Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

relacja zwiadu

relacja zwiadu

no coz... szalwie dostalem od kolegi rapatanga za co mu dzieki

wielkie. zastanawialem sie jakis czas, czy wziac sie do tego sam czy

moze z kumplem. wybralem to drugie, gdyz kazdego narkotyku wole

poprobowac na poczatek w dobrym towarzystwie.

wieczorkiem po malej lufeczce usiedlismy sobie wygodnie u mnie w

chacie, napchalismy do bongosa zeschnietych lisci [mniej wiecej

dwie lufy] i zastanawialismy sie w jaki sposob osiagnac w owym

bongosie najwyzsza mozliwa temperature. przeczytalem bowiem w neuro

grove, ze szalwia wydziela swoje magiczne substancje w wyzszej niz

gandzia temperaturze. zaznaczam, ze najpierw poczytalem co nieco

ale tylko z neuro. to co przeczytalem przekazalem koledze i

ruszylismy na zwiad.


pierwszego macha sciagal kolega. zaparl sie poteznie, liscie

zaczely sie zwijac. nie odrywajac zapalniczki ciagnal, az napelnil

pluca. moja kolej. trzymajac dym w plucach widzialem kontem oka jak

kolega wypuszcza. i teraz...



moja wersja:


widze jak wypuszcza, sam po chwili wypuszczam, siadam na dupsku i

patrze na kolege. nic nie czuje, zero efektow przez jakies 20

sekund. poczym nagle cos sie dzieje. nie wiem co, nie potrafie tego

okreslic. po prostu cos dziwnego, ale tak ulotnego ze nie mialem

czasu sie nad tym zastanawiac, lekkie platanie jezyka, plus calkiem

spore trudnosci z wyslawianiem sie. ale ogolnie, po odjeciu strachu

[co to kurwa jest?!?!] calkiem przyjemne. mimo wspomnianych

trudnosci mysli w glowie ukladaja sie zajebiscie skladnie. pelna

swiadomosc i efekt uboczny - dziwna szczerosc. nie to zebym normalnie

byl klamliwym podstepnym gadem, ale w rozmowie trace jakies opory,

staram sie lukac caly czas na kolege, a ten zachowuje sie co

najmniej dziwnie. wstaje, po czym opada na fotel, o czyms mowimy

ale w tej chwili nie pamietam, dotyka reka sciany, nog. a ja

zaczynam sie glosno smiac. moja ksiezniczka cos tam do nas mowi, ja

jej delikatnei odburkuje, ze to nie jest dobra chwila na zawracanie

mi dupy. przez caly ten czas mam taka brechawe jakiej dawno nie

mialem, co wiecej jestem swiecie przekonany, ze kolega udaje,

zgrywa sie, wkreca mojej damie [co ja robie z pelna swiadomoscia]

klade sie ze smiechu, w oczach lzy. po prostu totalna wesolosc. kolega

mimo dziwnych zachowan smieje sie ze mna. kurde - mysle - cos dziwnego,

smiechu w zadnych opisach nie spotkalem. pozniej nabijam bongosa

[idzie calkiem sprawnie - zdolnoasci motoryczne w lekkim stopniu

uposledzone], i sciagam drugiego macha, bo okazalo sie, ze

poprzednia lufe stuknelismy na dwa machy. kolega troche sie wacha

ale jeszce jednego bierze. znow cala lufa - strasznie szybko sie

pali. w miedzy czasie staram mu sie przekazac, ze powinnismy zejsc

o jakis tam poziom w glab siebie, ale klimat nie jest sprzyjajacy.

zamykam na chwile oczy ale nadal widze-czuje wszystko dookola. i

wtedy rozumiem o co chodzi z tym paleniem szalwi samemu.

czuje/widze [ale to nie sa wizje to cos w rodzaju

przeczucia/swiadomosci/nie wiem czego, ze moja prawa dlon i bark

zaczyna znikac. ale nie tak, ze trace reke i macham jedna szkita.

cos jakby amaterialnosc. i to postepuje i wiem, ze gdybym teraz

pozwolil tej amaterialnosci postepowac dalej, polozyl sie wygodnie

i spokojnie, bez strachu poddal sie temu przezylbym cos

ciekawego.ale jak mowilem klimat nie sprzyja. mowie o tym koledze i

okazuje sie ze mamy podobne odczucia. trwalo to moze z 5 - 7 minut.

dokladnie nie jestem w stanie powiedziec bo nie w glowie mi to

bylo. na tym koniec. do konca wieczoru lekkie dziwnosci, nie do

okreslenia. cos zupelnie nowego.



wersja kolegi:


poczul ja, zanim zdazyl do konca wydmuchnac dym. staram sie postawic

w jego sytuacji i wiem ze wiedzial o tej roslinie i tripach nia

wywolanych to co ja. wiec ja na jego miejscu bym spanikowal i on

zrobil to samo, co pewnie przeszkodzilo mu w dokladnej eksploracji

otwierajacego sie terytorium. a wiec wydmuchuje, opada na fotel.

utrata rownowagi i orientacji. nie dosc, ze nie wiesz co jest gora

a co dolem, to w dodatku twoje cialo dziala ale jakby nie bylo to

TWOJE cialo. masz nad nim kontrole ale nie zuypelna. wzrok wariuje,

przestrzen zaczyna sie rozjerzdzac, musi skupic sie na punktach i

tylko wtedy odzyskuje zdolnosc normalnego widzenia. sprawdza czy

wszystko to nie jest iluzja [dlatego dotykal sciany], proboje

zidentyfikowac doznania. mowil, ze czul jakby cialo zniknelo a on

mial pelna wladze jedynie nad glowa. co wiecej przerazilo go

najbardziej to, ze ma pelna swiadomosc >zaklocen<. ale smieje sie

razem ze mna. poteznie pracuje nad tym aby sie skupic. pozniej to

co u mie ale o wiele silniejsze.



ktos cos wspominal o ludziach wrazliwych na szalwie. jest tego

jakis procent populacji [kto wie ile?]. wydaje sie ze kolega nalezy

do tej grupy. ogolnie obydwaj troszq spanikowalismy. on odczul

potezne uderzenie i starajac sie nad tym zapanowac, poswiecil za

duzo energii na poskramianie tego, zamiast na odkrywamnie. w sumie

wyglada to na zielsko, pali sie jak gandzia, smak calkiem calkiem

[gorsze swinstwa w gebie sie mialo], a tu potezny kop i nie dziwie

sie jego reakcji.

tyle bylo. zwiad powrocil. niedlugo wyruszy nowa grupa. tym razem

uzbrojona w doswiadczenia zwiadu i wiadomosci z erowida [malo kumam

po angielsku - moze ktos ma to przetklumaczone, chocby

najwazniejsze rzeczy].


niedlugo ciag dalszy. bo to baaardzo dziwna roslina. jak zgodnie

stwierdzilismy z kumplem: NOWY narkotyk. ze szczegolnym naciskiem na

nowy.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media