Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

koks

koks

Moja przygoda z kokaina zaczela sie dosc zwyczajnie, zawsze chcialam sprobowac a pewnego dnia po prostu nadarzyla sie wspaniala okazja. Mianowicie moja dobra znajoma, ktorej juz dosc dlugi czas nie widzidzialam, podarowala mi koperte z tym bialym 'cudem'.

Pamietam, ze siedzialysmy ze znajomywi w jakiejs knajpce, mialam za soba juz pare drinkow, lecz bylam trzezwa. Wystarczyly porozumiewawcze spojrzenia i mozna by powiedziec, bieg do toalety gdzie kluczem wydzielimysly sobie po dosc sporej kresce. Najpierw jednak wzielam troszke dego cudownego proszku na jezyk, dziwne wrazenie, ktore w tamtym momencie moglam okreslic jednym slowem, po prostu chemia. Jezyk natychmiastowo zostal znieczulony. Swoja pierwsza kreske oczywiscie wciagnelam i grzecznie powrocilam do stolika. Przez pierwsze dziesiec minut bylam wrecz zawiedziona, spodziewlam sie wiekszych efektow. W miare upywu czasu coraz bardziej widac bylo zadowolenie na mojej twarzy. Pamietam ze dlugo rozmawialysmy, o wsyztskim w zasadzie. Wszystko stalo sie nagle proste, nie bylo problemu nie do rozwiazania. Niestety dzialanie koksu dosc szybko mijalo co wyraznie mozna bylo odczuc, przedewszytskim zaczelo mi sie robic zimno, zaczynalam byc rozdrazniona. Nie bylo zatem innego wyjscia jak nastepna 'wycieczka' do toalety. Nad ranem nie mialam problemu z zasnieciem, zmeczenie pojawilo sie szybko(spowodowane brakiem kokainy), a ja nadal z blogim usmiechem, usnelam. Problemy pojawily sie w chwile potem gdy wstalam, zanim zdazylam jeszcze dobrze otworzyc oczy, zdalam sobie sprawe ze nerwowo grzebie w potrtfelu w poszukiwaniu koksu. Od tego momentu wszytsko sie zmienilo. Wcaiaganie koksu stalo sie wrecz rytaualami, wszytskie moje dni zostaly jemu podporzadkowane. Kazdy gram byl dokladnie wydzielony a ja z niecierpliwoscia czekalam kiedy znow bede mogla zatracic sie w tej uczcie dla ducha. Moj maly podreczny psycholog, w koncu poraz pierwszy w zyciu bylam pewna siebie, wsyztsko co robilam sprawialo mi przyjemnosc i mialam pewnosc, ze kazdy moj wybor, jest wlasciwym. Uwielbialam po wciagnieciu zalozyc sluchawki na uszy i isc przed siebie, bylam ponad to wszystko, nie potrzebowalam juz nikogo, od nikogo nie bylam zalezna (oprocz koksu ma sie rozumiec). Cala moja przygoda z kokaina trwala jakies osiem miesiecy. Pieklo zaczelo sie gdy wszytsko zaczelam przeliczac w gramach koksu( nie pojechalam do znajomej bo za to mialam juz dzialke). Zaczelam sie izolowac od ludzi, zostawilam faceta, ktorego kochalam, bo stwierdzilam ze w ten sposob za wczasu unikne tylko do nic mi nie potrzebnego bolu etc. Bylam coraz bardziej rozdrazniona gdy zdawalam sobie sprawe z tego ze teraz wziasc nie moge, moi znajomi czesto mnie nie poznawali.

W pewnym moemencie zauwazylam jak bardzo zmienilam sie od czasu gdy zaczelam brac, mialam starszne problemy z koncentracja, nie potrafilam ubrac mysli w slowa tak by i dla innych byly zrozumiale. Luki w pamiecie, wypowiadanie na wpol urywane zdania. Przestalam chodzic na zajecia, oblewalam egzamin za egzaminem. Zaczely sie schizy, ktore z dnia na dzien mnie wykanczaly. Wszedzie weszylam spisek, mialam wrazenie, iz kazdy wie, ze biore.

jedyne co zajmowalo moje mysli to to skad wziasc pieniadze na jeszcze,(bo to nieslychanie droga przyjemnosc jest) na ktore z kazdym dniem wzrastala potrzeba jak i ilosc. Zaczely pojawiac sie chore mysli, dla koksu moglam nawet sie 'poswiecic' i byc z moim dilerem, moglam byc z kimkolwiek i zrobic cokolwiek, by tylko go miec. Mialam szczescie, nie doszlo do tego, przestalam. Znalazlam sile by to przerwac, znalazlam osobe, ktora mi w tym pomogla, soba zastepujac tamte iluzje.

Od pol roku nie biore, ale za kazdym razem gdy pojawia sie jakis problem, trudno jest kontrolowac mysli, kotre z utesknieniem znow zaczynaja marzyc o chocby jednej dzialce. Problemy z koncentracja zostaly, schizy takze nadal mnie mecza. W ciagu tamtych paru miesiecy udalo mi sie zniszczyc kawalek swojego zycia, dzis wiem, ze nie bylo warto. Nadal jednak jest we mnie starch o to czy bede miala wystarczajaca sile woli, czy kiedys po prostu sie nie poddam (cierpie na depresje).

Wszytkim tym, ktorych tak bardzo ciagnie do kokainy moge powiedziec tylko jedno, zastanowcie sie czy warto. Trzeba miec naprawde wiele sily by z tym skonczyc, a uzaleznic sie mozna od pierwszego razu.

Ocena: 
chemia: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media