o tym, jak powstaje człowiek.
detale
benzodiazepiny, kodeina, methcat, alkohol, więcej grzechów nie pamiętam.
raporty wawoj
- Hippyflipping - czysta niesamowitosc z zaskoczenia
- [3-meo-pcp] Sialala, alle schon wieder da.
- [3-meo-pcp, 5-MADPB] Zaburzone wspomnienie
- [4-ACO-DMT + DXM] Liźnięcie światła
- [3-meo-pcp, 3c-p, DOM] Zagubiona piramida
- Rosyjska dyskoteka
- [Psilocibe Semilanceata] [80x] Dwa pokoje. Materializm świata. Bóg jest tuż za rogiem. Knajpa na orbicie saturna. by FEX
- [argyreia nervosa] Jak szukałem solniczki choć znalazłem plecak by pokolenie Ł.K.
- Psychomanipulacja Grzyboromanem by Bąk_Śmierdziel
- Absurd. (by Porysowany)
o tym, jak powstaje człowiek.
podobne
Godzina dwudziesta trzecia ileśtam. Pacjent podejmuje intoksykacje.
Trzydzieści małych, białych tabletek czeka niecierpliwie na skonsumowanie w kieszeni mojego (firmowego) dresu. Długo nie czekały, uzbrojona w dwie szklanki soku Garden multivitamina szybko się z nimi rozprawiłam. W celu zabicia czasu, zaczęłam czytać coś, cokolwiek, co szybko mnieznudziło, więc nie czekając dłużej spakowałam ekwipunek w postaci opróżnionego pudełka oraz empetrzy i wyruszyłam w kierunku docelowego miejsca tripowego, tj. mojego pokoju. Usiadłam wygodnie na łóżku i ubiłam lufkę (wiem, bieda) w celach praktycznych najpierw suszem, później ekstraktem.
Uff, najgorsze za mną, teraz przejdźmy do przyjemności.
Leżę na łóżku. Tylko moje łóżko jest takie wygodne, żadne inne. Ze słuchawek sączy się leniwie Biosphere, album 'Substrata' przywodząc na myśl falę oceanu uderzające o klify, czy coś tam innego. Pająkowate wzorki pod powiekami zaczęły wirować w rytm muzyki, która stała się wyraźnie wyraźna i taka deiksemowa, po prostu. Wypływała ze środka mojej czaszki i przenikała całe ciało. Następnie kilka wycieczek do ubikacji, będącymi czymś na wzór przerwy między aktami w teatrze, pozwalającymi ogarnąć tu i teraz w jakkolwiek pozorne 'normalne normy'.
Ojacie, wyłączyli mi grawitacje. Bohaterka szybuje gdzieś pod sufitem. Tak, to mój pokój, ale nie ten sam. Sufit jest wyższy i ściany jakieś inne. Powietrze gęstsze, wiązka światła
wpadająca przez roletę bardziej plastyczna.
Godzina zero. Panie i panowie, zaraz przed państwem gwóźdź programu. Proszę usiąść wygodnie w fotelu, odprężyć się i zapiąć pasy. Pacjent wstaje z łóżka i niepewnym, chwiejno-robocim chodem dociera do torby pełnej magii. Wyjmuje z niej wcześniej przygotowany 'sprzęt', siada wygodnie, odpala, zaciąga się i...
No właśnie.
W tym momencie zaczynają się schodki. Pamięć nie jest doskonała, zwłaszcza moja, a słowa zbyt ubogie, by opisać niektóre z naszych przeżyć i doświadczeń. Pragnę zaznaczyć, iż nie jest to mój pierwszy raz z dxm + Salvia. Jednak wcześniejsza próba nie zwiastowała nic podobnego do tego, co miało się wydarzyć.
Buch pierwszy.
Zaraz, gdzie jestem? Jakiś tunel. Moje ciało obrasta bluszcz, jestem rośliną. Wróciłam.
Buch drugi, prawdopodobnie.
''Bardzo tego chciałaś prawda? Jesteś pewna? A więc Ci pokażę.''
Leżę, a właściwie jadę. Słyszę, niesamowicie głośno i wyraźnie Kwoon - I lived on the Moon, wszystkie emocje i niewyobrażalne piękno dźwięku. Jestem świadomym kawałkiem tkaniny, poruszającym się po taśmie, jak tysiące innych kawałków materiału. Czuję jak się rozdzieram, targam, jednak nie boli mnie to. Dzielę się na pół. Nade mną widzę gigantyczną igłę, zszywającą kawałki materiału do kupy. To maszyna do szycia. Obsługuje ją mała (jakby animowana) dziewczynka, w dwóch kucykach i złośliwym uśmiechu na buzi. Wtem ogarnia mnie irracjonalny strach, przed igłą, bólem i całą tą sytuacją. Oglądam się za siebie i widzę te wszystkie inne kawałki tkaniny, co dodaje mi otuchy. Oni wszyscy tak jak ja, kiedyś znajdą się dokładnie w tym samym miejscu. Nic złego mi się nie stanie, ona chce mnie zszyć, naprawić. Naprawić to, co wcześniej zniszczyła, odbudować to, co zburzyła. Czuję zimną igłę. To nie ból, raczej ulga, jestem cała, nowa, naprawiona. Mogę wracać, droga nie jest długa. Na moim łóżku, na tą krótką chwilę została pustka i czekała tam na mnie. Wyrastałam w moim łóżku, niczym groteskowo przyśpieszone nagranie relacjonujące kwitnięcie krzewu.
Ostatni palec, jestem. Rzeczywistość, mój pokój. A może rzeczywistość zostawiłam tam? Na nic to, w głowie zamęt, w uszach Tales and Dreams pozwala się uspokoić. Pozostaje mi tylko deiksemowe nieogarnięcie, więc nie pozostaje mi nic innego jak zasnąć.
Jeśli to jest tylko snem, to pragnę się nigdy nie obudzić. Dziękuję Ci Sally!
- 11176 reads
Comments
Sally
Aż bym sobie przypalił trochę tej "magii" :D Przeraża, ale jednocześnie niesamowicie fascynuje mnie jej dziwny świat.
Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.