matrix- jak z lęku przejść gładko do paranoi
matrix- jak z lęku przejść gładko do paranoi
podobne
Trip był w okresie, kiedy codziennie marzyłem o tym, żeby się zabić.
Mniej więcej było to tak, że zabrałem się ze swoimi kolegami na imprezę. Tym razem miało być inaczej, bardziej grubo. Na odwagę zaczęło się tradycyjnie od trawy w niewielkich ilościach. Trochę zmuliło ale wprowadziło też w odmienny nastrój. Potem leci feta. Niestety diler dał ciała i nie był to produkt pierwszej klasy, nie klepał.
Jesteśmy w środku wielkiej imprezy techno. Muzyka przenika ciała mocnym basem, światła biją po oczach, a ja czuje się rozczarowany. Żadnej euforii, klub mi się nie podoba, jest za dużo ludzi, ścisk, duchota. Szukam z kolegami po całej imprezie kogoś kto załatwi coś dodatkowego. Obchodzimy przybytek rozpusty i w końcu spotykamy koleżankę kolegi, która widzi świat w ten sam sposób co my. Prowadzi nas do nowego dilera. Ostatnie czterdzieści złotych wydaje na jedną tabletkę o nazwie Matrix. To jakiś dopalacz. Nie pytam co to dokładnie jest i jak będzie działać. Idę do męskiego i popijam pigułkę wodą z kranu, nie stać mnie już nawet na butelkę coli, całą kasę wydałem na dragi.
Czekam cierpliwie pół godziny i nic. Jakieś subtelnie brzęczenie w tle i tyle. A ja tylko chciałem się czuć lepiej, tylko tego chciałem. Straciłem nadzieje, że w tym dniu coś jeszcze będzie się dziać. Machinalnie ruszałem ciałem w rytm muzyki i z zazdrosnym okiem spoglądałem na porobionych towarzyszy. Po dwóch godzinach coś się jednak odezwało. Coś się zaczęło dziać z widzianym obrazem. Falował w peryferyjnym polu widzenia. Błyszczał.
- Chyba mam halucynacje- powiedziałem wtedy do kolegi.
Zaczęło się na poważnie od zniekształcania twarzy. Gdy patrzyłem przez dłuższy czas na buzie swoich kolegów one się zmieniały, deformowały, przeobrażały. Muszę tutaj nadmienić, że nie przywitałem tych symptomów z otwartymi ramionami. Faktycznie to zdanie sobie sprawy z jaką substancją przyjdzie mi „tańczyć” zasiało ze mnie ziarno niepokoju. Wiedziałem co nie co o substancjach halucynogennych, ale nigdy ich nie używałem, nie wiedziałem też jak długo będzie ta mikstura działać, nie miałem pojęcia o odpowiednim przygotowaniu się do takiego doświadczenia. W przeszłości miałem halucynacje po haszu, jednak było ona bardzo delikatne i bardziej były to przewidzenia niż prawdziwe haluny.
Mimo, że jasno i wyraźnie oznajmiłem kolegom, że zaczynam mieć coraz mocniejsze przewidzenia, oni trochę zlekceważyli to. Zabrali mnie na moment do auta, by pośmiać się, że na nieświadomce wziąłem taki specyfik, a później z powrotem, jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do klubu. Wtedy też ta magiczna tabletka i to co miała w środku, na poważnie zaczynało mnie kopać po mózgu. Zdawało mi, że droga prowadząca do wejścia jest pochyła, było to dosyć dziwne wrażenie. Momentalnie przechylałem swoje ciało by złapać pion, lecz słabo to wychodziło. Musiałem przy tym śmiesznie wyglądać, coś na kształt chodu głównego bohatera z „Las Vegas Parano”. Przynajmniej tak to pamiętam.
W środku klubu, przy całym tym spędzie ludzi rozpoczęły się rzeczy okropne. Wszyscy ludzie byli nienaturalnie dużych rozmiarów. Ich ciała były rozciągnięte, twarze większe i szersze niż zazwyczaj. Zastanawiałem się w środku swojego naćpanego mózgu czy faktycznie tak ludzie wyglądają zawsze, czy tylko ja coś źle widzę. Po jakimś czasie brałem to za normalność. Miałem też dużo trudność z oceną odległości. Wysoki facet, który przede mną tańczył zdawał się podchodzić mi pod twarz, nie byłem w stanie też powiedzieć jaka jest odległość między moją głową a ręką. Wyciągałem ramię przed siebie, obserwowałem je z przejęciem, zachwycałem się, że jest taka nienormalnie długa. Nie myślałem w ogóle, albo nie przejmowałem się, jak głupio musi wyglądać z boku moje zachowanie. Kompletnie było to nieistotne dla mnie.
Po pewnym czasie (trudno mi ocenić po jakim, bo straciłem poczucie czasu) muzyka, która leciała z głośników straciła dla mnie sens. To nawet nie była muzyka, to był jakiś bełkot przy którym nie dało się tańczyć, więc stanąłem na środku parkietu, gdzieś między swoimi kolegami i nie ruszałem się. Pamiętam, że w tamtym momencie byłem istotnie upodlony, mocno naćpany. Mózg wariował na całego. Załączyło się widzenie w 3D, ostre krawędzie i duży kontrast. Wszystkie kolory zabrały niesamowitego nasycenia. Stałem jak głupi, chyba z otwartą buzią i oglądałem zachwycony jak jakaś dziewczyna tańczy w klatce. Wydawało mi się to najpiękniejszym widokiem jaki w życiu widziałem. Potem coś się zmieniło, ktoś ( chyba kolega) dotknął mojego ramienia i pokazał mi żebym poszedł z nim do baru. Odwrócił moją uwagę na chwilę i wszystkie halucynacje na moment znikły.
Jak szedłem za kolegą do baru, to tak naprawdę dla mnie samego, leciałem w powietrzu. Byłem lekki jak piórko, poruszanie się nie sprawiało mi żadnego wysiłku, mógłbym tak latać dookoła całego klubu. Przy barze wypiłem coś, a później dostałem od kogoś listek gumy do życia. Niby nic takiego, nie? Otóż ta guma po czasie stała się dla mnie tak słodka, że jedzenie samego cukru przy tym to nic. Najsłodsza słodycz pomnożona razy dziesięć. Wyplułem gumę, już mi nie smakowała. Wracamy na parkiet. Patrzę na klub i widzę jak odległość rozciąga mi się jak gumka recepturka. Nagle ten klub robi się taki wielki i długi, że ledwo widzę koniec sali. Jesteś pod wrażeniem, nie widziałem, że jesteśmy w jednym z największych klubów w Polsce. O jakie szczęście mnie spotkało.
Próbuje poruszać ciałem do tego bełkotu, który puszcza d-j, w międzyczasie myśląc, że to chyba szczyt tych halucynacji, chyba nie może być gorzej, przecież tyle czasu minęło. Ale nie. Ktoś cos do mnie mówi, próbuje mu odpowiedzieć, lecz słyszę własne słowa jak echo, w dodatku pojawiają się po piętnastu sekundach, kiedy tamtego kogoś dawno już nie ma. W jednej sekundzie widzę jak wszyscy ludzie rozmawiają na mój temat, bo stoją w grupkach i szepczą do siebie, patrząc na mnie. Pstryk i ten widok znika. Ale lęk rośnie. Już nie chce tych halucynacji, już mi się nie podoba. Zamykam na chwilę oczy, by się uwolnić od tego. Pod powiekami dzieją się jeszcze gorsze rzeczy, na powrót otwieram oczy.
Ludzie podchodzą do mnie i mówią mi coś na ucho. Jest ich kilku, tylko ja już wtedy nie wiem, czy to w ogóle miało miejsce. Lęk się potęguje, ciężko mi się oddycha. Myślę resztką trzeźwego umysłu, że źle ze mną i może już mi tak zostanie do końca życia. Widzę na projektorze wyobraźni jak reaguje moja rodzina na mój widok. Widzę ich smutek, ich łzy. Przecież ja bym nawet nie wiedział, że to oni, nie rozpoznałbym własnej matki przy tak mocnych halucynacjach. Już nie lęk, a panika wkrada się w mój umysł za pomocą tej myśli. I było jeszcze coś. Miałem nieodpartą chęć podzielenia się swoimi tajemnicami z wszystkimi, ledwo byłem w stanie to opanować.
Nie wiem co działo się potem, czy ktoś ze znajomych zauważył, że ze mną gorzej, czy po prostu ten wieczór upłynął mi w nie do końca świadomym stanie, ale wyszliśmy z klubu i zawineliśmy się na chatę. Po drodze słyszę jak koledzy mówią, że źle ze mną i mam coś ze wzrokiem ale moim głównym zmartwieniem jest teraz zahamowanie rodzącej się paniki. Nie potrafię się uspokoić, nic już nie mówię, nie odzywam się w ogóle, tylko próbuje zwalczyć tą nadciągającą burzę. Nie udaje się. Z nerwów robi mi się niedobrze. Może też jakieś znaczenie ma to, że w aucie jest okrutnie gorąco. Wymiotuje przez okno co z dzisiejszej perspektywy jest dosyć żenujące, wtedy miałem to gdzieś. Kierowca się zatrzymał, coś tam zwymiotowałem jeszcze i z powrotem do auta, bo komuś się spieszy. I następne nudności i następne zatrzymanie auta. Z kolejnym opróżnieniem żołądka robię się coraz bardziej trzeźwy, wracam na powrót na normalnej rzeczywistości łono i jestem gotowy niemal całować ziemię, że faktycznie wychodzę z tego horroru. Jeszcze jedno zatrzymanie, jeszcze jedno klękanie na kolanach w szarpiącym nudnościami żołądkiem i nadchodzi coś nieoczekiwanego. Panika nagle otwiera się i wychodzi rozprostować kości na wierzch. Nie wiem co się dzieje. Oddycham szybko, sprawdzam sobie puls palcem, a on jest coraz szybszy. Coraz gorzej się czuje, nie mogę nawet wstać na proste nogi, bo kręci mi się głowie. Wydaje mi się, że umieram. Autentycznie jestem przerażony. Proszę, błagając kolegę by wezwał karetkę, bo nie chce umierać. Proszę go tak kilka razy, mając łzy w oczach i śmierć na swoim ramieniu(przynajmniej tak mi się wydawało). Najlepszy przyjaciel próbuje mnie jakoś uspokoić słowami, nic do mnie nie trafia. Ktoś inny mówi, że wkręciłem sobie fazę, że nic mi nie jest. Gdybym mógł wstać, okładałbym tą osobę pięściami za takie słowa. Nieważne.
Najlepszy kolega przystaje na moją prośbę i wzywa karetkę. Reszta ekipy na słowo karetka reaguje alergicznie, bo dopowiadają sobie, że zaraz pewnie zjawi się policja, a oni mają przy sobie pewne ilości tego, no i tamtego. Także zostawiają mnie, odjeżdżają. Zostaje przy mnie tylko też jeden wierny przyjaciel. Karetka odmawia przyjazdu jak tylko się dowiaduje, że jestem pod wpływem narkotyków. Niech umiera narkoman, mamy pilniejsze sprawy.
Panika po piętnastu długich minutach trochę ustaje. Zostaje mocny ślad w sercu i doszczętnie rozwalony nastrój. Podły, najpodlejszy zjazd. Najgorszemu wrogimi takiego nie życzę, tego nie da się opisać prosto słowami. Po takim czymś człowiek szuka tylko gałęzi, gdzie by tu się powiesić. Ale jakoś przeżyłem tamten dzień, a później było z górki. Mogę dodać jeszcze, że nasi najdrożsi koledzy zostawili nas jakieś 80km od naszej miejscowości, nie mieliśmy przy sobie żadnej kasy, po drodze zatrzymywaliśmy się na stacji i piliśmy wodę z kranu. Padał deszcz i było wyjątkowo zimno. Tamten kierowca po kilku godzinach ulitował się nad nami i wrócił po nas, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
- 296466 odsłon
Odpowiedzi
Post z powyżej żeby był we
Post z powyżej żeby był we właściwej konwersacji:
Sorry adminów.
Ogólnie to kiedyś to już gdzieś wspominałem, piszesz tak jak ja kilka lat temu. Sam miałem uczniów i mistrzów, tak samo pisałem. Teraz z perspektywy czasu widzę jak bardzo chciałem być zauważany właśnie przez te zachowanie, bo w środku byłem sam. To tak jak z prawnikiem, bitcoinowcem i weganinem... który pierwszy powie o tym co robi? Może jeszcze tego nie widzisz, a raczej napewno tego nei widzisz..... Ogólnie mi to zajęło 3 miesiace ciężkiej pracy terapii prawie dziennie 3h żeby zauważyć i zrozumieć problem, żeby zrozumieć tą chęć tego "czegoś". Bycia potajemnie tym "kimś" za kim podążają ludzie. To wszystko dzieje sie w podświadomości, my dostajemy wyjściowy efekt który jest cieżko do opisania "chęcią" czegoś. Jakie uczucie sie za tym sie kryje myślę że różnie... ale zawsze powiązane jest z nałogiem, wszystko z człowieka można wyciagnąć gdy sie włoży pracę... ale nie tą magiczną... tylko realną psychologiczną wiedzę.
Nie mówię że nie można tak żyć, bo to tak jak z Bogiem, zwracajac sie do Boga człowiek tak naprawdę ucieka od problemów i można tak do końca życia i to nie jest złe. Uważam że za maską oświeconego czy też przebudzonego, tak naprawde kryje się samotna twarz chąca byc zauważonym. // nałóg
No ale to moja subiektywna ocena, na podstawie moich odczuć i ludzi których poznałem.
Sam nie ukrywam tego że zaraz po zdjeciu różowych okularów Bóstwości(?) pojawiło sie prawdziwe uczucie za tym skrywane i zamiast je rozwiazać poleciałem w kodę by dalej ten smutek karmić... i wiem że jedyną rzeczą która zastąpi mi branie kody jest medytacja i duchowość, którą kiedyś stosowałem. Co według mnie jest potajemną ucieczką.
Napewno lepszą niż ćpanie i szczerze to zazdroszczę że potrafisz tak karmić to coś co ciągnie (wg. mnie nałóg) w podświadomości medytacją, moze kiedyś w końcu uda mi się do tego wrócić, ale na bank będzie to się wiązać z prowadzeniem ludzi za sobą i kilkoma mistrzami bo nie przemogę sie żeby walczyc ze sobą.... narazie
Ciekawe czy kiedyś rzeczywiście znajdę siły żeby ten problem rozwiazać bez maski oswieconego. Przejebane.
//
Inniejszy dobrze napisał "zycie nie jest takie proste jak ci sie wydaje. siedziec w domu i wymyslac bajki i teorie to zadna sztuka"
Życie to chuj, a życie w bajcie to ukrywanie przejebanej chujowości życia, ciekawe kiedy to zrozumiesz
wiesz, skoro ja dalem rade z
wiesz, skoro ja dalem rade z moja skurwiona przeszloscia to ty tez pewnie dasz - nie zebym cie znal ale niewiele jest osob ktore przezyly to co ja
"niewiele jest osob ktore
"niewiele jest osob ktore przezyly to co ja"
To podejrzewam że serio możemy se piąteczke przybić, takie rzeczy ogólnie uznaje się za bajki, a jak bym komuś miał opowiedzieć to powie że jebany bajkopisarz, psychol, więc jak tak piszesz to podejrzewam że masz podobnie spierdolone życie, chociaż nie mam zamiaru sie spinać kto miał gorzej, bo każdy ma najgorzej po swojemu.
Ja pomimo jebanego uzależnienia i tak jestem już do przodu.... i to w chuj, dzieki terapii, ale się przypierdoliło do mnie to gówno i nie chce puścić. Ciekawe ile z tego obecnego życia mi zostanie jak rzeczywiście to rzuce. Możliwe że na buprę narazie przejdę... żeby chociaż coś zacząć
Panowie...
Na pytanie, co osiągnąłem, odpowiem - zrozumienie i spokój. Nie obchodzą mnie materialne rzeczy i naprawdę nie potrzebuję do szczęścia basenu, czy sauny, chociaż rozumiem, że sprawiają Ci radość. Cieszę się każdą chwilą, nawet, gdy pojawia się smutek. Wykorzystuję go do pisania, bo nie tylko TR'y piszę;-) Spotykam się z fantastycznymi ludźmi, w znakomitej większości muzykami - z całej Polski i nie tylko.
Pytasz gdzie narzekasz, że świat jest zły i niesprawiedliwy? Kilka cytatów:
"... pomagam tez probojacym sie rozwijac artystom, tym bardziej niepokornym ktorzy beda mieli sile przeciwstawic sie zjebaniu tego swiata"
"... to na co kto zasluguje ma gowno wspolnego z tym co dostaje"
No rzeczywiście zaświadczasz o sprawiedliwości świata... ehh
Nigdzie nie piszesz, że czekasz do śmierci, ale zadałeś pytanie o sąd boży po śmierci. Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi, lecz obojętnie jaka ona jest, warto czynić tak, jakby tak było (niezależnie od natury owego sądu). Na bazie własnych doświadczeń, jak i wąskiej grupie mi podobnych powiem Ci, iż wierzę w reinkarnację i karmę. Karmy doświadczam cały czas. Ale przecież cały czas o tym piszę...
Chacken... "Uważam że za maską oświeconego czy też przebudzonego, tak naprawde kryje się samotna twarz chcąca byc zauważonym..." - Muszę przyznać, że jest w tym trochę prawdy, ale to nie do końca tak. Otóż samotność rzeczywiście czasem mi doskwiera, jednak był to mój całkowicie świadomy wybór, by przeżyć odosobnienie, aż udało mi się zrozumieć. Spojrzałem w zupełnie inny sposób na siebie. Potraktowałem swoje demony nie jako wrogów, ale jako najlepszych przyjaciół, którzy wskazują mi nad czym muszę jeszcze pracować. W czasach, gdy koncertowałem siedział we mnie prawdziwy smok, którego nieświadomie karmiłem. Dziś już go nie ma. Jednak oczywiście nie jestem oświecony! Do tego stanu będę dochodził jeszcze poprzez wiele ciał. Przebudzenie jest wtedy, kiedy wiesz co robić i ponosisz prawdziwą odpowiedzialność za swoje czyny. Przykład pierwszy z brzegu - nie jem mięsa, bo jestem świadomy, że jestem tym, co jem. Zwierzęta są trzymane w makabrycznych warunkach i nie potrzebuję przyjmować tego bólu i strachu.
Spójrzcie panowie, jak widzicie świat. Mówicie, że jest zjebany, chujowy itd. Nie macie nadziei, ani wiary. Nie wykorzystujecie największej mocy własnego Umysłu.
Skoro placebo leczy, to to jest prawdziwa siła, prawdziwa moc. Mam nieuleczalną chorobę (hahahaha), którą powstrzymałem Umysłem. Są jej ślady, ale jakbym uwierzył lekarzom, którzy mi przepisywali leki w cenie wypłaty i kręcili głowami, że mam przejebane, bo nic się nie da zrobić, to bym się załamał. A co Cię nie zabije, to Cię wzmocni.
"Choćbym szedł ciemną doliną zła się nie ulęknę."
Jestem świadomy śmierci, wiem, że może przyjść w każdym momencie, dlatego nie przywiązuję się do niczego. I choć tyle razy zwątpiłem we wszystko, nadal widzę piękno.
Więcej wiary panowie. W cokolwiek, najlepiej w siebie. Wykorzystajmy Życie ciesząc się każdą chwilą.
To tylko sen samoświadomości.
Nie mam czasu odpisać na
Nie mam czasu odpisać na wszystko ale to zdanie:
"Nie macie nadziei, ani wiary."
Na szybko napiszę że jak bym nie miał wiary ani nadzieji to mnie by już tutaj nie było w wieku 12 lat, wiec uważam że iskrę życia mam mimo ciągłego dopierdalania ze strony życia które jakby sie ze mna bawiło i tak wciąż tutaj jestem.
I na wymiennie iskra życia istnieje dzięki nienawiści i miłości....
:-)
Miłość i nienawiść to to samo, tylko z odwróconym wektorem. Pielęgnuj miłość, ale po co Ci nienawiść? Przecież nienawiść niszczy... Po co sobie to robić?
To tylko sen samoświadomości.
co niszczy nienawisc, bo mnie
co niszczy nienawisc, bo mnie to ciekawi. i po co pielegnowac milosc? przeciez milosc zaslepia... po co sobie to robic?
Człowieku!!!
Nie myl miłości z pożądaniem. Co niszczy nienawiść??? Zdrowie nienawidzącego.
To tylko sen samoświadomości.
Nie, wróć.
Nienawiść niszczy wszystko... Nic nie buduje. Ja pierdole, że ja taką oczywistość muszę tłumaczyć, to mi ręce opadają. Brak słów...
To tylko sen samoświadomości.
A gdzie ty to kurwa
A gdzie ty to kurwa przeczytałeś że nie buduje? Jaką oczywistość tłumaczysz? Pierdolisz jakiś swój wymysł i to znowu kreując się na Bóstwo XDDDDDDDD
Kurwa stary nie moge z tobą ale Cię popierdoliło po tych dragach XD
Panowie i Panie tak się kończy nakurwianie DMT... zamieniasz sie w Boga ale ciagle mówisz że nim nie jesteś, podkreślając to oświeceniowym zdaniem o tym jak bardzo jesteś wyżej nad innymi mowiąc że nie jesteś :D
Nie mogę już mam lachę z ciebie konkretną, tylko troche szkoda bo chyba nie wyzdrowiejesz, a czasami wydawało się że coś tam wiesz.
Skończ już mówić co jest czym, "miłość to nienawiść tylko inny wektor", "Pielęgnuj miłość, ale po co Ci nienawiść?", "Świat jest tobą a ty jesteś światem"
Ja jebie gdzieś w twoim poprzednim poście pisałeś do inniejszego coś w stylu "mam swoje kretki i próbujesz mi je zniszczyć"
Kurwa nie widzisz że ty nam nasze kredki rozpier%^&asz, wciskasz nam jakiś swój oświeceniowy bulszit, mówiąc że go nie wciskasz, przy okazji wciskając jakieś oświeceniowe zdanie.
"Ja nie jestem oswiecony, i nie wciskam bulszitów. Ale pamiętajcie że jak jest bulszit to jest i coolszit.... pamiętajcie równowaga" - i tak nonstop.... niby nie ale ciągle nadajesz i dodajesz i potwierdzasz tą swoja boskość, tak bardzo niedokarmiony że jak to pierdolnie to sie chłopie nie pozbierasz latami.
Smutne.
Tak, tak... Nienawiść buduje... Chyba obozy śmierci... Tak się kończy nakurwianie DMT, że doceniasz to, co masz, kochasz życie i pielęgnujesz w sobie miłość. Niech każdy sam wyciągnie wnioski. Pozdrawiam was panowie. Życzę szczęścia, zdrowia i pogody ducha:-)
To tylko sen samoświadomości.
Pozwolę sobie
Szaman, co Ty pierdolisz? XD Skoro miłość i nienawiść to dla Ciebie to samo, tylko przeciwne- współczuję. Całym sercem.
Druga sprawa- zarówno nienawiść jak i miłość mogą budować, albo burzyć. Przykład z mojego życia:
-Miłość wielokrotnie zburzyła moje poczucie wewnętrznego spokoju, bo kocham osobę, z którą momentami się mocno nie dogaduję, przez co często bycie w związku jawi mi się jako nieustanna walka o wspólne dobro i utrzymanie tej relacji. Za to zbudowała we mnie ogromne szczęście i poczucie sensu, którego Tobie ćpańsko nie da i nie dało, bo wciąż się oburzasz jak paw na neurogroove, że ktoś ma czelność wierzyc w co innego. Jakbyś był tak szczęśliwy, jak chcesz być, miałbyś po prostu wyjebane. Rozumiałbyś ludzi, zamiast ich pouczać. I przede wszystkim nabrał pokory.
-Nienawiść zbudowała we mnie motywację, dzięki której od 5 lat zapierdalam na siłowni, żeby pokazać lamusom, którzy mnie gnoili, ile jestem wart. Gdyby nie nienawisc, bylbym teraz mega spasionym i smutnym przegrywem. Za to zabrała mi wiele czasu na myslenie o osobach, których nienawidzę. Nienawiść do samego siebie motywuje w chuj. Miłość, jak można wywnioskować po Twoim napuszeniu, jedynie sprawia, że inni mają Cię za śmiesznego osobnika.
Wiesz co mnie najbardziej bawi? Że cały czas sobie przeczysz. Pisałeś niedawno, że świat to nie tylko biel i czerń, że są inne barwy. A Ty caly czas myślisz w kategoriach bieli i czerni właśnie. "Nienawiść zła, miłość dobra. Dobre myslenie sprawia, że nagle wszystko jest zajebiste, złe myślenie sprowadza kłopoty. Karma to, prawo przyciągania tamto, przecież to ocZywiste ja jebie dlaczego ktos tego nie czai iksde" - brzmisz jak dziecko, które wierzy w to, że świat to tylko pluszaki i gumowe kaczuszki.
Może faktycZnie nie doświadczyłes niczego, co by mocniej Tobą zachwialo i myślisz, że każdy ma tak łatwo, jak Ty. Ale nie. Życie to czasem taka kurwa, że nawet pocieszanie się "doskonałym wzzechswiatem" nic nie daje.
Panowie wyżej już wyjaśnili Ci wszystko. Dorośnij, staruszku.
Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.
Przeciwieństwa bywają fikcją
Dobro i zło są tym samym. Prosty przykład: ukradniesz coś komuś- dobrze zrobiłeś, bo się wzbogaciłeś. Ale źle bo tamten zbiedniał. Tylko, że to czy to było dobre czy złe nic nie zmienia, bo w końcu i tak czy siak dokonałeś tego.
Albo wyobraź sobie pokój, który ma białe ściany, kąty proste i jest sześcianem. I jego przeciwieństwo: czarny pokój, w kształcie kuli i ma kątów oraz ścian. To jest parafoks, bo nie jest pokojem gdy nie ma ścian. A jak istnienie czegoś jest sprzeczne same z sobą to nie istnieje. Stąd wniosek że nie ma przeciwieństw.
Jak uważasz inaczej to powiedz co będzie przeciwieństwem pokoju co ma 8m^2 . Pokój -8m^2 ? xD
"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."
J.P Sartre "Mdłości"
Co ty dupisz? To co napisałeś
Co ty dupisz? To co napisałeś nijak się ma do tego co pisze Szaman i godzina śmierci papieża. Jaki Ty tutaj w ogóle zabieg zrobiłeś? Jakim prawem sześciokątny pokój zamieniłeś na kulę?
To tak jak ja bym napisał "wyobraź sobie pokój, który ma białe ściany, kąty proste i jest sześcianem 20m^2. Jego przeciwieństwo to kutas, ma dwa jaja, armatę i jest czarny. I to jest paradoks bo biały kutas nie może być tak duży jak czarny, a mówimy o pokoju"
I o co Ci chodziło z tym 8m^2 i -8m^2? Jaką ty tutaj matematykę uskuteczniasz? Co to za magia? Co ty udowadniasz?
"Stąd wniosek że nie ma przeciwieństw." .... - SKĄD? stąd że zamieniłeś se biały sześciokąt na czarną kulę?? co ja kurwa czytam
<mem_z_mikserem_w_oczach>
Szaman, Chacken to dla was.
Powiem tak.
Chciałem ci dać do zrozumienia, że wszystkie oceny co jest odwrotne co przeciwne ustala podmiot postrzegający, a więc są one iluzoryczne. ,,Jakim prawem zamieniłeś sześciokątny pokój w kulę?" Nie zamieniłem a stwierdziłem, że jest przeciwieństwem tego pokoju tak jak ludzie myślą że, kolor biały najbardziej różni się od czarnego. Podobnie jak ogień od wody, twarde od miękkiego, słodkie od kwaśnego (a właśnie czemu nie od słonego?) etc.. zrobiłem dokładnie ten sam zabieg w obserwacji.
Jak się ima tego co piszecie? Właśnie tak, że niektórym się wydaje, iż są jakieś żelazne podziały w rzeczywistości nie wiedząc o czystym idealizmie takich mniemań. "Nienawiść nie buduje nic a jedynie niszczy... tylko miłość coś tworzy." (Cytowane z pamięci) No ja jebię. I kto to pisał? Ja rozumiem, że takie zdanie mogłaby wypowiedzieć młoda zakonnica a co najwyżej ksiądz. Ale człowiek co pali DMT??? Szamanie myślisz, że jak postawisz białą farbę obok czarnej to zaraz zaczną się między sobą napierdalać? Że istnieje podział na lewą i prawą stronę wszechświatata?
Widzę, że odkąd poznałeś buddyzm, hinduizm, taoizm zatrzymałeś się na Ying-yang i wszystko do tego sprowadzasz. Tu białe tam czarne jest równowaga i zajebiście, a prawda jest w tobie.
PS:Ten mikser w oczy to mnie rozjebał:)
"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."
J.P Sartre "Mdłości"
Góra, dół. Plus i minus.
Góra, dół. Plus i minus. Ciepło i zimno. Góra i dół jako ukształtowanie terenu. Suchy i mokry. Być i nie być. Lewa i prawa (moze być strona wszechświata). Jesteś i debilem.
"Jesteś i debilem. " ~Gryby
"Jesteś i debilem. " ~Gryby
xDD
Do filozofa... ty się
Do filozofa... ty się mieszasz w tym co piszesz... raz pokazujesz że dobro i zło to to samo bo jest jednocześnie złe i dobre. No spoko ale w tym podejściu założyłeś że istnieją co podchodzi pod istnieje ideę i formę którą wypełniłeś. Potem pokazałeś że sam stworzyłeś przeciwieństwo do białego pokoju które jest kulą, znowu skorzystałeś z idei o przeciwieństwie. Następnie stwierdziłeś że to nie możliwe więc nie istnieje, ale żeby to stwierdzić skorzystałeś z idei porównania.
I na podstawie skorzystania z idei porównania, po tym jak skorzystałeś z idei przeciwieństwa, stwierdziłeś że przeciwieństwa nie istnieją.
Idea i forma jest wszystkim... jak uważasz że nia ma przeciwieństw... to nie ma też porównania, nie ma dodawania, nie ma rodziny, domu. Nie wiem co chcesz przekazać? Jak to że "nie będzie niczego" to już taki jeden był Kononowicz się nazywał #pdk
lol chyba logiczne że bez form idei, bez postrzegania nie ma niczego... ale to powiedz mi czemu akurat przeciwieństw nie ma? Czemu nie wyjebiesz z tego uniwersum np. idei rodziny? Mam do wszystkiego podchodzic jak by nie było niczego? Bo tak by z tego toku rozumowania wychodziło, ale w takim razie z takim podejściem po co w ogóle pisać na NG skoro nic nie istnieje?
*
Może i mieszam, ale jak ja piszę, że przeciwieństwa są fikcją to dlatego, że hermetycznie nie przenikają całej płaszczyzny immanencji. Czyli jak mówisz góra i dół to uważasz je jako przeciwieństwa choć masz na myśli tylko kierunek patrzenia. A nie bierzesz pod uwagę tego co widzisz, a może być takie samo. Nie bierzesz pod uwagę cech fizycznych np. pozycji. Albo samego aktu patrzenia. Jak się przewrócisz na bok to nie odwracają się kierunki samoczynnie tylko dlatego, że tak wymyśliłeś. Świadomie napisałem o tej lewej i prawej stronie wszechświata, bo dobija mnie taka schematyczność myślenia.
Tak to działa, że rozum będzie zakrzywiał rzeczywistość.
A piszę o tym odnośnie waszej dyskusji. Rozpierdala mnie ta równowaga i rozkminy czy dzieci w Afryce są winne. Może nie są, może są? Próbujecie pojąć kilkaset lat historii w odniesieniu do odczuć ludzi w Afryce, w której nie byliście. Może tam szczęście daje coś innego? Np. dostać ołówek. Jest coś takiego jak zależność zmiennych losowych. ,,Karma nie zwraca się natychmiastowo". Może się we ogóle nie zwrócić, ale to jej nie przeczy. W nierównowadze też jest równowaga.
Co do istnienia to istnieje tylko to co jest poza czasem.
"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."
J.P Sartre "Mdłości"
",,Karma nie zwraca się
",,Karma nie zwraca się natychmiastowo". Może się we ogóle nie zwrócić, ale to jej nie przeczy. W nierównowadze też jest równowaga."
ale ty pierdolisz :D :D :D karma to JEST ZWRACANIE SIĘ TEGO CO DAJESZ. Czyli jeśli się nie zwraca to... jej nie ma? nie działa? To, że ty sobie zmieniasz znaczenie wyrazów nie znaczy, że to dzieje się też u innych w głowach. Jedz mniej tego co jesz bo próbując być filozofem wychodzisz tylko na przećpanego oszołoma
Nie do końca
Aj tam wiesz o co chodzi. Nie tak, że się nie zwróci nigdy tylko "że w ogóle" (każdy ma własny język;)) w sensie, że jak nie teraz to później, jak nie tobie to komu innemu. Nie bez przyczyny podzielono energię na potencjalną i kinetyczną.
"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."
J.P Sartre "Mdłości"
Nie. Karma nie działa tak, że
Nie. Karma nie działa tak, że ty komuś upierdolisz nogę... więc mu upierdolą drugą. I tak serio - nie działa wcale.
To w ogóle, to nie wierzę w te twoje filozofowanie i stwierdzam żeś troll.
Karma.
Działa, działa. Jakie ziarno zasiejesz, takie plony zbierzesz.
To tylko sen samoświadomości.
Jeśli chodzi ci o to
Jeśli chodzi ci o to tradycyjne jak się pościelesz tak się wyśpisz czytaj jak będziesz na coś pracował i się temu oddawał to przyniesie to efekty. Ale jeżeli mówisz o magicznej, nadnaturalnej karmie czytaj jeśli zrobisz kogoś w chuja to i ciebie zrobią lub jeśli pomożesz komuś to i tobie pomogą to nie, w żadnym wypadku. Myślę, że rozmowa z Inniejszym wyczerpała temat. A takie gadki, że w poprzednim wcieleniu itp. to nie dla mnie.
Załóżmy, że wszystko jest
Załóżmy, że wszystko jest energią i człowiek ma energię, która wibruje. Jest to w jakiś sposób wyczuwalne pozazmysłowo. Pomożesz komuś i robisz się szczęśliwszy - Twoja energia wibruje wyżej/czyściej i wtedy ludzie (sami nie wiedząc czemu) jakoś tak chętniej pomogą Tobie.
To tylko sen samoświadomości.
@szaman
@szaman
Widzisz, ty tak widzisz karmę. Czyli niekoniecznie działą ona, a to, że jesteś szczęśliwy, bo zauważ, że nie każdego smyra po ego pomoc innym, a wielu jest szczęśliwych jak kogoś napadną, okradną, sprzedadzą słąby koks, albo cukierki ze sklepu jako ecstasy - są prawdziwie szczęśliwi.
@filozof
Stwierdzam żeś troll, bo pierdolisz od rzeczy
Ale skoro nie, to wytłumacz, ludzkim językiem, a nie jakimiś pokrętnymi farmazonami (bo dalej nie mam pojęcia o co ci chodzi z tą karmą) czym jest według ciebie karma jeśli nie: Jak gówno z siebie dajesz to do ciebie wraca.
Bo napisałeś, że zwraca się jak nie teraz to poźniej, jak nie mi to komuś innemu. Wiesz w ogóle co to znaczy zwraca czy też przypisałeś temu własne znaczenie. Jeśli tak zrobiłeś to spisz słownik i znajdź grupkę, która będzie chciała mówić z tobą twoim językiem, bo wątpię żeby ktoś tutaj chciał się trudzić i go uczyć.
No to jeszcze inaczej.
Widuję się z wieloma ludźmi i ci, którzy przynoszą dobrą energię i się nią dzielą są zawsze mile widziani, zapraszani i obdarowywani. Ci, którzy próbują cwaniakować już nie są tak mile widziani, nie są zapraszani (nawet jak się dobijają) i dziwią się, że nikt im prezentów nie robi.
Jak ktoś coś komuś ukradnie, to choćby się cieszył, jak dziecko, to dobrej energii ze sobą nie niesie.
To tylko sen samoświadomości.
No chyba, że tak.
No chyba, że tak.
Jak działa
Dla mnie karma jest równowagą tylko że dotyczy ludzi. Serio jak widzisz słowo "karma" to myślisz "to na co zasłużył", albo "każdemu po równo", a nie dostanie, więc nie działa? Ja napisałem o czym mówię może trochę niejasno. Ale tobie to nie pasi, bo musisz się czepiać wszystkich cholernych słówek i fraz. Nieważne czy są nowe, wymyślone, uproszczone, skrócone czy napisane że zmęczenia.
Na jakiej podstawie stwierdzasz że jestem trollem? Może jeszcze kurwa powiesz, że sam sobie odpisuje.
"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."
J.P Sartre "Mdłości"
albo troll albo debil
Ja też uważam że troll. Po kolejnym magicznym stwierdzeniu "Nie bez przyczyny podzielono energię na potencjalną i kinetyczną." w odniesieniu do rozmowy o karmie....
Znaczy albo troll albo debil. Chociaż jak patrze na raportach na wiek 18 to też może być przyczyna takiego niedoinformowanego pierdolenia. Poczytaj napierw książki, a potem wysnuwaj wnioski.
Bo jak czytam pokój -8m^2 albo "Nie bez przyczyny podzielono energię na potencjalną i kinetyczną."... to śmiech.
Forma pisania też mi się już z kimś kojarzy, ale zostawię to dla siebie. #pdk #kmwtw fajne świry tutaj ja pierdole
Strony