pomnożyły się motywy
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
pomnożyły się motywy
podobne
Time: 25 grudnia, popołudnie ok 15.
Experience: mj, #, dxm, efedryna.
Set & setting: positive, oddech po świętach. Palimy z kolegą, mój trzeci raz z SD. Wydanie luksusowe:
bongo i mix z wybornym # made from Jack Herer prosto z Hagi. Jeśli chodzi o dawnowanie, to niestety nie
jestem w stanie precyzyjnie stwierdzić jaka gramatura się zdematerializowała. Zapakowaliśmy 2 pełne
cybuchy, więc myślę, że mogło przejść ok 1,5 - 2g.
Pierwsze uderzenie po ok 30-40 sekundach, w zasadzie od razu po wypuszczeniu dymu. Zaczęło się od
lekkiego, półsekundowego opóźnienia. Obraz zaczął się przemieszczać w zwolnionym tempie. Już sekundy
później kompletny odpad. Przeniosłem się do zupełnie innego pokoju, w jakimś zupełnie innym miejscu
świata. Napewno nie był to pokój Dragona. On ściągał za mną, kiedy ja już odpadałem, zdążył jeszcze
nastawić Asian Dub Foundation. W tym momencie krzyczałem już na całe płuca, że mam niesamowitą jazdę.
Popatrzyłem chyba na akwarium i odkryłem ogromnie uradowany, że jego rybki żyją! Mniej więcej, kiedy ja
byłem już baardzo daleko, Dragon zauważył, że jesteśmy w Indiach na jakiejś górce. Jak się tam
znaleźliśmy, tego nikt nie wie.. W spazmatycznych atakach śmiechu próbowaliśmy się napić wody obserwując
jednocześnie deformację butelki. Pierwsze uderzenie trwało około 5-6 minut i było kompletnym odpadem od
rzeczywistości. Byliśmy przekonani, że trwało to 10, góra 20 sekund. Szczęki nam opadły, kiedy po
godzince odsłuchaliśmy sobie nagranie. Nagrywaliśmy na 2 mikforony, na pc i laptopie. Podczas pierwszego
uderzenia poczułem dziwne przyciąganie, czułem że jakaś siła pchała mnie do tyłu. Wydawaliśmy przy tym
przedziwne dźwięki, nie słyszałem jeszcze kumpla tak przeraźliwie się śmiejącego. Dopaliliśmy jeszcze
kolejke i wtedy zaczął się konkret.. Z tej fazy zdecydowanie więcej pamiętam. Pierwsze 6 minut było chyba
6plateAu, bo mieliśmy kompletną amnezję. Nic nie pamiętaliśmy a przy odsłuchiwaniu nie posiadaliśmy się
ze zdziwienia. W zasadzie nie było już takiego splitu jak przy pierwszym uderzeniu, ale zdecydowanie
pomnożyły się motywy. Na przykład, znaleźliśmy się nagle pod wodą. Na dnie oceanu konkretnie. W jakimś
batyskafie, przyglądaliśmy się rybom. Kiedy się wynurzyliśby byliśmy znowu w jego pokoju. Na tym podrózy
nie koniec. Zmieniła się piosenka i spytałem Dragona, co my robimy w Chinach. Okazało się, że w
międzyczasie byliśmy też tam. Wszystkie podróże były przy zamkniętych oczach. Dragonowi zaczeło już chyba
przechodzi
ć, bo poszedł po jakieś jedzenie. Wrocił po kilku minutach z oświadczeniem, że rozmawiał z jego babcią.
Więc się pytam, w jakim języku, bo byłem pewien, że babcia nie żyje. Ale żyje i ma się całkiem dobrze, a
rozmowa była piętro niżej.
Kiedy siedziałem sam, popatrzyłem się trochę w monitor, bo do Winampa mieliśmy włączony wizualizator,
dokładnie Milkdrop. Doświadczyłem jednego ciekawego przeżycia, mianowicie wydawało mi się przez chwilę,
że jestem zamknięty w kartonowym sześcianie kilkadziesiąt centymetrów od monitora. I kiedy wizualizator
sobie pomykał, to obraz dochodzący do mojej twarzy był przez nią pochłaniany, natomiast ten, który
opływał kształt mojej głowy wydawał się rozmywać i przepływać zniekształcony jak fala fotonów. Było to na
tyle rzeczywiste, że prawie czułem jak cząsteczki rozbijają się o moje policzki.
Kolejnym motywem była deformacja szczęki. Zacząłem Dragonowi opowiadać co się dzieje z moją szczęką.. A
działo się tak: poczułem, że moja szczęka nagle się bardzo wydłużyła, że wyglądała mniej więcej jak
szczęka dinozaura. Podzieliła się na takie trzy kawałki, najbliżej gardła był wiadomo ten taki śmieszny
języczek który jest odpowiedzialny za mowę. Dalej był taki kompletnie nieczuły dłuższy kawałek, który
miał za zadanie przeżuwać, a na samym końca, można powiedzieć że przy ustach był już ten właściwy
kawałek, który był narządem mowy. Moją szczękę podsumowałem jako kajak. W międzyczasie doładowaliśmy do
bongosa hashu.. Jak przystało na świąteczny dzień, byliśmy rządni przygód. Nie wiem, czy potem górę
wzięła kostka, czy do głosu doszła Sylwia, ale kiedy Dragon zmienił muzę na Roni Size'a wpadłem w jakiś
tunel czasoprzestrzenny i wyleciałem jak z procy. Zdążyłem tylko oprzeć się o fotel i nagle wszystko
zaczęło przyspieszać. Nie miałem pojęcia gdzie lecę, ale zapieprzałem z prędkością światła. Ledwie mogłem
się utrzymać w fotelu. Trzesło mną niemiłosiernie. Cała podróż trwała chyba bardzo krótko, nie
odnotowałem jej na nagraniu. Kiedy się zatrzymałem byłem w próżni. W kompletnej ciemności i kompletnej
pustce. Scenka przypominała bardzo trip z filmu "Kontakt" z Jodie Foster.
Z innych motywów przypominam sobie jeszcze, że straciłem kontrolę w nogach. Mianowicie Dragon podsunął mi
pod stopy taką małą sofę, na której się oparłem. I tak siedzieliśmy sobie dalej przy muzyce, kiedy nagle
zauważyłem, że nie mam władzy w nogach. Leżały sobie założone stopa na stopę, a ja za nic w świecie nie
mogłem nimi poruszyć. Doświadczyłem świetnego uczucia, mianowicie czułem każdy impuls wysyłany z mózgu do
nóg. Przekaz był bardzo klarowny: "porusz się w lewo". Czułem jak się posuwa wzdłuż rdzenia kręgowego,
leci w zwolnionym tempie i zatrzymuje się gdzieś w okolicach miednicy. Najdalej udało mu się przepchać go
do kolan. Ale tam natrafiał na jakieś silne filtry i o ruszaniu nogami nie było mowy.
Podczas przerabiania kostki wkręcił mi się jeszcze taki niezły schizz, że powiedziałem do Dragona "stary
kosmicznie" podczas trwania jednego housowego kawałka i kiedy kończyłem mówić "kosmiczniE", zmieniało się
tempo piosenki. Zauważyłem to i mówię drugi raz: "stary kosmiczniE", a tam znowu zmienia się tempo i
dokładają się jakieś dźwięki. Odczekałem chwilkę, pomyślałem i znowu mówię: "stary kosmiczniE", a tam
kolejna zmiana! Te zmiany były oczywiście czysto nieregularne i zachodziły kiedy mówiłem to magiczne
abrakadabra. Zupełnie jakbym zaklinał tą piosenkę.. Podsumowując, było to jak narazie największe
zmasowanie różnych trip-motywów. Zejście było bardzo lekkie; pomijalne zmęczenie, które pozostało raczej
po hashu. Ostatecznie wsiadłem w autko i pojechałem do domu. Po powrocie do domu szampański nastrój i
ekscytacja po niesamowitych przeżyciach. Obdzwoniłem kumpli chcąc się podzielić nowinami. Następnego dnia
pełny relaks, świeżość umysłu i pozytywne nastawienie.
Myślę, że w oczekiwaniu na grzybki poświęcę trochę wiecej uwagi pannie Sylwii, lub raczej królowej
Sylwii. Polecam żądnym mocnych przeżyć.
- 7371 odsłon