Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mini trip

mini trip


Nabilem sobie do fajeczki delikatna ilosc salvii.

Tak gdzies rownowartosc lufki. Spalilem. Dym nie byl tak ostry

jak sie czyta w opisach tripow na erowidzie czy lycaeum. Stwiedzilem zadnych

efektow.


Dawka za slaba. Trudno. Wychodze.

Ide po schodach i stopniowo czuje jak wchodza przyjemne efekty. jakbym szedl

boso.


Czuje kazda nierownosc, kant schodow. Coraz bardziej intryguje mnie swiatlo.

Reflektory wycelowane w plecy, ale niegrozne.

Wychodze na ulice. Pierwsze wrazenie - nic, normalnie. Tylko te bose

stopy i lekkie laskotanie na ciele. Kule swiatel samochodow i latarn.


W pewnym momencie pojawilo sie uczucie

ze jestem jakby wewnytrz szerokiego walca. Odglosy i swiatla samochodow

zaczynaly sie za mna, obiegaly mnie duzym lukiem i konczyly

sie z przodu. Nagie drzewa, patrzac na nie poczulem ze sa

bardzo twarde, skupione w sobie jak zacisnieniete piesci. Ale spoko.

Swiatelka swiateczne na oknach lekko falowaly. Porozkoszowalem

sie tymi efektami. Wszystko dosc subtelne. Wrocilem do domu.

Polozylem sie w ciemnosci. Wszystkie dzwieki slyszalem od zewnatrz,

nie na zewnatrz mojego ciala. Na zewnatrz mojego swiata.

Jakby w kinie albo TV.


Kiedy lezalem czulem ze w moim ciele plynie fala za fala, cos

jak morze i glowa jest plaza - fala wpada i cofa sie. Potem falowanie

stalo sie koliste fale wplywaly do glowy ze wszystkich stron lekko

skrecajac Odczulem to jakby zbieranie energii. Epicentrum gdzies w okolicy

tzreciego oka, w kazdym razie laskotanie w czole. Potem srednica wiru

zaczela sie powoli zawezac. W koncu byl juz wielkkosci mojej glowy i poniosl

mnie,

raczej nie cialo, moze umysl, w gore. Zanalzlem

sie w kosmosie, lecialem, dookola czarne tlo i mnostwo swiatelek, duzo

wiecej niz sie widzi na niebie.

Co jakis czas cos jasniejszego. Myslalem

ze daze do takiego punktu ale nie omijalem spokojnie wszystko- z bliska byl

to slimakowaty oblok,

cos jak mglawica - tyle ze biala, lekko zoltawa.


I tak lecialem, nic sie nie dzialo, po prostu lecialem sobie,

powolutku, mijalem jasniejsze punkty. A potem sie skonczylo.

Lezalem na tapczanie. To tyle. Calosc trwala moze pol godziny.

Lot w kosmosie dziesiec minut.


Ot i wstystko.

Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media