Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

kochajmy się!

kochajmy się!

Dawka i substancja: 3-4 gramy ruty stepowej + 8-9 gramów mimozy hostilis





O godzinie drugiej popołudniu zaczałem gotować wywar. O szóstej był gotowy. Pół -trzy czwarte szklanki ciemno brązowego ekstraktu z 13 g mimozy i 3 g ruty i w drugiej ok 2 g ruty. Około godziny 10 wypiłem rutę – nie była taka okropna w smaku, choć nie była to ambrozja. Po 20 minutach zaczałem pić mimozę. Tu było niemałe zaskoczenie. Mogę śmialo powiedzieć, że to najokropniejsze co w życiu piłem. Dałem radę trzem czwartym wywaru, resztę wypił kumpel. Od razu podeszły mi bełty i zrobiło się mdło. Po godzinie czułem działanie ruty – nudne i monotonne jak dla mnie. O 12 ogarnęło mnie zwątpienie – yage miałem w domu od półtora roku, myślałem ze sie już przeterminowała, że nie działa. Dalej było mi mdło, ale sie wyczilowałem, zapaliłem sobie ziela, cieszyłem się z bzdur, zapomniałem o ayahuascy. Około 1 z hakiem położyłem głowę na stole i z pustą głową usypiałem. Rozluźniłęm wzrok, patrzyłem przed siebie. Popielniczka przed moimi oczami pokryła się wzorami, kolory się wyostrzyły. Po przyjżeniu się wizuale jednak znikały. Po zamknieciu oczu ukazywały mi sie niewyraźne fraktale. Pomyslałem że sie już załadowało i przez to ze nei wypiłem całych 13 g mimozy, będzie taki lajcik. Wziąłem do ręki drumlę (taki instrument) zacząłem sie nią bawić, kręcić wokół palca, sprawiało mi to przyjemność. Moje ręce były czerwone, przekrwione, drumla za to srebrna, twarda, śliska, metaliczna, czysta.





Zestarzałem się, mój cialo miało 40 lat, posiwiałem, doswiadczony, mądry. Nie byłem świadom jeszcze że to działanie ayahuascy, czasem tak sobie myślę na trzeźwo. Zamknąłem oczy. Wizuale stały się wyraźne – kostka brukowa w kolorach tęczy, z niej wyłaniały sie twarze, bez wyrazu, wszystko płynęło, zmieniało się. Cieszyłem sie. Była prawie druga. “Idę się wybełtać”. Skierowałem swe kroki w stronę łazienki. Zamknąłem drzwi. Każda ta czynność miała swoją wartość. Nachyliłem sie na kiblem, wsadziłem sobie palce do gardła. Zacząłem rzygać – łzy, strach, dzika euforia, przełom, kibel ożył, zasłonił większość pola widzenia, stał się otchłanią, przejściem do innego wymiaru. Wyszedłem zasmarkany i załzawiony z łazienki, ominąłem towarzyszy, być szczęśliwym, balkon. Usiadłem, powzdychałem, spojrzałem na wierzbę, co przy mym balkonie spuszcza gałęzie. Kochałem ją, czułęm obecność jej duszy. Śmiech, sam do siebie. Jęk rozkoszy, mówię do wierzby “jestes tu, czuję to”. Choć widziałem tylko patyki, listki, korę, widziałem że Ona tu jest, jej dusza, patrzy, pociesza, radzi. Rozluźniłem wzrok. Gałęzie stały się pajęczynami, z niej wystają twarze, martwe, uwięzione. Nie boję się – kocham cię. Poszedłem do towarzyszy. Ten który wypił to czego ja nie mogłem szalał, chodził w kółko, śmiał się, mówił niezrozumiale. Czułem z nim jedność, zrośnięcie myśli. On zaczął przysypiać, gadac przez sen, ja się śmieję. Trzeźwy kumpel spojrzał mi w oczy, wiedziałem co mysli, rozumiałem go bez słów. Co rozumiałem? Nie wiem, nie potrafie tego wyrazić. Niechęć do mówienia. Ekstaza, euforia, śmiech, “ale jestem szczęśliwy”, “widzę”. Na ustach szeroki uśmiech. Nie taki jak na MDMA- sztuczny, chemiczny, dzika, uczciwa, trzeźwa euforia. Z głośnika leciał soundtrack z Amelii, ciesze sie! Jestem radosny jak nigdy! Czułem jedność z wszystkimi ludźmi, zwłaszcza z tymi co pili ayahuasce – teraz i kiedykolwiek, zawsze. Wizja świata, gdzie istnieje tylko miłość; nagość, powrót do natury. "Wstawaj! Musimy wstać! Biegnąć! Działać! Nie spij! Proszę cie, Proszę!" Zacząłem rysować – postacie z rysunków ożyły, nabrały sensu. Piękna dama z rozwianmi przez wiatr włosami, to nie ja rysowałem, duch zaklęty w umyśle kierował mą ręką. Wyszedłem na taras – trzeźwy kumpel palił papierosa, rozuźniłem wzork. Gładka, napompowana postać, pokryta witrażami, wzorami we wszystkich kolorach, jednak przygaszonych. Nie czułem bólu, tam gdzie sie uderzałem czułem przyjemność, wybuchy ekstazy. Położyłem się na łóżku ipatrzyłem na poduszki, które były ogromne. Rozmowa, wracamy do stołu. 10, może 15 minut i efekty ustąpiły, prawie zupełnie. Z 100% na 30. Wspomnienia. Ile minęło? Godzina! Jest trzecia w nocy. Dla mnie trwało to wieki. Jemy kluski, ekstatyczny humor odszedł.





Mam niemałe doświadczenie w psychedelikach – grzyby, salvia, LSD, meskalina, 2C-I, 2C-T-2, 5-MeO-DMT, DiPT, DXM, MDMA, MDA ... nie wiem, nie pamietam, było tego sporo. Tu jednak, wszystkie one tracą znaczenie. Żaden z nich nie był nawet w połowie tak “głęboki”. Było to niesamowite doświadczenie, teraz wiem co to znaczy być daleko... Mimo wszystko jednak nie straciłem ochoty na dalsze poszukiwania. Myślę że napewno jeszcze będę próbował ayahuascy, jednak postaram się o lepszą ekstrakcję, aby możliwie zniwelować mdłosci... które potrafią popsuć nawet najlepszą fazę.

Pozdrawiam

Koń





Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media