powrót mechawojownika
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
powrót mechawojownika
podobne
Raport jest podzielony na dwie części...
1 zwykłą (pisaną wczoraj, przed) 2 niezwykłą (pisaną dzisiaj, po).
Jak ktoś chce to może od razu przejść do części drugiej (esencja tripu)
Po drugie...wybaczcie długość, ale była to na razie najlepsza,
najbardziej wykręcona i najbardziej nierealna z moich jazd.
-------------------------------PART ONE: ENTER THE MATRIX------------------------------- |
Nazwa substancji: DXM
poziom doświadczenia: first time DXM
(pozatym zielsko, tablety, bieluń, ampha, ostatnio Tussi)
Dawka:
2 opakowania Tussual Antitussicum 10x5mg
1 opakowanie Argotussin 20x15mg
ŁĄCZNIE: 40pills/400mgDXM
Wzrost: 170; Waga: 67
5,9701493mgDMX/kg (coś koło 2 plateau...zobaczymy;)
"Set & setting":
Katar, wczoraj 20pills Tussi, troche mnie kaszle...
szacunkowe szanse przeżycia: wystarczające
ogólnie: podjarany z wyczuwalną nutką dekadencji...
po Tussowej jeździe (która była cokolwiek mała) zwątpiłem w aptekarskie
jazzdy.
Czas: 31.VII.2003-1.VIII.2003
Miejsce akcji: południowe obszary Polski.
Raport z miejsca akcji:
T -5:00
...apteka...ostatnie obliczenia... wszystko włożyłem do jednego
pudełeczka...ostatnie
looknięcie na DMX`dokovanie...jeszcze raz przeleciane trip-raporty po
DXM...dobra...
READY FOR ACTION...pozostało mi tylko czekać do zmroku. Pudełeczko DXM
schowałem
za (o ironio) książką "Inny świat" niejakiego Gustawa
Herlinga-Grudzińskiego...
nie wiem o czym, ale do moich celów nadaje się idealnie;)
T -4:00
Jem posiłek wojownika (bułka+jogurt)...ostatnie żarło przed bitwą...
T -2:00
Super dupna kłótnia ze starszą...
Zlewam to totalnie i rzucam w zakamarki umysłu...jutro bede sie martwił
(o ile bedzie jutro >:-) muhahahaha)
T -00:55
Godzina 21:05
.....trz....szzzzz...szzzzzz.....
do you hear me?? SOLDIER!!! DO YOU HEAR ME???!!!
....szzzzzzz.....
Gryphon two-six this is delta one-three...all clear for take-off...
Operation Dark Storm initiated...GO GO GO!! Cel namierzony
Na początek otwieram skład amunicji...wyjmuję 5 pestek
kaliber '15' oraz 5 pestek kaliber '5'... reload...(pstryk*10)..
FIRE(gulp)! ...TRAFIONY!!! puste magazynki wyrzucam przez okno...
robię reload...i na razie przykampowuję w rogu, żeby nie było
widać skąd strzelam. ...baza..baza...jak mnie słychać...odbiór...
..słychać Cię głośno i wyraźnie...melduj dalej....
T -00:45
Obserwuję efekt "placebo" [o ile można go użyć w takim stylu]...
Wydaje mi się że "coś" się dzieje...ale to za krótki czas więc,
na razie nawet w "to" nie wnikam... zakaszlało mi się tylko znacząco...
i tak jakoś mnie płucka trochę zabolały...hmm...jeszcze mam szansę na
odwrót...
...
...odwroty są dla lamerów delta one-three...zostań na placu boju,
przykamp i melduj dalej...noo...co rozkaz to rozkaz...YES SIR! ROGER THAT!
T -00:40
Od teraz mam strzelać krótkimi seriami "5 co 5":)
Na pierwszy ogień pójdą pociski kaliber '15' a potem
dobijemy kaliber '5'...puste magazynki...hmmm...
przez okno:) [mieszkam na piątym]
Ogólny firepower...400...zobaczymy czy w ogóle coś zdziałamy
Następny meldunek przewiduję na godzinę 21:50...
wtedy powinny mi się skończyć pociski i trzeba będzie
ruszyć odwłok do szturmu...
Godzina zero coraz bliżej...rączki zaczynają mi się trzepać...
właśnie wpadła mi do głowy myśl, że to może być [AAAAPSIK!]
najlepiej udokumentowana śmierć wszechczasów...relacja spisana przez denata
na bieżąco...
JAK UMRE TO CHCE BY TO ODCZYTALI NA POGRZEBIE,
A MOJE CZĘŚCI MAJĄ IŚĆ NA ORGANY DO PRZESZCZEPÓW... [AAAAPSIK!].
T-00:10
noo...nie powiem, nie powiem...coś tam się leciutko gotuje... czuję
się...jak by
się miało zaraz zacząć coś ... fajnego:) heheehe...przeczytałem to co
napisałem
i nie wiem po co ale zacząłem się z tego lać :)
T-00:05
ostatni magazynek '5'...
Griphon two-six...jaki mamy plan...Odbiór?
Delta one-three...plany są dla lamerów...
Griphon two-six zrozumiałem. Podwierdzam. Bez odbioru.
T-GODZINA ZERO
hehe...stwierdzam, że mnie łeb boli...że chce mi się spać... potem że ciężko
mi się
butelkę z wodą do ryja podnosi... potem że chce mi się śmiać...a potem że to
wszystko
w trip-raportach czytałem hehehe:))))))
T 0:01
hehehehehhe...patrze sie na firanki...i światło jest zapalone...
no to gasze światło...wszędzie ciemno...pierwsza myśl: "oo...wyłączyłem
firanki":))
Tak w ogóle to niezły humorek mi się załączył;)
Spodziewałem się psychodeli a tu taka udziwniona trawa...:)
T 00:30
ueeeeee....ide do łóżka...nie chce mi sie siedzieć przed kompem...
chce mi sie spac...efekty....bardzo lightowe...chociaż co jakiś czas
"wygląda"
spoza nich jakaś ukryta "moc"... zobaczymy za jakieś 30 minut czy bedzie
powtórka
czy taki sam zawód jak po Tussim.
-------------------------------PART TWO: REAKTYWACJA------------------------------------ |
T OO:45-7:00
Przepraszam za wyrażenie [właśnie wstałem] ale to co przeżyłem można
określić tylko jednym:
O KURWA JA PIERDOLE!!! [inne dobre określenie: wyczesana]
Nigdy...ALE TO NIGDY W ŻYCIU nie przeżyłem czegoś podobnego...
Wszystko czego próbowałem po prostu się KRYJE!!!
Może was to śmieszyć ale jak byłem mały [bardzo mały] wyobrażałem sobie
że narkotyki właśnie tak działają. To była TOTALNA RZEŹNIA...ale po
kolei....
Po położeniu się do wyrka stwierdziłem, że jest...daremnie...
łeb mnie boli, spać mi się chce...i cały czas muszę się psychicznie
"podtrzymywać"
żeby nie zasnąć...przypomniał mi się nagle jeden trip-raport z DXM i ktoś
tam napisał, że
"jak 'blokujesz' to nie masz jazdy, a jak 'poddasz się temu' to masz".
To nie było tak napisane, ale ja to tak odebrałem...
Jako że od trzech lat "bawię się" przy zasypianiu w OBEE, medytacje i tego
typu rzeczy
[zaznaczam BAWIĘ SIĘ!!! Jesczcze nigdy mi nic sensownego nie wyszło],
pomyślałem, że skoro "mam się temu poddać" to to będzie chyba najlepszy
wybór...
zaczynam się "przygotowywać"...poprawiam pościel, układam się wygodnie...
zamykam oczy....chwila....otwieram spowrotem...hehe...
pierwszy halun. Na poduszce obok siedzi "Kwama warior" z Morrowinda
[taki długi, gruby robak], hehehehe...nadal tam siedzi...[zaczynam się lać]
...hehe...wszędzie kompletnie ciemno...taki halun na "pograniczu"
widzialności...
..robak znika...hehe...zara, zaraz...czegoś nie rozumiem....przecież ja nie
mam
takiej dużej poduszki?...PRZECIEŻ JA W OGÓLE NIE MAM PODUSZKI....
WHOAAA!!...dobre to było...musze to zapamiętać...pierwszy raz taki "real"
halun
z takim "real" schizem miałem. Dobra. Zamykam oczy...albo nie. Idę się wylać
najpierw.
Wstaję. CO JEST GRANE? hohoho...Widok jak po mocnym upaleniu, chodzenie
jak bym był mocno wcięty...chociaż nie. Poruszałem się jak "mech warior".
Tzn. na początku mi to przeszkadzało, ale jak pomyślałem o "mech wariorze"
to od razu się w niego "wczułem" [wtedy poczułem "klimat" jak na tablecie...
jak na 20 tabletach...tzn. chodzi mi tylko o "klimat" a nie o "love
everything":)],
zaczałem "iść" do przodu, naśladując dźwięki "chodu" robota.
Wychodzę do przed pokoju.
co jest, co jest...WROGI DESANT! WROGI DESANT! PRZYGOTOWAĆ RAKIETY
ZIEMIA-ZIEMIA!
[zaczynam przeładowywać bronie, poprawiam ustawienia mecha... i ogólnie
zajebiście się bawie] Tzn. nie widziałem tego "uzbrojenia"...raczej je
"czułem".
Gdy się na nie nie patrzałem WIEDZIAŁEM że ono tam jest:)
TARGET AKŁAJRED...FIRE...SZZZZ...SZZZZ..
[w tym momencie zaczynam robić regularną rozpierduchę w przedpokoju,
na rakiety, granaty, fazery, blastery i wszystko co sobie zdążyłem
przypomnieć...pamiętam że w pewnym momencie nawet Steyer Aug szedł w ruch:)]
Biegam jak by mnie coś opętało, kucam za szafką, posyłam seryjki z
blastera...
[a co najlepsze...nie czaje w ogóle że to bania..._po_prostu_ się "bawię w
wojne":)))]
- Szymon...tu się leczysz w ogóle? Bierzesz te tabletki co ci doktor kazał?
[moja starsza przypomnina mi o lekach...bo katar mam;)
...mówi i patrzy co ja robię...a ja na to]
- Wyyplllucze :-D
[i wszedłem do kibla] Stoję...nie wiem co robić...jestem w kiblu. No
to...lejemy;)
Zaczynam lać. I zastanawiam się "co czuję".
No, jest dosyć ciekawie. Tak jak bym mocno skuł się pigułami,
i dorzucił parę toreb grasu i jakimś dziwnym alkoholem zapił.
Wzrok teraz mi "pulsuje"...tzn. wszystko jak by było z takiej
mało-chropowatej galarety zrobione (identyko mam po tabletach).
OK. Myję ząbki...i nagle stało się bardzo...normalnie.
hmm...ide do pokoju (tym razem bez przebojów), starsza coś tam
gada...zajarzyłem że
gada dopiero po tym, jak wszedłem do pokoju i położyłem się do łóżka i
wygodnie
się usadowiłem... po mniej więcej takim samym okresie czasu zajarzyłem,
że jarzenie w odstępach pięcio minutowych nie jest moją domeną... i w tym
momencie
znowu się wszystko zaczyna;) Mam takie coś w pokoju że mam bardzo ciemno za
oknem,
a jak zasłonię w nocy żaluzje to dosłownie czubka własnego nosa nie widać.
W tym momencie zorientowałem się że przecież...wszystko widzę. Tylko...na
szaro.
Grał ktoś w Splinter Cella? Tam ten gostek miał podobne
widzenie...centralnie wszystko
wyraźnie jak w dzień, tyle że na szaro. W tym momencie "zajarzyłem" że z
kibla tutaj
szedłem "normalnie". Ciekawe. Kładę się. Patrzę w sufit. O...następny halun.
Kątem oka widzę łysego białego gościa (tzn. nie "białas" tylko był po prostu
biały jak
kartka). Spox [myślę]. Biali, "przypakowani" goście, siedzący przy moim
łóżku
i zbierający coś z ziemi są zajebiści;) Olewam hama [bo jakieś wąty miał do
mnie]
i pokazuje mu fakolca [gostek się wnerwił i poszedł]...
słyszę że w pokoju obok coś starsza robi... Chciałem chyba wstać przyłożyć
ucho do ściany,
ale cały wysiłek włożony we "wstanie" spowodował tylko tyle, że jebnąłem
nogą o szafę,
aż się szyby zatrzęsły:DDD zrezygnowałem z wcześniejszego pomysłu. Leżę. Za
oknem
przejeżdża samochód... Mam niby okno na piątym, jest bardzo cicho, bo ani
przy ruchliwej ulicy nie mieszkam ani nic, ale jest jakoś tak "zbudowane" że
jak
przejeżdża samochód w nocy to go słychać jak by 5cm pod oknem przejeżdżał
[w sensie na trzeźwo tak jest).] No tym razem to po prostu PRZEGIĘCIE...
Wsłuchuję się w samochód...i zaczynam jarzyć że coś nie tak ze słuchem...
wooooolnooo, straaaszniee słyyyszęeee....coooo sięęęę dziiiieeee jeeee????
Nie wiem jak to opisać, ale uwierzcie mi. Normalnie słyszę go ok. 20 sekund.
A tu...leżę...słyszę...przejeeeżdża...każde drganie silnika,
każdy szmer jest taaak woolny jak by porazkładać dźwięk na części....
po chwili przestaje "jarzyć" że to samochód i słyszę takie preciąłe
wyycie, jak by ktoś płakał z bólu..straaasznie rozciągnięte w czasie...
[jedyna sensowna myśl która przyszła mi do głowy to: "o kurwa, ale faza"
i banan mi się załączył na twarzy...byłem zadowolony jak cholera
że taką faze mam:)]
A teraz chcę by było jasne: Od tej pory jeśli mówię "widzę" albo "słyszę" to
ie chodzi
mi o to że "tak mi się wydawało" albo "tak się to układało że to było
podobne"...
"Widzę", "słyszę" w takim sensie jak widzę ten monitor i słyszę jak mój tata
robi
teraz obiad. Wracając do auta...przejeżdża dalej. Mija ok. pięć minut..
Wsłuchuję się jeszcze chiwle... i myśle.."a, pieprzyć przejeżdżające
samochody".
W tym momencie zachciało mi się "beknąć"...
Od tego zaczyna się najlepszy motyw: a mianowicie MATRIX:D
Każdy chyba bekał (no nie?) i wiecie jak to jest...trwa to ok. 1 sekundy.
Mniej więcej w "połowie" beknięcia (ok. 0,5s) "wczułem się" w beknięcie...
i MATRIX! Wszystko zwalnia jak przy aucie...tylko tym razem nauczyłem
się to kontrolować (tzn. umiałem go włączać i wyłączać kiedy tylko chcę).
Czuję każdy bombelek beknięcia jak przebiega przez mój przewód...powolutku,
jak bym zmniejszył prędkość 128 razy. w końcu bekam...
robię sobie "stylowy" matrix (tzn. zatrzymuję na chwilę czas w miejscu),
i puszczam go szybko do przodu...;) Poczułem się nagle...jak jakiś
straszliwy "mastah":)
Najlepsze było to że dla mnie czas płynął "normalnie", tzn. zwalniało
wszystko naokoło oprócz moich myśli...
Leżę na tym łóżku... i stwierdziłem, że teraz po prostu "śpię",
i mam możliwość zobaczenia jak mój mózg wtedy pracuje...
tzn. "widzę" sny, tyle że teraz mogę nimi sterować...
a przy okazji czuję wszystko co się dzieje na zewnątrz:)
Za zamkniętymi oczami jakieś autostrady, maszerujący ludzie, jakaś twarz
zmieniająca się w pająka, skacząca pięć razy w "głębie" schizu...
wrażenie "wyginania" i "wykręcania" ciała...czułem się jak by zawsze moje
myśli miały narzucone "ryzy" z których teraz zostały uwolnione...
jak by mogły sobie "buszować" po całym mózgu w którąkolwiek stronę...
co pewien czas "odlatwałem" sobie gdzieś na maksa, tzn. wychodziłem
z ciałka spacerowałem po pokoju (który w ogóle nie był moim pokojem)
i czułem że muszę szybko wrócić...
czasem miałem wrażenie że np. obracam się wokół własnej osi która przechodzi
mi przez biodra...np. obróciłem się "głową w dół",ale w tym momencie
zmusiłem się do poruszenia ręką w Real World...no i ruszam,
wrażenie "głową w dół" nadal pozostało, otwieram oczy...
i teraz mam wrażenie jak bym nadal leżał "głową w dół"
tylko że teraz jest normalnie, a to "normalnie" przed tem to było
nienormalnie...i w ogóle większość rzeczy jakie przeżyłem nie do opisania
po prostu...totalny...TOTALNY odjazd...a ja to widzę, słyszę, czuję, mogę
dotknąć:D.
Nagle, przypomniało mi się, że wszyscy mówią, że muzyka jest git na bani...
to co usłyszałem przeszło moje najśmielsze
oczekiwania (szkoda, że niestety w drugą stronę). CO TO JEST?
bleeeeeeee.....
do pupy z takim czymś:P Wszystko grało sobie "osobno"...tzn. garki osobno,
bass osobno,
śpiew osobno..i na dodatek (nie wiem jak to powiedzieć) nie było w tym
muzyki:P
Nie wiem, serio nie wiem jak to opisać, ale słuchałem tego,
owszem, odczucia były dosyć miłe, ale to w ogóle nie brzmiało jak muzyka,
tylko jak bym słuchał gadania, nieregularnego brzdąkania na bassie,
kogoś kto uczy się grać na gitarze oraz dziecko w kuchni walące łyżką
w patelnie na dodatek nagrane ze starego magnetofonu, mono,
a na taśmę jak by było coś naklejone, podrapane i jeszcze poplute.
I na pewno nie była to wina sprzętu ani muzyki (bo na "trzeźwo" mi się
podoba).
Szybko wyłączyłem...tzn. na tyle szybko na ile pozwalało mi moje jarzenie
świata
rzeczywistego, zdolność reakcji, zdolność zgrania tego ze wszystkimi
częściami ciała
na raz, silna wola i wytłumaczenie sobie 10 razy "po co w ogóle się mam
ruszać,
skoro tak jest dobrze?"...trwało to przesłuchanie całej płyty CD;)
(w międzyczasie jak się zastanawiałem
"po co się mam ruszać" automatycznie zmieniałem strony taśmy, wybierałem
utwory, wyciągałem CD, przyciszałem, podgłaszałem itp. :-D)
Czas na siku. Gdzie są drzwi...O FAKEN...
które wybrać? JAKIE KTÓRE! JA MAM KURWA TYLKO JEDNE DRZWI!!!
[...pełna dezorientacja..:)]
chwila zastanowiania...zorientowałem się że "wzrok" mam jak
po ciężkim pijaku tylko dwa razy gorzej...przybliżyłem
się do wyświetlacza z BumBoxa...LOL..też razy dwa:)
Zacząłem się napieprzać sam z siebie że mi się oczy rozjeżdżają
w dwóch różnych kierunkach;)...chciałem spróbować
czy rzeczywiście działa trick z oczami [wyczytałem w DXM`dokovaniu AFAIR]
zamknąłem jedno oko...no.. tak lepiej;) Zadowolony z 'rozwiązania'
podreptałem do kibelka...żadnych ekscesów po drodze nie chciało mi się
robić...Patrzę do lustra...O BOSZZZ!!! Kto to jest?
To ja tak wyglądam??? AUTENTYCZNIE! Zapomniałem jak wyglądam;)
Przez jakieś 5 minut podziwiałem rysy swojej twarzy i cieszyłem
się jak dziecko, że od teraz "mam już wygląd":)
inna sprawa że strasznie ciężko było "dojść do ładu" z moim wyglądem...
im bardziej chciałem obraz utrzymać "prosto" tym bardziej widziałem
krzywo...
w końcu zamknąłem jedno oko na stałe (prawe jak by co)
co polepszyło jakość wizji. cały happy wracam do pokoju...ZONK...miałem się
wylać...
Faken biczen. Starsza mi zaś będzie pluła że się "naspidowałem" i latam po
10 razy do
kibla w ciągu nocy. hmmm... na oknie stoi wydrążony kokos...chwila namysłu i
już leję
do środka... leję...leję...NIEEEE!!! czemu mam mokre nogi?!!
Jaki bezsens...nie trafiłem czy jaki wafel? Zapalam światło
(automatycznie)...
I...massakra!!!
Oglądaliście Animatrixa? Ostatni Lot Ozyryza? Samiutki początek,
jak się wszystko białe pojawia, taki charakterystyczny "dźwięk",
obraz "faluje"...:)...Wszystko białe...po pierwszym szoku...patrzę na
ziemię:
ufff..dwie kropelki ledwie spadły...a kokos? DZIURAWY:P
wywalam go przez okno. Gaszę światło (Matrix przechodzi na Splinter Cell)
kładę
się zpowrotem Od tego miejsca w ogóle zrezygnowałem z ruszania się,
ciało... wiecie jak się czasem coś zatnie w kompie i jak przesuwacie
"jedno okno" to zostawia po sobie taki "ślad" w postaci nieskończonej liczby
okien?
Tak samo się czułem:) Potem zaczynałem się "rozjeżdżać" w trzech różnych
kierunkach...
mogłem "dotykać" myśli...jedne były czerwone..jedne wyglądały jak
grzebień...
jedne były całe pofalowane, niektóre zaś były do niczego nie podobne.
Wtedy zaczęła się najlepsza część mojego tripa.
Zastanawiałem się nad różnymi rzeczami
dot. mojego życia (zostawię sobie te przeżycia dla siebie...najbardziej
"rozrywkowa" część tripa za nami, ale najlepsza zostanie tylko dla mnie:)
i ogólnie...ogólnie cieszyłem się kolorkami, niecodziennymi kształtami...
trwało to do od godziny 3:30 do 5 rano. (przez całego tripa
patrzałem co jakiś czas na zegarek...ogólnie czasami dziwne były
schizy...ale zdążyłem się chyba przyzwyczaić do "względności czasu",
na fazach THC...tak więc robienie czegoś pół godziny w jedną minutę
mało mnie dziwiło;) Od 4 wszystko już słabło, a o 5 przestałem
mieć możliwość "dotykania" myśli.
O 6 byłem już "w miarę" normalny....potem...zasnąłem.
Z efektów co mi jeszcze zostały, to...często mi się ziewa...i strraasznie
dziwnie.
Jak ziewam to czuję w środku jak bym był kimś innym (mówiłem że dziwne?),
a przełyk jak bym miał zalany czymś o posmaku metalicznym...
- za oknem rozpętała się ogromniasta burza, no i musiałem przestać
pisać ten raport i wyłączyć kompa (bo waliło gdzieś w okolicy...
no jak babcię kocham, największa burza jaką w życiu widziałem).
Jak sobie siedziałem i patrzałem przez okno i nagle się błysnęło,
to nie miałem "odruchu" zmrużenia oka, i przez ułamek sekundy
(podczas błysku) widziałem jak by wszystko było calkowicie czarne:)
Tzn. widziałem kontury tylko wszystko jak na odbitce ze zdjęcia.
- Czas teraz mi dziwnie "zapierdala"...hmm..wstałem o 12...poszełem
do kibla, umyłem zęby...patrzę 13...siadam do kompa,
piszę dwa zdania..14...zastanawiam się "co jest grane?"
14:30...obiad...zjadłem obiad, piszę kawałek 15:45...
.... teraz jest 16:20 i na razie trochę przystopował:P
[dopisek...przystopował już w ogóle...tzn. normalnie leci]
Podczas jazdy jedno było fajne: za Chiny ludowe i pół Ameryki nie
umiałem sobie wyobrazić jak jest "normalnie"...
po prostu stan "normalności" i "trzeźwości" był dla mnie czystą
abstrakcją...:) I O TO CHODZI:DDD
Na pewno DXM mnie zmienił. Mam ochotę wziąźć go po raz drugi...
ale nie taką samą jak inne dragi. Inne zawsze jest chęć
wziąść by "oderwać" się od rzeczywistości...brać je jak najczęściej..
już, natychmiast, w tym momencie... DXM...hmm...na to mam jeszcze całe życie
(czyli: dziś na pewno nie, jutro rano zbieram kasę wieczór...600mg wita...
ale potem rzeczywiście robię większą przerwę bo mi się jeszcze mózg
zlasuje:))
Po drugie on nie "odrywa" mnie od rzeczywistości [hehehe...tylko ją
wymazuje:)]
tylko pozwala mi ją "naprawić".
Po drugie DXM przekonał mnie że na inne nie warto tracić ani kasy,
ani czasu. DXM jest po prostu dla mnie stworzony...takiej bani
"psychidelic-przebóg-marja-co-ja-widze" szukałem całe życie...
...
Ciekawe... kiedy się na nim "przejadę"?:)
Dzbanek
PS: mam pytanie techniczne:
- Co ile można brać DXM bez obaw uszkodzenia sobie czegoś (w dawkach
400-600)?
- NIE chodzi mi o psychikę tylko o skutki fizyczne.
- Ja się TYLKO pytam. Nie oznacza to, że chcę tak brać.
- 7743 odsłony