Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

avio ride

avio ride




No tak... Przyszedł czas żebym i ja spróbował trochę pojeździć na Aviomarinie. Tak naprawdę to odczuwam jakiś wewnętrzny hamulec przed zażywaniem dużych ilości leków, ale... `co nie zabije to wzmocni`... podobno ;)






Był 7 XI 2002. Około 17:00 udałem się do apteki po Avio. Zdziwiło mnie jedno - gdy poprosiłem o trzy opakowania, kobieta zza szyby powiedziała mi, że coś jej tu nie pasuje i może mi sprzedać tylko jedno opakowanie. Nie przejąłem się, bo w promieniu 100m było jeszcze kilka aptek. U konkurencji zakupiłem brakujące dwa opakowania. Ogólnie Avio to dosyć droga zabawa - około 6zł za opakowanie...


Gdzieś około 18:00 byłem w domu, zjadłem sporą kolację, sprawdziłem pocztę i trochę się pouczyłem. Około 21:00 miałem już wolną rękę - wszyscy poszli spać.


Przygotowałem się na trzy serie po pięć tabletek. Poszła pierwsza seryjka, którą obficie zapijałem sokiem marchwiowo-jabłkowym. Poszedłem pod prysznic, po czym wrzuciłem kolejne pięć tabletek techniką łykowo-zapitkową :)


Po kolejnych 10 minutach pochłonąłem ostatnie opakowanie Avio. Zaparzyłem jeszcze Yerbę i poszedłem do kompa. Wszedłem do netu i po raz n-ty kolejny przeczytałem tripraporty po Avio.





Pierwsze objawy pojawiły się po około 30-35 minutach od wrzucenia ostatniego opakowania - ogólnie nic szczególnego, po prostu stopy zaczęły mi `skakać`. Po chwili doszło do tego jeszcze lekkie falowanie wizji. Odpaliłem GG, bo chciałem koniecznie z kimś porozmawiać - zacząłem gadać z pewną dziewczyną. Rozmowa układała się w dosyć składną całość, bardzo przyjemnie pisało mi się po tych fajnych klawiszach. Niestety około 22:10 zostałem sam, wiec się rozłączyłem.


Odpaliłem za to film `Ali G In Da House`... ale jakoś nie miałem ochoty go oglądać... Komputer w końcu mi się znudził więc tuż po 23.00 postanowiłem pójść do swojego pokoju. I tu pojawił się mały problem - mianowicie nieźle zachwiana równowaga - musiałem się nieźle skupić, żeby się nie wypieprzyć i nie obudzić wszystkich :)


Jakoś się udało przejść te kilka metrów i po chwili byłem w swoim łóżku. Walkman, w ruch idzie Bob Marley... i jazda :)


Zgasiłem światło. Kilka godzin temu spadł śnieg, więc na dworze było wspaniale - jasno, kolorowo i bardzo tajemniczo... Gdy tak patrzyłem przez okno poczułem się dziwnie. Co jakiś czas czułem skurcze mięśni, które wbrew pozorom były dla mnie czymś w miarę przyjemnym. Stanąłem przy oknie i na dłuższą chwilę zamknąłem oczy... gdy je otworzyłem, zobaczyłem w oknie odbicie jakiejś postaci. Był to jakiś facet, sądząc po jego posturze, ale co ciekawe - nie miał głowy... Nie zdążyłem mu się nawet dobrze przyjrzeć, bo się po prostu rozpłynął w powietrzu.


Od razu przypomniała mi się jazda na bieluniu, widziałem wtedy postać starego faceta. Na daturze wizje mają jednak jakieś znaczenie, na Avio raczej nie, ale nie zmienia to faktu, że także traktuje się je jak coś najzwyklejszego na świecie. Muszę tu jednak przyznać - datura daje dużo bardzie przerażające halo.


Położyłem się i docisnąłem głowę do poduszki, zamknąłem oczy. Niemal od razu dopadła mnie jazda. Zrobiło mi się całkiem jasno przed oczami i zorientowałem się, że widzę przez powieki - dokładnie to samo miałem na bieluniu! W pokoju było nawet jasno, bo jak już pisałem - na dworze leżał świeży puch. Wtedy otworzyłem oczy i zobaczyłem długie `wstęgi` złotej energii, które po chwili ułożyły się w kształt starych, drewnianych drzwi - niemal mogłem słyszeć szkodniki ryjące tunele w wiekowym drewnie jak również i zgrzyt zardzewiałych zawiasów.
Następnie energia ułożyła się w jednej płaszczyźnie, tuż nade mną. Zmienił się też jej kolor - stała się zielona. Nagle całość zaczęła falować, jakby była to powierzchnia kałuży w deszczowy dzień. Fale układały się w niesamowite wzory.


Po jakimś czasie energia stała się półprzezroczysta i powoli rozpłynęła się na wszystkie strony. Po kilku chwilach przed oczami zobaczyłem `wyrwę` w obrazie - przypominało to jakiś prostokątny tunel, czy raczej jakiś wir używany do dalekich podróży kosmicznych. Wszystko przyjęło intensywnie zielone zabarwienie - ale nie od razu. Wszystko wyglądało to tak, jakby dodać do wody trochę farby i powoli mieszać. Po jakimś czasie na końcu tunelu mogłem coś zobaczyć. Okazało się, że jest to oko. Potem zobaczyłem też drugie - były to piękne (zielone), lekko podmalowane (oczywiście na zielono) oczy jakiejś kobiety. Chwilę na nie patrzyłem... po chwili oczy lekko się przymrużyły, co wygadało naprawdę super - tak tajemniczo...

Potem tunel zamknął się i podzielił los `fali`, rozpłynął się w nicość.


Zamknąłem oczy - naprawdę trudno było wytrzymać w natłoku tych `energetycznych` wizji - dosłownie wszystko składało się z energii (raz zielonej, raz złotej). Długo nie mogłem zasnąć... Tak naprawdę nie chciałem zbyt szybko zasnąć, bo było całkiem przyjemnie. Dopiero teraz zorientowałem się, że mam całkiem sucho w ustach - wypiłem więc trochę wody i jeszcze z pół szklanki Mate. Znowu przyłożyłem głowę do poduszki i chyba zasnąłem. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy to co zaraz opiszę było jednym wielkim halunem, czy może było to bardzo realistyczne LD.

Tak, czy inaczej widziałem siebie w różnych normalnych sytuacjach. Jednak był jeden problem - nie mogłem z siebie wydusić ani słowa! Moja komunikacja z innymi ograniczała się do kiwania głową/mruczenia na `tak` i kiwania głową na boki/mruczenia na `nie`. Wszystkie rozmowy w tym jakże innym stanie świadomości odbywały się w moich myślach - gdy pomyślałem, że mam zamruczeć na `tak`, wtedy pojawiało się mruczenie :)


Gdy natomiast chciałem ominąć `myślenie` w procesie komunikacji, czyli gdy od razu chciałem mruczeć - nic z tego nie wychodziło. Zamotane, nie? Pamiętam też, że na moich `łączach` pojawiały się spore opóźnienia - musiało upłynąć kilka sekund zanim ciało wykonało polecenie umysłu :)


Pamiętam tylko niektóre z moich wizji, co ciekawe - wszystkie miały miejsce w moim domu - nigdzie nie wychodziłem. Nagle poczułem się jakbym wyszedł z transu. Nie wiem czy się obudziłem, czy tylko skończył się film... Chciałem sprawdzić która godzina. Koło łóżka miałem budzik i zegarek na rękę. Sprawdziłem godzinę na zegarku - jak byk wyświetlał 2:15, zerknąłem jeszcze na budzik - była na nim 3:45! W międzyczasie zorientowałem się, że wcale nie sprawdziłem godziny w realu, tylko szybko wszedłem w kolejny film (a może LD?) i właśnie tam sprawdziłem aktualną godzinę... Znowu obudziłem się i chciałem sprawdzić godzinę jeszcze raz - znowu to samo! Z tą różnicą, że zegarek pokazywał coś około 1:00, a budzik - 4:00! Dałem sobie z tym spokój - w końcu i tak budzik miałem nastawiony na odpowiednią godzinę.


Położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Nagle zrobiło mi się szaro przed oczami. Wyglądało to tak, jakby była bardzo gęsta mgła i ktoś z oddali świecił w moim kierunku reflektorem. Z mgły wyłoniły się z dwie ręce, ale szybko się schowały i widać było tylko nadgarstki i dłonie - reszta była schowana za mleczną zasłoną. Dłonie zaczęły się bawić. Najpierw jedna dotknęła drugą dłoń w palec wskazujący i natychmiast się cofnęła, potem druga zrobiła to samo - podstępem dotknęła palca drugiej dłoni i uciekła :)


Trwało to chyba kilka minut. Obraz zaczął mi trochę falować, więc przerwałem wizję i otworzyłem oczy. W pokoju unosiła się lekko niebieska poświata. Nagle zorientowałem się, że muszę koniecznie opróżnić pęcherz. Bałem się jednak wychodzić z pokoju... Bałem się, że albo zasikam cały kibel, albo w ogóle nie znajdę łazienki i po prostu się zgubię. Zacząłem też odczuwać nasilający się ostatnio ból brzucha.

Tak mnie to wszystko zmęczyło, że w końcu udało mi się zasnąć.

Do około 6.00 zasypiałem i budziłem się jeszcze kilkanaście razy. Za każdym razem miałem jednak wątpliwości, czy faktycznie się budziłem, czy było to tylko złudzenie. Jeśli chodzi o sen - także mam podobne wątpliwości...





Gdy obudził mnie budzik faza była już niewielka. Około 7:00 w domu nie było już nikogo. Wstałem więc z łóżka, lekko się zachwiałem i w efektowny sposób zaliczyłem kontakt z podłogą. Równowaga dokładnie taka jak na bieluniu. Obraz leciutko rozmazany, źrenice norma, ale mówienie nie wychodziło mi jeszcze zbyt dobrze.
Udałem się szybciutko do łazienki, posiedziałem w niej kilka minut i wyszedłem o kilka kilogramów lżejszy :)


Chciało mi wymiotować, żołądek dawał mi do zrozumienia, że miał ostatnio ciężkie chwile. Chciałem wywołać wymioty, ale nie udało mi się :(


O jedzeniu nawet nie myślałem - wypiłem tylko trochę gorzkiej herbaty i kubek Mate.

Wyszedłem na dwór. -1oC... Samopoczucie od razu się poprawiło. Mój chód wskazywał jednoznacznie na mój stan, ale wystarczyło, że się skoncentrowałem na tym, żeby iść prosto i nawet mi to wychodziło.


Cały dzień chciało mi się spać, byłem totalnie zmęczony... Co jakiś czas miałem bardzo subtelne halo - jakieś robaczki, czy poruszająca się gaśnica. Do tego ręce trzęsły mi się niemiłosiernie :(





Gdy to piszę jest 19:02, dnia następnego, czyli 8 XI 2002. Efektów już brak, jeśli nie liczyć lekkich skurczy i drgania mięśni.


Teraz przyszedł czas na podsumowanie.

Avio jest dla ludzi, którzy lubią wyjątkowo ciężką jazdę (w swoim całokształcie podobną do jazdy bieluniowej). Nie zaliczam się chyba do tej grupy, ale wiem, że prędzej, czy później i tak bym spróbował Avio... Choćby po to, żeby się przekonać, że to shit. Teraz, po tym co przeżyłem, nabrałem dystansu do sprawy i jakoś już mnie nie ciągnie do chemii - i dobrze. Swoją drogą jednak zastanawiam się jakby ta jazda wyglądała z dodatkiem MJ. Jednak na razie nie mam ochoty tego sprawdzać i stawiam wyłącznie na naturę! Ave Maria!

Ocena: 
apteka: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media