Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

matrix- jak z lęku przejść gładko do paranoi

matrix- jak z lęku przejść gładko do paranoi

Trip był w okresie, kiedy codziennie marzyłem o tym, żeby się zabić.

Mniej więcej było to tak, że zabrałem się ze swoimi kolegami na imprezę. Tym razem miało być inaczej, bardziej grubo. Na odwagę zaczęło się tradycyjnie od trawy w niewielkich ilościach. Trochę zmuliło ale wprowadziło też w odmienny nastrój. Potem leci feta. Niestety diler dał ciała i nie był to produkt pierwszej klasy, nie klepał.

Jesteśmy w środku wielkiej imprezy techno. Muzyka przenika ciała mocnym basem, światła biją po oczach, a ja czuje się rozczarowany. Żadnej euforii, klub mi się nie podoba, jest za dużo ludzi, ścisk, duchota. Szukam z kolegami po całej imprezie kogoś kto załatwi coś dodatkowego. Obchodzimy przybytek rozpusty i w końcu spotykamy koleżankę kolegi, która widzi świat w ten sam sposób co my. Prowadzi nas do nowego dilera. Ostatnie czterdzieści złotych wydaje na jedną tabletkę o nazwie Matrix. To jakiś dopalacz. Nie pytam co to dokładnie jest i jak będzie działać. Idę do męskiego i popijam pigułkę wodą z kranu, nie stać mnie już nawet na butelkę coli, całą kasę wydałem na dragi.

Czekam cierpliwie pół godziny i nic. Jakieś subtelnie brzęczenie w tle i tyle. A ja tylko chciałem się czuć lepiej, tylko tego chciałem. Straciłem nadzieje, że w tym dniu coś jeszcze będzie się dziać. Machinalnie ruszałem ciałem w rytm muzyki i z zazdrosnym okiem spoglądałem na porobionych towarzyszy. Po dwóch godzinach coś się jednak odezwało. Coś się zaczęło dziać z widzianym obrazem. Falował w peryferyjnym polu widzenia. Błyszczał.

- Chyba mam halucynacje- powiedziałem wtedy do kolegi.

Zaczęło się na poważnie od zniekształcania twarzy. Gdy patrzyłem przez dłuższy czas na buzie swoich kolegów one się zmieniały, deformowały, przeobrażały. Muszę tutaj nadmienić, że nie przywitałem tych symptomów z otwartymi ramionami. Faktycznie to zdanie sobie sprawy z jaką substancją przyjdzie mi „tańczyć” zasiało ze mnie ziarno niepokoju. Wiedziałem co nie co o substancjach halucynogennych, ale nigdy ich nie używałem, nie wiedziałem też jak długo będzie ta mikstura działać, nie miałem pojęcia o odpowiednim przygotowaniu się do takiego doświadczenia. W przeszłości miałem halucynacje po haszu, jednak było ona bardzo delikatne i bardziej były to przewidzenia niż prawdziwe haluny.

Mimo, że jasno i wyraźnie oznajmiłem kolegom, że zaczynam mieć coraz mocniejsze przewidzenia, oni trochę zlekceważyli to. Zabrali mnie na moment do auta, by pośmiać się, że na nieświadomce wziąłem taki specyfik, a później z powrotem, jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do klubu. Wtedy też ta magiczna tabletka i to co miała w środku, na poważnie zaczynało mnie kopać po mózgu. Zdawało mi, że droga prowadząca do wejścia jest pochyła, było to dosyć dziwne wrażenie. Momentalnie przechylałem swoje ciało by złapać pion, lecz słabo to wychodziło. Musiałem przy tym śmiesznie wyglądać, coś na kształt chodu głównego bohatera z „Las Vegas Parano”. Przynajmniej tak to pamiętam.

W środku klubu, przy całym tym spędzie ludzi rozpoczęły się rzeczy okropne. Wszyscy ludzie byli nienaturalnie dużych rozmiarów. Ich ciała były rozciągnięte, twarze większe i szersze niż zazwyczaj. Zastanawiałem się w środku swojego naćpanego mózgu czy faktycznie tak ludzie wyglądają zawsze, czy tylko ja coś źle widzę. Po jakimś czasie brałem to za normalność. Miałem też dużo trudność z oceną odległości. Wysoki facet, który przede mną tańczył zdawał się podchodzić mi pod twarz, nie byłem w stanie też powiedzieć jaka jest odległość między moją głową a ręką. Wyciągałem ramię przed siebie, obserwowałem je z przejęciem, zachwycałem się, że jest taka nienormalnie długa. Nie myślałem w ogóle, albo nie przejmowałem się, jak głupio musi wyglądać z boku moje zachowanie. Kompletnie było to nieistotne dla mnie.

Po pewnym czasie (trudno mi ocenić po jakim, bo straciłem poczucie czasu) muzyka, która leciała z głośników straciła dla mnie sens. To nawet nie była muzyka, to był jakiś bełkot przy którym nie dało się tańczyć, więc stanąłem na środku parkietu, gdzieś między swoimi kolegami i nie ruszałem się. Pamiętam, że w tamtym momencie byłem istotnie upodlony, mocno naćpany. Mózg wariował na całego. Załączyło się widzenie w 3D, ostre krawędzie i duży kontrast. Wszystkie kolory zabrały niesamowitego nasycenia. Stałem jak głupi, chyba z otwartą buzią i oglądałem zachwycony jak jakaś dziewczyna tańczy w klatce. Wydawało mi się to najpiękniejszym widokiem jaki w życiu widziałem. Potem coś się zmieniło, ktoś ( chyba kolega) dotknął mojego ramienia i pokazał mi żebym poszedł z nim do baru. Odwrócił moją uwagę na chwilę i wszystkie halucynacje na moment znikły.

Jak szedłem za kolegą do baru, to tak naprawdę dla mnie samego, leciałem w powietrzu. Byłem lekki jak piórko, poruszanie się nie sprawiało mi żadnego wysiłku, mógłbym tak latać dookoła całego klubu. Przy barze wypiłem coś, a później dostałem od kogoś listek gumy do życia. Niby nic takiego, nie? Otóż ta guma po czasie stała się dla mnie tak słodka, że jedzenie samego cukru przy tym to nic. Najsłodsza słodycz pomnożona razy dziesięć. Wyplułem gumę, już mi nie smakowała. Wracamy na parkiet. Patrzę na klub i widzę jak odległość rozciąga mi się jak gumka recepturka. Nagle ten klub robi się taki wielki i długi, że ledwo widzę koniec sali. Jesteś pod wrażeniem, nie widziałem, że jesteśmy w jednym z największych klubów w Polsce. O jakie szczęście mnie spotkało.

Próbuje poruszać ciałem do tego bełkotu, który puszcza d-j, w międzyczasie myśląc, że to chyba szczyt tych halucynacji, chyba nie może być gorzej, przecież tyle czasu minęło. Ale nie. Ktoś cos do mnie mówi, próbuje mu odpowiedzieć, lecz słyszę własne słowa jak echo, w dodatku pojawiają się po piętnastu sekundach, kiedy tamtego kogoś dawno już nie ma. W jednej sekundzie widzę jak wszyscy ludzie rozmawiają na mój temat, bo stoją w grupkach i szepczą do siebie, patrząc na mnie. Pstryk i ten widok znika. Ale lęk rośnie. Już nie chce tych halucynacji, już mi się nie podoba. Zamykam na chwilę oczy, by się uwolnić od tego. Pod powiekami dzieją się jeszcze gorsze rzeczy, na powrót otwieram oczy.

Ludzie podchodzą do mnie i mówią mi coś na ucho. Jest ich kilku, tylko ja już wtedy nie wiem, czy to w ogóle miało miejsce. Lęk się potęguje, ciężko mi się oddycha. Myślę resztką trzeźwego umysłu, że źle ze mną i może już mi tak zostanie do końca życia. Widzę na projektorze wyobraźni jak reaguje moja rodzina na mój widok. Widzę ich smutek, ich łzy. Przecież ja bym nawet nie wiedział, że to oni, nie rozpoznałbym własnej matki przy tak mocnych halucynacjach. Już nie lęk, a panika wkrada się w mój umysł za pomocą tej myśli. I było jeszcze coś. Miałem nieodpartą chęć podzielenia się swoimi tajemnicami z wszystkimi, ledwo byłem w stanie to opanować.

Nie wiem co działo się potem, czy ktoś ze znajomych zauważył, że ze mną gorzej, czy po prostu ten wieczór upłynął mi w nie do końca świadomym stanie, ale wyszliśmy z klubu i zawineliśmy się na chatę. Po drodze słyszę jak koledzy mówią, że źle ze mną i mam coś ze wzrokiem ale moim głównym zmartwieniem jest teraz zahamowanie rodzącej się paniki. Nie potrafię się uspokoić, nic już nie mówię, nie odzywam się w ogóle, tylko próbuje zwalczyć tą nadciągającą burzę. Nie udaje się. Z nerwów robi mi się niedobrze. Może też jakieś znaczenie ma to, że w aucie jest okrutnie gorąco. Wymiotuje przez okno co z dzisiejszej perspektywy jest dosyć żenujące, wtedy miałem to gdzieś. Kierowca się zatrzymał, coś tam zwymiotowałem jeszcze i z powrotem do auta, bo komuś się spieszy. I następne nudności i następne zatrzymanie auta. Z kolejnym opróżnieniem żołądka robię się coraz bardziej trzeźwy, wracam na powrót na normalnej rzeczywistości łono i jestem gotowy niemal całować ziemię, że faktycznie wychodzę z tego horroru. Jeszcze jedno zatrzymanie, jeszcze jedno klękanie na kolanach w szarpiącym nudnościami żołądkiem i nadchodzi coś nieoczekiwanego. Panika nagle otwiera się i wychodzi rozprostować kości na wierzch. Nie wiem co się dzieje. Oddycham szybko, sprawdzam sobie puls palcem, a on jest coraz szybszy. Coraz gorzej się czuje, nie mogę nawet wstać na proste nogi, bo kręci mi się głowie. Wydaje mi się, że umieram. Autentycznie jestem przerażony. Proszę, błagając kolegę by wezwał karetkę, bo nie chce umierać. Proszę go tak kilka razy, mając łzy w oczach i śmierć na swoim ramieniu(przynajmniej tak mi się wydawało). Najlepszy przyjaciel próbuje mnie jakoś uspokoić słowami, nic do mnie nie trafia. Ktoś inny mówi, że wkręciłem sobie fazę, że nic mi nie jest. Gdybym mógł wstać, okładałbym tą osobę pięściami za takie słowa. Nieważne.

Najlepszy kolega przystaje na moją prośbę i wzywa karetkę. Reszta ekipy na słowo karetka reaguje alergicznie, bo dopowiadają sobie, że zaraz pewnie zjawi się policja, a oni mają przy sobie pewne ilości tego, no i tamtego. Także zostawiają mnie, odjeżdżają. Zostaje przy mnie tylko też jeden wierny przyjaciel. Karetka odmawia przyjazdu jak tylko się dowiaduje, że jestem pod wpływem narkotyków. Niech umiera narkoman, mamy pilniejsze sprawy.

 

Panika po piętnastu długich minutach trochę ustaje. Zostaje mocny ślad w sercu i doszczętnie rozwalony nastrój. Podły, najpodlejszy zjazd. Najgorszemu wrogimi takiego nie życzę, tego nie da się opisać prosto słowami. Po takim czymś człowiek szuka tylko gałęzi, gdzie by tu się powiesić. Ale jakoś przeżyłem tamten dzień, a później było z górki. Mogę dodać jeszcze, że nasi najdrożsi koledzy zostawili nas jakieś 80km od naszej miejscowości, nie mieliśmy przy sobie żadnej kasy, po drodze zatrzymywaliśmy się na stacji i piliśmy wodę z kranu. Padał deszcz i było wyjątkowo zimno. Tamten kierowca po kilku godzinach ulitował się nad nami i wrócił po nas, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Chciałem wykorzystać wyjazd do klubu jako odskocznię od wrednej rzeczywistości, byłem w kompletnej rozsypce psychicznej. Przestałem się przejmować konsekwencjami i tym jak dużo biorę. Liczyło się jak największe oderwanie od bólu i zapomnienie o problemach natury egzystencjalnej. Otoczenie do takiego doświadczenia wybrałem bardzo źle, ale też przez to, że nie widziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Amfetamina, marihuana, MDMA, kodeina, kokaina, dopalacze i inni wynalazki.
Dawkowanie: 
Ciężko powiedzieć ile było mg substancji w jednej tabletce, ani co dokładnie to było. W każdym razie działało coś jak LSD.

Comments

Jśniej panie jaśnie

Równowaga bracie, równowaga... Im więcej pracy w coś włożysz, tym lepsze efekty uzyskasz. 

To tylko sen samoświadomości.

syntheytyk

huebany

Co? Niezrozumiałem.

To tylko sen samoświadomości.

PanSzaman

to ze bedziesz mily dla ludzi nie znaczy ze i oni beda - wiekszosc bedzie udawala i bedzie dymac cie na boku, maly odsetek bedzie mily, reszta bedzie cie dymac jawnie

Pierwsza rzecz: Ty! Wszystko, co Cię otacza, to Ty!

To tylko sen samoświadomości.

pierwsza rzecz w czym?

wszystko co mnie otacza to ja, wiec istnieje tylko ja? czyli ty nie istniejszesz, czy moze to ty istniejesz a ja nie? ktory z nas jest prawdziwszy?

Chyba chodziło o to, że jesteś tym co wokół ciebie, a nie to co wokół ciebie jest tobą.

Wiem, że to nie było LSD. W dawkowaniu napisałem, że działało według mnie podobnie jak LSD, ale to był dopalacz o nazwie Matrix. Co miał w środku, to chyba nawet diler, który mi to sprzedawał pewnie nie wiedział.

Co do znikajacych grupek ludzi, to może źle to napisałem. Widziałem jak wszyscy rozmawiają o mnie, patrząc się na mnie ale jak to przewidzenie znikło, to widziałem tylko tańczące osoby przede mną. Tak więc mózg przerobił widziany obraz, a nie wytworzył ludzi z niczego. Bardziej moim zdaniem to przewidzeniem niż halucynacja.

Podły zjazd mógł się brać z tego, że wcześniej przed tym niby-LSD brałem fetę, która była słaba ale coś tam w sobie miała. Dochodzi do tego stan paniki, problemy z żoładkiem( które wynikały moim zdaniem z przyjecia tej magicznej pigułki na pusty żołądek), bad trip i ogólnie złe samopoczucie jeszcze przed wzięciem.

Ile czasu trwał cały trip?

To tylko sen samoświadomości.

Około 6 godzin

Autor juz napisal ze to nei bylo LSD.
Ale tak naprawde moglo. Ja mialem wlasnie po LSD najgorszy w zyciu zjazd i paranoje (czytaj wjebal mi sie bad trip na afterglow).

Takie "halucynacje" ze patrza a tak na prawde nie patrza tez mialem.

Rzygal z nerwow i goraca (+moze choroba lokomocyjna?)

Wszystko pasi do LSD, ktore LSD sie okazalo nie byc.

 

Odpisuję na dole, bo komenty na tel. nieprzyjemnie zwężają.

 

Witam panie Gryby w merytorycznej dyskusji:-)  Trafnie to ująłeś. Dzień dobry:-)

Inniejszy... otóż wszystko co Cię spotyka, to odbicie tego, co sam dajesz. Jeśli będziesz szczerze dzielił się z innymi, to w Twoim otoczeniu pojawią się równie hojni ludzie. Tak działa Kosmos. To jedna z podstawowych prawd. Świat jest doskonały. Jeśli myślisz, że coś z nim jest nie tak, spotykają Cię niemiłe sytuacje itd., to problem tkwi w Tobie, a nie na zewnątrz. Trzeba nad sobą (nie dla kogoś;-) ) pracować. 

Pozdrawiam:-)

 

To tylko sen samoświadomości.

tak, powiedz to corce fritzla, glodujacym w afryce, ludizom ktorzy cierpia z powodu wojen, powiedz to tym ktorzy przez wiekszosc zycia, wbrew wewnetrznemu dobru dostawali wpierdol i pieklo od zycia (w tym ja). powiedz nam wszystkim ze na to zasluzylismy.                          new-age-hippy-bullshit

Wypłacz się i otrzyj łzy. Wczoraj nigdy nie wróci, jutro nigdy nie nadejdzie - jest tylko tu i teraz. Dorośnij i weź odpowiedzialność za własne życie. O głodujących w Afryce się nie martw, a jak spotkasz kogoś głodnego, to daj mu coś do jedzenia.

To tylko sen samoświadomości.

tak jak pisalem new-age-hippy-bullshit

czyli ze wszyscy sobie na to zasluzyli? czy ze tego chcieli?

poza tym kto powiedzial ze nie otarlem lez i nie zyje dalej?

pozdrowienia i pomysl zanim cos napiszesz

Nie wiem kto sobie na co zasłużył, nie mnie to oceniać. W moim otoczeniu nie ma wojny, w Twoim jest? Ani ja, ani Ty nie zbawimy świata. Ja staram się tylko nieść dobrą energię innym, być w porządku - tyle mogę zrobić. Zmiany zawsze zaczynaj od siebie.

To tylko sen samoświadomości.

Ja nie wiem czy mi się tylko wydaje ale w każdym twoim poście wyczuwam taką nachalna chęć pokazania wszystkim tego jakim to ty nie jesteś oswieconym człowiekiem. Pod przykrywką rozmowy z poszczególnymi ludźmi wkręcasz tyle niepotrzebych wątków które kreują ciebie na na oświecone Bóstwo. 

I każdy "atak" bądź realne fakty innych użytkowników zbywasz zdaniem z "wyższego poziomu", tworząc siebie nad nami, a my mamy się uczyć. Kurwa czego uczyć? Odkryć kogoś kto pewnie przedawkował dragi i mu się poprzestawiało? 

Jakbyś rzeczywiście był oświecony to byś wiedział że takie wciskanie ludziom oświeconego gówna nikomu nie pomoże bo taka osoba sama musi do tego dojść, więc nie ma potrzeby co post każdemu o tym przypominać. Każdy musi sam do tego dojść. Więc przyćpaj proszę jeszcze raz i zrozum na nowo oświecenie bo ci się powaliło chyba coś.

Jak chcesz uczyć to załóż kościół, ale skończ co zdanie wyjeżdzać z buddyjską fanaberią, bo to się już tragikomiczne robi.

Aż se w pastebinie wkleje kilka odpowiedzi które mi odpowiesz, może trafie. Parodia

Żaden z nas nie jest oświecony (ludzie oświeceni zachowują absolutną czystość Umysłu). Pomyliłeś oświecenie z przebudzeniem. Życie jest, jak sen. Możesz śnić koszmary i nie umieć się z nich wyswobodzić, albo śnić świadomie cokolwiek chcesz. Czego powinniśmy się uczyć? Życia! Po prostu... Nie staram się wykreować na żadne bóstwo. Każda rozmowa z kimkolwiek jest dla mnie nauką i wydaje mi się to zdrowym podejściem. Mam paru uczniów, ale mam i paru mistrzów. To chyba normalne. Masz całkowitą rację, że każdy sam do wszystkiego musi dojść, bo prawdę ma się tylko w sobie. 

To tylko sen samoświadomości.

Ja jebie

Sorry adminów.
Ogólnie to kiedyś to już gdzieś wspominałem, piszesz tak jak ja kilka lat temu. Sam miałem uczniów i mistrzów, tak samo pisałem. Teraz z perspektywy czasu widzę jak bardzo chciałem być zauważany właśnie przez te zachowanie, bo w środku byłem sam. To tak jak z prawnikiem, bitcoinowcem i weganinem... który pierwszy powie o tym co robi? Może jeszcze tego nie widzisz, a mozę tak nie jest niewiadomo i tego narasie też nie wiesz Ty. Ogólnie mi to zajęło 3 miesiace ciężkiej pracy terapii prawie dziennie 3h żeby zauważyć i zrozumieć problem, żeby zrozumieć tą chęć tego "czegoś". Bycia potajemnie tym "kimś" za kim podążają ludzie. To wszystko dzieje sie w podświadomości, my dostajemy wyjściowy efekt który jest cieżko do opisania "chęcią" czegoś. Jakie uczucie sie za tym sie kryje myślę że różnie... ale zawsze powiązane jest z nałogiem, wszystko z człowieka można wyciagnąć gdy sie włoży pracę... ale nie tą magiczną... tylko realną psychologiczną wiedzę.

Nie mówię że nie można tak żyć, bo to tak jak z Bogiem, zwracajac sie do Boga człowiek tak naprawdę ucieka od problemów i można tak do końca życia i to nie jest złe. Uważam że za maską oświeconego czy też przebudzonego, tak naprawde kryje się samotna twarz chąca byc zauważonym. // nałóg
No ale to moja subiektywna ocena, na podstawie moich odczuć i ludzi których poznałem.

Sam nie ukrywam tego że zaraz po zdjeciu różowych okularów Bóstwości(?) pojawiło sie prawdziwe uczucie za tym skrywane i zamiast je rozwiazać poleciałem w kodę by dalej ten smutek karmić... i wiem że jedyną rzeczą która zastąpi mi branie kody jest medytacja i duchowość, którą kiedyś stosowałem. Co według mnie jest potajemną ucieczką.
Napewno lepszą niż ćpanie i szczerze to zazdroszczę że potrafisz tak karmić to coś co ciągnie (wg. mnie nałóg) w podświadomości medytacją, moze kiedyś w końcu uda mi się do tego wrócić, ale na bank będzie to się wiązać z prowadzeniem ludzi za sobą i kilkoma mistrzami :D

Ciekawe czy kiedyś rzeczywiście znajdę siły żeby ten problem rozwiazać bez maski oswieconego. Przejebane.

Inniejszy dobrze napisał "zycie nie jest takie proste jak ci sie wydaje. siedziec w domu i wymyslac bajki i teorie to zadna sztuka"

Życie to chuj, a życie w bajcie to ukrywanie przejebanej chujowości życia

"Inniejszy... otóż wszystko co Cię spotyka, to odbicie tego, co sam dajesz. Jeśli będziesz szczerze dzielił się z innymi, to w Twoim otoczeniu pojawią się równie hojni ludzie. Tak działa Kosmos. To jedna z podstawowych prawd. Świat jest doskonały. Jeśli myślisz, że coś z nim jest nie tak, spotykają Cię niemiłe sytuacje itd., to problem tkwi w Tobie, a nie na zewnątrz."

Z tego co widze to wlasnie tutaj stwierdzasz ze sobie na to zasluzyli(smy). Corka Fritzla zasluzyla sobie na to zeby ten latami trzymal ja w piwnicy, gwalcil i sie nad nia znecal. Ludzie w rejonach w ktorych panuje wojna zasluzyli sobie na to zeby widziec jak ich rodzine, przyjaciol trafiaja pociski, rozrywaja wybuchy bomb. Dzieci w Afryce zaluzyly sobie na to zeby umierac z glodu, byc sprzedawane, gwalcone i zabijane. Ja i moja siostra zasluzylismy sobie na bycie gwalconymi, ponizanymi, bitymi. 

Czym?

nie ma czegos takiego jak rownowaga, nie ma czegos takiego jak doskonaly kosmos. rzeczy dzieja sie bez powodu, ot tak i na wieksza czesc nie mamy wplywu. mozemy tylko robic swoje i miec nadzieje ze w naszym gownianym zyciu nie znajdzie sie wiecej gowna. ale to tylko nadzieje

piszesz mi te zjebane rady jakbys cokolwiek o mnie wiedzial. chuja wiesz

no offence ofc

Nie wiem czym sobie córka Fritzla na to zasłużyła i nie wiem na co sobie za swoje czyny zasłużył Fritzl. Nie wiem czym sobie zasłużyli ludzie, których rodziny są zabijane i gwałcone na wojnach i nie wiem na co zasługują ludzie, którzy zabijają i gwałcą na wojnach. Nie mnie to oceniać. Informacja nie ginie...

To tylko sen samoświadomości.

"Inniejszy... otóż wszystko co Cię spotyka, to odbicie tego, co sam dajesz."
tutaj stwierdzasz ze kazdy ktos doswiadcza skurwienia od zycia sobie na to zasluzyl. zycie nie jest takie proste jak ci sie wydaje. siedziec w domu i wymyslac bajki i teorie to zadna sztuka. przestan sie osmieszac

Nie, Szaman, tylko nie to, nie przestawaj!

Dajesz, dajesz!

poza tym co rozumiesz prze to ze informacja nie ginie? ze niby jest jakis sad bozy po smierci? to na co kto zasluguje ma gowno wspolnego z tym co dostaje. tak dziala swiat

Zamiast narzekać, jaki świat jest zły i niesprawiedliwy i wmawiać sobie, że jest chujowo, spróbuj na niego spojrzeć w inny sposób. Kto Ci każe czekać do śmierci? "Sąd boży" jest tu i teraz i lepiej przerobić karmę tu i teraz. Współczuję Ci z powodu Twojej przeszłości, ale zostaw ją za sobą - to już nie wróci. Zacznij dawać ludziom, co najlepsze i obserwuj, co się dzieje. Fałszywi, "chcący Cię wydymać" powoli zaczną znikać, a pojawiać się zaczną prawdziwi, szczodrzy ludzie. Jeśli świadomy jesteś, że ktoś Cię próbuje oszukiwać, to po co z takimi ludźmi kontakt utrzymujesz? Jeśli sądzisz, że życiem rządzi przypadek, to wysyłasz w Kosmos informację, że nie umiesz wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Potraktuj swoje doświadczenia, jako czynnik, który ukształtował Ciebie - to w jaki sposób rozumiesz świat. Ale zawsze możesz powiedzieć: co ten szaman pierdoli, przecież jest chujowo i tak być musi... a nie musi, ale dopóki nic nie zmienisz, to będzie. Jak już zrozumiesz te proste prawdy, to się odezwij, a na razie poczytaj sobie zenforest. Doda Ci to sił. Pozdrawiam i życzę dobrych wyborów i siły do marzeń i do ich spełnienia.

To tylko sen samoświadomości.

piszesz te pierdolamenty jakbys cokolwiek o mnie wiedzial :c gdzie narzekam ze swiat jest zly i niesprawiedliwy? gdzie pisze ze czekam do smierci? karma nie istnieje, spojrz na breivika, hitlera, tesle. mam gleboko w dupie twoje i innych wspolczucie i dalej: przeszloc zostawilem dawno za soba, daje to co najlepsze. ktos powiedzial ze utrzymuje kontakt z takimi ktorzy chca mnie wydymac? dorabiasz do moich slow swoje wlasne teorie, nadinterpretujesz. a na pytania nie odpowiadasz, unikasz odpowiedzi bo wiesz ze jej nie znasz, osmieszasz sie coraz bardziej.

poza tym: mam dobrze prosperujaca firme, w wolnym czasie maluje i nakurwiam gliniane naczynia, w ogrodzie mam saune i basen. kochajaca zona i dziecko w drodze. inwestuje w kryptowaluty (polecam) i nowe, rozwijajace sie firmy. pomagam tez probojacym sie rozwijac artystom, tym bardziej niepokornym ktorzy beda mieli sile przeciwstawic sie zjebaniu tego swiata. 

nie potrzebuje twoich rad - sa chujowe. sam jadlem duzo psychodelikow i ten etap mam za soba - teraz zyje na prawde. powiedz mi PanieSzamanie, co ty osiagnales, oprocz tripraportow na neurogroove? i nie pisz mi ze moje szczescie jest iluzoryczne bo metrialne ani takich pierdol, odpowiedz mi na to jedno pytanie (skoro na reszte nie umiesz)

 

 

Miałem się nie wtrącać, bo fajnie się to rozwijało, ale jednak. Zgadzam się z Inniejszym, PanSzaman bredzi. Manipuluje słowami, unika odpowiedzi. Pisze, że nie jemu oceniać, ale i tak to robi, rzucając "dobrymi radami" na nieistniejące problemy. Dokładnie wiem jak to się dzieje, sam tak miałem, ale się wyleczyłem. Zresztą już pisałem pod którymś raportem do PanaSzamana żeby się przykleił, bo tylko mu to szkodzi. Podtrzymuję.

Pages

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media