Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

blanty

blanty

Po pięcioletnim maratonie regularnej hiperwentylacji gandzi (najczęściej warszawskiej, niestety) do płuc wydawało mi się, że już zawsze będzie się świecił mały zielony neonik przed moimi oczyma. Nadszedł jednak czas, kiedy brak rutyny także stał się rytuną, ale tą jedyną, którą przyjęłam z entuzjazmem. Później jakoś tak wyszło, że nie było kiedy, albo za co, w każdym razie opaliłam już chyba cały zestaw fifek, jakie zalegały chałupie, zasiane niczym zalążki myśli. A potem nie wiedziałam dlaczego tak cholernie mi się dłużą te dwa miesiące przerwy, skoro nie jestem uzależniona... nie jestem, bo to niemożliwe. Można się psychicznie uzależnić od dosłownie wszystkiego, ale przecież nie ja i nie od tego... to musi być coś innego. Tylko dlaczego do cholery od tygodnia nie mogę zasnąć, a kolejna nieprzespana noc żłobi sobie ścieżynki pod oczami (oczami obłąkanej kobiety). Adam mówi, żebym mu coś zaśpiewała, bo mu się radio popsuło w samochodzie, a ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że nie pamiętam już kiedy przestałam śpiewać, śmiać się, drzeć... tylko siedzę i jak ta mimoza gapię się otępiale w okno, nie mówiąc już o tym, że samo podniesienie ręki, czy nogi czasem staje się uciążliwe. Parę dni póżniej doszło do tego, że przez dwie godziny zastanawiałam się, czy wstać i zrobić sobie śniadanie. Ważyłam stopień lenistwa z powinnością jedzenia, co, muszę zaznaczyć, jest dość dziwne u mnie, osoby która zazwyczaj pochłania żarcie z wielkim apetytem i w ogromnych ilościach. W dodatku od lodówki nie dzieliła mnie jakaś niesamowita przestrzeń bo kawalerka, w której mieszkam mierzy zaledwie 24,3 i doprawdy trudno było mi uwierzyć w fakt, że teraz najlepiej czułabym się w tym 0,3 + kawałek sufitu, żeby mieć na czym oko zawiesić. Sytuacja stała się poważna, kiedy zabrakło mi sił na poranne dojście do pracy. Zawroty głowy, wieczna niespełniona senność, ni stąd ni z owąd 7 kilogramów mniej i irytacja. Irytacja była w tym wszystkim najgorsza, bo każde, dosłownie każde słowo, jakie do mnie kierowano, wydawało mi się zbyteczne, a jeśli wymagało ode mnie "resłowa", wkurwiało mnie tym bardziej. Wkurwiał mnie człowiek, który je wypowiadał, jego rodzina, sąsiedzi i to co jadł dzisiaj na obiad. To był ten rodzaj agresji, ktora rozsadza od wewnątrz nie znajdując w swojej ofierze żadnego ujścia. Któregoś dnia wpadł mi w oko artykół "Twarda Marihuana" i pewnie wpadł tam dlatego tylko, że był napisany byczą czcionką na pół strony, a ja w końcu, jakby nie było, pracuję w gazecie. Oprócz tego, że były tam wymienione wszystkie objawy uzależnienia, na jakie wówczas cierpiałam, całość nie była zbyt przekonująca. Zatrzymałam się na "powoduje brak motywacji do działania" i stwierdziłam, że to nie do końca jest tak. Marihuana otworzyła mi oczy na wiele spraw; zaczynasz łykać je wielki haustami, ale po jakimś czasie wrażenia przestają ci już tak smakować, bo skoro widzisz więcej, widzisz też gówno. To, że teraz widzę przede wszystkim gówno (bo przypadkiem odstawiłam ambrozję, która leczy frustracje), sprawia, że po prostu nie chcę robić czegoś, co przestaje mieć dla mnie znaczenie z chwilą, kiedy przeanalizowałam cały proces tej czynności i wszystkie efekty uboczne. I pewnie jestem najgorszym leniem, jakiego widzieli moi rodzice, ale nadal uważam za idiotyzm, znajdywanie motywacji, bo jeżeli jest to coś co można sobie przyswoić na siłę, to zacznę świadomie oszukiwać siebie, a zresztą tam... nieważne. Bezsenność, rozkojarzenie, lenistwo i cały ten dramat skończyły się z chwilą pociągnięcia dwóch buchów Herrera, którego akurat Łukasz miał przy sobie. Po chwili już okazało się, że mam!... mam dołki w policzkach, które tak lubi, gdy się śmieję. Nic tak nie smakuje, jak pierwszy haust dobrego zioła po dwóch miesiącach niepalenia. Fakt, że miałam wtedy anemię i na pewno nie wzięła się z nikąd, ale ja nigdy nie miałam zamiaru rezygnować z palenia blantów i myślę, że w przyszłości też nie wpadnę na ten pomysł. Lubię się zabijać powoli, od urodzenia, ale jednak zużywać się, a nie rdzewieć.

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media