ciężka intoksykacja 900mg
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
ciężka intoksykacja 900mg
podobne
Nazwa substancji: DXM w postaci Acodinu
Poziom doświadczenia użytkownika: kilka razy z dxm m.in. 300, 450, 600mg, poza tym
mj, avio, tussi, powój, bieluń, gałka.
Dawka, metoda zażycia: 900mg 60 tabletek doustnie przy 65 kg daje 13,8mg na kg masy
czyli prawie górna granica 3 plateau (7,5-15mg)
Set & setting: całkowicie pozytywnie nastawiony po poprzednich tripach, z zamiarem
doznania halucynacji tym razem, na swobodnej domowej imprezce w domku na wsi, na uboczu
więc pełny komfort.
A było to w ferie zimowe roku 2002, więc ponad rok temu, jednak mam notatki z tej
podróży, które będą szkieletem mojego opisu. Ze względu na ich wartość artystyczną oraz
fakt że w jakiś sposób odpowiadają one mojemu stanowi przepisze je w niezmienionej
formie, a do każdej godziny dodam komentarz:
"19:45 przyjęcie doustnie"
Połykam 60 tabsów, czyli zawartość trzech opakowań w trzech równych porcjach, popijając
wodą z sokiem, znam już ich ohydny smak więc bezproblemowo
"20:35 lekkie zmulenie, zawroty głowy, "uderzenie" w ciągu 5ciu minut
(55 min po zapodaniu)"
Tradycyjnie już było długie czekanie na wejście, jednak tym razem uderzenie było bardzo
szybkie, przed momentem byłem czyściutki, a tu nagle coś niczym lawina zasypuje mi
mózg. Być może zasługa to takiej dawki.
"20:45 silne drgawki, duże wejście, we łbie helikopter
20:51 zimno (chałupa), większe drgawki (chyba placebo) przez cały łeb"
Reszta znajomych pod wpływem wódeczki olała sobie podkładanie w centralnym. Zrobiło się
dosyć zimno i zacząłem się trząść jak galareta, ale dxm pewnie tez miało w tym swój
udział. Zawsze jak czytam te notatki urzeka mnie moja uwaga ze to chyba placebo : ))
"20:54 przy dużej koncentracji potrafię pisać (zastanawiam się czy po DXM
rozjeżdżają się gałki oczne czy po powoju."
Tak mnie naszło na porównywanie dragów, ale dzięki temu zauważyłem, że nie mogę się
skoncentrować i przypomnieć jakiś szczegółowych informacji o czymkolwiek. Jakby zasięg
moich myśli się skrócił, ograniczył.
"20:57 AAA. Jakie wielkie źrenice! Ogromne! Ledwo widać tęczówkę."
Zauważył to kolega, jak spojrzałem na lustro to się troszku zdziwiłem, ale jakoś
przerażony nie byłem. Emanował wtedy ze mnie spokój, podobno.
"20:59 Fajnie się skacze, grawitacja bezproblemowa ale więcej jak 10cm nie
wyskoczę (granica) –po ciele dziwne drgawki jakby mi ktoś głową ściągał skórę.
Umieram?"
Cały czas siedziałem na kanapie, więc jak poczułem dziwne mrowienie w nogach nie mogłem
się powstrzymać przed poskakaniem sobie trochu po pokoju. A że koordynacja już
zaczynała zawodzić powiadają że śmiesznie to wyglądało.
"21:04 Czas płynie po"
Tak, to mnie najbardziej dziwiło. Jeżeli uważacie że po sqnie czas spowalnia swój bieg
to tutaj każda sekunda będzie jak pół godziny. Zamykałem na chwile oczy, badałem jak
działa na mnie środek, rozmyślałem na ile to było możliwe, otwierałem oczy żeby zapisać
spostrzeżenia, patrzę na zegarek a tu minęło zaledwie kilka minut. Tak było przez całą
fazę.
"21:07 Okórwa. Ale powoli trwa czas. czas nie istnieje. Gdzie ja jestem.
Wkręciłem. Zgasiliśmy światło i nie [tekst nieczytelny niestety] Ścina mnie."
Zauważyłem też że kiedy gaszono światło w pokoju to robiło się jakoś nieprzyjemnie,
choć w sumie powinno mi to wisieć bo prawie cały czas miałem zamknięte oczy. Ale kiedy
je otwierałem chyba dobrze było widzieć znajomy widok, a nie jakieś dziwne kształty w
ciemnościach, i pomyśleć sobie że jeszcze nie odpłynąłem w krainę wiecznej
szczęśliwości.
"21:10 Czy to koniec jazdy. Tyle czasu już minęło. Nowy świat. Co ja
robię."
Też ciekawe skąd mi to przyszło do głowy ze to już koniec tripu. Widać już że pisze
coraz mniej jaśniej, ale dobrze że w ogóle mogłem utrzymać długopis i skupić się na
tyle aby coś nabazgrać, bo kiedy stawałem nad kartką wszystkie poprzednie myśli gdzieś
uciekały jakby nie chciały się dać utrwalić, z trudem je zbierałem.
"21:11/12 02 czas leci gadam z M. Można pisać. jak pisze to żyje."
Chodziło mi zapewne o to że kiedy pisałem to miałem jakąś kontrole nad percepcją i
mogłem się jakoś pozbierać, inaczej ginąłem gdzieś w jakiś zamotanych przestworach
mojego umysłu.
"Leci właśnie pink floyd. Ciekawy to stan. Muzyka które Pink Floyd leci ja się go
łapię. Nigdy czegoś takiego nie miałem siedzę i pisząc kontroluje wszystko. Całą moją
śmierć. Wszystkie stany czas stoi."
Najlepiej pamiętam kawałek Time, zegary bijące na początku prawie spowodowały u mnie
zawał serca. Ale za to późniejsza solówka cudownie docierała.
"Jest 21:14:56 Mnie coś mroczy i za łeb ściska gdy to pisze i boje się pisać i
jest daleko od mojej ręki. Pisanie. Przyszedł G. Poszedł. M. Oni [tekst nieczytelny] są
w pokoju obok. Idę po coś. Dźwięk i list. [tekst nieczytelny]"
Cały czas przez pokój przewijali się ludzie, zauważałem ich dopiero kiedy byli na
środku pokoju, coś mówili a ja im tylko przytakiwałem, lub się tylko uśmiechałem i
ponoć wyglądałem kiepsko.
"21:18 Czuje fale. pulsacje. czemu G. nie odpowiada. Nadal ta sama kartka. G.
chce gdzieś iść."
Oto moje główne troski i niepokoje w tym czasie.
"G. idzie. S. Jest, ja jestem ginsberg jest, M. Jest, coś mnie ciągnie, inny
świat. Zabiłbym się gdybym miał pistolet."
Nie mam pojęcia skąd przyszedł mi na myśl wtedy Allen Ginsberg, jeżeli by to był
William Burrougs to bym zrozumiał : )))
"Mam co pisać. Nogi lecą w górę. Nie wiem co mam pisać."
Bez komentarza....
"21:22 M. pyta co mi się dzieje w środku."
"21:43 mam halumy że nie [tekst nieczytelny] To jest to"
Pamiętam że pojawił mi się przed oczyma obraz jakby popękanej szyby, kryształków, albo
najpewniej gałęzi w zimowym lesie. Było ich mnóstwo, obracały się troszki w różne
strony i w końcu utworzyły jakby stos w którym był czarny otwór. Bardzo długo to
trwało, i było przy otwartych oczach chyba. Czułem się taki bezpieczny i miękko
osadzony w świecie. Czy tak się czujemy umierając?
"jest 21:45:00 co mam napisać. to ja jaki wyrzygane"
hehe, po poprzednim wpisie urwał mi się film. Potem budzę się, patrzę, a nade mną
czarna przestrzeń i wielka żółta plama. Byłem dosyć zmulony więc trochę to potrwało
zanim poczułem że opieram ręce i nogi na stole. Zrozumiałem że siedzę na stole na
czworaka i jakiś czas temu puściłem pawia. Ale wstecz nic nie pamiętałem, jak wszedłem
na stół i dlaczego? Komedia.
"21:50 ale spiencie. halumy wszelkie
nie ma gdzie pisać bo stół zarzygany"
To był chyba szczyt tripu, bo zaczynałem czuć działanie toksyczne na organizm, w sensie
fizycznego zatrucia. Bardzo nie fajne uczucie jakby każda komórka ciała była nieżywa i
nasączona środkami chemicznymi. Gdzieś mniej więcej w tym czasie myślałem że tym razem
przesadziłem i że tam wykituje. Do pogotowia szpitala 30 km a i tak nie będą wiedzieli
co mi jest. Byłem prawie pewien że umieram, ale dzięki zamotaniu jakoś się tym za
bardzo nie przejmowałem.
"22:14 Robot 100%
100% Robota
Ja pierdole! chodzę jak robot. Jak by mi ktoś związał łeb opaską"
Tak, to było najdziwaczniejsze. Kiedy wstałem i udałem się do innego pokoju po prostu
miałem ograniczone ruchy jak roboty, a przynajmniej tak to czułem. Ale czytałem gdzieś
na erowidzie ze po dużych dawkach ludzie mieli tak samo. Więc lepiej nie wybierać się w
takim stanie w zatłoczone miejsca bo się wygląda delikatnie mówiąc dziwnie. Po prostu
jakby ktoś poprzyczepiał sznurki do kończyn. Wysuwasz nogę czy rękę, ona idzie, a w
pewnym momencie sztywno się zatrzymuje jakby była zaprogramowana.
Kiedy już doszedłem do drugiego pokoju, ległem na wyro i próbowałem zasnąć.
Spostrzegłem że nic z dxm nie pozostało w mym mózgu i odzyskałem całkowicie normalny
stan myślenia. Czułem jednak skutki fizyczne intoksykacji, dlatego piłem dużo wody,
żeby jak najszybciej wydalić resztki substancji. Nie mogę sobie przypomnieć czy spałem
w nocy. Rano zaniepokoiło mnie uczucie jakby mi ktoś "oczyścił" mózg, tzn.
był taki jakiś chemicznie rześki, jakby mi go dopiero co wydano z magazynu : ) Kiedy
szedłem do domu wszystko było tak wyraźne, ostre, jakbym się "za bardzo"
rozbudził po śnie. W domu też jakoś wszystkie otaczające mnie przedmioty były
wyraziście plastikowe, drewniane czy metalowe, a ludzie tacy tkankowi, z mięsem,
jelitami i płynącym w nich gównem (hehe Charles Bukowski wiecznie żywy ; )) Można by to
wytłumaczyć jako szok po mistycznym, transcendentalnym doznaniu i po ponownym kontakcie
z szarą rzeczywistością. Ale niestety żadnych duchowych wniosków nie wyciągnąłem z doświadczenia, ale w końcu dxm to nie dmt czy kwas. Porównując z
poprzednimi razami to musze przyznać że jedynie ten pierwszy czysto
"euforyczny", przy 300mg i w pięknych plenerach był najcudowniejszy. Tym
razem było trochę halumów, ale raczej przy zamkniętych oczach, nie były jakieś
spektakularne i całkiem jak w snach. Przychodzi na myśl że może należałoby zwiększyć
dawkę, ale działanie uboczne na organizm wydaje się być zbyt niebezpieczne. Od tamtej
pory zarzuciłem dxm tylko raz, 300mg z piwem i niefajnie mnie przetrzepało (dominowało
uczucie pieczenia mózgu), a potem już ani razu. Kwestia toksyczności a doznań to
dyskusja bez końca, więc każdy pomyśli sam i zrobi, jak uzna za stosowne.
- 8048 odsłon