dzień z życia ćpuna.
detale
dzień z życia ćpuna.
podobne
Na wstępie słów kilka.
Po ostatnich przygodach ( 10 dniowy ciąg na mxe), zauważyłem u siebie dziwny efekt. Po małych dawkach rzędu 50 - 60 mg dziennie, miewałem zaburzenia osobowości, nawet rozdwojenie jazni. Jazdy na mxe nieco mnie odrealniły. Jednak mimo to nadal prowadziłem w miare normalne życie.
Częśc pierwsza.
Ten dzień zapowiadał się ciekawie, jak każdy inny dzień na haju w cpuńskim kalendarzu. Była to sobota, dzień zimny lecz słoneczny. W chłodnym, lutowym powietrzu unosi się dziwny, eteryczny zapach. A może to tylko zwidz cpuna na haju ? Nie wiem. W każdym bądz razie było to dziwne. Kolejna pracująca sobota. Robię swoje i o 14 wracam na chate. Nic specjalnego. Ot zwykły powrót do chaty. Już w autobusie przyjąłem 1,2ml zajebistego gbl i wciągłem może z 30mg mxe. Owe zabawki wprowadziły mnie już w dobry humor. Słuchając muzy i zacieszem na mordzie postanowiłem uczynic ten dzień jeszcze ciekawszym.
Bam plam ! I jestem na chacie. Zgłodniałem. Jem obiad i w międzyczasie siedzę na hajpie, ogarniając jakąś muzykę. Jest zajebiście. Gibl w połączeniu z mixe, niezle nakręcają. Miałem ochotę potańczyc. Zadzwoniłem do kumpla pytając się co robi. Bełkocze coś. Na bank coś chleje. Proponuję mu spotkanie i wypicie razem czegoś. Temu człowiekowi dwa razy się tego nie powtarza. Pół minuty i jesteśmy ustawieni. Siedze dalej na kompie. Mam jeszcze godzine na pociąg. Nieco odpoczywając, ubieram się i wychodzę.
Idę do sklepu po jakiegoś browca. Spotykam znajomego. Gadamy nieco i idziemy na peron. Pijemy piwa i jaramy szlugi. Nic ciekawego. Jakiś charczący głos w głośnikach oznajmia przyjazd pociągu. Żegnamy się i odjeżdzam. No to jedziemy. Lubię podróżowac pociągiem. Zawsze można coś przyjebac w przedziale i wypic. Siedzę i oglądam z okna wspaniały zachód słońca. Dwa, trzy, osiem, minut i wysiadam.
Widzę go. poznałbym ten dziwny chód z odległości kilometra. Zataczający się, prawie dwumetrowy koleś, nie może byc niewidzialny. Co za spotkanie. Dawno cię nie widziałem mordo. Od razu próbujemy ogarnąc wypicie czegoś. Latarnie uliczne są już zapalone. Miasto zaczyna nocne życie. Wbijamy do monopola. Mamy mały dylemat czy kupic cwierc goudy i 3 piwa, lub 0,5 litra i piwa. Przecież tego nigdy nie może zabraknąc. Płacimy i wychodzimy. Kumpel ( Kroma) dzwoni do znajomego. Kilka minut i znajdujemy się w przytulnej, choc obskurnej piwnicy. Znajomym Kromy jest piędziesięcio letni facet, znający życie, kawaler. Otwieramy flaszkę. Uwielbiam takie pijackie meliny. Pijemy piwo, palimy. Darek okazuje się spoko facetem. Niezle umila nam czas swoimi opowieściami. W pełni ucieszeni wychodzimy i ruszamy na miasto. Kilka chwil i znajdujemy się w jakimś tureckim barze. Scena jak z baru w wojnie polsko ruskiej. Zamawiamy dwie zapiekanki, które smakowały biście. Nie było tam jednak piwa. Zdegustowani wychodzimy do biedronki po jakieś browce. Dzwonię po kumpla z roboty, aby podwiózł nas kawałek za miasto. Po niedługim czasie pijąc piwo jedziemy z nim. Wysiadamy. Co jest ? Ciemnno jak w kopalni. Okazuje się, że w całej dzielnicy wyjebało prąd. Świetnie. Jak ja lubię taki klimat.
Witają nas dwie kuzynki Kromy i jeszcze jakiś typ chyba. Szukamy jedynego otwartego sklepu w okolicy. Jest. Zaopatrzeni w spory zapas alkoholu, który wypełnił by barek niejednego dziadunia, ruszamy dalej. Psssyk i kolejna puszka otwarta. Czuję już wyrazne działanie alkoholu. Siedząc na opuszczonym pałacu swirujemy pawiana. Kroma trzyma się niezle. Ten człowiek wypija dziennie średnio 20, nawet 30 piw dziennie. Nawet się trzyma. Panny okazują się byc w porządku. Fajnie dotrzymują nam towarzystwa. Po jakimś czasie mam ochotę coś przyjarac. 10 minut i wracam z ziomkiem trzymając wora naprawdę mocnego skurwiela. Jaramy lole. Mmm niezle już mnie wcieło. Kolejne piwa i kolejne buchy. Trzymając młodszą kuzynkę za tyłeczek bełkocze jej coś do ucha. Wyciągam cwiartkę cytrynówki. Razem oprózniamy ją idąc. Kromek ma już fajnie. Jest w swoim żywiole. Piwo za piwem. Czuję krążący w mych żyłach etanol. W tym stanie upicia staje się mega towarzyski. Wypalona trawa również daje o sobie znac. Siedzimy. palimy. Gadamy. Siedząc na klatce próbuje ogarnąc jak laska napierdala pijanego Krome. Niezła beka. Wszyscy niezle wstawieni. Siedzimy do 24 i obaj najebani jak mopsy na czworakach wbijamy do mieszkania Kromy. Po chwili obaj zasypiamy. Budzę się kilka razy w nocy pijąc wodę.
Niedzielny poranek. Obaj wstajemy. Krajobraz za oknem rozpogadza się, budząc kolejny dzień. Ale mam kaca. Cholera jasna, niektórych rzeczy nie pamiętam. Pierwsza rzecz - otwarcie piwa. Wszak trzeba się napic bo rura pali. Pomijając nawet, że jest 6 rano. Leżymy jeszcze. Wstajemy o 7. Próbuje się jakoś ogarnąc. Musimy iśc do monopala po alko i ogarnac jakieś żarcie. Wychodzimy. pod klatką jaramy lufę, coby dobrze zacząc dzień. Pod sklepem walimy po piwie a potem z jakimś ziomkiem idziemy do baru. Kolejne piwo. O tej porze w tej małej knajpce jest już spory ruch. Miejscowa ludnośc płci męskiej, zajmuje kolejne miejsca. Dosiadamy się do pewnego starszego pana. Pijemy piwo. facet okazuje się byc bardzo wporządku. Daje mi kilka moralniaków i rad, żebym poszedł na studia, a nie skończył jak Kroma. Kupujemy kilka fajek na sztuki i wychodzimy. Wcześniej robimy zakupy żywnościowe. Kilka batoników, trochę żółtego sera, czekolada, no i piwo. Na razie tylko 8. Po drodze znowu schodzimy do piwnicy, a następnie wracamy do bloku.
Kroma robi mi kanapki. Są smakowite, szczególnie popite tanim piwem z puszki. Do tego ciepła herbata i cpun najedzony. Siedzimy i oglądamy tv. Dzień rozpoczął się na dobre. przez okno widac ludzi wracających z kościoła.
Siedzimy, gadamy, pijemy piwa. Dzwoni kumpel. Wpada do nas na chwilę. Siedzimy na krótko i wychodzimy. Łazimy i palimy fajki. Wracamy do mieszkania gotowacc rosół. Znowu mam w czubie. Wypity alkohol wali w tętnice, choc nie jestem jeszcze pijany. Znajomy wpada do nas pograc w karty. Palimy jeszcze szkło. gra niezle nas zajęła. Lecąca z wieży muzyka wypełnia pokój miłym zapachem. Wyciągam z portfela jakieś 150mg mixe, które po chwili ląduje w naszych nozdrzach. Czujemy już wejscie. Gra w karty całkiem nas pochłoneła. Tak mija nam godzina. Znajomy wychodzi. Ja i Kroma kończymy piwo i też wychodzimy. Żegnamy się i wsiadam do autobusu. Ja już wracam do domu. On idzie do baru.
Częśc druga.
Jestem już u siebie. promienie słońca uderzają w moje zmęczone, przepite oczy gdy otwieram furtkę. Otwieram drzwi i poznaje to miejsce, w którym czuję się najlepiej. Dom jest pusty. jestem tylko ja i mój pies, który skacząc wita mnie. Jem coś, wypijam wodę. Idę do pokoju i włączam jakąś muzykę. Myśle o wczorajszym dniu. Z szuflady wyciągam worek mxe. Zastanawiam się czy to dobry pomysł. Osmielony sporą ilością wypitego dzisiaj piwa, wysypuję 100mg które ląduje pod moim językiem...
Pierwsze odczucia są niezauważalne. Od kilka dni już sam nie wiem czy jestem trzezwy czy nie. Człowiek w narkotycznych ciągach traci poczucie trzezwości. Zaciera się granica zdrowej świadomości. Pierwsza fala mxe zalewa mój mózg. W tle pokoju głośny psychodeliczny rock wypełnia mieszkanie. Zapalam kadzidełko. Leże na łóżku, tepo patrząc w unoszący się dym. Kilkakrotnie zarzywam tabaki. Wstaje i wypuszczam psa na podwórze. Idę do łazienki. Długi czas zajmuje mi obmycie twarzy. Przez chwilę stoje i gapię się w lustro. Kim jest ten człowiek po drugiej stronie ? Czy to ja ? To ja ? Poczucie czasu powoli się zaciera. W kółko bezcelowo chodzę po kuchni. Patrzę w okno. Gdzie jest mój pies ? Przes chwilę panikuje, że spierdolił mi z domu. Chodzę po mieszkaniu go wołając. Otwieram drzwi na zewnątrz. Okazuje się, że zmarznięty psiak cały czas był na dworze. jak mógłbym o nim zapomniec.
Siadam na kanapę. Wyciągam lufkę nabitą ganją. W tle leci jefferson airplane "white rabbit" Zapalam lufkę. SSssss zaciągam się dymem. Muzyka wypełnia moje ciało. Zaczynam nie czuc kończyn. Znieczuliło mi twarz. Wszystko staje się takie nierealne i rozmyte. Nie poznaje tego pokoju. To mój pokój ? To mój dom ? To dom Kromy ?
Nie czuje już czasu. Poczucie odrealnienia jest coraz mocniejsze. Cały czas w mojej głowwie jakieś flashbacki z wczorajszego dnia. Pokój pływa. Pokój żyje. W dzwięku muzyki meble się rozpływają. Ściany się rozpływają. Podłoga się zapada. Ja się rozpływam. Zamykam oczy...
Jakaś namacalna energia wsysa mnie. Czy ja umarłem ? Czy przedawkowałem ? Nie czuję ciała. Widzę siebie z trzeciej osoby. Leżę na łóżku. Umarłem ? Żyje ? Sam już nie wiem. Widzę różne obrazy, fraktale, dzwięki. Czuje że tam, jestem. jestem w tej bani. totalnie nacpany. To mnie wchłonęło, wszedłem w inny wymiar. Po twarzy spływają mi łzy. To łzy szczęścia. Jest mi tak błogo, tak dobrze. czuje czyjąś obecnośc. Czy to bóg ? Czy to on ? Odjechałem. Nie pamiętam wszystkiego. To była za mocne, zbyt dzikie.
Otwieram oczy. Czy ja żyje ? W głowie mi się kręci, wszystko faluje. Kolory falują, widzę fraktale. Ledwo wstaje i idę, a może płynę ? Do kibla. ledwo udaje mi się odlac. Zataczając się wracam do pokoju. Sprawdzam coś na kompie. Zbyt trudno coś odczytac. Nadal jestem porobiony, ale już nie tak mocno. Kurwa ale mnie odkleiło. powoli wracam do siebie. Przez chwile jakieś przebłyski. Wcielenie Piotra I Wielkiego też mnie nawiedziło. Widzę jakieś mapy ? Bitwy ? przez moment byłem Kromą, jego kuzynką, moją kurtką. Dziwne stany. Ale jestem nacpany. leże na dywanie, czołgam się, wołam psa. Nie wszystko pamietam. Chyba zasypiam. Budze się w nocny. Ledwo idę do łazienki napic się czegoś i opróżnic pęcherz. Zjadam coś w kuchni, wracam do łóżka. Możliwe, że zjadłem kilka tabsów hydroksyzyny Zasypiam.
Wiele z tego tripa nie pamiętam. Doświadczenie było bardzo intensywne, przypominało nieco pierwszy raz z 2c-p. Chciałem to opisac, jak tylko mogłem. Wiele rzeczy nie da się opisac słowami. Pozdro cpuny, london z wami.
- 21604 odsłony
Odpowiedzi
Fajny raport i ciekawa nocka
Ja nie mam zbyt wielu partnerów żeby coś z nimi zjeść :( max. 3 osoby może coś ze mną wezmą. A co do Twojego raportu to ciekawy ale czy to dobra droga?