levántate la alma por el cielo
detale
raporty t.rydzyk
levántate la alma por el cielo
podobne
Wieść gminna niesie, że nie zanotowano żadnej śmierci związanej z marihuaną, poza tym jednym nieszczęśnikiem, którego tona zielska rozgniotła, gdy paczka zerwała się z dźwigu, podczas rozładunku. Nawet jeśli momentami udawało mi się wyłowić ten fakt z szarawej zawieruchy myśli, wiedza ta nie była ani trochę kojąca. Przecież — myślałem sobie — zawsze może być ten pierwszy raz.
W tamtym momencie myślałem sobie jeszcze, i myśl ta przepełniała mnie niepokojącą mieszaniną grozy i rozbawienia, jak skwapliwie media podłapią tę historię. „Umarł z przedawkowania marihuany, z gębą we własnych rzygowinach. Tak właśnie kończy każdy narkoman”.
Ożywcza bryza i szum, krople wody z muszli klozetowej na twarzy. O, jak cudownie! Nie próbuję nawet zastanawiać się, co stanie się z dziećmi i żoną, bo to pytanie i tak gdzieś tam cały czas wisi i dopisuje się do terroru, który zagościł w każdej komórce mojego ciała. Po omacku szukam wanny, aby się oprzeć (otwieranie oczu nie ma sensu, co jakiś czas sprawdzam), powstrzymuję chęć położenia się na podłodze, chcę siedzieć w niewygodnej pozycji, po to tylko, aby nie odcinać się od bodźców. Moja świadomość i tak momentami płynie zbyt cienką strużką, jakoś nie bardzo chcę sprawdzać czy coś się stanie, gdy wyschnie zupełnie.
* * *
Budyń z połowy zawartości tego, co w liściach i łodygach niedużej (ok. 60 cm) tajgi. Podobne potrawy z całych lowryderów wywołały u mnie tylko lekkie, długotrwałe poprawienie humoru, na granicy placebo. Cóż może mi grozić — myślałem sobie — nawet, jeśli w tajdze stężenie THC jest wyższe? Lenistwo? łamiąca serce wrażliwość muzyczna? OEVy? czas stojący w miejscu? silna paranoja? większa skłonność do bad tripu? – nawet jeśli tak, nie są to rzeczy, z którymi nie można by sobie poradzić.
Pierwszym sygnałem do zapięcia pasów było wejście. Po dwudziestu minutach od zjedzenia nastąpiła normalna faza ożywienia, gadatliwości, wolnych, trawowych skojarzeń. Jednak od tej pory zmiany następowały lawinowo, szybciej niż przy paleniu. Dziesięć minut potem każdy jasny fragment otoczenia już mocno fraktalizował, buzując smoczymi krzywymi http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Dragon_curve.png&filetime.... Zrozumiałem, że wbrew temu, co mi się wydawało, czeka mnie jazda bez trzymanki. Stoję na pustyni, patrząc na burzę piaskową, która im jest bliżej mnie, tym bardziej przyspiesza. Nie mam szans już uciec. Próbowałem tylko zabezpieczyć się, puszczając wesoły i pogodny film, coś co mogłoby zagłuszyć nadciągający sztorm. Ale na atak tsunami nie byłem przygotowany.
Leżałem na fotelu nie mogąc się ruszyć. Z szarej, szumiącej papki mojej świadomości ostrożnie wyławiałem słowa, którymi mógłbym wyjaśnić żonie co się dzieje, tak aby nie wpadła w panikę. Coś krótkiego, tylko na tyle będę miał siłę. „Jest źle, jest bardzo, bardzo źle”. Tak planowałem jej powiedzieć. „Źle” oczywiście nie oddaje w pełni sytuacji, kiedy zło wypełnia każdą komórkę ciała. Nie ból, nie świąd, tylko terror: od środka, po końce włosów. A chwilę potem, z takim trudem złożone zdanie, przestało mieć znaczenie, bo nie byłem w stanie już nic powiedzieć. Stałem się marionetką, ze sznurkowymi stawami i drewnianymi członkami. Szmacianą lalką w fotelu.
Jeżeli mieszkacie z kimś, i macie pewne przesłanki aby myśleć, że możecie wyglądać na trupa, ważnym jest, aby osobie, która zobaczy was jako pierwsza, dać jakiś znak. Otworzyć oczy, ruszyć palcem, czy przeciągle jęknąć. Panika wywołana spotkaniem ze zwłokami męża może spowodować nieracjonalne zachowania, a przecież w chwili, gdy coś obcego i nieokreślonego prowadzi bezbolesną wiwisekcję twojego ciała, rozpacz jest ostatnią rzeczą, która może ci pomóc. Całe szczęście, moja żona traci rezon tylko w wypadkach naprawdę kryzysowych (np. rozlanie wody na właśnie wytarty blat kuchenny), a tam gdzie trzeba zimnej krwi, potrafi zachować się w sposób opanowany. Kiedy więc zastała mnie w kolorze zgniłozielono-sinym, z fioletowymi ustami, nie wpadła w panikę, tylko połapała się o co chodzi i zapytała, czy mam ochotę zwymiotować. W tym momencie nie miałem, choć wystarczyło parę sekund, aby ta sugestia przebiła się do świadomości. Kannaboidy blokują odruch wymiotny, pamiętacie?
— Jak to zbić? — dochodzi do mnie jej pytanie.
— Dużo kalorii, słodko — bełkocę.
Baton, a może kawałek krówki wciska mi się do ust. Ohyda. Ale dzięki niemu i połowie szklanki wody, udaje mi się znów zwymiotować. Drugi bełt, z kilkunastu tego wieczora.
Żadnej ekstazy, żadnej euforii, żadnej paranoi. Tylko ten terror w każdej komórce ciała. Nieodgadnione procesy w mózgu. Szum. Szara, bulgocąca papka. Próbuję chwytać myśli. Ponieważ czuję, że trudno mi utrzymać się na powierzchni, proszę ją, aby do mnie mówiła. Kiedy ją słyszę, nie boję się, że stracę wątek.
Rzygnięcie i ulga. Świetnie jest rzygać. Z utęsknieniem czekam na kolejne rzygnięcie. Z radością przyjmuję narastające w gardle uczucie. Po każdym rzygnięciu czuję ulgę, choć to raczej efekt placebo. Kiedy moczę nos w muszli klozetowej, jestem zarzyganą twarzą. Kiedy siedzę, oparty o wannę, jestem bólem pleców. Kiedy się położę, kiedy stracę wątek – znikam. Pojawiam się tylko w momentach, kiedy ona coś mówi. Nikły blask rozświetla konteksty związane z pojęciami pojawiającymi się w zdaniach. Potrafię połączyć dźwięki słów z ich znaczeniami i implikacjami tychże. Skąd mogłem wiedzieć? Same liście i łodygi. Czy moje życie zależy od mozolnego podsycania strumyczka świadomości? Czy może mógłbym bez obaw usnąć, przeczekać ten koszmar i obudzić się normalnie następnego dnia. Utrzymywanie strumyczka jest ciężkie, jeszcze cięższe jest wyparcie chaosu, ścieśnienie go tak, aby w myślach zapanował porządek, abym mógł powiedzieć, że mi mija, że nie trzeba dzwonić po pogotowie.
Okłady z lodu, wycieranie twarzy z rzygowin, woda. Nie pomagają, ale wiem, że ktoś się o mnie troszczy.
Nie potrafię napisać, co się ze mną działo. Kiedy to trwało, wydawało mi się, że będę potrafił. Nie wiem nawet, czy był jakiś trip, czy tylko ta bezbrzeżna potworność, strach o stan umysłowy i skupianie się na trzymaniu przy życiu.
Otwieram na chwilę oczy. Podwójne widzenie, obraz pływa, kompensując fałszywe informacje z oszalałego błędnika, przedmioty są powyginane i opalizujące fraktalami. Faza słabnie bardzo powoli. W niektórych momentach nad mózgową papkę wypływają normalne marihuanowe nastroje: wzmocnione dostrzeganie związków między rzeczami, cięty humor, pewność siebie („co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi”) oraz wizje radosnych, rozbuchanych orgii seksualnych. Za każdym razem, kiedy z niemałą ulgą pogrążam się w którejś z nich, broda opada mi na piersi, a ona, przerażona, cuci mnie i powtarza, żebym do niej mówił, cokolwiek.
W środku nocy góra mojego przewodu pokarmowego wije się w spazmach, ale nic już nie przepchnie przez usta. Pusto. Komórkowa burza wciąż szaleje, ale ja czuję, że mija. Nie muszę obsesyjnie chronić ognika świadomości, teraz on już sam sobie poradzi, nawet we śnie. Kładę się do łóżka i natychmiast znikam, pojawiając się znów na chwilę, gdy ona budzi mnie, aby sprawdzić czy żyję.
Rano wszystko jest normalnie...
Zostaliście ostrzeżeni.
- 56862 odsłony
Odpowiedzi
placebo pt. 'zbełtaj się to
placebo pt. 'zbełtaj się to ożyjesz' to dobry twór, na mnie działa zawsze.
bardzo ładnie napisane, proszę pana. zostałam ostrzeżona, i to już drugi raz. mój kolega po ciastkach z haszem zapadł w śpiączkę na dwa dni. Ale przecież jeszcze nikt od tego nie umarł... brrr
Właśnie, miałem wrażenie że
Właśnie, miałem wrażenie że trochę brak tu tripreportów o przedawkowaniu THC. A chyba lepiej wiedzieć, że z jedzeniem nie należy przesadzać...
W sumie z tym haftaniem to
W sumie z tym haftaniem to takie placebo. Jak sobie żygnę po alku to staję się momentalnie trzeźwy. Czemu z baką w podaniu doustnym miałoby być inaczej?
Co do samego TRa -- bardzo ciekawe. Jak dla mnie raczej ciekawostka, bo nie jestem typem overdosera, ale zawsze warto wiedzieć. :)
Na erowidzie jest parę TR
Na erowidzie jest parę TR ludzi, których podobne przykrości spotkały po małych ciasteczkach... Jedząc nigdy nie wiesz, kiedy przedawkujesz.
.
Nie wiedziałam, że w ten sposób da się przedawkować.
Tr interesujący i schludny, jak wszystkie Twoje (właśnie zapoznaję się z pozostałymi).
Nasunęło mi się niepoważne skojarzenie z drogą krzyżową. Droga przez mękę, "Pan Jezus rzyga po raz pierwszy", "Pan Jezus rzyga po raz drugi.", "Święta Weronika ociera twarz panu Jezusowi."
nie ma lepszego dowcipu niz
nie ma lepszego dowcipu niz czarny humor. a czarny humor z profanacja to prawdziwa rozkosz podniebienia. w rzeczy samej - zmartwychstalem.
Chłopi epopeją życia wsi.
czyli dobrze mówiłam, że warto przeczekać. Przeczekać i przeczytać o wyższości rzygania nad nie rzyganiem. Poezja. Poproszę autograf, niechaj z dumą nosić go będę w portmonetce.
Proszę bardzo, autograf: T.
Proszę bardzo, autograf:
T. Rydzykkk
Ojciec Dyrektor
Miałem tak samo
Całkiem podobna jazda spotkała mnie kiedy wery ferst tajm zjarałem sam prawie całego jointa czyściocha. Czas zapętlił się w rytm palpitacji mojego serducha, wypuściłem stado pawi i byłem pewien że to koniec, że moje ciało tego nie wytrzyma. Takich sugestywnych halucynacji nie doświadczyłem nigdy wcześniej ani później. Najciekawsze że następnego dnia był jeden z najdziwniejszych dni w moim życiu. Mózg kompletnie się zresetował tabula rasa. Cały bagaż mentalny i emocjonalny wyparował. Narodziłem się na nowo. Odbiło się to niestety na psychice. Miałem wtedy 18 lat. W tydzień po tym wydażeniu bez wyraźnej przyczyny dostałem silnego ataku paniki. Byłem pewien że umrę tej nocy! Pewność ta była totalna. Pożegnałem się z dziewczyną i rozważałem nawet czy nie isć się wyspowiadać (jeszcze wtedy byłem religijny) nie mogłem niestety się poruszayć - sparalizowany STRACHEM przesiedziałem na taborecie w kuchni całą noc. Po tym zarzuciłem używki na chyba 3 lata