gałka jak pałka zomo okłada mnie i nie wiadomo, co tu się dzieje... [druga część mego raportu]
detale
gałka jak pałka zomo okłada mnie i nie wiadomo, co tu się dzieje... [druga część mego raportu]
podobne
13:20- Mówię do Kleofasa: Wat de fak, czytam Ci w myślach? Zróbmy eksperyment! Mandarynka! Kurwa, zdradziłem ci zakończenie!
Kleofas: -Haha nawet spalone śmieszne!
Ja: -Nie, pomyśl o jakimś owocu, a ja zgadnę, jaki to! Tylko innym niż mandarynka!
K: -Yhym...
J: -Malina!
K: -Banan! Jedzony HORYZONTALNIE!
J: -Hahaha nie wyszło! A zgadnij, o jakim ja myślę!
K: -Jabłko?
J: -Pierdol się! [Myślałem wtedy o kiwi najprawdopodobniej]
Odkrywszy, iż nie mam tak wielce paranormalnych zdolności, jak bym oczekiwał, wdaję się z Kleofasem w rozmowę. On zapodaje zdanie o tym, że mógłbym wywołać u siebie haluny jakbym bardzo tego chciał podświadomie, a nie świadomie, na co ja: "O czym ty teraz nawijasz?!" - Tak, miałem problemy ze zrozumieniem zdań, może to przez zaburzenia pamięci krótkotrwałej.
Kleofas mówi, że zaczyna zapominać swoich myśli, a potem tłumaczy mi, o co mu chodziło. Na końcu dochodzi do wniosku "Prawdziwie piękne rzeczy dzieją się nieświadomie".
Następnie ja mówię: "O fuck, przeskakuję co 10 sekund do czegoś innego. Jakbym był podróżnikiem. Mam wrażenie, jakbym był pustym szklanym naczyniem, które wypełniają kamyczki. Uuuu panie, co chwile coś cholernie nowego... uuuu boję się bad tripa, kto wie, gdzie mnie to zaprowadzi..."
"Jestem mentalnym narzędziem, które otwiera Twoje bramy. Zamknięte bramy umysłu... chodzi mi o to... o fuck, najważniejsze zrozumienie..."- tu zdanie się urywa. No pięknie, chciałem coś powiedzieć o zrozumieniu, ale sam sobie przerwałem! Na nagraniu słychać, jak przechodzimy do niewiele znaczącej rozmowy o biernym alkoholizmie i śmiesznym filmiku.
"Ej patrz, jak zamknę oczy i dotykam brwi... jak swoich brwi... to mi się wydaje, że mój palec to olbrzym dotykający trawy.... nie, kłosów pszenicy jakiejś! I takie plastyczne wyobrażenie Ziemii... każdy zasługuje na cuda Ziemii."
Kleofas: - Na co??
Ja: - "No na cuda i dary wspaniałej natury! Gałka to dobry dar, ale powiem ci, że się nie spodziewałem... bo tamta faza... faza taka spokojna była, a tutaj.... jak po jakimś acodinie czy coś, jestem poza wszystkim! Spokojnie i niespokojnie.... posłuchaj... coś miałem mówić... na gałce jest jak na wojnie: Tu pierdolnie, tam pierdolnie i znowu jest spokojnie! Znaczy, tak było... ale teraz to zaczyna być natłok taki... deszcz komet, każda kometa JEB we mnie, deszcz komet wyłapuję na mózg!!! I tyle tego jest!!! To czasem przytłacza, ten nadmiar myśli!!! Jakbyś był..." - kolejne urwane zdanie.
Kolejne me słowa: "Jak widzę ten świat... każdy z nas jak widzi świat, to ma wyobrażenie pozycji wszystkiego... to słuchaj teraz, jaki odpał! Jak masz tutaj biurko, to się odwrócisz, ale wiesz mniej więcej gdzie stoi... jak zamkniesz oczy, jak je podniesiesz... wiesz, gdzie co stoi, tak jak piłkarz, króty gra na pamięć? Wiesz, na czym polega gra na pamięć?"
Kleofas: - No mniej więcej, że typ podaje do typa, bo ma orient gdzie powinien stać.
Ja: "A no właśnie, orient! Zupełnie go... nie mam go! Wszystko, zamiast mieć określone miejsce, to raz się oddala, raz jest daleko.... ale jak widzę to, to jest git, dopiero jak przestaję coś widzieć, to zmienia pozycję!" - na nagraniu chwila ciszy. Potem stwierdzam "MJ nawet nie ma takiej mocy jak ta cholerna gałka... to jest królowa roślin... wszystko w sobie łączy, cholera..."
Kleofas:- Fajniejsze niż MJ?
Ja: - O kur.... ooo weź, nawet nie porównuj, jestem oderwany od świata, to się robi straszne... ale dobre kurde!
Kolejna chwila ciszy. Potem Kleofas coś do mnie mówi [nie słyszę dokładnie co, bo jakość nagrania nie jest piękna] na co ja:
-NIEEEE!!!!!!!! Hahahaha, a teraz bym zaczął udawać świra i cię gonić z nożem! Spierdalałbyś? Hahaha! A potem jak bym cię już dopadł, a ty byś płakał jak małe dziecko, to bym tym nożem cię... powiedziałbym: "przyjacielu, spokojnie, ja chciałem ci tylko zeskrobać zrogowaciały naskórek!"
Kleofas śmieje się razem ze mną. Potem odpala jakiś dubstep na głośnikach, ja mocno protestuję, mówię, że wszystko mnie atakuje, że głośniki są wrogie i dźwięk jest za mocny. Kleofas musi ściszyć piosenkę. Potem przyjaciel mówi:
-Ej, wyobraź sobie, że ta laska na zdjęciu jest demonem i zobaczymy czy będziesz miał... no, jakieś małe urojenia wzrokowe.
-Nie pierdol, ona już wcześniej miała oczy jak demon!
-Co?!
- "Cicho... o fuck, faktycznie jak tak się skupić... o Jezu, wyłącz to!" - laska, dość urodziwa przyznajmy, zaczyna się przeobrażać w coś demonicznego i lekko mnie przeraża. Potem mówię: -" Nie nie, zostaw jednak może trzeba się zmierzyć... słyszysz kurwa?! To ja tu jestem panem i masz wyglądać ładnie! To ja sobie decyduję... to ja decyduję, co mi się będzie dziać i nie chcę kurwa bad tripa!!!" - O tak, te pokrzepiające słowa dodają mi otuchy.
Wszystko na moment wydaje się być lepsze, jednak nie tak do końca. Cały czas na fazie towarzyszy mi dziwne uczucie nierealności, głęboko tłumiony niepokój, że to zaraz się rozleci, rozmyje... że świat to jakaś chora iluzja, albo gra, nad którą zaraz przestanę mieć kontrolę. Na trzeźwo zawsze wyznaję zasadę, że ja mam nad wszystkim kontrolę. I kontrolę mieć lubię. Niestety na fazie powoli zaczynałem ją tracić i niektóre piękne rzeczy (np. dziweoja z monitora) zaczynają mnie niepokoić. Najbardziej jednak niepokojący jest sam fakt niepokoju :D Im mniej mam kontroli, tym bardziej się tym martwię i w konsekwencji dzieje się jeszcze gorzej.
"A teraz mam takie odczucie, jakby ze wszystkich rzeczy biła jakaś odpychająca mnie energia! I to nie taka lekka, ja zaraz chyba się przewrócę... znaczy... spadnę z krzesła od tego, stary..."
Kolejne nagranie: " Wszystko się odbija echem... podźwięk dotyku zostaje... takie echo. No nie, nie wykonuj gwałtownych ruchów... bo echo odbija się od całego świata i tak wali we mnie chamsko..."
Wtedy właśnie Kelofas zaczyna markować ciosy przed moją twarzą. Miło ze strony kolegi, prawda? Jeszcze mówi: -"Takich jak te?!"
Z początku jego ręka napawa mnie lękiem, bo jest nienaturalnie szybka i niekontrolowana... ale potem to zaczyna być ekscytujące. Potem mówię: "Okej, teraz spokojnie, bo nadmiar bodźców... chcesz, żebym umarł na zawał?"
Kleofas: -No, właśnie taki jest mój plan!
Ja: Stop! Przystopuj na chwilę... przystopuj... serce mnie zaczyna napierdalać... serio...
Siedzimy cicho chyba 20 sekund, po czym ja znów odzywam się żwawo:
-Ha, chyba mi się wydawało! No co ty, ja i zawał?! Jestem weganinem od ładnych paru lat [rzekłem rozentuzjazmowanym głosem Jarka PISiora. Warto nadmienić, że tak naprawdę jestem weganinem od 5 miesięcy, a nie od lat :D], nie po to, by mi teraz serce szwankowało! Ha, mówimy nie śmierci! Mówimy nie zawałom! Ej, patrz, taki głos jak Kaczor na przemowie!"
Zaczynamy się śmiać z mojego udawanego głosu Jarka. Mówię coś w stylu: "Mówimy nie aborcji! Mówimy nie płodom! Znaczy tym martwym! Mówimy nie in vitro! Mówimy nie GMO! I w ogóle jedzeniu!" - bawi nas to niemiłosiernie. Potem, aby jeszcze bardziej się pośmiać, odpalamy przemowy Jarka na YT :D
Pojawia się problem- dziadek. Zatwardziały katol i przeciwnik narkotyków, człowiek twardy, niezłomny, ciekawski... no i wkurwiający. Ma wrócić z pracy około 14:20, więc zaczynam się niepokoić. Jeżeli zobaczyłaby mnie w tym stanie siostra- okej. Wujek- okej. Nawet mama kilka razy mnie widziała pod wpływem... ale dziadek? Nie, z nim to lepiej nie żartować. Sukinkot robi awanturę o wszystko. Mówię:
-Wyobraź sobie, że przyjeżdża mój dziadek i głosem zębowej wróżki mówi: "Damianku! Ćpałeś coś?" a ja: NIEEE!!!! Żartuję! Owszem dziadziusiu, ćpałem i jestem z tego dumny!" Wyobraź sobie, co by zrobił skurwol... lepiej będę siedział maksymalnie cicho.
Kleofas przystaje na mój pomysł. Potem Kleofas opowiada mi śmieszną scenę z serialu, która dzisiaj mnie bawi, kiedy jej słucham, a wtedy nie. Zaczynam skakać po pokoju, potem jest moment czilowania.
Potem mówię: "Ty, a co jak dziadek tu wbije i się zapyta, co robimy? Co możemy robić? Ja jestem dziadkiem, a ty mną : Damian, co robita?!"
Kleofas: Gówno!
Ja: Hahahahaha dobre! A chrzanić, może będę cicho... ale tak wiesz... cicho w ciul, no i będę miał go gdzieś, to się nie zainteresuje mną. No i głowę nisko będę trzymał, bo oczy mam czerwone, nie?
Kleofas: Yhym. I szybko otwórz mu drzwi i do pokoju spadaj!
Ja: Yhym
Godzina 14:24 - najwyraźniej coś opóźniło mojego dziadka kochanego :) W tle leci rap, a ja znowu ekspresyjnie mówię o swym stanie: "Oooo a teraz kołysze się cały świat, a obraz się rozłamuje na kwadraty..." [co ciekawe, zupełnie nie pamiętam dziś, o co mi chodziło z tymi kwadratami =D] Dalej mówię: "No dobra... ty to kontrolujesz.... kurwaaaaaaa... czuję się, jakbym miał pół ciała... kurwwwwwaaaa... znaczy mam ją, ale jest... gdzie indziej? Kleofas, fuck, dziwne to!"- następnie zaczynam jeść ciasteczka owsiano-kokosowe. Z ręką na sercu mówię, że te ciastka normalnie smakują normalnie, a na tej fazie były po prostu boskie. Aż zacząłem doceniać producenta, który idealnie znalazł proporcję cukru i aromatu kokosa. Po prostu niesamowite wzmocnienie smaku.
Dłuższa chwila ciszy, a właściwie rapu przerywanego szelestem paczki ciastek, które jem. Potem Kleofas coś mówi o imperatywach, a ja kwituję jego wywód słowami: "Pojebało cię? Te ciastka są mądrzejsze!" Czytam ich skład na głos i znów zachwycam się smakiem. Nagle z przykrością stwierdzam: No i skończyło mi się żarcie!
Kleofas na to: "No to zajebiście było, mogę już jechać do domu xD"
Śmiejemy się kilka chwil.
Potem zdziwiony stwierdzam, że minęło tylko 6 godzin, a mnie się wydawało, że kilka godzin więcej. Ładne zdanie: "A i jeszcze mi się wydaje, że Big Ben, ten w Anglii, mi odlicza czas od zaczęcia fazy..."
Chyba nadchodzi apogeum. Mam bardzo plastyczne wyobrażenie, że oblewa mnie miód, a ja stoję na jakimś cholernym kwiatku i na dole jest lawa... ale nie boję się, że spadnę. Oczywiście to wszystko tylko wtedy, kiedy zamykam oczy. Nie widzę tego kwiatka, ale czuję, jakbym na nim był. Rozmawiam z Kleofasem, totalnie bełkoczę, a potem strasznie przyśpieszam. Wymyślam jakieś głupie historyjki i się z nich śmieję. Następnie zaczynam rapować. Co dziwne, mój rap nie jest mój, bo zespalam kilka utworów, które już znam, w taki sposób, że zdania nie mają sensu, ale się rymują! Bardzo fajnie to wyszło, wprawdzie słowa płynęły ze mnie jak z naćpanego (ciekawe dlaczego =), były pozbawione treści, ale brzmiały przyjemnie dla ucha. Rapowałem niecałe 20 sekund ;) Potem słuchamy "HOT 16 Challange" Słonia i Oxona. Doceniam ich zdolności nawijania i operowania gardłem.
Około 14:35- No i oto jest dziadek! Szybko reaguję na dzwonek do drzwi, przekręcam zamek, mówię mu cześć i spadam do pokoju. Nie zadawał pytań... dobry obywatel ;] Zamykam się w pokoju i rokoszuję się tripem. Tym razem po prostu słucham opisu fazy gałkowej Kleofasa i staram się sobie wyobrazić, co miał. O dziwo pewne elementy naszych faz były podobne. Dochodzimy do wniosku, że gałka mocno wzmacnia działanie mózgu i cechy osobowości.
Potem Kleofas zapuszcza mi "Chore melodie" Słonia. Zamykam oczy i bardzo plastycznie wyobrażam sobie opisane tam obrzydliwe procesy, ale jakoś nie napawa mnie to większą trwogą. Czuję się coraz bardziej zmęczony. Mocno słychać po głosie. Mocne zamulenie, nie mam już nawet większej siły na rozkminy.
Jedno z ostatnich zdań na nagraniu: "Aaa no i znowu jestem zbyt świadomy... jakbym nie był tu i teraz, a myśl... koncentruję myśl na tym... jakbym ja nie był myślą w czasie... może to takie coś, że jestem wodospadem, w takiej naturze, co nie? Że przeze mnie leci woda... leśny wodospad, który pamiętam z dzieciństwa...[co dziwne, nigdy na żywo nie widziałem wodospadu :D] i w ogóle jak zamykam oczy, to mogę sobie wyobrazić, że jestem w lesie... wyobraźnia jest zajebista!"
O 15:15 Kleofas odjeżdża autobusem do domu. Kiedy zostaję sam, robi się niemiło. Wszystko jest takie obce. Derealizacja wzmaga się jeszcze bardziej, czuję się oderwany od czasu. Potem na chwilę odrywam się od przestrzeni.
Nie pamiętam dokładnie, co robiłem potem. Zapewne leżałem na łóżku i słuchałem muzyczki. Nagle wpadłem na pomysł, aby załączyć sobie na słuchawkach filmy xxx. Był to bardzo, ale to bardzo udany pomysł. Oglądałem je bodajże 2 godziny i... czułem, że jestem bohaterką :D No po prostu czułem, jakbym posiadał żeńskie narządy rozrodcze, a kiedy kobieta zapewniała im stymulację na filmiku, mnie przechodził dreszcz rozkoszy. No wyobraźcie sobie 2 godziny leżeć w łóżku i osiągać orgazmiczne przyjemności bez poruszania ręką! ^^ Prawdopodobnie jest to najlepsze uczucie, jakiego do tej pory doznałem. Czułem każdy wewnętrzny ruch palca w kobiecych strefach przyjemności, tak jakbym dzielił ciało z bohaterką filmu, a kurde przecież nie mam takich narządów =D Bardzo mi się spodobało to uczucie. Uczucie zupełnie inne od męskiego orgazmu, takie szerzej angażujące ciało, napinające każdy mięsień, powodujące dreszcze i mimowolne zaciskanie się szczęki. Super, po prostu super.
Bardzo ciekawe złudzenie- w tle filmiku słyszałem muzykę na fortepianie, której tak naprawdę nie było. Westchnienia kobiety... aż tu nagle słyszę ładną muzykę. Skupiam się na niej... i już jej nie ma. Potem cofam filmik... nie było jej w tym momencie! Znowu skupiam się na odczuwaniu przyjemności erotycznej... i znowu gra na fortepianie, tak wyraźna i tak czysta, że byłem w szoku, wiedząc, że jej tak naprawdę nie ma.
17:55- Coś zapewne odwróciło moją uwagę. Wstałem z łóżka, a właściwie usiadłem i nagrałem ostatni plik dźwiękowy, bardzo cichym i smutnym głosem. Mówię na nim, że jestem bardzo spowolniony, ma wrażenie, jakbym śnił i boję się o siebie. Zaczynam słyszeć jakieś śmiechy. Każda rzecz ma subtelną tęczową poświatę. Najlepsze są moje palce- one zostawiają za sobą cienkie tęczowe smugi :D Lekko przerażony to sytuacją idę szybko wziąć prysznic i kładę się spać.
Oczywiście nie mogłem na początku zasnąć. Serce mocno wali, każdy ruch ciała powoduje dyskomfort, nie mogę znaleźć wygodnej pozycji, wydaje mi się, jakby coś mi naciskało na narządy wewnętrzne... kiepski stan. Na szczęście zasypiam po kilkunastu minutach.
Budzę się w nocy, totalna suchość w przełyku. Wykonuję typowy ruch krtanią (przełykanie śliny), ale nie mam żadnego nawilżenia, a więc moje suche błony śluzowe jakby się zlepiły. Mam dziwne wrażenie, że coś mi się w przełyku odrywa. Czym prędzej znajduję wodę, piję ile wlezie, idę się wylać i z powrotem do wyra.
Budzę się o 6:20, trzeba się zbierać do szkoły. O nie, w takim stanie za cholerę nie dam rady! Wymawiam się bólem głowy, ale mama tego nie kupuje. Mam za dużo nieobecności, każe mi szybko się zbierać na autobus. W rzeczywistości nie boli mnie głowa, ale wszystko się kręci, czuję pulsowanie w środku różnych miejsc ciała, albo takie nieprzyjemne wrażenie, jakby mi się w środku narządy przemieszczały... zmuszam się do śniadania. Na szczęście nie zbiera mnie na pawia. Ogarniam się i czekam na autobus. Dwójka znajomych coś do mnie mówi, mało ogarniam, głównie przytakuję. Czekającm wpatruję się w ziemię i leżący na niej śnieg, który mnie razi, więc zamykam oczy. Wtedy wydaje mi się, że jestem na jakiejś małej wysepce. Cały czas się kołyszę, jestem diabelnie zmęczony.
O 6:53 w końcu podjeżdża gimbus. Pośród gimbów znajduję Kleofasa, który też miał na rano. Wcześniej napisałem mu na gg, żeby zabrał kąpielówki i ręcznik, to pójdziemy na basen. Tak też robimy. Woda jest przyjemna, wydaje się czysta i niechlorowana. Rozkoszuję się swoją imitacją pływania. Potem wchodzę do dżakuzi (nie wiemm jak się pisze, więc nie będę kombinował z angielskimi nazwami ;))
I teraz ciekawa rzecz: Siedząc w tej ciepłej przyjemnej wodzie, nagle uświadomiłem sobie, że wydaje mi się, iż tafla wody jest granicą bańki. Podnosiłem rękę i czułem, jakbym przenikał wgłąb bańki, kiedy kończyna wychodziła z wody. Bawiłem się tak może 2 minuty, ale nie powiedziałem nic Kleofasowi, bo byłem zbyt zamulony i nie chciało mi się nic mówić. Derealizacja wprawdzie była mniejsza, niepokój przy zaufanym kamracie spadł do zera, zmęczenie okropne, susza w ustach przechodziła, a kiedy zamykałem oczy, znowu wydawało mi się, że jestem gdzie indziej. W ogóle zamazało mi się pojęcie miejsca i czasu. Okey, po 2 minutach Kleofas nagle do mnie mówi: "Ej stary, weź o tak wynurz nogę i zobacz, czy ci się nie wydaje, że jesteś jakby w bańce jakiejś!"
Ja wyłupiłem oczy i mówię: Skąd ty o tym kurwa wiesz?! To ja to przeżyłem!
Jakaś telepatia chyba xD
Okey, kiedy już wyszliśmy z basenu i kierowaliśmy się w stronę szatni, zauważyłem, że płytki antypoślizgowe mają dużo ostrzejszą fakturę niż zwykle. Zazwyczaj przyjemnie się po nich chodziło, ale dziś jakby kuły mnie w stopy. "Wyostrzony dotyk" pomyślałem sobie, ale i tym razem nic Kleofasowi nie powiedziałem. Kiedy już byłem pod natryskiem, ten do mnie: "Ałłł, te płytki coś dzisiaj się pochrzanione zrobiły! Bolą mnie stopy!"
Ja jeszcze większe oczy niż przedtem i mówię:
"Nosz ja pierdolę! Miałem to przed chwilą!!!"
Dziwne, nie uważacie?
Potem wróciliśmy busem powrotnym o 10:10, albowiem nie chciało mi się długo łazić po mieście. W ogóle to miałem ochotę spać i spać.
Przez resztę dnia na przemian jadłem (znacznie więcej niż zwykle, choć nie mówię, że sobie żałuję :D), oglądałem filmy i spałem. Podczas siedzenia na fotelu i oddawania się kinomanii odczuwałem cały czas nieprzyjemne poruszanie się narządów w ciele, takie jakby ocieranie się jednych o drugie i skrzypienie wewnątrz. Wiem, brzmi śmiesznie, ale mnie to przyprawiało o duży dyskomfort. Położyłem się spać o 21 i następnego dnia już byłem prawie w pełni sił, choć zmęczenie lekkie odczuwalne.
Podsumowanie: Wiele osób pisze, że gałka muszkatołowa to szajs i nic ciekawego na niej przeżyć się nie da, z czym ja się nie zgodzę, ponieważ jak czytaliście, doświadczyłem baaaaardzo szerokiego spektrum niecodziennych stanów. Po prostu trzeba wiedzieć, jak do gały podejść. Dobre set&settings to podstawa. Jak masz zły humor, traumy, albo obsesje, z którymi się nie pogodziłeś, nawet nie bierz się za muszkatołowiec. Ten cholerny narkotyk wyrzuca z ciebie wszystko, każda chęć, tłumiona emocja, strach, czy marzenie może wyjść na wierzch. I nie wiesz w którym momencie. Po prostu jesteś sobie na kontrolowanym tripie, jest fajnie, tam ta ram tam, aż nagle wpadasz do rzeki nadświadomości, której nurt cię porywa i nie ma co z nim walczyć.
Ja sobie wiele rzeczy uświadomiłem na tym tripie i zaliczam go do najlepszych w życiu (choć wiele ich w sumie nie miałem)
No i po drugie: Z ilością nie przesadzamy. Ja za pierwszym razem spożyłem 3 gałki. Nie było mi nic. Okey. Drugi raz- 3,5 gałki. Miałem może 3 godziny fajnego stanu. 3 raz- 5 gałek, co dało 7 godzinnego fajnego tripa bez zejścia praktycznie. I teraz- 5 gałek plus Thermo Speed Hardcore krążący we mnie od tygodnia. I dało to mocne schizy, ale oceniam je jako pozytywne. Z tym niepozornym orzechem należy zapoznawać się pomału, bo jeden może nie mieć w ogóle mocy, a inny może być złożem końskiej dawki mirystycyny. To natura panie i panowie- tu nic nie jest na wagę. Każdy jeden orzech jest inny, więc jak traficie na słabsze okazy, nic dziwnego, że nie ma fazy =] Gotowych zmielonych raczej nie polecam.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia wytrwałym, którym chciało się czytać ten mój niekrótki raporcik zachwalający moc muszkatołowca :)
- 9070 odsłon