argyreia nervosa- miłość od pierwszego wejrzenia.
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
argyreia nervosa- miłość od pierwszego wejrzenia.
Chciałbym opisać tutaj moją pierwszą, niezwykle udaną randke z powojem hawajskim. Miało to miejsce stosunkowo niedawno, weekend ze znajomymi w przytulnym pensjonacie w Zakopcu. Cała akcja była bardzo spontaniczna i nieprzemyślana a nasiona dotarły do mnie dzień przed wyjazdem. Przygotowywałem się na bóle brzucha i niechęć nasion do mnie, ale one przyjęły mnie bardzo ciepło, nawet nie wiedziałem kiedy dokładnie weszły, nie chciały czekać - była to prawdziwa kolacja ze sniadaniem bez żadnych hamulców...
Wyjazd miał mieć miejsce o 7 rano, jakoś udało mi się pozbierać resztki siebie z wyra i udać do punktu zbiorczego. Od razu z czterema kumplami postanawiamy umilić sobie troche podróż spalając kilka szkieł. Na miejscu jesteśmy koło 12 po czym wynajmujemy pokoje i ruszamy połazić po mieście. Jakiś browarek pod czyimś płotem, jakaś lufka spalona w lesie, łażenie po sklepach, jedzenie oscypków - ogólnie nic specjalnego. Pod wieczór siedzimy już w pensjonacie. Ja z S. przygotowujemy nasiona(tłuczemy je nogą od taboretu, zawinięte w ręcznik z uwagi na brak jakiegoś moździeża czy tego typu sprzętu) a reszta osób zbiera się do całonocnego picia i palenia. Około godziny 19 spalam ostatnie szkło po to by uniknąć kłopotów żołądkowych(poinstruowano mnie, że to pomaga), z S. odmawiamy picia wódki ku zdziwieniu reszty biesiadników i o 20:10 wychodzimy z imprezy by spożyć po osiem nasion.
Są w żołądku i już nie ma odwrotu. Wracamy do pokoju gdzie pita jest wódka i czekamy. MJ jeszcze działa więc bawie się całkiem nieźle. Godzina 22, może troche wcześniej - S. idzie do kibla a gdy wraca mówi, że już kwaśno więc opuszczamy na troche impreze i zamykamy się w innym pokoju. W tym miejscu zaczyna się właściwa część mojej historii -moja faza. Pierwsze objawy odczuwam na tarasie: zaczynam tracić równowage, mówić od rzeczy i jestem bardzo spowolniony. Wchodzi tak gładko i niepostrzeżenie- cudowne uczucie. Dostrajam się do stanu S. i od tego momentu jedziemy na tym samym wózku. Z tarasu widać Giewont, bardzo ciekawie to wygląda, łapiemy się na tym, że za długo na niego patrzymy. Na chwile wpada zbakany kumpel i podpala zapalniczką plastikowy woreczek. Gdy topi się i pali wygląda to tak niesamowicie a my patrzymy się jak pojebani(kumpel w międzyczasie zdąrzył się ulotnić, nie wiem nawet kiedy) i po chwili z ciężkim sercem mówie "Trzeba to ugasić, każdy płomień kiedyś gaśnie";] - miałem głupi wkręt, że ten płomyczek może wywołać jakiś pożar.
Robi się zimno więc postanawiamy wrócić do pokoju. Włączam muzyke - Borghesia i układam się na łóżku. Około 24 następuje apogeum. Dosłownie rozpływam sie na łóżku czując każdy jego element, kołdra jest zrośnięta ze mną. Prowadzimy z S. jakąś chorą i absurdalną rozmowe o tym, że cały wszechświat jest odwzorowaniem czegoś czego teraz dotykamy, dostrzegamy kontrasty, przeciweństwa i wszystko wydaje się tak jasne i klarowne, że myśl o powrocie wydaje się być bardzo smutna. Zamykam oczy- widze jakąs toczącą się gwiazde, która wygląda jak ze starej konsoli do gier. Mówie S., że buduję teraz nowy świat, który będzie lepszy, a moim tworzywem jest 8 bitów ;D. Czas jest coraz bardziej wydłużony. S. wstaje, siada pod oknem i odpala szluga- ma tak rozczochrane włosy i gdy wypuszcza dym nosem wygląda niesamowicie. Zapalam razem z nim- nawet nie czuję dymu, jestem bardzo spowolniony i moment kiedy mój palec uderza w papierosa by skiepować wygląda jest w zwolnionym tępie. Postanawiamy wyjść i zobaczyć co się dzieje w pokoju gdzie była impreza. Wchodzimy a naszym oczom ukazuje sie widok rzygającej koleżanki do kosza, kibel jest zarzygany, pare osób zaliczyło już zgona, najtwardsza część pije i pali ogromnego blanta. Zaczynam mieć głupie wkręty- wydaje mi się, że wszyscy patrzą na mnie, ktoś robi sobie jaja, że jestem ćpunem- przyjmuję to bardzo źle. Wszystko wydaje się strasznie absurdalne i zaczynam odczuwać wstręt do tych ludzi. Opuszczam razem z S. to miejsce. Nie umiem sobie poradzić z przejściem przez szklane drzwi w korytarzu, wydaje mi się całkiem ciekawe to, że przykładam do nich głowę i chce przejść. W pokoju znowu układam się na łóżku i przeżywam tą samą ekstaze rozpływając się na nim. Z moich ust wylewa się potok słów na temat znajomych, opowiadam, że nigdy nie wejdą tak głęboko jak ja, nie przeżyją tego- będą tylko gnić od środka. Moje samopoczucie znowu jest cudowne, wszelkie głupie myśli bledną na tle wszystkich myśli o tym czego posmakowałem i co teraz wiem.
Około 3 w pokoju zapala się światło i okazuję się, że przyszła P.(wcześniej się ostro najebala i zarzygała cały kosz na śmieci) Siada na łóżku i mówi, że strasznie u nas zimno(nie czuliśmy tego wcześnie) i czy nie mamy czegoś do picia. Niesamowite uczucie- faza przechodzi w momencie. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, jeszcze przed chwilą byłem totalnie ujebany a tu nagle bach! i gładziutki powrót do rzeczywistości. Jakby mnie "wyprowadziła"(za co bardzo dziękuję), co wcześniej wydawało się prawie niemożliwe.
Podsumowanie: Był to mój pierwszy trip z powojem hawajskim i jak narazie ostatni. Genialne pierwsze spotkanie i duża nadzieja, mimo tego, że słyszałem o komplikacjach żołądkowych występujacych czasem dopiero po 2-3 razie. Już odczuwam chęć zarzucenia kolejnych nasion, które spokojnie czekają w bezpiecznym miejscu. Faza jakoś specjalnie mnie nie zmieniła, na wielka wiedze, którą wtedy posiadałem rzeczywistość rzuciła cień i znowu jest jak dawniej.
Pozdrawiam. Dr_ruth
- 13724 odsłony