Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

b-trip na woodstock.2003

b-trip na woodstock.2003

subst. - gandzia


miejsce. - woodstock


czas. - 1.8.2003, wieczór


ilość. - g/3osoby


kto? - ja i kumpel, kumpela i kumpel który dołączył później - różny

poziom 'wtajemniczenia'





tak więc woodstock to takie fajne miejsce, kto nie był to polecam. można tam

robić wszystko (chlać, ćpać ipt) bezproblemowo w zasadzie (o ile sie nie

robi boruty). pierwszego dnia woodstocku nowo poznany kumpel zapytał czy nie

chciałbym zajarać, heh... głupie pytanie.. ale trzeba nam trzeciej osoby..

szybko sie znalazła. ale teraz trza znaleźć fifke jakąś. 300 000 ludzi -

któryś musi mieć fife :-). troche połaziliśmy i się znalazła, pod warunkiem,

że ją oddamy. spoko. poleźliśmy sobie w zieleń, na taką małą łączkę. po

drodze dołączył do nas młody, który chciał z nas pobrechtać :-). dobra,

młody wziął na siebie role maszyny do nabijania, rozdrobniliśmy gande z

tytoniem i jazda, w między czasie usiadł koło nas jakiś gość, zaczął coś

gadać kim jest itd i nagle się okazało, że znają się z kumpelą - pracowali

razem w świnoujściu (tj jakieś 400km od lubina, skąd jesteśmy). poszedł

sobie po niedługim czasie i jakimś buchu. po spaleniu trzeciej lufki zaczęło

się robić ciekawie. kumpela (z racji słabszego łba już śmiechy ostre i nagle

szok - młody pokazuje nam w górę i wszyscy patrzą w niebo. a tam lata

policyjny helikopter, który patroluje cały teren, co jakies 2-3 minuty

przelatywał nad nami, zakręcał i leciał dalej. kunmpela mówi, że oni latają

coraz niżej. wszystcy (prócz młodego oczywiście) przestraszeni i przejarani

na maksa. chowam szybko nabitą lufe w woreczek, do paczki fajków i

spierdalamy. schiza na maksa. słyszę jakieś syreny policyjne, wiem że to nie

żarty, młody ciągle nas stresuje swoją gadką o tym co nam zrobią jak nas

złapią. na drogę przy łączce wtacza się nagle niebieski furgon. klnę pod

nosem, bo zagradza nam drogę, a ja już widzę kto siedzi w środku - szmaty!!

jedna kobieta wysiadła z furgonetki (od tej strony której nie widziałem) i

schowała się. z wielkim strachem, ale udało mi się przebiec obok furgonu.

stąd pare metrów do namiotu. cały czas biegłem, nie oglądałem się na kumpli.

gdy tylko wpadłem do obozowiska zwróciłem na siebie uwagę reszty załogi

(cały czas biegłem schylony w pół). przed oczyma miałem obraz z kamery

zmontowanej na śmigłowcu, która mnie obserwuje (jak we 'wrogu publicznym').

szybko hop w namiot i czekamy. przyszła reszta, coś brechtają a ja mam

jazdy. oni też byli trochę zestresowani. kiedy tylko wychiliłem się z

namiotu widziałem jakiś mundurowych, byłem cały spocony. miałem bardzo

szybki oddech. w pewnym momencie jeden kumpel (taki militarysta) zagadał do

moich kumpli-ćpaków siedzących przed namiotem i wsadził łeb do środka, a ja

widziałem kolesia w czapce policyjnej który wypytuje "gdzie jest ten

trzeci?" "wyjdź z namiotu" i takie tam. stresujące na maxa. powoli sytuacja

jednak się uspokajała. wychyliłem łeb z namiotu bo kumpel zapytał gdzie

lufka. no to ja na to szukam paczki fajek... jest. i decydujemy się dalej

palić. "nie wiem czy to dobry pomysł" mówię, ale jeden z nich na to, że

lepiej spalić wszystko jeśli nas dorwą. reszta obozowiska tylko pogarszała

sprawę. gadali tak jakgdyby pały stały już nad nami z kajdankami... i mieli

przy tym mega ubaw. my natomiast paliliśmy we trójke (męską) i po drugiej

lufie nastąpił koniec matexu. wtedy oni poszli oddać ową fife. długo nie

wracali więc znowu naszły mnie dziwne myśli i znowu zanurzyłem się w

namiocie, przyszło jeszcze pare osub i pytali co się stało, a ja znowu

widziałem mundurowych... słyszałem krążący nade mną helikopter i jak owsiak

wrzeszczy ze sceny, że dorwali kolejnego dilera, "tym razem przyłapaliśmy

dilera na paleniu trawy ze swoimi znajomymi" a tłum skandował: "dawaj ich!

dawaj ich!". to było popierdolone na maksa. przykryłem się wszystkimi

ubraniami jakie były w namiocie, żeby mnie czasem nie znaleźli i pogrążyłem

się po jakichs 30 minutach we śnie. nagle się obudziłem i wyciągało mnie

znamiotu dwuch policjantów... coś tam mówili. nagle dotarło do mnie co

dokłądnie: "heniu...heniu... masz jakieś żarcie?! heniu!!" to była kumpela z

jakąś inną laską... uff. no to koniec halunów. zjedliśmy sobie po

kanapeczce. smakowało mi bardzo. nadal miałem lekką banię, zachwianie

równowagi i ospałość. ale już bez policjantów latających wszędzie. tak więc

stwierdziliśmy z kumpelą, że pora iść posłuchać muzy (stroił się akurat

sweet noise) no więc jeszcze papierosik, poleżałem sobie chwilę (tak wogule

to tam chyba było jakieś ognisko (tak przynajmniej pamiętam)) i poleźliśmy

na koncert. tyle w sensie tej bani. nie wiem czy to co paliłem to była tylko

trawa... nigdy nie miałem po trawie tak cholernie realistycznych halunów.

mimo przerażenia było to zajebiste przeżycie, taki fajny bad-trip.

przynajmniej tak jak się teraz o tym myśli. dobra. to tyle w kwestii mego

thc-raportu. jak się kiedyś zamienie w yetti to też napisze.

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media