Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

każdy musi sam utorować sobie ścieżkę do szczęścia.

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
3,5g suszonych Psilocybe Semilanceata (około 80 sztuk)
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Wieczór, rodzinny dom. Duży stres i lęk przed podróżą, mimo których i tak zdecydowałem się spożyć grzyby. Oczekiwania bardzo duże, chęć przeżycia uduchowionego, mistycznego tripa.
Doświadczenie:
grzyby, marihuana, kodeina, alkohol, mirystycyna,

każdy musi sam utorować sobie ścieżkę do szczęścia.

Raport pisany dzień po podróży.

Grzyby psylocybinowe zainteresowały mnie dwa lata wcześniej. Od początku miałem poczucie, że jest to substancja dla mnie, pasująca do mojej wrażliwej i rzec można dość uduchowionej osobowości. Kiedy znalazłem swoje pierwsze grzyby nie miałem wówczas jeszcze żadnego doświadczenia z substancjami psychoaktywnymi, więc możecie sobie wyobrazić moje zaciekawienie idące w parze ze strachem przed czymś zupełnie dla mnie nowym. Właśnie ze względu na ten strach decydowałem się na stosunkowo niewielkie dawki, które po za efektami wizualnymi nie dały mi wiele - i to był problem, ponieważ marzyłem o doświadczeniu mistycznym, wysoce uduchowionym, który mógłby rozwiązać moje problemy z samym sobą. Po zdobyciu niejakiego doświadczenia z innymi substancjami zdecydowałem się nareszcie na nieco większą dawkę, którą zażyłem tydzień przed opisanym poniżej doświadczeniem. Była to dawka 2g suszonych łysic, spożyta z serdeczym przyjacielem, która również nieznacznie wpłynęła na moją osobowość, co bardzo mnie zawiodło. Postanowiłem wtedy, że koniec bawienia się małymi dawkami i obiecałem sobie, że bez względu na wszystko przyjmę w niedalekiej przyszłości sporą dawkę - samotnie, w nocy.

Po powrocie do rodzinnego domu na weekend od razu zacząłem przygotowania - odmierzyłem na wadze odpowiednią ilość grzybów, następnie wszystko rozdrobniłem w moździeżu i wrzuciłem do wypełnionego herbatą termosu. 

T: 21:45 

Po chwili wahania wypiłem zawartość termosu duszkiem i od razu doszło do mnie, że nie ma już powrotu. Mój dotychczasowy strach natychmiast się spotęgował, poczułem się bardzo źle, miałem nawet chęć spróbować zwymiotować. Kilka minut później po krótkiej rozmowie z kolegą Zdziśkiem stwierdziłem - trudno, muszę to przeżyć, teraz wszystko zależy ode mnie. Podejmowałem próby zrelaksowania się, włączyłem sobie telewizorek, wziąłem gitarę do rąk i wmawiłem sobie, że czeka mnie przepiękny trip, chociaż wcale w to nie wierzyłem.

T: +15min

Zacząłem odczuwać pierwsze efekty spożycia grzybów. Nie zdziwiło mnie to bardzo, bo grzyby były bardzo rozdrobnione, więc zdawałem sobie sprawę, że szybko się załadują. W tamtym momencie czułem, że to będzie bardzo ciężka podróż - mój strach stał się tak duży, że nie mogłem się opanować, ciągle się wierciłem, nie mogąć sobie znaleźć nigdzie miejsca. Wciąż próbowałem z tym walczyć, jednak wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Odczuwałem ogromną potrzebę porozmawiania z kimś - zadzwoniłem więc do Zdziśka, z którym gadałem przez 40 minut. Rozmowa bardzo mnie uspokoiła, niepokój nadal pozostał, jednak nie był aż tak duży jak wcześniej. W pewnym momencie miałem wrażenie, że przez mój pokój przepływa strumyk, właśnie wtedy mój nastrój diamteralnie się zmienił i byłem już całkowicie spokojny.

T: +1h

Grzyby załadowały się na dobre. Umiejscowiłem się na podłodze, przykrywając się kocem i podkładając pod głowę poduszkę. Cały mój pokój tańczył, przedmioty w pokoju zdawały się przemieszczać we wszystkie strony. W mojej głownie pojawiła się wtedy myśl, że wszystkie pozytywne chwile, jakie dawniej spędziłem w tym pokoju, służyły tylko temu, żeby naładować to pomieszczenie wspaniałymi wspomnieniami i właśnie tej nocy przeżyć coś cudownego. Zobaczyłem nagle ogromny świat energii, w której byłem idealnie umiejscowiony. Niespodziewanie jednak mój pęcherz zaczął domagać się opróżnienia, wstałem więc z niemałym wysiłkiem i zszedłem po schodach. Moja równowaga była mocno upośledzona, co stwierdziłem po tym jak z tychże schodów się spierdoliłem.

T: +2h

Po załatwieniu czego trzeba, skorzystałem z okazji, że jestem na nogach i zabrałem ze sobą słuchawki. Kiedy wróciłem na moje miejsce, pod kocyk, włączyłem sobie album norweskiej grupy Warduna - czyli muzykę inspirowaną nordckim szamanizmem. To co zaczęło dziać się w mojej głowie było absolutnie kosmiczne. Wszystko falowało w rytm muzyki, ciągle miałem wrażenie, że choć nie znam norweskiego, doskonale wiem o czym zespół śpiewa. W pewnym momencie stało się coś niezywkłego. Od kiedy grzyby się załadowały, ciągle miałem ochotę coś powiedzieć, ale nie mogłem i nie wiedziałem co. Nagle uświadomiłem sobie o co chodziło i głośno krzyknąłem - "kocham!". Moja podróż w jednej chwili całkowicie się zmieniła. Miałem ogromną ochotę wyznać miłość każdej istocie na ziemii - podjąłem więc odpowiednie kroki i napisałem Zdziśkowi że go "straszliwie kocham", wyznałem też bezgraniczną miłość mojemu kotu, który z przerażenia uciekł gdzieś czym prędzej. Zadzwoniłem do Zdziśka, chcąc mu ponownie wyznać miłość, jednak momentalnie się rozpłakałem i rozłączyłem. Przez moją głowę przechodziło milion myśli na minutę, a w parze z każdą z nich uderzała mnie fala orgazmu (co dawało mi też bardzo nieprzyjemną myśl, że ciąglę się moczę). Rozumiałem wszystko i wszystkich, wiedziałem dlaczego coś jest takie, a nie inne. Rzeczywistość zaczęła mieszać się ze snem, przypominałem sobie dawno zapomniane sny i miałem poczucie, że jestem ich integralną częścią. W pewnym momencie moje myśli skierowały się na ludzkie życie, głównie skupiając się jednak na mojej osobie. Włączyłem telefon, w którym wszystko się ruszało i tańczyło i odpaliłem dyktafon. Nagrałem dla siebie bardzo osobistą wiadomość, która trwa niemal godzinę. Są w niej zapisane moje skryte pragnienia i potrzeby, których sobie nie uświadamiałem a może bałem się uświadomić. W trakcie całego nagrania płakałem jak dziecko, nie wierząc w to, jakim cudem wcześniej tego wszystkiego nie rozumiałem. Doszło do mnie, że każdy człowiek jest zdolny do niesamowitych rzeczy i jedyne co go ogranicza to lenistwo i czas. W tamtej chwili było dla mnie kompletnym absurdem, że wolimy poleżeć sobie na łóżku niż dążyć do spełnienia marzeń. Miałem również myśl, że każdy człowiek dąży własną ścieżką do osiągnięcia szczęścia, ale wielu nie zdaje sobie z tego sprawy i stara się przekazywać odpowiedzialność za siebie innym ludziom, co tak naprawdę jest zgubne. Staramy się wszystko uprościć lub obejść każdą trudność w życiu dookoła, a prawda jest taka, że każdej przeszkodzie musimy kiedyś stawić czoła, a im wcześniej to zrobimy tym szybiej będziemy szczęsliwi - nie ma bowiem drogi okrężnej przed życiowymi przeszkodami. Jednak najważniejszymi dla mnie słowami jakie wtedy do siebie wypowiedziałem, były te, które wręcz błagały, żebym na łożu śmierci, patrząc na moje całe życie niczego nie żałował i żebym był pewien, że nie straciłem żadnej szansy. Szansy na bycie szczęsliwym.

T: +3,5h

Działanie grzybów zaczęło słabnąć. Wiedziałem wtedy, że osiągnąłem wszystko to, czego od nich oczekiwałem i zdawałem sobie sprawę, że jest już po wszystkim. Ponownie włączyłem sobie muzykę i rozmyślałem o przebytej podróży. Po jakimś czasie zacząłem dzwonić do kilku znajomych (była chyba 1 w nocy) z pragnieniem przekazania im moich przemyśleń. Chciałem zmienić ich życie, miałem wrażenie, że ich nawracam i że to co mówie jest zupełnie oczywiste i na pewno mnie rozumieją - tego jak było naprawdę, zapewne niedługo się dowiem.

T: +5h

Poszedłem się umyć po przebytej podróży. Kiedy prysznic mnie obmywał, miałem wrażenie, że w tej chwili staję się kimś zupełnie nowym, że zmywam brudy poprzedniego życia - życia przed zgrzybieniem. Potem jeszcze przyglądałem się w lustrze mojemu nagiemu ciału dostrzegająć jego wspaniałą i niesamowicie skomplikowaną budowę - podziwiałem je, dostrzegałem w nim absolutne arcydzieło. Wtedy zrozumiałem, że muszę prowadzić zdrowe życie, aby to ciało pozostawało piękne i zdolne do wielkich czynów. Potem położyłem się spać.

Podsumowując, podróż była dla mnie oczyszczeniem, narodzeniem się na nowo. Przebudzeniem. Uświadomiłem sobie wiele moich ukrytych pragnień, które w gruncie rzeczy mam na wyciągnięcie ręki, jednak bałem się po nie sięgnąć. To była naprawdę piękna podróż i z całego serca życzę każdej osobie podobnego doświadczenia.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Set and setting: 
Wieczór, rodzinny dom. Duży stres i lęk przed podróżą, mimo których i tak zdecydowałem się spożyć grzyby. Oczekiwania bardzo duże, chęć przeżycia uduchowionego, mistycznego tripa.
Ocena: 
Doświadczenie: 
grzyby, marihuana, kodeina, alkohol, mirystycyna,
Dawkowanie: 
3,5g suszonych Psilocybe Semilanceata (około 80 sztuk)

Odpowiedzi

Raport, który otrzymał pięć gwiazdek jeszcze przed publikacją musi być dobry. Zaraz go przeczytam...

Niesamowite. Szczerze gratuluję Ci przebytej "podróży", doświadczenia energii, przepełnienia szczęściem. Czytałam dużo grzybowych trip raportów, sama z resztą niedługo spróbuję sama. To, co w grzybach jest takiego niesamowitego, to, co mnie tak pociąga to właśnie połączenie z mistycznym światem. Świetny raport!

"Rozumiałem wszystko i wszystkich, wiedziałem dlaczego coś jest takie, a nie inne." - chciałabym też to przeżyć.. Gratuluję takiego tripu, bo chyba to, czego oczekiwałeś, wreszcie osiągnąłeś.

"perhaps It’s futile to speak when everyone is online
alone with a couple hundreds of friends
and a couple hundreds of pills"

To jednak magiczne grzyby, dosłownie :) Mimo Twojego S&S takie przeżycie? Genialna sprawa!

Z grzybami styczność miałem raz. Zjadłem 20 gram i miałem być "wyrzucony w kosmos" ale ledwie poczułem. Prawdopodobnie dlatego, że byłem dość świeżo po wyprawie z LSD (raport do znalezienia, o Granicach Rezcywistości). Osobiście polecam LSD, ale ostrożnie - miej pewność, że to faktycznie LSD, w innym wypadku lepiej nie rydzykować.

Niskie dawki psychedelików są jak schadzka ze wspaniała kobietą (lub wspaniałym mężczyzną, zaleznie od preferncji), któa, jak tylko zaczyna robić się ciekawie, ubiera sie i wychodzi. W mojej ocenie ludzie niepotrzebnie boją się niskich dawek, ale z drugiej strony mało kto zna siebie wystarczająco dobrze aby wchodzić "w siebie" głęboko. Twój raport to potwierdza - w trakcie wszystkich mych podróży zawsze byłem pełen ciekawości i radości, że "znowu mogę doświadczać swej wielowymiarowości". Co ciekawe osoba, któa załatwiała mi changę (taka ayahuasca do plaenia) napisała mi bardzo długi tekst o tym jakie to groźne, i że jego jakiś znajomy musiał oddac sie pod opieke psychiatry bo nie umiał sobie poradzić z doświadczeniem. A ja? W to mi gaj! Changa jednak trwa za krótko, bo ok 15 minut, mimo, iz jest głeboka dość.

A i nie ma znaczenia po jakiego rodzaju psychedelik sięgniesz - zawsze dostaniesz to czego "aktualnie potrzebujesz".

 

Polecam wykład Marka Passio na temat Prawa Naturalnego. Rozjaśni Ci się to i owo ;)

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media