jest dobrze
detale
raporty unknown
- Jak zostać G-łupawym B-ambrem L-unatycznym (krótki poradnik)
- Zoologiczno spirytualny trip na benzydaminie
- Do czego służy otwieracz???
- Podróż barką
- DXM - moja miłość skończyła się tragedią.
- To chyba Bóg...
- DOI - SROI (Pyndolowe Stany Po Umyciu Pach)
- Tramal wciąga.. 500mg
- Jak się nie nudzić, czyli DXMowe wagary.
- Tramadol test trip
jest dobrze
podobne
Tekst jest trochę długi. Ale moja faza była dla mnie tak długa
jak ten opis.
Jazda
Wszystko zaczęło się w niedziele wieczorem. O godzinie 19
wszedłem w posiadanie 1.5g białego. Pół godziny później
wciągnąłem jedną ścieżkę. W krótkim czasie uznałem, że jest to
najbardziej gorzki materiał, jaki brałem. Przez 1h oglądałem
telewizje. Czekałem aż się w pełni załaduje faza. Potem trochę
grałem na kompie i czytałem- do 24.00. W tym czasie odniosłem
wrażenie, że białko jest przeciętne. Nie czułem żeby mocno
działało. Czułem się pobudzony, ale faza była całkiem lightowa.
Poniedziałek
Do 6 siedziałem przed kompem. Byłem na necie. Przez większość
czasu rozmawiałem na czacie. Rozmawiało mi się świetnie. Ogólne
przyśpieszenie toku myślowego i zdolności manualnych.
6-8 leżałem na łóżku, w tym czasie spałem przez około 15min.
Okazało się, że snif nie jest wcale taki zły, uznałem wręcz, że
jest bardzo dobry. Trzymał porządnie przez 12h.
Po 8 wciągam jedną........ i zaczynam się uczyć.
Do 13 rozwiązuje zadania z matmy i czytam książkę z polaka, na
którym ma być kartkówka.
Zadania się bardzo fajnie rozwiązuje. Wszystko jest logiczne i
uporządkowane.
Przed wyjściem..........
Od 13 do 17 jestem w szkole. Kartkówki nie było. W szkole
normalka. Zachowuje się jak zawsze z tym, że na lekcjach jak
nigdy robię z własnej woli notatki z lekcji.
Po przyjściu ..................
Siadam do kompa. Gram w GTA3 Gra mnie wciągnęła wręcz
pochłonęła, grając wcześniej nie czułem klimatu tej gry. Gra mi
się bardzo fajnie, jestem pod wrażeniem grafiki tej gry.
Poprzez grę oderwałem się od rzeczywistości na 5h. Do 24 nie
robię nic ciekawego.
Wtorek
Od 0.10 jestem na necie. Do 3 rozmawiam z ludźmi. Jednak to już
nie to samo, co wczoraj. Nie odczuwam już tak wielkiej chęć
wymiany myśli z innymi. Jestem coraz bardziej wolny i odczuwam w
niewielkim stopniu zmęczenie.
Postanawiam się ożywić ...............x2
Cały czas wiem, że muszę się uczyć z gery, mam odpowiadać
dzisiaj. Po 3 zabieram się pomału do nauki. Od 4 zabieram się
poważnie za naukę, która trwa do 9.
Szybko i bez problemów pochłaniam informacje, których uczę się
na pamięć. Jak zawsze w takim stanie, zakres tematyczny
materiału, z którym mam do czynienia jest ciekawy i
interesujący.
Od 9 do 12 jestem w szkole. Na polskim pisze kartkówkę, którą
zawaliłem. Nie zdążyłem napisać togo, co chciałem, czytałem o
tym, co trzeba było napisać mimo to formułowanie myśli
przychodziło mi z trudem. Gera całkiem mnie dobiła. Miałem
odpowiadać z danych tematów, których się nauczyłem a pisałem
sprawdzian z całkowicie innych tematów. Znowu nie zdążyłem
wszystkiego a odpowiedzi na pytania, które zdążyłem zrobić
raczej nie były zbyt dobre. Te niepowodzenia na lekcjach lekko
mnie podłamały. Tego dnia byłem w szkole tylko fizycznie,
psychicznie byłem nieobecny, rozmowy z kolegami ograniczałem
bardzo. Nie interesowało mnie to, co się dzieje wokół mnie.
Po powrocie położyłem się. Trwałem w takim stanie do 15, w tym
1h spałem i byłem z tego faktu bardzo zadowolony. Po tym krótkim
odpoczynku wziąłem sobie ................. x2
O 16 zacząłem uczyć się angielskiego. Przepisywałem zeszyt oraz
przekształcałem zdania w zakresie tematów: mowa zależna, strona
bierna. Już od kilku miesięcy mam się wziąć za naukę tego
przedmiotu, jednak nie wychodzi mi. W końcu uczę się.
Z każdym zrobionym zdaniem coraz lepiej pojmuje zasady, według
których należy to robić. Wszystko podlega logicznym regułom,
które analizuje i przyswajam do wiadomości. Każde zrobione
dobrze zdanie daje mi satysfakcje oraz przeświadczenie, że to
umiem. Moje "spotkanie" z j. angielskim trwało 5h, podczas
których całkowicie skupiłem się na wykonywanych czynnościach. Od
biurka wstałem o 23, do północy dalej się zajmowałem angielskim
z tym, że teraz pisałem krótką sytuacje, miałem z tego
odpowiadać jutro.
Środa
Do 2 serwuje po sieci. Czuje ze działanie dawki energetycznej
kończy się, więc kładę się i leże do 4.30. Niestety nie udaje mi
się ani na chwile zasnąć. Nie widząc nic innego do roboty
postanawiam doładować się, jednak tym razem biorę tzw. bombkę.
Po około 40 min nic nie czuje, więc sobie
posypuje .......................
Po 5 czuje skumulowane działanie śniegu. Do 6 jestem na necie
potem do 7 sobie leżę.
7.30-12 jestem w szkole. Na drugiej lekcji ku mojemu zdziwieniu
odczuwam senność, więc nie namyślając się długo szybko się jej
pozbywa. Dzisiaj jestem bardziej aktywny w rozmowach, jednak
odczuwam kompletne odizolowanie od ludzi, z którymi uczę się już
od kilku lat. Wiem, że nikt nie jest w stanie pojąć tego, co
czuje i myślę. Jednak przemyślenia te są krótkie i nie zwracam
na nie uwagi. Odpowiadam z angielskiego. Wychodzi mi całkiem
nieźle. Jednak skupienie uwagi na przykładach, które robimy na
lekcji przychodzi mi z bardzo wielkim trudem. Wszystko to, czego
się nauczyłem wczoraj jest niejako poza moim zasięgiem. Po
powrocie do domu jak przez ostatnie dwa dni także teraz kładę
się. Leże około 2h, o zaśnięciu, chociaż na chwile mogę tylko
pomarzyć. Jutro czeka mnie ważna odpowiedź z niemieckiego. Muszę
się sporo nauczyć na pamięć. Po 15 wstaje i sprawdzam na ile
zostało mi jeszcze ścieżek. Celem jest nauczenie się i pójście
jutro silnie zenergetyzowanym do szkoły. Na szczęście nie musze
się obawiać o barak źródła mocy, przynajmniej do jutra. Spokojny
wciągam sobie ...........x2.
Poprawia mi to nastrój jednak
przypływ mocy jest już bardzo silnie wymuszony. Chyba fizyczne
możliwości organizmu dają znać o sobie. Od 15 do 19 robię ten
niemiecki. Szybkości mojego działania nie jest już duża, ale
jest. Po 19 wychodzę do kumpeli po zeszyt, szybko wracam. Idąc
przypominam sobie ze jest na białym. Mimo iż jest zimno idzie mi
się całkiem dobrze. Po powrocie czuje się dziwnie, źle, jakbym
się bardzo zmęczył tym wyjściem. Do 21 siedzę i nic nie robię.
Czuje się już dobrze, więc dalej zajmuje się niemieckim i tak do
końca dnia.
Czwartek
Wchodzę na neta. Rozmawiam z kumpelką. Sprawdza mi niektóre
zdania z niemca. O 2 czuje, że mogę zasnąć wiedz się kładę. Z
niemca sprawa wygląda tak, że mam już 3 teksty napisane jednak
tylko jeden umiem na pamięć. Muszę jeszcze nauczyć się na pamięć
9 krótkich wypowiedzi na daną sytuacje. Postanawiam to zrobić po
próbie zaśnięcia. Na wszelki wypadek nastawiam zegarek na 4. Tej
nocy zasypiam!!! Budzę się o 6, chyba jednak nie nastawiłem
zegarka. Mam do szkoły na 7.30 i nie umiem tekstów, więc szybko
przyjmuje ............x2
Od razu stawia mnie na nogi. Zaczynam
się uczyć, idzie całkiem dobrze. O 7 umiem długie teksty, ale
sytuacji nie. W szkole na dwóch pierwszych lekcjach piszemy
wypracowanie z polaka, więc nie mógłbym się uczyć na lekcji.
Postanawiam nie iść na to wypracowanie i spokojnie nauczyć się
na niemiec. Wszystko niby jest oki, jednak nie mogę zapamiętać w
żaden sposób kilku słówek. Cały czas powtarzam wyuczone teksty.
Wydaje mi się, że umiem je znakomicie. Przed wyjściem do szkoły
dobieram jeszcze ............. .
Siedząc i czekając na moją
kolej cały czas powtarzam wyuczonych tekstów. W końcu nadchodzi
moja kolej. Jak nigdy jestem cały roztrzęsiony i pełen obaw.
Zaczynam mówić pierwszy tekst. Idzie dobrze, jednak mam sporo
przerw w wypowiedzi. Tyle razy mówione słowa gdzieś mi się gubią
jednak znajduje je. Drugie tekst. Zaczynam mówić i od razu jest
lipa. Całkowicie zapominam pewnych wyrazów inne przekręcam w
mojej głowie jest chaos i coraz większa pustka. Z trzeciego
tekstu już prawie nic nie pamiętam, szukając w myślach
wyuczonych zdań znajduje coraz większą pustkę, która z każdą
chwilą jest potęgowana. Zaczynam coś i nie kończę, próbuje
następne, przekręcam wyrazy, widzę w wyobraźni wklepywane
zdania, lecz nawet nie potrawie zacząć niektórych. Z 7 zdań,
które miałem powiedzieć, dobrze powiedziałem dwa inne jakoś
powiedziałem a 3 mimo iż widziałem je przed oczami nie mogłem
ich wypowiedzieć. Potem mówiłem 9 krótkich sytuacji. Tutaj było
trochę lepiej, jednak taż miałem totalne zaniki pamięci.
Pierwszy raz doznałem takiego stanu.
Być może dobrze się stało, że przeżyłem teraz coś takiego.
Po 12 gdy wróciłem ze szkoły przez 2h zajmowałem się angielskim,
potem położyłem się. Leżąc zacząłem podsumowywać całą jazdę,
postanowiłem opisać jej przebieg. O 16 zabrałem się do pracy nad
tym tekstem, przestałem pisać o 21. Tak długi czas tworzenia
tego opisu jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że
znajdowanie się cały czas pod wpływem amf przez kilka dni ma
ogromnie destruktywny wpływ na mój mózg. Pisanie zajęło mi tyle
czasu, ponieważ stworzenie każdego zdania zajmowało mi dużo
czasu, o wiele więcej w porównaniu do pisania na trzeźwo. Co
jakiś czas zatrzymywałem się, aby znaleźć odpowiednie słowo. -
pisane o 23 czwartek
Moje odczucia
Te 4 dni jazdy na białym zaplanowałem wcześniej, fazę miałem
wykorzystać na naukę a oprócz togo chciałem sprawdzić jak to
jest, gdy się nie schodzić z procha przez kilka dni. Teraz już
wiem i jeżeli zdarzy mi się, że zrobię to ponownie to będę
wiedział, że źle się ze mną dzieje. Teraz wiem, iż maraton to
nic przyjemnego a skutki negatywne do pozytywnych przeważają w
tak wielkim stosunku, że każdy, kto przeszedł przez coś takiego
powinien zdać sobie sprawę, że stan swojego zdrowia jest
ważniejszy niż chwilowa przyjemność. Na pewno wyciągnę wnioski z
tego doświadczeniu. Już nigdy nie będę się uczył do wypowiedzi
ustnej na prochu. Teraz wiem, że będąc w ciągu, zdolność
myślenia, koncentracji, zapamiętywania oraz wszystkie inne
zdolności psychomotoryczne z każdym dniem, jest coraz bardziej
ograniczona i żadna ilość procha już nie jest w stanie pomóc. Po
za tym cała wiedza, którą dzięki amfie mamy łatwo i szybko
przyswoić okazuje się bardzo złudna. Nabyte podczas jazdy
wiadomości okazują się bardzo nietrwałe i już po kilku dniach z
tego, co umieliśmy zostaje najwyżej kilka procent. Wartość nauki
na czysto jest nieporównywalnie większa i lepsza niż na prochu.
Jednak, w przypadku, kiedy uczymy się na temat, z którego wiedza
potrzebna będzie nam "jednorazowo" i pod warunkiem, że ktoś
rzadko korzysta z tej formy nauki, można sobie pozwolić na takie
rozwiązanie, które w większości takich przypadków przyniesie
pozytywne efekt. Trzeba jednak brać pod uwagę, że efekty takiej
nauki mogą nas bardzo rozczarować.
Po tym maratonie zauważyłem także, że, podczas gdy jesteśmy pod
wpływem procha nasza wydajność intelektualna wzrasta, łatwiej
przychodzi nam kojarzenie faktów, przekazywanie swoich myśli,
często wpadamy na jakiś pomysł. Objawy takie występują, gdy się
rzadko zażywa. Takie stan trwa jednak krótko i z każdą godziną
nasza wydajność spada i właśnie do tego zmierzam. Czym dłużej
jesteśmy na fazie tym nasza wydajność drastycznie spada i
dochodzi do odwrócenia efektów, które są wywoływane przez tą
samą substancje. Na sobie zauważyłem już około wtorku, iż coraz
trudniej mi się wysłowić, skupić na czymś, twórcze myśli są
coraz rzadsze, czwartek całkowicie potwierdził, że dochodzi do
odwrócenia pożądanych efektów. Gdy wypowiadałem się na dany
temat brakowało mi słów, budowanie zdań przychodziło z większym
wysiłkiem niż zwykle. Pomysłowość w ujęciu danego zagadnienia
nie istniała. Mój przekaz był niezbyt zrozumiały, ograniczał się
do formułowania prostych zdań. W miarę trwania fazy w mojej
głowie działo się następująco: początkowo łatwość w wyszukiwaniu
wszelkich informacji zawartych w mojej pamięci stopniowo
przekształcała się w coraz mniejszą zdolność korzystania z
zasobów mojej wiedzy, następnie moje myśli były chaotycznymi
przebłyskami, których i tak było coraz mniej, w końcu doszło do
zapanowania w mojej głowie chaosu i nie porządku. Stopniowo była
ograniczana liczba odczuć związanych ze światem zewnętrznym,
coraz mniej obchodzili mnie inni, albo skupiałem się na
określonym zadaniu albo wyłączałem mój intelekt. Przestałem
analizować to, co się działo wokół mnie i to, co się dzieje we
mnie. Nie miałem żadnych refleksji związanych z bieżącymi
wydarzeniami. Moje myśli skupiały się na odbiorze dwóch stanów,
które mi towarzyszyły. Było tak, że albo się dobrze czuje i jest
fajnie albo zaczyna być źle, więc trzeba przyłoić żeby było
dobrze.
Przez te 4 dni prawie nic nie jadłem. Z 86h przespałem tylko
jedną. Równowaga psychofizyczna, która i tak nie była najlepsza,
teraz praktycznie przestała całkowicie istnieć.
Kolejnym spostrzeżeniem z mojej fazy jest hipoteza, że im dłużej
się przebywa pod wpływem, procha to coraz bardziej świat, który
nas otacza oddala się od nas, człowiek staje się wyalienowany,
odcina się od wszystkich i wszystkiego, przestaje myśleć,
pogrąża się w chemicznym świecie, który staje się coraz bardziej
szary i przygnębiający. Oczywiście zapewne niektórzy z tym się
nie zgodzą, dlatego wyrażam te myśli w formie hipotezy. Jednak
dla mnie ta hipoteza staje się tezą, gdyż sam przed sobą mogę ją
udowodnić.
Według mnie śnieżne maratony są bezsensowne i nic nie warte,
chociaż może się mylę. Mam nadzieje, iż to całe doświadczenie
będzie mi przypominać, że nie warto, i nigdy nie zechce mi się
go powtórzyć.
Jednak abyście nie odnieśli błędnego wrażenie, co do mojego
stosunku do amfy to musze to powiedzieć. Nie jestem
przeciwnikiem brania w ogóle tego dragu. Zawarłem tu moje opinie
na temat ciągu amfetaminowego. Inaczej natomiast podchodzę do
sprawy jednorazowego wzięcia procha raz na jakiś czas. Trzeba
tylko zachować odpowiednio długie przerwy od zarzucania tego
specyfiku. Czym rzadziej tym lepiej. Taki sposób brania jest
według mnie bezpieczny z tym, że można się zastanawiać, kto tak
robi? Być może są tacy, jednak taka zabawa jest bardzo
ryzykowna, a przerwy miedzy kolejnymi razami są coraz krótsze.
Im ktoś bierze rzadziej tym większe prawdopodobieństwo, że zjazd
po fazie zniechęci go do ponownego sięgnięcia. Niestety,
pewnymi, że nie wpadną w sidła amfy, mogą być tylko ci, którzy
NIGDY TEGO NIE BRALI!
"Czas"- moje odczucia
Kolejnym moim spostrzeżeniem z fazy jest specyficzny stosunek
do czasu,(czyli godziny, która jest). Nie podobało mi się słowo
dzień, jako określenie danego odcinka czasowego. Dzień to jest
czas od wschodu do zachodu słońca, dlatego niewłaściwym się
staje używanie tego terminu chcą wyrazić ostatnie 24h. Jednak
potocznie jest przyjęte mówienie o przeszłych dniach jako czasu
zawartego od 12 do 12. Wszystko to sprawia, że chcąc być
dokładnym odnośnie odmierzania równych odcinków czasu powinno
się używać słowa doba, gdyż to jest właściwe określenie
odnoszące się stałego przedziału czasowego, który obejmuje 24h.
Będąc na fazie przestaje mieć znaczenie czy na dworze jest jasno
czy ciemno. W czasie trwania doby mieści się zarówno noc i
dzień. Celem mojego rozumowania jest zobrazowanie różnicy, jaka
jest pomiędzy dobą a dniem. W czasie jazdy rozróżnienie tych
dwóch określeni jest wyraźne, dlatego zwracam uwagę na ich
poprawne używanie. Wypowiadam się dosyć zawile, ale chcę zwrócić
uwagę, że normalnie nie przywiązuje się uwagi do takich rzeczy.
Sam dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać.
W czasie długiej jazdy doba nabiera właściwego znaczenia.
Długość jej trwania jest niezmienna, zatem może stanowić dla nas
system odniesienia. Jest podzielona na mniejsze okresy czasu-
godziny, których także mamy stałą ilość. Godzina i doba
pozwalają nam kontrolować nasze zajęcia.
Ja będąc na fazie odmierzałem czas odwołując się do dwóch
zdarzeń. Pierwszym było przyjęcie pierwszej kreski. Stanowiło to
punkt w czasie, od którego zacząłem liczyć upływające godziny.
Czas liczyłem także od ostatniego wciągnięcia. Podczas fazy
liczyły się dla mnie tylko godziny i doby. Liczenie godzin
trwania mojej fazy pozwalało mi na odniesienie stanu mojego
samopoczucia do konkretnej jednostki czasowej. Czas odbierałem
bardziej linearnie niż normalnie. Brak snu i aktywność, którą
wykazywałem nie dzielił czasu miedzy sen a jawę, dlatego
zmiennym punktem, od którego mierzyłem czas stał się moment
ostatniego wciągania, który niejako zastępowało mi podział doby
na dzień i noc.
Gdy speed przestał działać
O godzinie 3 w piątek zdołałem zasnąć. Sen ten trwał do godziny
18.30. Co jakiś czas budziłem się, gwałtownie się zrywając,
patrzyłem, która godzina i po chwili znowu zasypiałem. O 18.30
wstałem. O godz. 20 miałem autobus, którym miałem jechać do
domu, do rodziców(przez cała fazę byłem w innym domu).
Określiłem mój stan jako beznadziejny. Czułem się okropnie.
Efekt "4dniowej zabawy" był taki, że nie byłem w stanie
wytrzymać tego, że "tu i teraz jestem". Miałem uczucie ze nie
chcę, nie mogę być w tym miejscu, że nie mogę leżeć ani
siedzieć, że nic mi się nie chcę a jednak musze być.
Postanowiłem, że nie jadę dzisiaj do domu, zadzwoniłem, że
przyjeżdżam jutro o 11. Trochę przedtem zadzwoniłem także do
kumpla, aby przywiózł mi zielone. Miałem nadzieje, że ulży mi
trochę.
Ważne jest także, że w piątek o 00 wziąłem tabletkę psychotropu,
które to zażywałem przed jazdą. Powodowały one u mnie senność.
Wziąłem także pół tej tabletki o 8 i potem o 19. Gdy około 21
zapaliłem zielone, już widziałem, że nic mi nie jest w stanie
pomóc. Tylko sen był ukojeniem. Po wielkim wysiłku i oznakach,
że zaczynam wariować udało mi się o 22.30 zasnąć. Spałem do 9 w
sobotę. Wstałem i poszedłem do kiosku po lufkę. Idąc z powrotem
zaczęło mnie przeginać na jedną stronę, ale zaszedłem do domu i
było oki. Zapaliłem tak jak wczoraj nic to nie dało. Mój stan
próbowałem opisać wcześniej, ale jest to bardzo trudne do
wyrażenia. Przed 11 wyszedłem na autobus. Idąc coraz bardziej
mnie zaczęło przeginać w końcu szedłem jak kaleka, 3 razy się
zatrzymywałem, bo nie mogłem dalej iść. Jednak doszedłem do
autobusu i wsiadłem. Jechałem 1h, gdy wysiadłem musiałem przejść
kawałek do domu. Zrobiło się to samo. Gdy wszedłem do domu byłem
wykrzywiony jak Z. Gdy mnie zobaczyła starsza to aż zbladła ze
strachu. Byłem całkiem biały i się telepałem. Powiedziałem, że
coś mi się zrobiło. Mama natarła mi bolący krzyż i położyłem
się. Jednak, kiedy nie spałem to nie mogłem wytrzymać tego, że
leżę, tego, że w ogóle jestem. Jako że mój stan był bardzo
nijaki, zdecydowała starsza, że pójdę do lekarza, takiego jakby
znachora, który akurat jest u sąsiadów. Wizyta miała być o 20.
Od 14 do tej godziny męczyłem się w łóżku. Lekarz ten zastosował
u mnie masarz, stwierdził, że wypadł mi dysk!!! Nastawił mi to.
Po przyjeździe do domu znowu łóżko i męczarnia. O 21 biorę
tabletkę około 23 zasypiam. Śpię do 12 w niedziele. Budzę się 2
razy. Aby zasnąć ponownie wykorzystuje telewizor, który mi
pomagał w tym. W niedziele jak wstałem czułem się trochę lepiej.
Mogłem normalnie chodzić i odczucia bólu tego ze jestem tutaj
było mniejsze. Jest godzina 19 znowu jestem u siebie, czyli nie
z rodzicami tylko tam gdzie miałem fazę i piszę to. Jest mi
nadal bardzo ciężko się odnaleźć w normalnym świecie. O 17
spaliłem lufkę zioła, chyba się uspokoiłem na chwile, ale nie
jestem pewien. Zasnąłem o 1.30 w poniedziałek. Jest godzi 12.30
jestem znowu spalony. Czuje się jeszcze nie całkiem normalnie.
Jest wtorek, ta jazda chyba coś we mnie zmieniła.
Minęło 4 miesiące od tej fazy. W tym czasie procha wciągałem
tylko 3 razy. Jest dobrze.
- 8064 odsłony