Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

komentarz autora do

komentarz autora do



Komentarz autora do "am...-fe!-ta-mina! high-ku" (okazał się potrzebny)





UWAGA! NA SAMYM KOŃCU TEKSTU AUTOR POZWOLIŁ SOBIE POCHWALIĆ I PODZIĘKOWAĆ TYM CO GO OCHRZANILI, A UDERZYĆ PO GŁOWIE TYCH, KTÓRZY MU PRZYKLASNĘLI.





Geneza tekstu:





Tekst powstał w wyniku doświadczenia, które sprawiło, że autor po raz kolejny w życiu uprzytomnił sobie, że jest drobinką w starciu z wielkimi - dobrymi i złymi - siłami.

Autor od wielu lat nie zażywał narkotyków ani innych psychoaktywnych substancji, lecz wcześniej robił to często, a w pewnym długim okresie bardzo często. Właściwie jedynym problemem była amfetamina, gdyż do reszty miał dystans (można to obiektywnie stwierdzić).

Przez pewien czas autor brał amfetaminę bardzo często i myślał głównie tylko o tym - jednym słowem był uzależniony.

Pewnego dnia autor sam z siebie, nie proszony przez nikogo, bez niczyjej pomocy zaprzestał brania substancji psychoaktywnych (wyłączają papierosy oraz bardzo sporadycznie alkohol).

Autor czuł się jako czysty człowiek bardzo dobrze i coraz lepiej. Zaczął używać życia - na wszelakie sposoby. Odkrył na nowo różne dziedziny życia, wspaniałe sprawy, którymi można się cieszyć i upajać bez potrzeby używania substancji.

Można powiedzieć, że przypadkowo, po kilku latach czystości (i szczerej, prawdziwej radości z tego powodu) autor znów zaczął mieć poważny problem.

Nagle spadła na niego, jak potężny głaz, przemożna chęć zażycia amfetaminy. Zaczął robić wszystko, by ją zdobyć. Nie mając żadnych kontaktów - odnalazł je. To był dla autora koszmar, który bardzo trudno opisać słowami, gdyż trudno wyobrazić sobie tak silne destrukcyjne pragnienie, gdy się go nie doświadczyło - mało tego, autor zdążył już przez lata zapomnieć tego stanu, tak więc uczucie to oraz wielkie rozczarowanie, że okazał się nie być wolny, było jak zderzenie z pędzącym pociągiem... (Autor co prawda zdawał sobie sprawę, że zawsze już pozostanie uzależniony i widział przejawy zależności w wielu dziedzinach, lecz nie przypuszczał, że \'czynne\' uzależnienie bezpośrednio prowadzące do wzięcia amfetaminy powróci).

Koszmar trwał kilka dni. Autor myślał non-stop od rana do wieczora o tym, by wziąć. W nocy autor śnił o tym prawie przez całą noc. Czuł się tak, jak czynny narkoman, który bierze od roku - po dwa, trzy i więcej dni, później regeneruje się przez około dwa, a później ciąg trwa dalej (zazwyczaj wtedy przez okres odpoczynku nawet ma się dość ćpania, lecz po odpowiednim czasie, gdy organizm jest w lepszej kondycji, nadchodzi znów przemożna chęć wzięcia). Innymi słowy czuł się tak, jakby ostatni raz wziął kilka dni temu, a nie kilka lat temu.

Wyobrażał sobie, jak ściska ramię (lub robił to naprawdę, by sprawdzić żyły) i wyobrażał sobie, że wstrzykuje sobie amfetaminę. Dwa razy prawie czuł jak amfetamina wchodzi, rozchodzi się po ciele, dochodzi do mózgu i zaczyna działać.

Był niezwykle podniecony (jak opętany), a jednocześnie cały czas był przerażony, że straci odzyskaną niewinność i czystość. Pamiętał wspaniałe odczucia i efekty, a jednocześnie pamiętał jak amfetamina niszczyła jego psychikę, ciało i życie. Pozornie nie mógł wybrać pomiędzy chwilą przyjemności, a nieuchronnym staczaniem się; a tak naprawdę wiedział, że obiecywanie sobie, że to będzie tylko jeden raz, to oszukiwanie siebie. Pozornie nie mógł wybrać, lecz w rzeczywistości zdecydował już, że to się stanie. Wszystko było przemyślane i przygotowane.

Myśląc o bardzo ciężkich zjazdach - o tym jak cieleśnie i psychicznie czuł się zawsze podczas nich, zaczął obmyślać metody na zniwelowanie tych efektów.

Zaczął kombinować, że jeśli będzie dużo pił, nie będzie się przemęczał podczas okresu brania, będzie na leżąco odpoczywał co jakiś czas, zmusi się do jedzenia podczas dwóch, trzech dni naćpania (choćby jedzenie owoców), będzie unikał czynników paranojogennych (trzymanie się rozsądnego toku myślenia, unikanie czynników stresogennych takich jak długie wstrzymywanie moczu, itp.), to uniknie przynajmniej po części efektów, które degenerują, przysparzają jeszcze więcej cierpienia, niszczą zdrowie psychiczne i fizyczne...

Autor stał się zatem przez te kilka dni, jak zdegenerowany, czynny ćpun, choć przecież od kilku lat był czysty.





Zniewolenie:





Autor nie miał możliwości prostego wyzwolenia się. Posiadał pieniądze na amfetaminę, miał małe trudności ze zdobyciem jej, lecz dzięki swemu choremu uporowi przezwyciężył je.

Autor pozwoli sobie na wspomnienie w szczerym zawstydzeniu, że inne osoby uważają go od dawna za bardzo inteligentnego człowieka. Lecz, jeśli to prawda, to ani wiedza, ani inteligencja nie mogły pomóc mu w odstąpieniu od zamiaru, który stał się na kilka dni jedyną rzeczą. Zdawał sobie też sprawę, że inni my nie pomogą, gdyż jego pragnienie i tak zwycięży. Gdyby komukolwiek przyznał się - w trzeźwiejszym momencie - jaki ma problem, to mógłby mieć później - w chwili ponownego fanatycznego pragnienia – po prostu większy problem z osiągnięciem celu.





Wyzwolenie:





Myśli o tym, by wziąć były niezwykle intensywne i trwały całe doby, lecz były stosunkowo trzeźwe, gdyż było wiele momentów tłumaczenia sobie, że to się nie skończy na jednym razie, że będzie tak często jak tylko się da, bo ciało w doskonały sposób przypomni sobie te doznania; a później będą bardzo ostre zjazdy oraz coraz większe psychiczne pomieszanie (zwłaszcza podczas zjazdu). Było rozważanie tego czy warto choć przez chwilę to poczuć, a później mieć bardzo poważny problem - chwilami odpowiedź była na tak, chwilami (rzadziej) na nie. Autor myślał o tym, że na co dzień ma często odsłonięte przeguby rąk, ale wkrótce będzie musiał mieć je zasłonięte, a to będzie owocować dużymi paranojami, że się wyda, gdyż będzie to podejrzane (w rzeczywistości nigdy nie było, lecz paranoja nie trzyma z logiką), lub, że może się zdarzyć, że się zapomni i odsłoni ramię. Przypominał sobie, że podczas ewidentnego, ukochanego haju często nie był sobą i choć wydawało mu się, że jest odprężony i bardziej zdrowy niż na czysto, to tak naprawdę w wielu momentach zachowywał się jak maniak, chory człowiek. Przypominał sobie też, że później czuł się jak szmata, jak degenerat - że podczas zjazdu potykał się na równej nawierzchni, wyglądał jak chory fizycznie, a nawet psychicznie człowiek, że odczuwał wielki ból istnienia, samotność, wyrzuty sumienia, czuł się gorszy od innych (nawet tych złych, pomieszanych, próżnych, lecz czystych).

Autor cofnął się pamięcią kilka lat wstecz, lecz to i tak nie wystarczało, gdyż łudził się, że tym razem poradzi sobie (jako dojrzalszy, bardziej doświadczony człowiek).



Dziwne wydarzenia sprawiały, że niby był blisko, lecz cały czas "amfetamina drażniła się z nim". Kiedy wydawała się być blisko, bo diler podobno miał ją, to gdy już doszło do konkretnej rozmowy, okazało się, że właśnie nie ma i będzie miał za kilka dni (a więc znów jakiś czas szamotaniny myśli). Gdy autor był już umówiony na konkretną godzinę, by odebrać proszek, dwa razy zdarzyło się coś, co uniemożliwiło jego stawienie się w umówionym miejscu o umówionym czasie. Te wydarzenia sprawiły tylko, że chęć była jeszcze większa, a determinacja już stuprocentowa...

Po drugim nieudanym spotkaniu, wszystko było już umówione przez telefon - na następny dzień. Była noc, autor myślał przez pół nocy o tym, że to nastąpi jutro, przygotował sobie coś, czym będzie mógł ścisnąć ramię, prawie kupił tak zwane pompy, przygotował też zgiętą kartę telefoniczną potrzebną do wsypywania proszku do pompy. Trzy razy tej nocy, przed lustrem obejrzał żyły, szukał w miarę niewidocznych miejsc na wkłucie, myślał o tym, że trzeba będzie użyć jak najmniejszej igły i jak najumiejętniej wkłuć się, by ślady były jak najmniejsze i by goiły się jak najszybciej.

Zastanawiał się co będzie robić, gdy już to weźmie - wiedział, że nic, że nigdy nic nie robił po tym. Wiedział, że nie ma kompana, a że to co lubił najbardziej robić, do czego był najbardziej przyzwyczajony, to chodzenie po mieście, po wielu miejscach i ciągłe rozmawianie o wielu rzeczach. Wiedział, że tak jak przed laty, gdy stracił kompanów, tak i teraz pozostaną mu papierosy, muzyka, samotność, która tylko przez chwilę wreszcie znika dzięki amfetaminie. Pomimo tego wszystkiego był już pewien, że to wszystko nastąpi.



Był jak opętany. Lecz siedząc przed lustrem przyjrzał się sobie i w jednej chwili jego niebrzydka, zdrowa, jasna, twarz - zmieniła się w twarz chorego degenerata. Nie była to halucynacja, lecz odczucie. Zobaczył "wewnętrznym okiem" rozdźwięk pomiędzy jego obecnym życiem (które choć mające wiele do życzenia, jest ukierunkowane w dobrą stronę), a życiem sprzed lat, lub tym, które go wkrótce czeka. Z jednej strony, autor uważa, że właściwie nie ma po co żyć, lecz z drugiej wie, że wolałby żyć, skoro jest już na tym świecie, godnie i jak najlepiej...

Autor myślał trochę o rodzinie, dla której chciałby być oparciem w tym trudnym świecie, a nie ciężarem.

Myślał o tym, dokąd od dawna dąży i że te wszystkie wysiłki, które uczynił i czyni nadal, obrócą się w proch.

Autor pomyślał o kobiecie, którą kocha. Wiedział, że jeśli znów przemieni się w degenerata, to ona na pewno nigdy go nie zechce. Wiedział, że takiego żadna kobieta już go nie zechce.

Przypomniał sobie różne świetliste momenty z jego życia z okresu ponownej czystości (po okresie brania). Zobaczył momenty, w których był piękny, wspaniały, inteligentny, dobry, ciepły, współczujący, wrażliwy. Zobaczył też to, co go czeka wkrótce - życie głodnego demona, który szuka w rynsztoku swoich kieszeni zapodzianej przypadkiem kasy, po to by kupić, to co mu daje przyjemność. Zobaczył człowieka, który nie może nikogo w spokoju wysłuchać, nie może skoncentrować się, choćby nawet słuchał o głębokim cierpieniu, gdyż jest owładnięty cały czas myślą o tym by zdobyć proszek.

Poczuł również odpowiedzialność za to co dostał od innych. Czuł, że powinien spłacić dług \'duchowy\', który zaciągnął u rodziny oraz u ukochanej kobiety. Zobaczył tę piękną, inteligentną, dobrotliwą mądrą kobietę, która kiedyś przemieniła jego życie w raj na ziemi i wiedział, że biorąc proszek, zniszczy na zawsze serce, w którym ona mieszka.

Tej nocy, wcześniej, zwrócił się do nadludzkiej siły, w którą nie tylko wierzy, ale i wiele razy odczuł jej obecność i pomoc.

W ostatecznym momencie zaczął przeglądać zdjęcia owej kobiety i całkowicie zrozumiał jaka jest kobieta, którą tak wielce szanuje i podziwia, a jakim on sam chce się stać biorąc amfę. Zrozumiał też ponownie całkowicie powody, dla których chce przerwać czystość.

Poczuł jak ogarnia go błogość, radość i wolność. Płakał tak, jak dawno się to nie zdarzyło - były to obfite, wielkie krople. Nie był w stanie płakać bezgłośnie, ale o dziwo nie pobudził rodziny.

Nic się nie zmieniło. Powody, dla których chce ćpać zostały. Została też chęć ćpania (gdzieś tam głęboko w sercu, mała wieczna cząstka). Zostały wszelkie problemy (wiele ich jest), został wstyd za wiele uczynionych błędów, została samotność i cała reszta zła.

Odeszła tylko decyzja o ćpaniu. Została porzucona. Rozdźwięk pomiędzy stanem jeszcze przed chwilą i momentem wyzwolenia był taki, że autor, gdy szedł w środku nocy po papierosy, czuł błogość taką, jakby przyjął najlepszy psychodelik - czuł się tak, gdyż cały ciężar, gdy nosił przez te kilka mrocznych dni, spadł z jego barków. Szedł z miną będącą miksem radości i bólu, lecz więcej tam było radości. Poczuł też coś w rodzaju mocy - która w pewnym sensie jest w nim, a w innym tylko przez niego przepływa.

Autor nie jest fanatykiem, neofitą i nikim podobnym, ale pragnie wspomnieć, że zdał sobie sprawę, że siła której ufa, była cały czas obecna i pomogła mu.

Parę chwil później autor, chcąc pogłębić to nagłe \'przebudzenie\' zadzwonił do telefonu zaufania dla narkomanów, lecz właściwie nie usłyszał niczego szczególnego, a nawet miał wrażenie, że został trochę zbyty. Jedyna sensowna rada jaką dostał, to konieczność zgłoszenia się do punktu w celu kilkumiesięcznej terapii, by móc sobie w przyszłości lepiej radzić z takimi sytuacjami. Być może to uczyni.





am...-fe!-ta-mina! high-ku NIE SPEŁNIA WARUNKÓW TR?





Tak i nie. Jak autor miał opisać to doświadczenie inaczej? Tak jak teraz w tym komentarzu? Nie jest on za długi? Nie jest zbyt monotonny? Nie jest męczący? Dla niektórych może nie, ale dla większości pewnie tak...

Jak można było napisać dawkę? Autor nie wie ile gramów, a może kilogramów wziął wiele lat temu, gdy bardzo często i długo ćpał.

Jak można było napisać czasy? Autor bardzo szybko zatracił zarówno poczucie czasu, jak również chronologii. A wielu wydarzeń z tamtych lat nie pamięta.....

Może czytelnik poczuje się jednak zadowolony, gdy teraz autor postara się zrobić to podwójnie:





NAZWA SUBSTANCJI:



  • amfetamina





POZIOM DOŚWIADCZENIA:



  • amfetamina - niezliczona ilość razy, oby jak najwięcej, ciągi po kilka dni przez okres ??? wystarczająco długi wierzcie...;

  • LSD - mniej niż trzydzieści razy;

  • polska heroina (kompot) mniej niż dziesięć razy;

  • konopie - któż to wie? ale stosunkowo mało razy;

  • clonozepam lub tabletki o podobnym działaniu (naprawdę nie wiadomo dokładnie co to było...) - około czterech razy;

  • rozpuszczalnik nitro - przed tym wszystkim zdarzył się z kilkadziesiąt lub może kilkanaście razy (kto to liczy?);

  • alkohol - wiele razy, za czasów liceum bardzo często, później różnie, najczęściej rzadko;

  • kodeina - około pięciu razy;

  • roztwór efedryny robiony domowym sposobem - zaliczam do razów amfetaminowych, trudno dokładnie powiedzieć, może około 30 razy;

  • nikotyna - przeważnie często i dużo oczywiście w postaci papierosów...

  • chyba nic więcej





DAWKI i METODY przed laty:





  • amfetamina - dożylnie, dawki rozsądnie, by było jak najlepiej, lecz by też starczyło na później i by nie było ryzyka przedawkowania, ilości nie zliczone w całym okresie brania...;

  • LSD - najczęściej po 1 kartonie pod język (raz pod powiekę);

  • kompot - 1 do 2 cm3 dożylnie;

  • konopie - palone najczęściej w lufce przeważnie do trzech chmur;

  • clonozepam - nie pamiętam ile, tabletki doustnie;

  • rozpuszczalnik - wziewnie, ale aż wstyd i tym mówić;

  • alkohol - raz trochę piwa, innym razem oby jak najwięcej piwa, wódki czy innych form;

  • kodeina - dawki trudno sobie przypomnieć, dożylnie w przypadku braku amfetaminy;

  • efedryna - dożylnie w przypadku braku amfetaminy;





DAWKA i METODA



  • obecnie po latach: z pełną powagą - amfetamina 0,00 ug, dożylnie w myślach





SET&SETTING (amfetamina):



  • stan umysłu - obojętnie, przecież tak czy owak zaraz będzie na chwilę lepiej

  • warunki zewnętrzne - obojętnie, najczęściej na mieście, zapodanie w jakiejś klatce, publicznym WC, u kogoś w domu, u siebie w domu - przecież i tak zaraz nic nie będzie miało znaczenia; jeśli w miejscu typu klatka, zawsze w dużym stresie, lecz zaraz to i tak minie...

  • intencje w przypadku amfetaminy - żeby się po prostu naćpać, albo wręcz nakurwić; w małym stopniu żeby poznać bardziej siebie, zbliżyć mentalnie z kimś (np. z ówczesną dziewczyną); również aby nie było zimno itp.

  • efekty - JAZDA: dość duże wglądy w psyche; bardzo duża otwartość; euforia; ciągły mentalny orgazm; wiele przemyśleń (nawet czasem konstruktywnych); odwaga, lecz niezwykle pokojowe nastawienie do świata; niezwykłe pobudzenie; przy dłuższych i ostrzejszych jazdach bardzo głębokie odjazdy, efekty parapsychiczne takie jak telepatia (najczęściej niekontrolowana), halucynacje i pseudohalucynacje (przeważnie na życzenie); ZJAZD: głębokie stany depresyjne i paranoidalne, urojenia; halucynacje; problemy z koordynacją ruchów (potykanie się na równej powierzchni); wstyd, wyrzuty sumienia; brak sił psychicznych i fizycznych na cokolwiek; jadłowstręt (nawet po wyspaniu się już na czysto); apatia itp.





ZMIANA JAKIEJ DOŚWIADCZONO:



  • głównie dwa czyny karalne prawnie, z których zwłaszcza dwóch będzie autor wstydził się do końca życia

  • przed laty silne nadniszczenie psyche - obecnie odbudowane z nawiązką

  • przed laty silne wychudzenie i nadniszczenie organizmu - obecnie odbudowane

  • skomplikowanie życia (w tym edukacji)

  • wpakowanie się w problem, który - jak się okazało - ma miejsce do dziś dnia, pomimo lat niećpania

  • ponadto efekty mniej lub bardziej pozytywne takie jak poznanie siebie bardziej; w połączeniu z odstawieniem wzmocnienie psychiki (odporność na czynniki, które kiedyś łatwo mogły doprowadzać do depresji, lęku itp.); wspomnienie po doświadczeniach parapsychicznych będące prywatnym dowodem na to, że wiele jeszcze nie wiemy o kosmosie i nas samych; pomimo wszystko trochę miłych, a nawet pięknych wspomnień





RÓŻNICE POMIĘDZY RAZAMI:



  • zawsze tak samo i zawsze inaczej; działanie fizyczne czasem mocniej czasem słabiej; odczucia psychiczne czasem milsze, czasem gorsze; pogoda czasem świetna, a czasem mokro i zimno; kompani czasem bardzo lubiani, czasem wręcz nielubiani (lecz po tym wszystkich się wręcz kocha); klatka czasem czystsza, czasem brudniejsza; czasem było gdzie zasnąć, a czasem trzeba było zdecydować czy będzie cieplej, czy też wygodniej (czy kurtką się przykryję, czy podłożę pod głowę)...





FORMA TEKSTU "am...-fe!-ta-mina! high-ku"





To nie jest poezja. To nie jest typowe haiku nawet. To nie jest TR.

Lecz tak jak ktoś powiedział w komentarzu - "krótko i na temat". Jest to esencja, która najkrócej i dość obficie kondensuje w sobie to, czym dla autora jest amfetamina i "toksyczny z nią związek".

Co opisuje tamten tekst? Nie tamte jazdy, nie tamte wydarzenia, lecz to ostatnie po latach. Po tym okropnym obecnym doświadczeniu autor nie ma ochoty opisywać:

- ale było zakurwiście, nie sądziłem, że towar w Krakowie jest tak zajebisty! jak nie wyjdę z tej piwnicy, to zaraz mnie rozpierdoli!!! szkoda, że to piwnica, bo mam ochotę pieprzyć moją dziewczynę jak oszalały - i jestem pewien że z problemem \'małego ptaka po silnym ścierwie\' bym sobie poradził

- to nic, że moja laska przebija mi ucho igłą zdjętą z pompy i że źle wyglądam z kolczykami; ważne że to się właśnie dzieje

- chodziliśmy tu i tam, właściwie nie wiem gdzie, bo mnie nie ma, jest tylko rozmowa; jest zima a ja nie czuję nawet chłodu

- jesteśmy w Krakowie czy we Wrocławiu?

można by tak wiele przypominać sobie lub zmyślać... to nie ma znaczenia, gdyż miało tylko znaczenie \'przykurwić\' i czuć się świetnie, nie ważne gdzie i nawet mało ważne z kim

Kiedy autor robił to samotnie, nie miał pojęcia gdzie pochować zużyte pompy... Kiedy je w końcu wyrzucał do kosza (przeważnie poza domem), było trochę ulgi, a trochę strachu "teraz to pozostał problem śladów na rękach, ale z tym już nic nie zrobię..."

Było świetnie, zwłaszcza gdy towar był świetny. Nie było warto, gdyż później dużo dłużej autor cierpiał tak, że trudno to opisać. A do dziś - jak się okazało - mam problem i musi uważać na siebie.

Jednak ostatnia przemiana była na tyle prawdziwa, że gdy bardzo niedawno, po tej przemianie, ktoś wciągnął w nos amfetaminę, autor nie poczuł nic, zupełnie nic, żadnej chęci i również żadnego wstrętu. Po prostu nic. Jednocześnie wie, że nadal musi uważać i robić swoje (to dobre swoje).



Cel napisania high-ku jest jasny i tłumaczyć nie trzeba.

Cel napisania tego długiego komentarza jest: rozjaśnić tym, którzy nie potrafili zrozumieć lub błędnie zinterpretowali oraz wyjaśnić, że w istocie nie napisał tego czynny ćpun, jakiś nastolatek. Autor jest już na tym świecie około ćwierć wieku.





ODPOWIEDZI na komentarze do tekstu głównego:





Autor cieszy się, że Ci którzy nie zrozumieli, potraktowali jako poezję, jako pomyłkę działu, itp. - że oni najprawdopodobniej (większa ich część) nie wiedzą czym to jest. Oby się nigdy nie dowiedzieli.

Autor odcina się od ludzi, którzy jego high-ku przyklasnęli mówiąc "piękne!", "to jest to!", "powtarzam to sobie ciągle w myślach! [przy przykurwianiu w kanał?????]".

Autor tych drugich krytykuje i nie podaje im ręki. Czy pochwalenie autora znaczy, że oni chcieliby, aby on nadal brał to ścierwo? Czy znaczy, że może chcieliby z tym ćpunem-poetą dać po kanałach, bo pewnie jazda była by ciekawsza, gadka głębsza?

Do tych, którzy się podniecają dworcowo-klatkowo-ekskuzywnie-żulowskich klimatem zapodawania (obojętnie jak i co, ale po to by się nakurwić), autor mówi "Zostawcie mnie i mój pseudo-TR w spokoju i idźcie się leczyć".

Do tych którzy tylko potrafili powiedzieć "co to jest? to jest TR? poezja chyba do innego działu!" autor mówi - "świetnie, że nie rozumiesz, to dobrze o Tobie świadczy; lecz brakuje Ci czegoś, byś zrozumiał, że ten krótki tekst to bardzo głęboki TR ze wszystkich moich razów..."



Autor nie jest przeciwko substancjom psychoaktywnym, lecz bardzo gorąco prosi, by użytkownicy znali siebie i wiedzieli na co mogą sobie pozwalać i aby bardzo uważali na siebie.

Dla autora problemem jest głównie amfetamina - resztę trzymał zawsze na wodzy. Dla innego amfetamina może być zawsze sporadyczna i autor to jest w stanie zrozumieć.



Autor gorąco pozdrawia ludzi dobrej woli. Oby wszystkie istoty były wolne od cierpienia i były szczęśliwe :)

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media