Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zamieszanie

zamieszanie

... a działo się to we wrześniu 2002 roku w malowniczej wsi położonej gdzieś na przedgórzu świętkorzyskim. Miesiąc wcześniej odkryłem hyperreal.info i od tamtej pory stale odwiedzałem tę witrynę skacząc od psychodelika do psychodelika. Większość mojej uwagi przykuły psilocybe semilanceata ponieważ zaczął się sezon i chęć znalezienia tego "taniego" :P i według opisów jakże spektakularnego specyfiku stała się nieodparta. Łysiczki próbowałem już dwukrotnie wcześniej w internacie (pozdrowienia dla Szamana :P) ; 1raz po 25 sztuk na łeb z kolega z pokoju - mi nic specjalnego nie było a kolega do 1 w nocy opowiadał mi co widzi (tanczacych indian itd.) troche mu wtedy zazdroscilem, ale powiedzialem sobie ze na mnie jeszcze przyjdzie czas :) 2raz z Szamanem... niestety poszedlem o jedna wisniowke za daleko i skonczylo sie na LuuLuu :PP LOL. Wracając do owego września, nie pamietam dokładnie, był słoneczny dzień, chmury jak baranki przemykały po niebie, miałem trochę Merry więc postanowiłem zwerbować kumpla i wybrać się na sesje do lasu (BTW: las to najlepsze miejsce na palenie, grzybienie itp.). Obaj już od 2 tygodni zaopatrzeni w opisy i wydrukowane zdjecia buszowaliśmy po łąkach w poszukiwaniu owego mięsa bogów ale z zerowymi efektami, grzybów jak nie było tak nie było :(.


Ucieszeni faktem iż mamy małe conieco palenia szliśmy beztrosko w kierunku lasu i nagle...! Zauważyłem coś w trawie... "małe diabełki!" pomyślałem, "ukryły się dosłownie 50m od mojego domu...". Obaj nie byliśmy do końca pewni czy nasze znalezisko to rzeczywiście łysiczka, ja widziałem tylko suszone a one (teraz wiem:) różnią się zdecydowanie od żywych okazów. Wyciągnąłem kartkę ze zdjęciem i opisem... pasuje jak ulał. Szybka decyzja; "zrywamy, w lesie zastanowimy sie co dalej". Spakowałem je do kaptura, spaliliśmy szkło i podnieceni tym że "chyba" nasze trudy zostały wynagrodzone pomknęliśmy do lasu. Nie zapuszczaliśmy się głęboko, usiedliśmy w miejcu gdzie zawsze siadaliśmy na chwilę na sesjach MJ. Wyłożyłem diabełki na ziemię, były różnych rozmiarów, największy miał ok 15cm. Liczymy... 32, no to po 16. Trochę mnie to zmartwiło ponieważ moje poprzednie doświadczenia z 25 niczym szczególnym nie zaowocowały, no ale lepszy wróbel w garści. Spaliliśmy 2 szkło, las był złocisto-czerwono-bordowo-zielono-tajemniczy, typowo jesienny, szumiał cicho, rytmicznie, kojąco... mieliśmy już dobrze po MJ. Nadeszła chwila zawachania; "czy to napewno te grzyby?", "a jak nie te to mozemy się zatruć, wylądować w szpitalu i zrobią nam testy na thc, płukanie żołądka i dopiero będzie w domu lipa" :))) typowe wkręcanie ziołowego bad tripa... "Chui! jjemy, co będzie to będzie" oświadczyliśmy zgodnie, podzieliliśmy po 16, mniejwięcej tak żeby każdy miał równe sztuki, no i AM, do brzusia :) "Idziemy do LASU!", oświadczyłem głośno chociarz jużbyliśmy w lesie :)


Znaleźliśmy się chui wie gdzie, było fajnie, słońce fantastycznie błyskało z pomiędzy już słabo zaliścionych gałęzi, było ciepło i przytulnie, jak u Pana Boga za piecem :P Zawsze dobrze czułem się w lesie, czy paliłem czy nie (lepiej gdy paliłem:), podziwiałem doskonałość przyrody, jej bujność, różnorodność, walory estetyczne... nagle poczułem też walory erotyczne (!) i przytuliłem się do średniej wielkości sosny na co mój kolega zareagował szaleńczym wprost śmiechem. Też zacząłem się śmiać, odpadłem od mojego "obiektu rządzy" i zaliczyłem glebę (taką kontrolowaną:), przez chwilę nie wiedziałem co się dzieję, gdzie jestem i wogóle kupa zamieszania. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy że grzyby zaczynają mi wchodzić (minęło ok 30 min od zarzucenia). Cały czas rozmawialiśmy o grzybach, o tym czy będziemy mieć halucynacje itd. kumpel chciał zobaczyć smoka :) opowiadał mu o takim przeżyciu nasz kolega który wtedy wyjechał i nie mógł z nami iść. Smok, smok, smok... i w końcu jest! Tzn. nie zupełnie smok, kawałek korzenia długości 40cm trochę obdartego... był piękny i do złudzenia przypominał głowę smoka; rozwarty pysk, oczy, uszy... wszystko układało się z fragmentów odstających drzazg, przebarwień, resztek kory... ehh, trzeba to zobaczyć (dotąd mam go w domu, wziąłem go ze sobą :).


Nie zważając na siebie zaczęliśmy łazić po lesie praktycznie za niczym, nie spuszczając się jednocześnie z oczu. Doszliśmy do miejsca które mnie i mojego kumpal niesamowicie urzekło (mój kumpel na codzień nie jest estetą i czasami emanuje z niego prostactwo ale go lubię :P ); dwa zagłębienia ok (0,5m) po olbrzymich głazach zarośnięte zieloniutkim mchem który "wypływał" z tych zagłębień i łączył się na górze w miejscu gdzie się stykały się owe "doły". Mało tego! w tym mchu rosły różnego rodzaju rośliny, białe jak śnieg malutkie grzybki, pojedyńcze źdźbła trawy, leżały szyszki, gdzieś w dole pająk uwił sobie sieć... niesamowity widok, poprostu mikrokosmos, mała cywilizacja, kolonia leśna założona pośród opadniętego igliwia (wokół podłoże było zasłane zbrązowiałymi, igłami i liśćmi), tworzyła cudowną wysepkę... i to są następne 2h jazdy :))) zaczeliśmy się nią opiekować, świat dookoła poprostu przestał istnieć! usuwaliśmy z zagłębień zanieczyszczenia, odpadki które zakłucały piękno naszego terrarium, szlifowaliśmy ten wszechświat do doskonałości dokładając rózne elementy; żołędzie, znalezione kwiatki (sic!, wiem:), i przez cały czas jeden albo drugi powtarzał "zajebiste, zajeeebiiisteeee...". Spytałem kumpla "czy nie wydaje ci się jakbyś widział przez obiektyw, kamerą?" on na to "zajebiste, zajeb... taaak, dokladnie tak samo widze, zajebiścieee :)", smok leżał pomiędzy dołkami rozgraniczając nasze terytoria, pilnując naszych światów przed najeźcami z zewnątrz.


Dookoła rosły jeszcze pojedyńcze mchy, jakby zaczątki nowych kolonii, było ich dużo, jajowaty krztałt, zieloniutkie, też fajne. Pomyślałem że je pooglądam, podchodzę do jednego , fajny :) , sprawdzam czy mocno przyrósł, a on chop mi na rękę ! :)) hehe, myśle sobie jeż! pokazałem kumplowi, zaczął się maksymalny brecht, zaczeliśmy je zbierać, chować do kieszeni, głaskać, wołać... brechtawa jeszcze większa. Ogarnęła nas euforia. Patrze na kumpla, stoi nad swoim dołkiem i grzebie w majtkach, "co robisz pytam" a on się odwraca, banan od ucha do ucha i zaczyna lać na swój mikrokosmos... to był szczyt, zacząłem się ryć z niego niesamowicie i automatycznie też mi się zachciało lać :) w ataku eufori i kompletnego "mamo nie wiem co robię" sprawiłem mojemu terrarim "złoty deszcz". Darliśmy japy ze śmiechu na cały las, martwiłem się tylko żeby się nie wyłożć w te szczyny, albo w jego. Po 5 minutach ochłonęliśmy, popatrzyłem z żalem na nasze dzieło, już nie było takie piękne... :)


idziemy dalej. Wyszliśmy z lasu na łąkę, usiedliśmy na świeżo zciętym drzewie, papieroska... obserwuję otoczenie, obraz faluje jak gorące powietrze, wszystko jest takie inne, głębokie, w lesie słychać różne odgłosy, świsty, pojedyncze słowa, łamane gałęzie, poćwierkiwania ptaków. Okolica nabiera dla mnie iście mistycznego charakteru. Przez umysł przechodzą niesamowicie spójne i czyste myśli, już nie ma tego chaosu i natłoku wrażeń co na początku, wszystko się układa. Wtedy chciałem żeby zawsze być w takim stanie umysłu, żeby nigdy się ta faza nie skończyła. Podzieliłem się swoimi przemyśleniami z kumplem, on czuł to samo. SMOK! Został przy dołkach! "jak tam teraz trafimy?" rozejrzałem się dokoła... spoko, las nas poprowadzi :) i rzeczywiście trafiliśmy bez problemu po 3 minutach, chociarz wcześniej chodizliśmy pół godziny. Wróciliśmy na ścięte drzewo, papierosek...


Rozmawiamy, gadka klei się niesamowicie, nie wiem jak wy ale ja na grzybach mam niesamowity słowotok, niesamowity bajer np. na panny. Pamiętam sytuację; ja na grzybach, laska upalona masakrycznie, idziemy pod rękę - tak retro :) powiedziała mi wtedy jedna z najprzyjemniejszych rzeczy jakie moze usłyszeć mężczyzna "nic nie rób tylko mów"... słowa przeplatane dzikim, spazmatycznym śmiechem utkwiły mi na długo w pamięci, podrawiam toważyszkę wypraw :).

Tego dnia 15 grzybów różnych rozmiarów odsłoniły przedemną swój olbrzymi potencjał. Potem znajdowaliśmy je "tonami", wymienialiśmy na zioło, chodziliśmy nagrzybieni w nocy do lasu... ale to już całkiem inna bajka.

Ocena: 
natura: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media