Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zobaczyć nieskończoność

zobaczyć nieskończoność

Wszystko co napisalem, jest wylacznie fikcja literacka. Ofkoz. ;)




  • Srodek: Salvia Divinorum
  • Set & setting: Samotne popoludnie w swoim domu, przy muzyce.
  • Cel: Okreslenie sensu istnienia ;))) [czytaj: ciekawosc poznania nowych
    swiatow]
  • Doswiadczenie: LSD,grzyby [w sumie kilkadziesiat podrozy], MJ & # =
    [ogolem nie wiecej niz jakies 20 gr.], GBL [ok. 150 ml], MDMA [ok. 70 szt.], amfetamina
    [kilka razy i przypadkiem, w trefnych pigsach], 2-CB [trzy razy], bielun [trzy
    razy], N2O [kilka razy], efedryna [trzy razy].


[o k*rwa, narkoman ze mnie :D ]



Zmieniam swoja swiadomosc od dobrych kilku lat w rozsadnych odstepach
czasui nie przesadzajac z iloscia czegokolwiek. Moj ulubiony srodek to jak na
razie kwas. :>




    Dawka:
  • T+ 0:00 Wypalam okolo polowy nie ubitej lufki suszu.
  • T+ 0:10 Wypalam dobrze ubita, pelna lufke suszu.
  • T+ 0:20 Jeszcze raz to samo, co dziesiec minut temu.
  • T+ 0:21 Kolejna wypalona lufka.


Na poczatek WIELKIE PODZIEKOWANIA dla mojej kochanej M. =3D) bez
ktorej nie moglbym przezyc tego, co przezylem.




Tytul nic nie oddaje, (zreszta mozna to odebrac jako glupie =
zarozumialstwo autora ;) ) ale chyba troszke przyciaga czytelnikow... ;)



Coz, wyladowalem wlasnie po podrozy wywolanej Salvia D.



Respekt dla tej rosliny i Jej Ducha, naprawde.



Moglbym dlugo, dluuugo pisac -ale kazdy musi to odkryc sam, no.
Hm. No. Napisze, napisze. Cos trzeba, chce cos napisac.



Jeden z wpisow na n/g fajnie oddaje jeden z aspektow podrozy: "niesamowite
wrazenie bycia gdzie indziej" - to jest to, Salvia to taki przenosny
mini-teleporter. Po prostu przenosi Cie gdzies
daleko.... i nie sa to tylko wzorki albo niespojne lokacje. Tylko zywe
swiaty. Jak przy swiadomym snieniu. Nie no, ja tego nie potrafie
opisac.



I poczatkowo na tym mialem opis zakonczyc, ale chyba to by bylo
troche kiepskie wyjscie. ;)



Cale doswiadczenie trwalo ok. trzech kwadransow i przy otwartych przez
caly czas oczach porownalbym je z bardzo mocnym upaleniem dobrym #.
Albo/i ze srednim kwasem, ktorego dzialanie zamknelo sie w tak krotkim
przedziale minut. Niby tylko 45 min, ale poczatkowe przyspieszenie jest
o wiele szybsze niz przy L.S.D. Wizualnie mniej 'drazniace' ale psychicznie
jakby dostarczajace wiekszej ilosci wrazen i glebszych wnioskow. Poza tym
czas sie mocno wydluza.



Esencja tripu to wizje przy zamknietych oczach.



Szybko nastepuja spore trudnosci z poruszaniem sie :), [Opiekun
KONIECZNIE wymagany, jesli ktos nie ma DUZEGO doswiadczenia z psychodelikami,
bo bardzo latwo jest zostac zaskoczonym przez nagly 'hit' substancji i np.
wypuscic lufke, po czym spowodowac pozar...] efekt dziwnego 'przestrojenia'
swiadomosci [nazywany czasami "head buzz"], halucynacje przy otwartych oczach
- raczej nie wykraczaly poza to, co wystepuje przy mj/haszu. Natomiast
C.E.V.'y- w 95% pozytywne, niezwykle i ciekawe. Silne i wielobarwne..
trojwymiarowe i "zyjace". Bardzo duza plynnosc i silna fala doznan.



I tutaj sedno sprawy - to juz nie sa zadne wizualne bajery w rodzaju
fraktalowych ciagow. i geometrycznych kwasnych wizji...



Dostajemy bilet wstepu do zupelnie innego swiata.



Nie mam porownania ale mozna wyraznie odczuc, ze swiat Salvii ODDYCHA.
Roslinny, zwierzecy. Pulsuje, ciagle jest w ruchu i zyje swoim wlasnym
zyciem.


A my jestesmy jedynie gosciem w tym domu.. i zaleznie od naszego
zachowania albo zostaniemy wpuszczeni zaledwie do przedpokoju, albo w ogole nikt nam
drzwi nie otworzy. :) Nieliczni pewnie beda mogli zjesc obiad z wlascicielem/ka. :)



..nie wiem wlasciwie od czego zaczac, bo jeszcze mna trzesie
i rzuca.



Na samym poczatku nic.



Dopalilem.



Goracy dym.



I nagle JEBUKURWADU! WYPOMPOWUJE MNIE! :) Dziesiec sekund i
startuje,
juz wiem, dlaczego ktos zapodaje sobie kokaine - tam start jest
rownie
szybki. I to sie moze podobac. No ale akurat ja tego sprawdzac
nie
zamierzam. Pozostane przy swoich ulubionych psychodelikach. :) Zamykam
oczy
i widze przed soba sunace w moim kierunku cztery sporej
wielkosci
weze-rury-tunele-pnacza-rosliny-fraktalowe-ciagi-lancuchy
DNA-energetyczne
wiry
wkrotce otaczaja mnie i zaczynam szybowac nad nimi, bardzo nisko.
Wszystko niknie w chmarze tuneli, wkrotce pojawia sie cos na ksztalt
wielkiej bramy, [indyjski styl i wykonczenie] ktora przypomina budowle,
ktora widzialem kiedys w wideoklipie FSoL'a.]
Cos takiego, mocno podobne. O k*, to bylo prawie to samo [TO SAMO?]
O K*. A JA WYRABALEM NIEDAWNO TEN KLIP, bo uznalem, ze tylko zapycha
miejsce a znam go na pamiec.. lol. Placebo? Sugestia? Byc moze, ale to
nie wazne/wazne...
Ugh. Przytlacza mnie to troche, ale jednoczesnie jest cudowne. Chociaz
nie czuje
euforii.. halucynacje sluchowe slysze ciagle. To jest.. nieopisywalne. W
zadnym
calu. Intensywnosc nie byla w formie wizualnej porownywalna np. z
silnymi
kwasami/grzybami, ktore jadlem... ale w formie myslowej, tak jakosciowo
jak i w kazdym innym calu- byla chyba nawet.. wieksza. Mniejszy Chaos,
wiekszy Porzadek.
A moze to ja dojrzalem do wiekszej kontroli roslin wizyjnych?
Zdecydowanie.
To moj wybor. Zreszta wszystko i tak bylo piekne, ale rozgrywalo sie..
nie. Bylo.
Po prostu, to jest teraz nie wazne. Bo hm.



Dobra. Dalej inne sceny, ciach.



[PIEC MINUT POZNIEJ]



Dopalam. Zbijam, ubijam, wbijam w lufke porzadnie
i duzo. Podpalam. Ciagne, ciagne. Powietrze. Gorace powietrze, juz po
dwoch
sekundach,
ale to NIE TO, mozna sie latwo pomylic, jesli palilo sie jedynie mj/# bo
WLASCIWY
DYM ma o wiele bardziej goracy smak/ jest cieplejszy. :) BUH. Tym razem
wiem, ze
tego nie wypuszczam i utrzymuje jeden ciag.. :) powietrze wplywa do
pluc.
Prawie Goracy_Plastik, chociaz DMT Musi byc bardziej Gorace. :)



Nie tak bardzo, przyzwyczajam sie i utrzymuje.
Przy kolejnym machu dostaje pierwszego 'hita' od Lady S. i nie czuje
juz
takiego pieczenia przy wciaganiu i trzymaniu dymu, wiec od niechcenia i
zeby
sie nie
zmarnowalo :) biore trzeci mach, najgoretszy i dajacy najwiecej
watpliwosci
[ hehe "czy aby nie za duzo?" :) ].
Ok.



Zawroty glowy, wzrok na przemian sie krystalizuje i 'sniezy'. Odkladam
lufke, zapalki.
Gasze swiatlo. Klade sie na dywanie, glowa w miekki puf ktorego
pozyczylem
sobie od Mr.
Fotela. Wizje szybciej przybieraja na sile.



Wkrotce wchodze w nie pelna para, chociaz tym razem nie jest to juz
"poczatek trzeciego
plateau" - tylko srodek czwartego i to pelna para. :)



Czuje, ze nie jestem jeszcze do konca gotowy na 5ty poziom. Wizje
przyjmuja
kreskowkowy ksztalt, jakbym ogladal kreskowke / ogladal komiks ze swoim
udzialem.



Jakas postac. Mezczyzna o dziwnym, ukrytym wzroku i 'znajomej'
sylwetce.
Moj ojciec? Ja? Czy to kobieta? Nie, ciagle ten sam. Ma na sobie
kapelusz i
stoi u bramy. Hm. Opiekun? :] Wrog? Strach? Brak odpowiedzi, jeszcze nie
pora.
Trudno powiedziec.



Pojawiaja sie osoby, ktore nazwalem 'ochroniarzami' swiata Lady S.,
ogromni, kreskowkowi miesniacy [troche podobni, do John'ego Bravo z
Cartoon Network, :)) ale wyzsi i powazni. Chociaz scenki maja raczej
pogodny charakter. Tego nie bede opisywal, bo w sumie jest malo
istotne. Stoje przy wejsciu do palacu/bramy/budowli. Przy murze. Nie
wejde tam.



[tutaj musze wyciac, bo opis ktory spisalem 'na goraco' zawiera rowniez
mocno osobiste
przezycia. Wiec skupie sie na tym, co moze byc istotne/ciekawe dla =
innych]



Cala, zaje*ista historia. Poczatek, srodek i koniec. WIZJA. Kompletna i
pelna. Mnie kwas zawsze sluzyl do nastawienia sie bardziej na swiat i
buhbuh.
Nie bede o tym pisal, nie moge. Sam kazdy powinien, co ja bede.. :)
Gdybym apisal "zajebiscie"
byloby w sumie tak samo. To bez znaczenia, to znaczy chce, to znaczy
tak.. to znaczy to ma znaczenie.



Muzyka POMAGA w tripie, moja swiadomosc koegzystuje z nia w jednym
czasie,
symultanicznie dokladam wydarzenia w podrozy do narastajacej dramaturgii
dzwiekow.

[ sluchalem Goa, konkretniej Astral Projection]



Wczesniej troche bawilem sie w kierowanie dzwiekami i zagladanie do
srodka
konstrukcji poszczegolnych
odglosow.. pulsujacy palac, odlatywal ode mnie, to przy pierwszym razie.
Przy drugim bylem juz przed "dziedzincem".




Podejrzewam, ze czwarte plateau to zwiedzanie niego samego, ogrodow i
budynkow przybocznych, a moze i zajrzenie do samego palacu.
Przynajmniej ja sobie to w taki sposob wyobrazilem, kazdy robi to na
swoj
sposob. S A L V I A.



Piatka to on sam. Szostka-byc moze ze swoja [ostatni etap "A"]
najwieksza tajemnica, [?!??!]
taka, ktorej poznanie wymaga na Duchu Salvii wymazanie tripperowi tego
wszystkiego z pamieci... [znana jest powszechna i kazdorazowa calkowita
amnezja po przekroczeniu piatego plateau i przejsciu do drugiego "A"].



A moze poetyzuje, ale to lepsze niz wspomniane gdzies powyzej
"zajebiscie".
:)



Male kroki, ale do celu.



[CIACH]



Chcialem o kims pomyslec, bo samokontrola podrozy na interesujace
zagadnienia
byla dla mnie wyjatkowo wazna, a to ze wzgledu na dosyc ciezkie ostatnie
dni.
Wiec wykorzystalem 'swoje' mozliwosci i dostalem 'swoje' odpowiedzi. To
lubie,
szczegolnie kiedy dlugo sie na to czeka.
Dalej pojde dopiero z M. i chcialbym, zeby to zobaczyla. Zalowalem, ze
nie
moze byc tutaj wczesniej przy mnie. Ale jednoczesnie DOBRZE SIE STALO.
Wszystko
jest na swoim miejscu.



Hm. Zaskoczenie... ale ufam Duchowi Salvii, zasmakowalem czastki tego,
na co
go stac.



Jeszcze wczesniej zobaczylem rosnacy napis SALVIA, wykonany z
roznokolorowych liter, raz zlotych innym razem 'wykonanych' z cienia.



No i ten napis zamienil sie w b=3DB1belkowy neon, zapalily sie
poszczegolne
lampki. Zastanowilem sie, czy to mi pokazywalo na ktorym jestem etapie.
:) S... zloto-zolty poblask, mija
sekunda *BUH* A... dwie sekundy... czekam... trzy.. piec... *BUH*, jak
przy
otwieraniu okna, czy drzwi. L........ *BUH*... jest 'V'...
czekam nieokreslony okres czasu w bezczasie.
*BUH* nie nastepuje :) I na sekunde lekko sie rozjarza i gasnie.



Jeszcze nie pora. Ale nie lekcewaze juz mocy S.D., kiedys palilem kilka
razy
[susz] i zadzialalo ledwie zauwazalnie, dopiero za trzecim/czwartym
razem.
Podejrzewam, ze bylo to pierwsze plateau.



[CIACH]



Nagle slysze glosy, rozne.
Blisko. JAK ZYWE. Hm, malo przyjemny moment, to znaczy podchodze do tego
ze spokojem
i daje sie poniesc wzbierajacej dosc nagle szybkiej i duzej fali...
Pojawiaja sie [wystapily rowniez w mniej zajmujacej :) formie na
pierwszym
paleniu kwadrans przed drugim.. przesiakniecie PRZYPADKU do drugiej
wizji?
Nie wiem.] znowu biale larwy, roznokolorowe glizdy, dzdzownice,
gasiennicopodobne stworzenia z ostrymi zebami.
Pierwsze mgnienie fali nieskonczonosci, lekko przerazil mnie ogrom
zagrozenia.
Ktore nie istnieje, ale istnieje nie istniejac.
Widze jedna. Wypelza nagle. Wyglada jak matwa, albo straznik z =
'Matrixa',
troche
jak rak z trzema sczypcami. Sa dwa.
Trzy. Piec. Wychodza z 'podloza'. Pelzna przed siebie. Oddalenie
'kamery'.
Jest ich wiecej. Sa male, wieksze. Mnostwo. Cala zaje*ana armia, ;D
obraz sie
oddala,
obejmuje ich z gory, po chwili pod katem z boku. Cala chmara. Brna przed
siebie
zwarta masa. Potezna ilosc, miliony sztuk... Czym sa? Co reprezentuja?



[CIACH]



Wychodza zewszad, jest ich pelno,
nie potrafie tego oragnac. Formuja w przestrzeni olbrzymi trojwymiarowy
szescian ze swoich cial, pelzna w 'powietrzu' przed siebie. Oddalenie
kamery o kilka
skal wielkosci. Jest ich wiecej? Kolejne szesciany. O ku*wa. Moj wzrok
odlatuje
na kolejne 'nascie' rzedow wielkosci dalej. Setki szescianow, kazdy
brnie przed
siebie. Kazdy jest zlozony z tej wielomilionowej liczby stworzen.



Kamera znowu sie oddala, setki cyfr po przecinku dalej. Niewyobrazalny
widok. Miliardy wielomilionowych zywych szescianow tworza nowy, kolejny
organizm.
Przypomina polaczenie wczesniejszych gatunkow istot - mątwopodobnych =
i
tych
"rakopodobnych". Ida do przodu.



[CIACH]



Zmieniam klimat.



Szybuje gdzies nad dziwnymi, roslinnopodobnymi konstrukcjami.
To swiat Salvii, takie mam przeczucie.
Slysze glos, damski glos. Trudno powiedziec, co mowi. Nie
pamietam
juz w tej chwili... Scena z oddali. Moje 'ja' laduje na wielkim
kamieniu/glazie...
jestem na nim zawieszony w przestrzeni. Przede mna pojawia sie olbrzymia
[kilkadziesiat
razy wieksza od mojego "ja", IMHO dobre porownanie- rozmiar glowy
doroslego
czlowieka
i ludzik z klockow LEGO. :)].



Hm. Ma calkowicie biale oczy, nie widze teczowek. Oczy. Srebrne wlosy,
chociaz
po chwili kolor zaczyna sie mienic.. sugeruje pytanie/stwierdzenie..
"zaskoczyl mnie
twoj wyglad". Wtedy niedaleko jej glowy pojawia sie cos w rodzaju
trojwymiarowego
holodeku [jak w StarTreku] i w poszczegolnych fragmentach ogromnych
"szuflad" widze
rozmaite wersje jej twarzy, odrebne ksztalty i kolory ust, oczu.. itd.
Wiec
moze
przyjac dowolny wyglad, zreszta moglem zapytac o cos wazniejszego, bo
ten
wniosek
byl dosc logiczny. :) ].



[CIACH]



Kamera sie oddala, oddalaja sie poszczegolne swiaty. Rozmaite wersje
naszych
rownoleglych wszechswiatow o nieskonczonej liczbie i mozliwosciach
wyboru/rozwiazan.
Szkatulki w szkatulkach, waz zjadajacy wlasny ogon, poczatek i koniec,
Alfa/Omega,
swiatlo i ciemnosc, Yin/Yang.



Hm. I tak przez pewien okres "czasu", z niewyobrazalna predkoscia
ciagle sie oddalam, gubie rachube, niewyobrazalny widok/cien tej
swiadomosci/odczucie.
Bezkres. To samo, kiedy sie przyblizam. Nonstop.
Za pewna liczbe nieobjetej liczbie oddalen widze czerwony prostokat.
Zlozony
z takich samych jak on sam, form. Zblizenie pokazuje to samo. A to
wszystko
ma w sobie
nieskonczona, nieobejmowalna liczbe 'oddalajacych sie skal' poprzednich
wszechswiatow.



Nagle widze jak pewna, ogromna ilosc tych prostokatow zaczyna tworzyc
sznur.
To
ma ksztalt podwojnej spirali, lancucha DNA. Wszystko zaczyna wirowac i
krazyc
z niesamowita predkoscia az spaja/stapia sie w jedno. Jest jednym. A
jednoczesnie
zawiera w sobie bezkres pustki i formy. Jest wszystkim i niczym. Bedac
zarowno
zadna z tych "rzeczy".



To jeden z wielu swiatow, jedno z ogromnej ilosci mozliwosci.



Hm. Zastanawiam sie na chwile nad sensem istnienia Boga w takim 'stanie
rzeczy'.
Czy to on jest tym wszystkim? Nami, my nim itd.? Bez poczatku i konca?
Jak
wobec
tego jest w stanie nad tym zapanowac, nad soba? Czy moze jest to czyste
szalenstwo? Ah, te moje quasi-religijne stawianie pytan. :))))
Widze dobro jako czysto biala, jasna sile. Jest wszedzie. Znowu ogromna
ilosc
zmian rzedow wielkosci, w oddaleniu tak duzym, ze juz mnie wkurza ciagle
pisanie
o tym, zeby to zaznaczyc w raporcie ;) widze, ze formuje biegnaca przez
ciemna pustke
linie. Znowu oddalenia. Wszystko ogarnia czern a biala linia bezkresu
dobra
niknie
w prozni 'wszelkiego zla'. [kwestia przyjecia punktu odniesienia]



Zmiana widoku. Widze, ze linia 'czerni' i 'bieli' mkna przez przestrzen,
przecinaja
sie, stykaja. Sa soba. I nie sa, bo zawsze cos je dzieli. Chociaz sa
razem.
Ciezko
to wytlumaczyc. Wspolistnieja bez zaburzenia niewidzialnej ale
wyczuwalnej
'rownowagi'
w pozornym braku sensu.. znowu nieskonczona [w przyblizeniu ;D ] liczba
oddalen.
Widze dwie kule, jedna jest biala a druga- czarna. Oznaczaja
wszechswiaty
z dominacja odpowiednio 'dobra' i 'zla'. Chociaz zarowno w jednym, jak
i
drugim
sa "czastki przeciwne", to z tej perspektywy tworza wlasnie taki widok.



Znowu oddalenie, jestem juz tym mocno przytloczony ale ciekawosc jest
spora.
Ponownie widze coraz wiecej czarno-bialych kul, w koncu wszystko niknie
raz
w bieli, raz w czerni. Nie ma konca. Wieczne teraz? Czuje sie tak
niewiarygodnie
malutki [a zarazem wielki-zalezy jak spojrzec] w obliczu tego
wszystkiego i
mojej
roli wewnatrz maszyny, ktora jest zyciem. Czy jesli to jest BOG, [jeden
z wielu w jednym] to czy on
to obejmuje?
Czy go to nie moze znudzic, zmeczyc? Nawet wieczne wcielanie sie w
NIESKONCZONA ilosc
istnien? Nawet takich, ktorych nigdy nie moglbym sobie wyobrazic i
pojac?
Widze zyjace twory, komunikuja sie ze soba za pomoca 'impulsow
swiatla',
same sa wlasciwie punktami energii.
Ciach.



Ziemia. Orbita. Ziemia z kosmosu. Wizja oddala sie, poglebiam oddech i
zapadam
sie sam w siebie. Czuje drgajace powieki, jak przy fazie R.E.M. podczas
snu.
Zdaje sobie chwilowo sprawe, ze Salvia za niedlugo zakonczy spektakl dla
mnie.
Koncentruje sie na powrocie do widzianych obrazow. Jest. Chmara gwiazd,
nocne
niebo. Bezmiar, niesamowite wrazenie - krysztalowo czyste swiatlo gwiazd.




Ciach.



W oddali widze jakas mglawice, w nieokreslonym punkcie wszechswiata.



Mnostwo gwiazd, roznokolorowych. Emituja swiatlo biale, zolte,
niebieskie,
czerwone..



W poblizu wolno sunie spory asteroid.



Nagle 'splywa' na jego powierzchnie 'czerwony Boga'. W kazdej chwili
moze
wskoczyc w dowolny punkt tego, co opisalem powyzej i odpoczac lub nie.
Jest.



Ciach.



Czy to "wszystko"? Tylko tyle? Nieskonczona nieskonczonosc, i to jest
tylko
tyle? [ROTFL, tak nawiasem mowiac. ;) ]



Czy jego ktos stworzyl? Hm. Co bylo, zanim powstal czas/bezczas
zatopiony
gdzies pomiedzy nieistniejaca wypelniona bezczasem zyjaca forma
jestestwa?



Wizje slabna. Dzisiaj sie tego nie dowiem. O ile w ogole mozna.



Musze w koncu dac sobie spokoj z zadawaniem pytan.
Pora na cos innego. Kogo ja chce udawac, Budde? ;)



To tyle.



Kolejny nawiedzony pseudo-mistyk, powiedza niektorzy.
Ale nikogo takiego z siebie nie robie, nie uwazam, ze doznalem
oswiecenia hehe, nic z tych rzeczy. Ci ktorzy mnie znaja- wiedza co
mowie.
Dla mnie to byla kolejna podroz z grupy tych, po ktorych "nic nie jest
do
konca takie, jak dawniej"...
Ten trip byl mi potrzebny wlasnie w tym momencie, w ktorym mialem okazje
go
przezyc.



Szalwia to potezny srodek. Moze wiele pokazac. Trzeba tylko pamietac,
zeby
nie poswiecic sie w calosci samym srodkom, pomijajac gdzies po drodze
uprzednio obrane cele.


Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media