Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

w 20 sekund do prawdziwego świata... / by mr.blond

w 20 sekund do prawdziwego świata... / by mr.blond

Autor: Mr.Blond

Miejsce i czas: mój własny prywatny bezpieczny pokój, wieczór (lekko zmęczony po spędzonych 9h w pracy)

Dawkowanie: 19:30 10 tabletek acodinu rozpuszczonych w niewielkiej ilości wody popijając pobudzającą herbatką (Yerba Mate), 19:45 dorzucenie 10tabl (tym razem 'na sucho' bo z wodą smakowało okropnie), 22:30 0.4g suszu Salvii

Sprzęt: bongo wodno-lodowe, zapalniczka żarowa

Mój skill: 24lata,58kg, mam za sobą hektolitry alko, kilkanaście gietów MJ&haszu, 2 fazy po DXM i 4 uprowadzenia SD

TR w sumie dotyczy mixu, ale celowo umieściłem w dziale Salvii, ponieważ postanowiłem się skupić na działaniu Salvii a DXM miało być wzmacniającym podkładem.

Zapodałem Acodin i już po ~30 min odczułem to specyficzne 'trawienie' dekstrometorfanu, tzn. zawroty głowy, lekkie skręcanie żołądka i zmuła (tym razem była potężna). Z czasem się to skumulowało i zmierzało do wyrzygania wszystkiego, co zostało w żołądku. Położyłem się i przeczekałem (czyt. przemęczyłem) ten stan. Po ~1h wszystko wróciło do 'normy' i zacząłem powoli delektować się dextrofazą. Po ~3h (od pierwszej dawki Acodinu) założyłem słuchawki, ustawiłem trance i otworzyłem zegar z windowsa na pierwszy plan, z trudnością otworzyłem okno i nasypałem Salvie do cybucha. Było już trochę ciemno, więc nie wiem ile usypałem, myślę, że było coś koło 0.4g. DXM spowalnia czas i nie jestem pewien ile ściągnąłem tej salvii do płuc, wydaje mi się, że było tego b. dużo, bo zaciągając się skończyła mi się pojemność płuc a salvia zbytnio już nie dymiła. Trzymając dym w płucach pomyślałem sobie, że skoro DXM już od dłuższego czasu mocno podkręcił mi magistralę mózgową to tym razem będzie łatwo analizowało się Salvio-fazę. Patrzyłem sobie w monitor na tą wskazówkę od zegara, pykała bardzo wolno aż w końcu naliczyłem 20sekund i poczułem, że z prawej strony od monitora pokój przyciemniał a z lewej strony od monitora (tam gdzie jest okno) zaczęła się jakaś wizja.

Wizja ta nie pokazała mi się dosłownie przed oczyma tylko tak jakby w głowie była jeszcze jedna para oczu i ta para oglądała sobie tą wizje a te zewnętrzne oczy patrzyły na ten zegar. Moje 'wewnętrzne oczy' też widziały ten zegar, ale wszystko dookoła zegara było inne, chwilami zlewało się i wyglądało jak topniejący wosk. Przestałem czuć prawdziwego siebie, bo jakaś siła wyssała mnie do innego świata, który był niemalże taki sam jak nasz. Wcieliłem się w postać, która była jakby przypadkowa. Zewnętrzne cały czas patrzyły na ten pykający windowsowski zegar, który o dziwo zrobił się bardziej pixelowaty tak jakby rozdzielczość monitora się zmieniła. Wewnętrzne oczy widziały, że w wizji pokazały mi się znajome miejsca, w których kiedyś byłem, przeleciały mi znajome twarze, usłyszałem znajome głosy itd. Ale nie to było gwoździem programu. Moje wewnętrzne oczy widziały jakby cały nasz realny świat ograniczył się do dwóch płaszczyzn: jedna od strony okna (z lewej strony zegara) a druga od strony pokoju-ciemności (z prawej strony zegara). Poczułem, że zegar na którym bazuje nasza cywilizacja jest kompletnie bezwartościowy.

Nagle z prawej strony od zegara poczułem obecność kilku osób (nie widziałem ich, bo było tam ciemno), które namawiały mnie bym poszedł z nimi i upuścił/porzucił/olał TO COŚ co trzymam bardzo uważnie w ręce. Postacie powtarzały, że TO COŚ jest bezwartościowe i nie ma czasu na takie zbędne rzeczy w ich PRAWDZIWYM świecie. Zorientowałem się, że 'TO COŚ' jest całym naszym światem, w którym żyje nasza cywilizacja i ja TO COŚ trzymam tylko przez chwile tak jakby prawdziwy opiekun zwyczajnie miał coś ważniejszego do zrobienia. Próbowałem TO COŚ wprawić w synchronizm, ale zbytnio mi się nie udawało... Całe szczęście, że TEGO nie upuściłem Z lewej strony zegara (tam gdzie mam okno) moje wewnętrzne oczy widziały pośpiech tej prawdziwej cywilizacji (nie tej naszej); ten pośpiech był specyficzny tzn. nie taki jak pośpiech do pracy tylko taki jakby miał zaraz nastąpić koniec świata. Widziałem pakującą się kobietę, która również nakazała mi pozostawić TO COŚ, co miałem w ręce. Poczułem, że WSZYSTKO spieszy w konkretną stronę (nawet drzewa patrzyły w jedną tą samą stronę i trzepotały liśćmi z niecierpliwością jakby już teraz chciały wyskoczyć z ziemi). Ja nie widziałem, co dokładnie jest na mecie tego pośpiechu, bo moje okno nie było skierowane w tamtą stronę, ale zauważyłem, że musi tam być jakieś źródło światła (na podstawie cieni i lekkiej poświaty) i poza tym dobiegała stamtąd jakaś dziwna muzyka.

Dalej zbytnio nie wiem co było, ale chyba powoli zacząłem przenosić się do naszego bezwartościowego świata bo zacząłem widzieć zewnętrznymi oczami, które nadal były skierowane na monitor i na ten zegar. Poza tym okazało się, że stoję na środku pokoju i dłonie miałem ułożone jakbym trzymał małą piłkę. Zacząłem się śmiać.

Ocena: 

Odpowiedzi

Smieszne, że na Salvi nasz świat czasem wydaje się gowniany i bez wartości, jakby jakiś inny miał być tym prawdziwym (mnie na pierwszej fazie totalnie zamurowało, bo poczułem, że nasz świat to kompletna iluzja XD), ale jak już wracamy na ziemię, świat (nasz) jest kurewsko istotny i człowiek cieszy się, że może w nim być. Myślę, że im bardziej Cię wykurwi w kosmos, tym bardziej potrafisz docenić prosty fakt stania na ziemi, tak jak ktoś, kto po trzech dniach głodówki nieziemsko celebruje zwyczajną kanapke z pomidorem. 

 

Tak, wiem, że to raport dodany 9 lat temu :D

Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media