[1200µg 25d-nbome] najpiękniejsze psychodeliczne przeżycie.
detale
Wiele lokalizacji.
+ Kofeina - Kawa, Guarana, bezwodnik ( czasami )
+ Piracetam ( kilka razy )
+ Nikotyna ( papierosy : 1 raz , tabaka: 3 razy, shisha: 1 raz )
+ Pseudoefedryna ( 1 raz )
+ 3,4 DMMC ( 1 raz i o ten 1 za dużo )
Depresanty:
+ Alkohol ( często )
+ GBL ( kilkanaście razy )
+ Oxazepam ( 1 raz )
+ Alprazolam ( 2 razy )
+ Belergot ( kilka razy )
+ L'Opium ( 1 raz )
Psychodeliki:
+ Marihuana ( kilkanaście razy )
+ Haszysz ( 1 raz )
+ Kocimiętka ( kilkanaście razy )
+ Tujon ( 1 raz )
+ Podtlenek azotu ( 1 raz )
+ Dekstrometorfan ( 2 razy , w tym 1 raz próba uczuleniowa )
+ 4-AcO-DMT ( 1 raz )
+ 4-HO-MET ( 1 raz )
+ JWH-210 ( kilkanaście razy )
+ 2C-E ( 1 raz )
+ 25D-NBOME ( 1 raz )
Niesklasyfikowane:
+ 5-HTP ( 2 miesiące terapii )
+ Bk-MDMA ( 1 raz )
raporty greenboy
- [Łysiczka lancetowata - 25 sztuk] Refleksje
- [25 mg 4-ho-det] Mind surfing
- [2ne1] Ten, kto staje się potworem, zrzuca z siebie ciężar bycia człowiekiem.
- [1000µg 25C-NBOH] Dziwne przeżycia.
- [12 mg 5-MEO-MIPT] Przyjemne dośiwadczenie.
- [25 mg 4-HO-DET] Eksperyment zainspirowany terapią Stanislava Grof
- [100 mg 5-APDB] Niebo.
- [2,2 mg Etizolam] Wilk w owczej skórze.
- [1000µg 25I-NBOME] Duchowa i fizyczna ekstaza, czyli o cudownym dziecku R. Heim'a.
- [AKB48] Godny substytut marihuany czy nieudana pogoń za naturą?
[1200µg 25d-nbome] najpiękniejsze psychodeliczne przeżycie.
podobne
1200µg 25D-NBOME. 1200 mikrogramów substancji. Być może dawka ta skojarzy się komuś z nazwą zespołu psychodelic trans z Ibizy, narodzinami mistrza zen Dōgena Kigena lub śmiercią chińskiego filozofa - Zhu Xi. Bynajmniej nie wybrałem takiej ilości z powodu jej symbolicznego znaczenia. To raczej dawka wybrała mnie. Uściślając - mój kamrat podzielił blotter, w taki sposób, że tworzył on dwie różnej wielkości części.
Chwilę potem otrzymałem większy fragment malutkiego kartonika. Trzymany przeze mnie papierek wyglądał bardzo niepozornie. Jego powierzchnia była równa 0,6 centymetra kwadratowego. Osoba niekompetentna, niemająca do czynienia z narkotykami nie uwierzyłaby pewnie, że tak maleńki skrawek cieniutkiej tekturki może odurzyć człowieka na czas przekraczający dwanaście godzin. Jest to jednak prawda - substancja ta jest tak niezwykle aktywna, że przyjęcie dawki, która odpowiada wadze ziarenka piasku skutkuje wielogodzinnymi zmianami w postrzeganiu świata.
Opuszkami palców włożyłem kartonik między górną wargę, a dziąsło. Niemal w tym samym momencie poczułem kwaśno-gorzki smak substancji aktywnej, którą był nasączony blotter.
Pierwszy raz przyjmowałem narkotyk w ten dziwny aczkolwiek ciekawy sposób. Kilkadziesiąt lat temu hipisi podobnie postępowali z LSD.
Mój kamrat również przyjął 25D-NBOME. Z goszczącymi tekturkami w naszych buziach wyruszyliśmy na spacer do lasu. Będąc skupionym na rozmowie nie zwracałem uwagi na otaczający mnie świat. Z niecierpliwością jednak wypatrywałem pierwszych oznak zmiany percepcji, które się nie pojawiały. Wszystko wyglądało tak jak normalnie. Jedyne co obserwowałem to delikatna poprawa nastroju. Chociaż nie mogę wykluczyć, że był to wtedy efekt placebo.
Przemierzyliśmy łąki oraz rzekę i w końcu dotarliśmy do lasu. Weszliśmy w krąg drzew, które swoim cieniem dawały ukojenie. Coś się zmieniało. Bardzo subtelnie i delikatnie, ale jednak.
Moje myśli stały się bardziej klarowne. Poczułem delikatną euforię, która rozgrzewała mnie od środka. Wyciągnąłem telefon, podłączyłem słuchawki, uruchomiłem odtwarzacz muzyki i wybrałem specjalnie zgrany na tę okazję, trwający 3 godziny set z ambientem. Ze słuchawkami na uszach opuściliśmy las. Nie mogliśmy tam przebywać ze względu na zbyt dużo ilość komarów. Gdy znaleźliśmy się na łące nie miałem już wątpliwości co do tego, że psychodelik zaczął działać. Wszystkie kolory były bardziej jaskrawe, obraz zrobił się jaśniejszy i bardziej przyjazny. Poczułem ogarniające mnie szczęście. Przebywanie na łonie natury sprawiało mi ogromną przyjemność.
Obserwowałem muskane przez wiatr trzciny, których końcówki wydawały mi się teraz mieć świetlistą barwę. Spojrzałem w niebo i zobaczyłem przed oczami miliony migających punkcików. Moja percepcja nie została jednak w znaczący sposób zaburzona. Myślałem innymi kategoriami, miałem maksymalnie pobudzoną kreatywność, rozumowanie było klarowne. Komunikacja z innymi była możliwa chociaż nie sprawiała mi tyle przyjemności co normalnie.
Poszliśmy do mojego kolegi do domu. Usiedliśmy w pokoju gdzie znajdował się komputer. Spojrzałem na podłogę. Deski poruszały się w górę i w dół - oddychały. Ściany miały inny niż normalnie kolor. Wszystko falowało. W powietrzu unosiły się tysiące małych punkcików, które nic nie wnosiły do sprawy.
W ciągu każdej minuty widziałem mnóstwo zjawisk, które w rzeczywistości nie miały miejsca. Zamknąłem oczy. Za zamkniętymi powiekami zobaczyłem wyraźny obraz kompana, z którym tripowałem. Stan występujący po zażyciu psychodeliku lubię określać mianem trip, ponieważ przypomina mi on podróż do innego wymiaru. Innego wymiaru istniejącego tylko
w umyśle danej osoby, do innego wymiaru percepcji.
Minęło 10 sekund, a ja ciągle widziałem nieruszającą się postać mojego towarzysza. Pomyślałem, że jakoś dziwnie wygląda i lepiej jakby był wyższy. Skupiłem się i nagle się wydłużył, dorobiłem mu uśmiech. Zwróciłem uwagę na muzykę i zacząłem go rozciągać i skurczać w rytm basów. Miałem całkowitą władzę nad swoimi wizualizacjami. Każde moje wyobrażenie zmieniało się na moje żądanie w obraz wyglądający tak prawdziwie jak gdyby to działo się naprawdę. Opowiedziałem mojemu kamratowi o obrazie, który stworzyłem w swoim umyśle. Razem wybuchliśmy śmiechem. Takim wszechogarniającym, wręcz nienaturalnym. Czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Stan, w którym się znalazłem był naprawdę piękny.
Poczułem chęć pomedytowania, zgłębienia się w swoją psychikę, poznania struktur mojego umysłu. Wraz z towarzyszem przenieśliśmy się do innego pokoju. Opuścił on żaluzje. Z podłączonych do telefonu głośników leciał spokojny ambient. Usiadłem na podłodze i zamknąłem oczy. Skupiłem się na muzyce. Każdy dźwięk wpadał do mojego wnętrza i mnie wypełniał od środka. Zmieniając się w impuls elektryczny - delikatny prąd, który przechodził po moim ciele. Było to uczucie niezwykle przyjemne. Skupiłem się na nim jeszcze bardziej,
ale w tym momencie z głośników zaczęło lecieć chore, nieprzyjazne, niszczące mnie od środka techno. Poczułem jak tysiące mocnych impulsów paraliżują mnie, niszcząc od środka.
Siekanka, która w normalnym stanie wydaje się fajna po 25D-NBOME może być odczuwana jako coś nieprzyjemnego. Jak potem się okazało, był to dzwonek, który znajomy ustawił sobie w telefonie, a ktoś wysłał jemu sms'a.
Zaraz po techno terrorze znów napawaliśmy się spokojnym ambientem. Otworzyłem oczy i oniemiałem. Pokój, w którym się znajdowałem przypominał indiańską chatkę. Zamiast żaluzji w oknach widziałem trzciny, włochaty dywan przypominał skórę jakiegoś dziwnego zwierza, na stole znajdowała się strzelba. Mój towarzysz z namiętnością czytał skład swoich witamin, które zażywa codziennie. Razem siedzieliśmy na podłodze. W tym samym momencie ktoś nacisnął klamkę od drzwi. Oczami wyobraźni zobaczyłem stojącego za drzwiami paskudnego Gargamela i wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Do pokoju weszła babcia kolegi i szybko się uspokoiłem, powiedziałem dzień dobry, wstałem z podłogi i usiadłem na kanapie.
Babcia mojego kolegi nie towarzyszyła nam zbyt długo, bo zaraz sobie poszła.
Mój kamrat postanowił, że pójdzie pograć w piłkę siatkową z kolegami, ja zaś na czas 2 godzin zostałem sam. Jako, że nie miałem lepszego zajęcia, a nie chciałem przebywać w zbyt dużym gronie ludzi poszedłem pozwiedzać moją wioskę. Domy wyglądały nienaturalnie staro, las falował, żył, oddychał. Szedłem łąką, a trawy wyginały się robiąc mi drogę, abym mógł się swobodnie poruszać. Zatrzymałem się na środku łąki i wyciągnąłem z kieszeni kartkę, którą otrzymałem wraz z narkotykiem. Był to fragment książki. Pomyślałem, że muszę go teraz przeczytać, że jest tam zawartego coś ważnego. Kroczyłem przed siebie i wszedłem na kładkę nad rzeką. Miałem wrażenie, że za mną unoszą się duchy, które otaczają mnie od tyłu.
Spojrzałem w dół i zobaczyłem pod sobą brudną wodę. Nie podobała mi się. Była taka zanieczyszczona. Udałem się pod drzewo. Usiadłem i zacząłem czytać. Fragment książki dotyczył duszy. Mówił o tym, że istnieje ona wtedy, gdy jest zdolna do aktywności, ale nie musi być aktywna w danej chwili. O tym, że dusza może ożywać, myśleć, mówić, postępować moralnie, być zdrowym lub chorym itd. Mówił o tym, że trudno jest określić jedną definicją tak wiele różnych od siebie, ale mających określony porządek dusz.
Przeczytanie tego fragmentu zrodziło we mnie pragnienie zbliżenia się do filozofii. Zamknąłem oczy i pomyślałem o duszy. Czy dusza jest powiązana z charakterem człowieka?
Jeśli tak, to czy jeśli dana osoba jest nadpobudliwa, bo cierpi na ADHD, to czy jego dusza też będzie posiadała to wadę. Przecież to jest zaburzenie pracy mózgu. Jak więc defekt fizyczny może być defektem duszy? Tutaj jest paradoks. Bo jeśli dusza nie jest powiązana z charakterem, to może być ona całkiem inna niż dana osoba. Może kierować się całkiem innymi wartościami, całkiem inaczej postrzegać świat, mogłaby chcieć podjąć inne decyzje. Jedynym racjonalnym wyjściem było dla mnie założenie, że dusza nie istnieje. A po śmierci organizm po prostu umiera. Nic się z nim dalej nie dzieje.
Zamknąłem oczy i zobaczyłem fale wizualizacji. Były to migawki różnych znajomych mi ludzi. Do każdej twarzy umiałem przypisać jakieś wspomnienie, jakąś rozmowę. Wszystkie te osoby wywarły jakiś wpływ na mnie. Wpłynęły na kształtowanie się mojego światopoglądu, sprawiły mi radość lub ból. Przypomniałem sobie o koleżance, z którą kiedyś miałem znakomity kontakt, a teraz nawet się nie widujemy. Nie umiałem nawet wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje. Wiedziałem natomiast jedno, że są ludzie, którzy mają na mnie pozytywny wpływ, czuję się w ich towarzystwie dobrze i są ludzie, którzy wywierają na mnie negatywny wpływ - przeszkadzają mi w normalnym funkcjonowaniu, hamują mój rozwój.
W dzisiejszym świecie nie można być otwartym na wszystkich, trzeba świadomie dobierać swoje towarzystwo.
Po kilkudziesięciu minutach uznałem, że samemu się nudno siedzi i poszedłem poszukać mojego znajomego, który miał grać w siatkę. Na boisku jednak nikogo nie było. Zacząłem kierować się ku domowi mojego towarzysza, jednak po drodze spotkałem brata ciotecznego, który zaprosił mnie na piwo. Razem weszliśmy do sklepu. Wbijałem swój wzrok w podłogę, aby inni nie widzieli moich najprawdopodobniej powiększonych źrenic. Brat kupił dwa piwa. Nie wiedziałem jednak, że zamierza on je pić ze mną na ławce pod sklepem. Jako, że moja asertywność była wtedy równa null nie zaprotestowałem.
Tak więc znaleźliśmy się na ławeczce przed sklepem, próbowałem nawiązać jakąś rozmowę, ale szło to trudno. Nadawaliśmy na innych falach. W końcu doszły do nas dwie osoby.
Jako, że rozmawiali między sobą zacząłem patrzyć się na pulsujący chodnik. Kostka brukowa poruszała się do góry i do dołu, kręciła delikatnie i rozmywała. Zachwycony tym efektem oddychałem w rytm pulsowania magicznej kostki. Nagle ktoś mnie dźgnął. Była to dziewczyna, która siedziała obok mnie. Coś mówiła wcześniej do mnie i chyba oczekiwała odpowiedzi. Ja jednak jej nie słuchałem.
[Ja]: Przepraszam, zamyśliłem się.
Szybko dopiłem piwo, pożegnałem się ze wszystkimi i uciekłem spod tego przeklętego sklepu. Nie wiedziałem jednak, że to dopiero początek atrakcji w kontaktach z innymi ludźmi, których miałem doświadczyć.
Udało mi się odnaleźć mojego kamrata, wraz z nim było jeszcze dwie osoby: Sławek i Paweł. Okazało się, że wszyscy wybierają się do oddalonej o 15km miejscowości spotkać się z jakimiś dziewczynami. Mieli jeszcze jedno wolne miejsce, z którego chętnie skorzystałem.
Jazda samochodem była bardzo fajna. Wydawało mi się, że stoimy w miejscu, a krajobraz się zmienia. Grafika było lepsza niż normalnie. To był taki upgrade świata. Wszystko wyglądało lepiej. Dojechaliśmy na miejsce. Zapoznałem się z dziewczynami. Zaczęliśmy rozmawiać.Tematy były bardzo dziwne, cały czas się wygłupiałem.
Kamrat: Obczaj to drzewo, wygląda jak kogut.
Dziewczyna1: Nie, to jest raczej byk.
Kamrat: Nie no, to nie może być byk, bo nie ma czułek.
Ja: Chyba rogów.
Kamrat: Jeden diabeł.
Dziewczyna2: A Ty myślisz, że co to jest. (patrząc się na mnie).
Ja: Myślę, że są to świetliste macki kosmicznej jaźni.
Podobnych dialogów było mnóstwo. Po pewnym czasie podjechała policja. Jako, że były porozrzucane butelki po piwie, kazali nam wybrać 4 osoby, które pójdą do radiowozu.
Kamrat: No to gramy w kamień, papier i nożyce.
Ja: Ok!
I policja czeka, a my gramy całą grupą w kamień, papier, nożyce w celu wyłonienia osób, które mają dać się spisać. Każdy jednak wyciągał ręce w innym tempie i oszukiwał.
W końcu do spisania dobrowolnie poszli: Dziewczyna 3, Kamrat, Sławek i JA.
Kamrat (opierając się o radiowóz): Tego nam dzisiaj do dyskoteki brakowało. Panie władzo, proszę włączyć koguta, to będzie stroboskop. Ja zapuszczę muzykę z telefonu.
Policja nas spisała i pojechała. My zaraz potem wróciliśmy do naszej wioski i porozchodziliśmy się do domów. Jeszcze leżąc na łóżku doświadczałem dziwnych stanów świadomości i miałem CEV'y.
- 16470 odsłon