko falujące i poruszające się. W końcu poszłyśmy z dziewczynami do naszego pokoju. Stwierdziły, że zabakają sobie, żeby się ze mnie pośmiać. Miałam już dość silną bombę, co chwilę wyginało mi głos. Nie wiedziałam wcześniej, że człowiek jest zdolny z siebie wydać takie dźwięki. Wzięłam sobie kilka buchów. Nie poczułam różnicy, tylko bardzo smakował mi ten dym xD. Poszłam na korytarz zapalić papierosa. To było niesamowite doznanie, czuć, jak wypełnia mnie on od środka. Przyjrzałam się żarowi. Kiedy patrzyłam na

niego z bardzo bliska, wyglądał jak wulkan. Rozmawiałam z tym wulkanopapierosem i mówiłam mu, jak bardzo go kocham. Za oknem, na śniegu, widziałam kontury złotego domku. Przesuwał się tam, gdzie padał mój wzrok. Badałam to zjawisko przez jakiś czas, a później chciałam wrócić do pokoju. Trafiłam jednak na zajebiste drzwi. Były przeszklone, ale takim grubym, chropowatym szkłem. Przyłożyłam policzek do szyby i obserwowałam, jak światło rozprasza się w tym szkle. Piękny widok,

nieporównywalny do niczego.


Kiedy wróciłam do pokoju, przez pewien czas miałam niesamowite haluny. Na przykład patrzyłam na jedną z koleżanek, na jej twarz padał czerwony flesz, a cała reszta pokoju była przyciemniona.
Fascynująca była też ściana, pomalowana w czarno-białe paski. Kiedy jej się przyjrzałam, okazało się, że się rozpływa. Paski rozmywały się i zlewały ze sobą. Powietrze drżało i wszystko falowało jak wtedy, kiedy jest bardzo gorąco. Fraktalizacja jeszcze silniejsza niż wcześniej. Włączyło mi się gadanie, jednak był to bardziej słowotok pełen luźnych skojarzeń, jakbym nie nadążała za tym, co mówię. Miałam opowiedzieć dziewczynom bajkę na dobranoc, ale ciągle zagłębiałam się w nieistotne szczegóły.


Poprosiły, żebym opisała, co czuję. Odpowiedziałam, że mój mózg i moje myśli wyginają się jak guma, że kiedy jestem w normalnym stanie, jestem w jednym wymiarze, a teraz mam dostęp do wszystkich wymiarów. Rozmawiałam z jedną z nich. Czułam z nią silną więź psychiczną, rozmawiałyśmy o filozofii, czułam się jak stary, wiedzący naprawdę wiele mędrzec. Później chodziłam po łóżkach, z głową tuż pod sufitem i czułam się, jakbym w pewnym sensie latała. Jak duch, lub ciekła substancja, która może być wszystkim, przyjmuje kształt naczynia.


Kiedy laski poszły spać, byłam tym głęboko zdziwiona. Czułam się, jakbym nie potrzebowała snu, jakbym mogła dniami i nocami filozofować i odpływać co chwilę. Przez pewien czas patrzyłam się z bliska w lampę i widziałam w niej piękne wzory, coś w rodzaju płatków śniegu. Później spaliłam dupkę, myśląc, że może od tego zachce mi się spać. Zasnęłam na siłę, a przed zaśnięciem zastanawiałam się nad konsystencją własnej śliny.


Następnego dnia na stoku prawie nie jeździłam, byłam strasznie spokojna. Z papierosami i kubkiem czekolady siedziałam na stoku i przeżywałam wszystko jeszcze raz. Pozytywnie.


To patrzenie się w żarówki, lampy etc. trochę popsuło mi wzrok. Jest jednak jeden plus: teraz po wieczornym paleniu widzę te wzorki! W ciągu dnia widać je mało, ale nocą wręcz przysłaniają widok.

Co do jedzenia powoju bez bakania- nie radzę. Próbowałam. Wielki bad trip.


Generalnie to jestem z siebie zadowolona i dumna, że przetrwałam ból brzucha. Warto było. W moim przypadku wpływ powoju na psychikę był zdecydowanie pozytywny.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media