Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

szauwia dywanora - czip riipoot

szauwia dywanora - czip riipoot

Jako substancji do wyzwalania stanow odpowiednich uzylem ekstraktu x5

z holenderskiego Smartlabu. Do dziobka fajki wodnej zalozylem tzw. screenek

zeby mi

salvia nie wpadala do wody. Odmierzylem analogowo ilosc dostateczna i

zaczalem przygotowywac sie do tripa.



Sposob palenia salvii jst bardzo wazny. Dopiero za trzecim razem

zrozumialem gdzie tkwil blad w moich poprzednich probach - wlasnie w

paleniu. Salvinorin A dziala w sposob troche dziwny - nie mozna go palic

na raty - trzeba wszystko naraz. I jego ilosc musi przekroczyc dawke

progowa,

inaczej jego dzialanie jest zupelnie inne, slabe i niepelne.



Zrobilem gleboki wydech i podpalilem ziolo.

Wzialem jak najglebszy wdech zeby jak najwiecej dymu znalazlo sie w plucach.

Gdy pluca byly pelne dymu odchylilem sie lekko - rozluzniajac sie. W koncu

gdy juz nie moglem utrzymac zaczalem powoli wypuszczac dym. Zrobilem tak

trzy razy - az do pelnego wypalenia sie substacji. Po trzecim razie nie

zdazylem

jeszcze odstawic faji, kiedy sie zaczelo.

Trip ukladal sie w ciag obrazow a zmienialo sie to tak szybko,

ze nie nadarzalem. Pomijam rozne sprawy osobiste (chociaz to chyba

najprzyjemniejsza

czesc tripu)

Od razu przelaczony zostalem na inna rzeczywistosc. Zauwazylem dziecko,

kilkuletniego chlopca, ktory cos ode mnie chcial, ciagnal mnie, opieralem

sie,

potem przyszla mama chlopca - ciagneli mnie oboje. Ja opieralem sie caly

czas,

nie rozumialem co do mnie mowia, w koncu matka dala spokoj, ale chlopiec

meczyl mnie nadal. Bylem mniejszy od niego i wydawalo mi sie ze bylem

jakims zwierzeciem psem, krolikiem. W koncu chlopiec tez poszedl.

Potem pojawili sie ludzie w zachlapanych farba kombinezonach, zaczeli

przynosic drabiny, wiadra i przewracac sciany, sciany przewracaly sie ale

potem wstawaly. Niektore laczyly sie po trzy i toczyly sie gdzies w dol,

pobieglem za nimi. Znalazlem sie zielonej dolinie - calej porosnietej

trawa,

zbiegalem po zboczu na dno tej doliny. Biegem bardzo szybko i czulem ze im

dluzej biegne tym staje sie coraz szybszy i silniejszy,

upajalem sie tym biegiem. Wial watr. Ziemia byla miekka.

Znalazlem sie nad brzegiem wody nad stawem. Polowa powierzchni wody

byla pokryta zielona skorupa. Nagle stamtad wyszla mloda dziwczyna, zielona,

z dlugimi zielonymi wlosami, zielona twarza. Potrzasnela glowa i ochlapala

mnie jaskrawozielona woda. Patrzylem na jej twarz - oczy miala zielone i

nawet

bialka byly lekko zielonkawe. Przygladala mi sie

Pomyslalem - to jest Lady Salvia. Ona sie smiala i

pomyslala do mnie (slyszalem jej glos, ale ona nie ruszala ustami)


- Chcesz zobaczyc Lady Salvie? Prosze bardzo.


Nagle znalazlem sie winnym miejscu - razem z reszta sluzby czekalismy na

przyjazd

nowej pani - Lady Salvii. Stalismy w szeregu przy bramie i zobaczylem powoz

z duza iloscia koni - szesc moze osiem - w srodku gdy mnie mijal zobaczylem

tylko kapelusz, fragment sukni.



Znowu mnie przenioslo - lezalem pod kocem, bylem chory ktos nade mna

siedzial,

i cos robil nad moja glowa. W koncu sobie poszedl, ale wtedy pszyszly owady,

oblazly mnie ale nie czulem sie zle, wielki komar usiadl mi na klatce

piersiowej i dotykal mnie swoja szpila, jakby mnie badal i zabijal na mnie

bakterie.

Inne owady ktore chodzily po mnie byly coraz

wieksze czulem dotyk ich odnozy, jakby dotykaly mnie suche patyki.

Potem zaczely oplatac

mnie rosliny, duzo zielonych wijacych sie galezi, wokol nog, rak po brzuchu,

ale

nie czulem strachu (jednoczesnie bylem soba i mialem swiadomosc ze to

wizje).

Ale to wszystko bylo dosc lagodne i powierzchowne, nie balem sie, nie czulem

wstretu, czulem raczej spokoj.





Potem nagle znalazlem sie w kosmosie - lecialem ktos lecial kolo mnie.

Uslyszalem

glos oburzony - Zobacz! - i zauwazylem chyba jakiegos satelite - brudna

powyginana

kupa zelastwa, halasujaca, zupelnie nie pasujaca do reszty przestrzeni.

Tez poczulem oburzenie, ale raczej bylem zdziwiony ze widze to z tak bliska.

Potem bylem ptakiem - lecialem, wiatr wial mi przez piora skrzydel, puch na

brzuchu

bylo to bardzo przyjemne, bawilem sie tym lotem. Czulem ze na twarzy mam

bardzo

twardy dziob, to bylo dziwne uczucie, jakby usta mi skamienialy.



Ostatni obraz jaki pamietam to byla woda - znajdowalem sie pod woda, czulem

wielki

spokoj, wokolo cisza, poddawalem sie pradowi ktory mnie niosl. I tak trwalo

to

jakis czas.



Caly trip trwal mozez pol godziny, a moze krocej, po tripie bylem bardzo

spokojny

i rozluniony i naprawde czulem duza satysfakcje. Nie mialem tez zadnych

klopotow

z zasnieciem jak mi sie zdarza po innych psychodelikach.

To tyle.



Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media