Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

matrix- jak z lęku przejść gładko do paranoi

matrix- jak z lęku przejść gładko do paranoi

Trip był w okresie, kiedy codziennie marzyłem o tym, żeby się zabić.

Mniej więcej było to tak, że zabrałem się ze swoimi kolegami na imprezę. Tym razem miało być inaczej, bardziej grubo. Na odwagę zaczęło się tradycyjnie od trawy w niewielkich ilościach. Trochę zmuliło ale wprowadziło też w odmienny nastrój. Potem leci feta. Niestety diler dał ciała i nie był to produkt pierwszej klasy, nie klepał.

Jesteśmy w środku wielkiej imprezy techno. Muzyka przenika ciała mocnym basem, światła biją po oczach, a ja czuje się rozczarowany. Żadnej euforii, klub mi się nie podoba, jest za dużo ludzi, ścisk, duchota. Szukam z kolegami po całej imprezie kogoś kto załatwi coś dodatkowego. Obchodzimy przybytek rozpusty i w końcu spotykamy koleżankę kolegi, która widzi świat w ten sam sposób co my. Prowadzi nas do nowego dilera. Ostatnie czterdzieści złotych wydaje na jedną tabletkę o nazwie Matrix. To jakiś dopalacz. Nie pytam co to dokładnie jest i jak będzie działać. Idę do męskiego i popijam pigułkę wodą z kranu, nie stać mnie już nawet na butelkę coli, całą kasę wydałem na dragi.

Czekam cierpliwie pół godziny i nic. Jakieś subtelnie brzęczenie w tle i tyle. A ja tylko chciałem się czuć lepiej, tylko tego chciałem. Straciłem nadzieje, że w tym dniu coś jeszcze będzie się dziać. Machinalnie ruszałem ciałem w rytm muzyki i z zazdrosnym okiem spoglądałem na porobionych towarzyszy. Po dwóch godzinach coś się jednak odezwało. Coś się zaczęło dziać z widzianym obrazem. Falował w peryferyjnym polu widzenia. Błyszczał.

- Chyba mam halucynacje- powiedziałem wtedy do kolegi.

Zaczęło się na poważnie od zniekształcania twarzy. Gdy patrzyłem przez dłuższy czas na buzie swoich kolegów one się zmieniały, deformowały, przeobrażały. Muszę tutaj nadmienić, że nie przywitałem tych symptomów z otwartymi ramionami. Faktycznie to zdanie sobie sprawy z jaką substancją przyjdzie mi „tańczyć” zasiało ze mnie ziarno niepokoju. Wiedziałem co nie co o substancjach halucynogennych, ale nigdy ich nie używałem, nie wiedziałem też jak długo będzie ta mikstura działać, nie miałem pojęcia o odpowiednim przygotowaniu się do takiego doświadczenia. W przeszłości miałem halucynacje po haszu, jednak było ona bardzo delikatne i bardziej były to przewidzenia niż prawdziwe haluny.

Mimo, że jasno i wyraźnie oznajmiłem kolegom, że zaczynam mieć coraz mocniejsze przewidzenia, oni trochę zlekceważyli to. Zabrali mnie na moment do auta, by pośmiać się, że na nieświadomce wziąłem taki specyfik, a później z powrotem, jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do klubu. Wtedy też ta magiczna tabletka i to co miała w środku, na poważnie zaczynało mnie kopać po mózgu. Zdawało mi, że droga prowadząca do wejścia jest pochyła, było to dosyć dziwne wrażenie. Momentalnie przechylałem swoje ciało by złapać pion, lecz słabo to wychodziło. Musiałem przy tym śmiesznie wyglądać, coś na kształt chodu głównego bohatera z „Las Vegas Parano”. Przynajmniej tak to pamiętam.

W środku klubu, przy całym tym spędzie ludzi rozpoczęły się rzeczy okropne. Wszyscy ludzie byli nienaturalnie dużych rozmiarów. Ich ciała były rozciągnięte, twarze większe i szersze niż zazwyczaj. Zastanawiałem się w środku swojego naćpanego mózgu czy faktycznie tak ludzie wyglądają zawsze, czy tylko ja coś źle widzę. Po jakimś czasie brałem to za normalność. Miałem też dużo trudność z oceną odległości. Wysoki facet, który przede mną tańczył zdawał się podchodzić mi pod twarz, nie byłem w stanie też powiedzieć jaka jest odległość między moją głową a ręką. Wyciągałem ramię przed siebie, obserwowałem je z przejęciem, zachwycałem się, że jest taka nienormalnie długa. Nie myślałem w ogóle, albo nie przejmowałem się, jak głupio musi wyglądać z boku moje zachowanie. Kompletnie było to nieistotne dla mnie.

Po pewnym czasie (trudno mi ocenić po jakim, bo straciłem poczucie czasu) muzyka, która leciała z głośników straciła dla mnie sens. To nawet nie była muzyka, to był jakiś bełkot przy którym nie dało się tańczyć, więc stanąłem na środku parkietu, gdzieś między swoimi kolegami i nie ruszałem się. Pamiętam, że w tamtym momencie byłem istotnie upodlony, mocno naćpany. Mózg wariował na całego. Załączyło się widzenie w 3D, ostre krawędzie i duży kontrast. Wszystkie kolory zabrały niesamowitego nasycenia. Stałem jak głupi, chyba z otwartą buzią i oglądałem zachwycony jak jakaś dziewczyna tańczy w klatce. Wydawało mi się to najpiękniejszym widokiem jaki w życiu widziałem. Potem coś się zmieniło, ktoś ( chyba kolega) dotknął mojego ramienia i pokazał mi żebym poszedł z nim do baru. Odwrócił moją uwagę na chwilę i wszystkie halucynacje na moment znikły.

Jak szedłem za kolegą do baru, to tak naprawdę dla mnie samego, leciałem w powietrzu. Byłem lekki jak piórko, poruszanie się nie sprawiało mi żadnego wysiłku, mógłbym tak latać dookoła całego klubu. Przy barze wypiłem coś, a później dostałem od kogoś listek gumy do życia. Niby nic takiego, nie? Otóż ta guma po czasie stała się dla mnie tak słodka, że jedzenie samego cukru przy tym to nic. Najsłodsza słodycz pomnożona razy dziesięć. Wyplułem gumę, już mi nie smakowała. Wracamy na parkiet. Patrzę na klub i widzę jak odległość rozciąga mi się jak gumka recepturka. Nagle ten klub robi się taki wielki i długi, że ledwo widzę koniec sali. Jesteś pod wrażeniem, nie widziałem, że jesteśmy w jednym z największych klubów w Polsce. O jakie szczęście mnie spotkało.

Próbuje poruszać ciałem do tego bełkotu, który puszcza d-j, w międzyczasie myśląc, że to chyba szczyt tych halucynacji, chyba nie może być gorzej, przecież tyle czasu minęło. Ale nie. Ktoś cos do mnie mówi, próbuje mu odpowiedzieć, lecz słyszę własne słowa jak echo, w dodatku pojawiają się po piętnastu sekundach, kiedy tamtego kogoś dawno już nie ma. W jednej sekundzie widzę jak wszyscy ludzie rozmawiają na mój temat, bo stoją w grupkach i szepczą do siebie, patrząc na mnie. Pstryk i ten widok znika. Ale lęk rośnie. Już nie chce tych halucynacji, już mi się nie podoba. Zamykam na chwilę oczy, by się uwolnić od tego. Pod powiekami dzieją się jeszcze gorsze rzeczy, na powrót otwieram oczy.

Ludzie podchodzą do mnie i mówią mi coś na ucho. Jest ich kilku, tylko ja już wtedy nie wiem, czy to w ogóle miało miejsce. Lęk się potęguje, ciężko mi się oddycha. Myślę resztką trzeźwego umysłu, że źle ze mną i może już mi tak zostanie do końca życia. Widzę na projektorze wyobraźni jak reaguje moja rodzina na mój widok. Widzę ich smutek, ich łzy. Przecież ja bym nawet nie wiedział, że to oni, nie rozpoznałbym własnej matki przy tak mocnych halucynacjach. Już nie lęk, a panika wkrada się w mój umysł za pomocą tej myśli. I było jeszcze coś. Miałem nieodpartą chęć podzielenia się swoimi tajemnicami z wszystkimi, ledwo byłem w stanie to opanować.

Nie wiem co działo się potem, czy ktoś ze znajomych zauważył, że ze mną gorzej, czy po prostu ten wieczór upłynął mi w nie do końca świadomym stanie, ale wyszliśmy z klubu i zawineliśmy się na chatę. Po drodze słyszę jak koledzy mówią, że źle ze mną i mam coś ze wzrokiem ale moim głównym zmartwieniem jest teraz zahamowanie rodzącej się paniki. Nie potrafię się uspokoić, nic już nie mówię, nie odzywam się w ogóle, tylko próbuje zwalczyć tą nadciągającą burzę. Nie udaje się. Z nerwów robi mi się niedobrze. Może też jakieś znaczenie ma to, że w aucie jest okrutnie gorąco. Wymiotuje przez okno co z dzisiejszej perspektywy jest dosyć żenujące, wtedy miałem to gdzieś. Kierowca się zatrzymał, coś tam zwymiotowałem jeszcze i z powrotem do auta, bo komuś się spieszy. I następne nudności i następne zatrzymanie auta. Z kolejnym opróżnieniem żołądka robię się coraz bardziej trzeźwy, wracam na powrót na normalnej rzeczywistości łono i jestem gotowy niemal całować ziemię, że faktycznie wychodzę z tego horroru. Jeszcze jedno zatrzymanie, jeszcze jedno klękanie na kolanach w szarpiącym nudnościami żołądkiem i nadchodzi coś nieoczekiwanego. Panika nagle otwiera się i wychodzi rozprostować kości na wierzch. Nie wiem co się dzieje. Oddycham szybko, sprawdzam sobie puls palcem, a on jest coraz szybszy. Coraz gorzej się czuje, nie mogę nawet wstać na proste nogi, bo kręci mi się głowie. Wydaje mi się, że umieram. Autentycznie jestem przerażony. Proszę, błagając kolegę by wezwał karetkę, bo nie chce umierać. Proszę go tak kilka razy, mając łzy w oczach i śmierć na swoim ramieniu(przynajmniej tak mi się wydawało). Najlepszy przyjaciel próbuje mnie jakoś uspokoić słowami, nic do mnie nie trafia. Ktoś inny mówi, że wkręciłem sobie fazę, że nic mi nie jest. Gdybym mógł wstać, okładałbym tą osobę pięściami za takie słowa. Nieważne.

Najlepszy kolega przystaje na moją prośbę i wzywa karetkę. Reszta ekipy na słowo karetka reaguje alergicznie, bo dopowiadają sobie, że zaraz pewnie zjawi się policja, a oni mają przy sobie pewne ilości tego, no i tamtego. Także zostawiają mnie, odjeżdżają. Zostaje przy mnie tylko też jeden wierny przyjaciel. Karetka odmawia przyjazdu jak tylko się dowiaduje, że jestem pod wpływem narkotyków. Niech umiera narkoman, mamy pilniejsze sprawy.

 

Panika po piętnastu długich minutach trochę ustaje. Zostaje mocny ślad w sercu i doszczętnie rozwalony nastrój. Podły, najpodlejszy zjazd. Najgorszemu wrogimi takiego nie życzę, tego nie da się opisać prosto słowami. Po takim czymś człowiek szuka tylko gałęzi, gdzie by tu się powiesić. Ale jakoś przeżyłem tamten dzień, a później było z górki. Mogę dodać jeszcze, że nasi najdrożsi koledzy zostawili nas jakieś 80km od naszej miejscowości, nie mieliśmy przy sobie żadnej kasy, po drodze zatrzymywaliśmy się na stacji i piliśmy wodę z kranu. Padał deszcz i było wyjątkowo zimno. Tamten kierowca po kilku godzinach ulitował się nad nami i wrócił po nas, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Chciałem wykorzystać wyjazd do klubu jako odskocznię od wrednej rzeczywistości, byłem w kompletnej rozsypce psychicznej. Przestałem się przejmować konsekwencjami i tym jak dużo biorę. Liczyło się jak największe oderwanie od bólu i zapomnienie o problemach natury egzystencjalnej. Otoczenie do takiego doświadczenia wybrałem bardzo źle, ale też przez to, że nie widziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Amfetamina, marihuana, MDMA, kodeina, kokaina, dopalacze i inni wynalazki.
Dawkowanie: 
Ciężko powiedzieć ile było mg substancji w jednej tabletce, ani co dokładnie to było. W każdym razie działało coś jak LSD.

Odpowiedzi

W sumie jak poczytałem to o karmie to - on nie ma pojęcia czym jest karma.

WZYWAM ADMINA

Coś nie halo z komentarzami w tym topicu, dodaje do jednego pojawia się pod inną wypowiedzią itp. już któryś raz tak się dzieje jak jest więcej komentarzy w drzewku i jeszcze gdy to przechodzi na drugą stronę coś się miesza.

ZGŁASZAM BUGA ;3

Filozofie zajebałeś, jak łysy włosami o kant kuli:-) Dla kuli "przeciwieństwem" bardziej będzie czworościan, ale to tak na marginesie, jeśli chodzi o geometrię. 

"Jak istnienie czegoś jest sprzeczne same z sobą, to nie istnieje." Hehehe witaj w nieistniejącym świecie:-)

To tylko sen samoświadomości.

Mam coś z dedykacją dla Ciebie. Mam nadzieje że zrozumiesz przekaz i to o czym tutaj wspólnie wszyscy rozmawiamy od bardzo długiego czasu.

WSZYSTKIM którzy obecnie komentują na NG polecam ten filmik, ale szczególnie szamanowi ;) oczywiście na pozytywnie

Ta osoba jest przebudzona i prowadzi tam swój "blog" na facebooku, porusza normalne jak i naprawdę bardzo duchowe tematy... ale robi to w sposób jakby o jeden poziom wyżej od Ciebie.... przynajmniej ja mam takie odczucie i udowodniła mi to tym filmem. Fajnie jak byś to obejrzał przeanalizował swoje "komentarze" i dał jakis feedback co o tym sądzisz. Polecam do samego końca.

https://www.facebook.com/egzystencja.net/videos/443304922773389/

------Po obejrzeniu------
Tak btw. ona jest niesamowitą osobą. Tak samo jak Ty ale zauważ że ona tam otwarcie mówi o tym że autoreflektuje... i że sama łapie się na tym że mówi za dużo.... że przesadza i otwarcie o tym mówi... ale musiała pewną drogę przejść żeby to zrozumieć i nagrać owy film. 
Tak mi się pojawiłeś w głowie jak ten film oglądałem bo bardzo często ludziom tutaj wmawiasz swój punkt widzenia? Nie kojarzę żebyś kiedyś wspominał że jak ja napisałem że dla mnie nie ma przebudzenia a jest oświecenie... powiedział mi że "kurde możliwe że masz rację, zastanowię się nad tym"

Widzę, że mam z nią podobne przeżycia. Nie ja jeden na tym portalu hehehe

Staram się tutaj raczej zadawac pytania (pewnym szamanom) niż stwierdzać fakty, ale tego nie da się uniknąć (zajmowania stanowiska). 

Zazwyczaj próbuję jednak pokazać czyjeś zbyt pewne myślenie (moja jest najmojsza i chuj), bo własnie mam dużą świadomość wpadania w mentorskie pułapki i smutno mi się robi jak widzę kolejnego młodego psychonautę, który potrzebuje kogoś kto go wesprze i raczej przytrzyma na ziemi niż zrobi kisiel w mózgu i nakładzie swoich racji, których później trudno się pozbyć.

No i filmik bardzo dobry. W sumie to powinni nam tak mówić rodzice od małego.

 

Bardzo przyjemny głos ma ta dziewczyna:-) 

Cóż mogę powiedzieć... wiele razy już tu na forum mówiłem, że prawdę można znaleźć tylko w sobie. Co do drogi, która na poziomie indywidualnym może wydawać się i jest różna, to jednak na poziomie transcendentalnym droga jest jedna i można nią pełzać, lub wręcz biec. 

Ogólnie trudno się z tą dziewczyną nie zgodzić (no może poza relacją mistrz-uczeń). 

Co się tyczy moich buńczucznych wypowiedzi, to cóż taki charakter... Jest nad czym pracować;-)

To tylko sen samoświadomości.

Aksamicie pomyś o najsilniejszym uczuciu, jakiego może doświadczyć człowiek. Będzie to albo miłość, albo nienawiść. Jedno ma wartość dodatnią, drugie ujemną i w tym sensie pisałem, że są tym samym, tylko z przeciwnym wektorem. Plus i minus na jednej osi.

 

Lepiej dla Ciebie byłoby, gdybyś na tę siłownie chodził z miłości do siebie (żeby o siebie dla własnego dobra zadbać), niż żeby motywacji dostarczało Ci uczucie nienawiści. Nienawiść do siebie może spowodować raka, bo nienawiść to trucizna dla duszy. Dam Ci kolejną starą mądrość ludową w tym temacie - "zgoda buduje, niezgoda rujnuje". 

To, że życie potrafi dojebać - no potrafi i to bardzo, ale potrafi i być przepiękne. Mamy całe spektrum do odczuwania - poznajemy uśmiech i łzy. Odkrywaj dalej świat.

To tylko sen samoświadomości.

juz nic wiecej nie pisze, narazie

Ja już też odpuszczam, gościa pojebało i nawet mi nie szkoda :D niech głosi wiare.... a potem sie dziwić że jechowów nie wpuszczają, pewnie podobny tok myślenia.

A tak z drugiej strony to po jego ostatnim poście z nienawiścią to zacząłem podejrzewać że to TROLL jest i tylko jaja se robi. I tak zakładam więc odpuszczam i go karmić nie będę, sorry ale wpadłeś XD

I czekam aż odpiszesz że "nie" z dodatkowym dopiskiem że "przecież jak mogę być trolem jak wszyscy jesteśmy jednym światem, wiec ty jesteś mną, to takie oczywiste"

Leżę ze śmiechu :rollingrolling:

"sorry ale wpadłeś XD" było do szamana, just for sure, elo

Z czystej ciekawości, jeśli możesz Inniejszy, to powiedz, czy w swojej firmie zatrudniasz ludzi, a jeśli tak, to ile im płacisz? 

To tylko sen samoświadomości.

"Na pytanie, co osiągnąłem, odpowiem - zrozumienie i spokój." przeciez ty nawet nie rozumiesz co ja do ciebie pisze tylko wymyslasz sobie dodatkowa zawartosc do ktorej sie ustosunkowujesz. to jest zrozumienie?

"Pytasz gdzie narzekasz, że świat jest zły i niesprawiedliwy? Kilka cytatów:

 

"... pomagam tez probojacym sie rozwijac artystom, tym bardziej niepokornym ktorzy beda mieli sile przeciwstawic sie zjebaniu tego swiata"

 

"... to na co kto zasluguje ma gowno wspolnego z tym co dostaje"

 

No rzeczywiście zaświadczasz o sprawiedliwości świata... ehh"

stwierdzam fakt, to nie narzekanie, znow manipulujesz slowem

co do @up

place im tyle ze zapraszaja mnie na obiady do domu, jezdzimy razem na wakacje/festiwale. tak jak pisalem daje to co najlepsze, nie jestem chciwym chujem

btw. nie mieszkam tez w polsce

 

 

 

Dla mnie, jeśli stwierdzasz "fakt", że świat jest zjebany jest równoznaczny z niezrozumieniem istoty. Świat to Ty! I jest doskonały... Rozumiem, co do mnie piszesz, chyba trochę więcej, niż Ci się wydaje. Pozdrawiam:-)

To tylko sen samoświadomości.

nie, nie rozumiesz, a twoje wpisy to potwierdzaja

Niech i tak będzie.

To tylko sen samoświadomości.

w sumie jednak odpisze. zrob eksperyment - poddawaj w watpliwosc swoje wlasnie mysli i slowa, kwestionuj. nie tylko to co do powiedzenia maja inni, sproboj spojrzec na wszystko z innej strony. a jak juz ogarniesz to wroc i podziel sie wnioskami - nauka dla ciebie, moze ci cos pomoze

"Karetka odmawia przyjazdu jak tylko się dowiaduje, że jestem pod wpływem narkotyków" No jeśli to faktycznie niechęć do obcowania z osobą naćpana był powodem niewysłania karetki to jest to fuszerka ze strony służby zdrowia. W razie jakby Ci się coś stało, to możnaby pociągnąć kogoś do odpowiedzialności. Jednakże, nie dziwię mnie niechęć do wysyłania karetek do ludzi naćpanych. Co chwilę słyszy się o agresywnych delikwentach po dopalaczach, albo po wódzie, którzy atakują ratowników medycznych. 

świetne!

Po pierwsze panowie, to nie chciałem nikogo w żadnym wypadku urazić. Jeśli nieopatrznie tak się stało, to przepraszam. 

Teraz tak: Już pisałem powyżej, że zwątpiłem we wszystko... (Ale nadal dostrzegam piękno tego świata). Zdaję sobie sprawę, że czasami sama egzystencja boli. Czasami coś pójdzie zupełnie "nie po naszej myśli"*, zdarzają się rozczarowania, a nawet traumy itd. Czasami jest po prostu smutno, tylko, że chodzi o to, żeby nie przywiązywać się do tego. To nie ja jestem smutkiem, który mnie dotyka i alegorycznie to nie ja jestem szczęściem, które przecież nie może trwać wiecznie, bo nic nie trwa wiecznie, a wszystko podlega zmianom (zmiana/ruch to czas). 

Uważam, że każde doświadczenie nas czegoś uczy, a jeśli nie wyciągniemy wniosków, to lekcja się powtórzy (czyli podobna sytuacja) i każda następna będzie "dosadniejsza". To są moje obserwacje i tak się po prostu dzieje. 

Uważam, że wszystko ma swoją przyczynę, a my często doświadczając skutków zapominamy o niej, a przecież każda akcja wywołuje reakcję. Mój pogląd na to jest taki, że "akcje" z poprzednich żyć, które nie zostały skatalizowane, mają swoje "reakcje" w następnych wcieleniach, ale zostawmy to (nie chcę, żeby mnie ktoś źle zrozumiał i przepraszam Inniejszy, jeśli Cię to dotyka - nie taki jest tego zamiar). O to mniej więcej mi chodziło, gdy pisałem, że informacja nie ginie - do tego jeszcze wrócę. Często, gdy spotyka mnie trudna sytuacja nagle uświadamiam sobie z czego ona się wzięła. To nie tak, że życie mi dopierdala. Ono tylko oddaje. Ale możemy założyć, że tak nie jest. Że nie ma sprawiedliwości (choć to nieprawda, ale to jest mniej istotne). Co możemy zatem zrobić?

Nie zostaliśmy stworzeni do cierpienia, ale mamy wolną wolę. Jeśli chcemy, to możemy cierpieć, ale wcale nie musimy (czasami "musimy", ale to przez nasze słabości, a nie przez niedoskonałość świata). Możemy wszystko zaakceptować, nie rozpamiętywać i nie nastawiać się - to rodzi rozczarowania. Staram się pomagać innym i dawać całego siebie i nie mieć żadnych długów (nie chodzi o pieniądze). Okazuje się, że na swojej drodze spotykam ludzi, którzy czynią podobnie. Oczywiście mam ograniczone zaufanie do innych i kiedy widzę, że ktoś próbuje mnie wykorzystać, to na to nie pozwalam, ale obecnie już malutko takich ludzi spotykam. Nikt nie ma prawa czegokolwiek ode mnie oczekiwać (Twoje oczekiwania, to nie moje obietnice) i ja nie mam prawa niczego od nikogo oczekiwać. Mam w domu pokaźną kolekcję minerałów i klejnotów. 1/3 z tego totalnie bezinteresownie rozdałem. Ludzie również robią mi prezenty, dzielą się tym, co mają. Ale to nie tak, że jak dam coś panu x, to on mi to odda. Odda mi to np. pani Y, której być może nawet jeszcze nie znam. Tak to działa.

*Nasze myśli kształtują rzeczywistość. Dlaczego więc jest tak, że nie spotykają nas same wspaniałości? Zastanówmy się szczerze, czy cały czas myślimy pozytywnie? Otóż na pewno nie. Sam jestem uzależniony od cierpienia i jakoś tak (absurdalnie) lubię się katować. Robię to nieświadomie. Ale gdy pojawia się negatywna myśl i uda mi się wychwycić co myślę/wytwarzam, to od razu przemieniam to na pozytywne myślenie. Myśli (a w zasadzie myślokształty) przepływają przez eter, jak chmury w powietrzu. Sami na pewno wiecie jaki wpływ ma pogoda na samopoczucie. Tym bardziej na psychodelikach, które wszystko wyostrzają. 

W naturze zawsze jest równowaga. Często zaburzana przez nas, ale jednak. Życie to taka sinusoida, a nas, psychonautów ciągnie, jak diabli do cudownych przeżyć. Niestety im większą ekstazę przeżyjemy, tym większy dół zaliczymy, aż wszystko się zbilansuje. Proste prawo natury. Nikt od nikogo nie jest lepszy, ani nikt nie jest gorszy, ale wszyscy jesteśmy boskimi stworzeniami. Pracując nad sobą zwiększa się własny poziom energetyczny. Praca zawsze przynosi efekty. To jak z muzyką. Nie da się złapać za instrument i cudnie grać bez lat pracy, a ta nigdy się nie skończy, bo rozwój nie ma końca.

Jeszcze słowo na temat nauki i informacji. Nawet z "szarych dziur" (Hawking po blisko 30 latach w końcu przyznał rację Harameinowi i zmienił definicję czarnej dziury na szarą) wylatują dżety. Czyli wszystko, co wpada, zostaje przetworzone i wystrzelone dalej. To tak, jak informacja z życia kury zjedzonej przez człowieka oddziałuje na niego (ból, strach itp.).

Nauka (wbrew powszechnej opinii) dopiero raczkuje. Wokół każdej(!) gwiazdy krążą planety i istnieje inteligetne życie. (Układy planetarne są, jak atomy, jak komórki i skoro Słońce świeci dla nas, to i Syriusz, Aldebaran, Betelgeza i te wszystkie GlieseXXX, KepleryXXX itd. świecą dla kogoś, a nauka cały czas się zastanawia, czy przypadkiem nie jesteśmy sami...

Życie to gra. Gra, którą każdy z nas już nie raz przeszedł. Dobitnie pokazała mi to Changa (Opiekunka). Pamiętam poprzednie wcielenia i nawet jeśli to tylko moja iluzja, nawet jeśli, to co z tego, skoro spotykam innych szamanów i szamanki i wszystko się tak układa. Szamani się wzajemnie pamiętają. Czy to tylko podobne charaktery, jakie to ma znaczenie? 

Matryca rzeczywistości jest pusta. Korzystajmy z tego, żeby świadomie kształtować swój świat. Przecież możemy...

Aha moim zdaniem nie ma ciągłości czasu - możemy odradzać się i w przeszłości i w przyszłości, bo nasz żywot wybieramy wlatując do odpowiedniej "tuby". W każdej "tubie" czas już jest ścisły. I tak Abli - wyśniłem to.

To tylko sen samoświadomości.

Gdyby tylko ten wychudzony afrykański szczyl i jego matka mogli usłyszeć, że to przez ich niedoskonałości, nie przez niedoskonałość świata(oraz że sami są tym światem...), z pewnością przestali by cierpieć. Długo jeszcze? Szaman, nie myślałeś nad wyjazdem do Afryki? Chyba już pora coś z tym zrobić.

Napływ kolonizacyjny "imigrantów" i islamizacja Europy zachodniej dotyka kraje, które miały swoje kolonie i krzewiły chrześcijaństwo ogniem i mieczem. Zwykły zbieg okoliczności, prawda? I jaka niesprawiedliwość, no bo co zrobiły te gwałcone kobiety, albo ofiary zamachów... Geny dziedziczymy po rodzicach, a razem z nimi ich obciążenia karmiczne.

Może to jednak karma narodu? Różne są kręgi karmiczne (kosmiczny, światowy, narodowy, lokalny, grupowy, rodzinny i indywidualny).

Już mówiłem, że nie nam to oceniać.

Ty Abli byłeś w Afryce? Może tam ludzie wbrew przeciwnościom są szczęśliwsi? Jak np. na Filipinach, gdzie jest ogromna bieda, a naród jeden z najszczęśliwszych. Ludzie tam potrafią docenić to, co mają, ale wiadomo jednemu dasz tort, to będzie płakał, że bez wisienki, innemu dasz kawałek chleba i popłacze się ze szczęścia. Sam niejednokrotnie dawałem jedzenie (i na jedzenie) ludziom bezdomnym i musiałbyś usłyszeć jakie błogosławieństwa dla mnie wypowiadali. A to tylko ludzki, zwykły, empatyczny gest. 

W Afryce ludzie są blisko natury i oddychają świeżym powietrzem...

Miałem 18 lat i niejedną noc spędziłem na dworcu w Austrii, czy Włoszech, a jadłem produkty zostawiane przez ludzi pod drzwiami dla potrzebujących. Niektórzy osiemnastolatkowie mają lamborgini. Jakie to niesprawiedliwe... Ale nawet nie musi być. W takich rozważaniach to nieistotne. Jak już wspomniałem mam nieuleczalną chorobę (tylko wg lekarzy, bo nie ma chorób nieuleczalnych) i oczywiście mógłbym twierdzić, że świat jest niesprawiedliwy. Ale znalazłem przyczynę choroby i powstrzymałem ją Umysłem, bo okazało się, że to ja i nikt, ani nic innego jestem temu winien. Ale to musiałbym Ci opowiedzieć pewną historię, którą nie mam zamiaru się tutaj dzielić...

Nie muszę jechać do Afryki, by zobaczyć biedę i pozorną niesprawiedliwość. Już to wyżej też pisałem, że jak spotkasz gdzieś głodnego, to daj mu coś do jedzenia. Matka Ziemia wykarmi wszystkich. 

Ale ani Ty, ani ja nie "zbawimy" świata. Jedyne, co możemy zrobić, to dzielić się tym, co mamy. Naprawiać świat ten nam najbliższy. Jak masz tyle haryzmy, energii i serca, co Owsiak, to zorganizuj zbiórkę na jedzenie w Afryce. 

Słyszałeś indiańską przypowieść o białym i czarnym wilku? Zajrzyj na zenforest, poczytaj mądrych słów napełniających nadzieją i dodających siły. Dlaczego najwięksi mędrcy tego świata żyli i żyją w ubóstwie? Zwłaszcza, że często mieli królewskie pochodzenie... Zawsze mamy wybór.

Taka przypowieść mi się przypomniała:

Pewne małżeństwo cały czas darło koty. W końcu, żeby ratować związek wybrali się do mistrza i z marszu zaczęli oskarżać się wzajemnie, że partner/ka nie daje drugiemu tego, co potrzebuje. Mistrz zaprowadził ich do pokoju, gdzie siedziało kilka osób przy stole, na którym stał pełen gar pysznej strawy. Jednak ludzie mieli doczepione do rąk wielkie łychy. Dłuższe, niż ich ręce. Nie mogli dosięgnąć łychą do buzi i siedzieli głodni przed pełnym jedzenia stołem. Małżeństwo posmutniało. Później zaprowadził ich do drugiego pokoju, a w nim było dokładnie to samo. Z jednym wyjątkiem - ludzie karmili się wzajemnie i nikt nie był głodny. Wniosek wyciągnij sam. Ziemia wykarmi wszystkich. 

Może dla takiego wychudzonego dzieciaka to właśnie jest ta lekcja. Nie wiem. Nie mnie to oceniać dlaczego tak jest. 

Świat jest doskonały i nawet, gdy pielęgnujemy w sobie gniew, to jest on doskonały. Zbyteczny i szkodliwy, ale doskonały.

To tylko sen samoświadomości.

"Napływ kolonizacyjny "imigrantów" i islamizacja Europy zachodniej dotyka kraje, które miały swoje kolonie i krzewiły chrześcijaństwo ogniem i mieczem. Zwykły zbieg okoliczności, prawda?"

faktycznie - w rzymie i watykanie najwieksza islamizacja

"Może to jednak karma narodu? " a moze nie? a jelsi tak, to czy to byla karma dla innego narodu? a czy ten narod dostanie wpierdol od karmy (biorac pod uwage ze "wypelnia karme")? karma nie istnieje, tak jak diabel. to tylko "uduchowione" pierdolenie, proba nadania sensu chaosowi, ze niby swiatem nie rzadzi przypadek. 

"Może dla takiego wychudzonego dzieciaka to właśnie jest ta lekcja. Nie wiem. Nie mnie to oceniać dlaczego tak jest." wczesniej nie miales skrupulow co do tego - "Inniejszy... otóż wszystko co Cię spotyka, to odbicie tego, co sam dajesz."

Co do reszty - ja od malego wiem ze wspolpraca poplaca, kurwa uczyli nas tego w przedszkolu - jesli ktos potrzebuje do zrozumienia tego jakiegos miszcza to slabiutko

jestes strasznie arogancki i zadufany w sobie

Karma nie wypełnia się natychmiastowo, więc i Watykan pewnie poczuje jej skutki. Nie wiem, kiedy ostatnio byłeś we Włoszech, ale tam to akurat cały czas są napływy imigrantów. Teraz jest tam od groma afrykanów i hindusów, a dziesięć lat temu afrykanów i Rumunów. Może nie ma tam islamizacji aż takiej, ale czyści etnicznie to Włosi nie są. Stwierdzając, że co dajesz, to wraca nie podejmowałem najmniejszej próby oceny!

To tylko sen samoświadomości.

bylo o islamizacji a nie o imigrantach. imigranci istnieja od zawsze.

karma nie wypelnia sie natychmiastowo - to tak naiwne ze az slodkie. cudne ze ktos laczy niezwiazane ze soba zdarzenia i nazywa je karma.

co do koncowki - ale tym zdaniem (i tymi ktore je poprzedzaly w dyskusji, wiesz ktore) stwierdzasz ze ludzie dostaja to na co zasluguja - ze corka fritzla (obrazowy, prosty przyklad) zasluzyla sobie na 8641 dni Sodomy booooooo... costam, w poprzednim zyciu - moze to reinkarnacj adolfa albo cofniety w czasie joseph, taki psikus

Wiem, o które zdania chodzi i nie chciałem Cię urazić. Postaram się to inaczej wytłumaczyć. 

Jeśli mówisz o przypadku, to jest to Twoja wiara. Wiara w to, że rzeczy dzieją się przypadkowo. Potrafisz podać chociaż jeden dowód na przypadek, którego nie można zakwestionować przeznaczeniem? 

Dużo mówicie o naukowym podejściu, więc może geny nam coś podpowiedzą. Szepczą, jak duchy przodków (wiem, wiem duchy nie istnieją ;-) ). W genach jest zapisane doświadczenie, informacja. Są przekazywane z pokolenia na pokolenie od bezczasu. Nic w przyrodzie nie ginie... Ostatecznie każda informacja odbija się na pustej matrycy. A skoro matryca jest pusta, to można na niej wszystko namalować. Ale malujemy już długi czas (jakże często nieświadomie...). Nie da się zmienić przeznaczenia w jedną noc, ale można zmienić kierunek, w którym się podąża. 

Powiedz mi Inniejszy... Przecież to jest wielka moc - wiara (siła Umysłu). Z całej palety możliwości wybierasz przypadek?

To tylko sen samoświadomości.

stawiasz przed wyborem :) wybieram chaos i nieskonczone mozliwosci

Nieskończone możliwości, to niekoniecznie chaos.

To tylko sen samoświadomości.

tak, ale chaos jest piekny. niewiedza jest pieknem. 

dla mnie przynajmniej

ale sie rozezoteryzowalem, kiedy to ja tak ostatnio...

Strony

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media